Wiecie co, teraz mam taki para depresyjny stan, więc to co napiszę może być tym przesiąknięte. chyba istotnie bardziej potrzebuje rozmowy, czasem przytulenia, zrozumienia.
czy leczę moją depresję? tak jakoś na obecną chwilę mi się wydaje że chyba nie chcę jej leczyć. czasem się zastanawiam czy nie lepiej ,mi na nią było by brać jakieś syntetyki, amfetamina, kokaina, lsd, ekstazy. nie chce szpikować się chemią, szczególnie antydepresyjną, już wolałbym chyba powyższe.
wiecie jak ostatnio się czuję? jest taki teledysk, jakoś bardzo go lubię, często go ostatnio oglądam, wydaje mi się iż treściwie ukazuje to jak się czuję. jest tam główna bochaterką, i chyba częstokroć czuję się tak jak ona, czasem tak rozpiera mnie energia że miałbym ochotę zrobić totalną rozpierduchę jak na końcu tegoż teledysku, ale to jedynie moja wyobraźnia, może bardziej symbolicznie pozwala mi to znaleźć ujście dla wewnętrznego bólu, chyba dlatego lubię ten teledysk:
http://pl.youtube.com/watch?v=BkmgsksTT4A
co do pisania, kiedyś coś tam pisywałem, nawet wiele, nawet nie tylko do szuflady. to już przeszłość.
wracając do wątku:
zapewne sam się w tym zapętlam. owa dawna przyjaciółka, wie że tak się z tym wszystkim czuję. po latach nie wytrzymałem i opisywałem jej to nawet obficie. sam już nie wiem czego chcę. dziś moja ukochana
mówiła mi żebym zrobił coś co napowrót pomoże mi się odnaleźć. tylko że ja już sam nie wiem co. to wszystko mnie przytłacza.
jeśli chodzi o zerwanie definitywne, sam już nie wiem co przez to rozumieć. myśl uporczywie powraca.kiedyś traktowałem ją jako najbliższą przyjaciółkę, potem chciałem by taką pozostała. potem zmieniło się nasze życie, realia, i my zmieniliśmy się również, albo też poznaliśmy się bliżej. smak wyobrażeń jest słodki. w sumie zastanawiam się czy potrafił bym w ogóle żyć rzeczywistością. jakoś chyba zawsze od niej uciekałem. po co mi te wszystkie sztuczne światy? po co mi one? jakiż brak próbuję sobie nimi zapełnić. być w świecie ale jakoby nie będąc z tego świata. gdy mam takie nastroje, to się wizolowywuję, wyalienowuję. tak naprawdę to chyba jakoś od zawsze pragnąłem uciec gdzieś poza ten świat. tylko tak naprawdę czuję że tu nie ma gdzie uciec.wszystko daje tylko odpust chwilowy. pogrążam się w sztuczne światy.
związki - idealne związki, i ich realne odzwierciedlenia. przyjaźń, czy to ja do niej nie dorastam, czy może inni? a może taką ona jest? zmienną i nieuchwytną.
zapętliłem się. pęta mnie moja wyobraźnia. wiecie co? może to jest walka pomiędzy rzeczywistością, a pewną moją realną potrzebą. tylko która z nich jest autentycznie realna. potrzeby moje, potrzeby innych, czasami sam już nie wiem które z nich są ważniejsze. dlaczego jestem skłonny rezygnować z siebie na rzecz innych? dlaczego nie potrafię żyć w pełni swoim życiem? za czym ja gonię? i czemuż nie mogę tego pochwycić? co w tym wszystkim jest tak naprawdę realne?
co w tym wszystkim jest tak naprawdę realne???