jak żyją 30-tolatkowie?

Problemy z partnerami.

Postprzez wielorybica » 3 maja 2008, o 22:51

hihihi trochę mnie to rozbawiło...nie jest to wiara we własną wyjątkowość ani tym bardziej żądanie od świata uznania jej...być może chodzi o lęk przed utratą kontroli co zresztą nijak nie zmienia faktu, że bylejakości nie lubię i szczerze mówiąc nie widze związku między szacunkiem do siebie, czyli właśnie umiłowaniem jakości życia a potrzebą kontroli...
Avatar użytkownika
wielorybica
 
Posty: 458
Dołączył(a): 17 gru 2007, o 01:40

Postprzez Sinuhe » 3 maja 2008, o 23:10

Trzymanie z dala bezbarwnych szaraczków też jest kontrolą...
Sobota wieczorem, net, z kim by tu popolemizować, co?

Hm... jak to jest z tą substancją, co to w głowach jakiegoś gatunku krzepnie i topi się?
Avatar użytkownika
Sinuhe
 
Posty: 467
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:02

Postprzez strangeday » 3 maja 2008, o 23:15

wielorybica napisał(a):pewnych rzeczy w życiu nigdy bym nie zrobiła, w pewne miejsca nigdy bym nie pojechała gdybym była ograniczona tą drugą osobą.


To chyba niedobrze myśleć o drugiej osobie jako o ograniczeniu ?
Można powiedzieć, że przecież daje to nowe możliwości.

Oczywiście całość sprowadza się do odpowiedniej osoby :)

A przede wszystkim - radość dzielona jest podwójna - to jest w tym najważniejesze.

Pozdrowienia!
strangeday
 
Posty: 8
Dołączył(a): 17 mar 2008, o 20:27

Postprzez wielorybica » 3 maja 2008, o 23:31

trzymanie się z dala to raczej aspołeczność (zbudowana na lękach przed bliskością) i nieumiejętność nawiązywania niezbyt głebokich relacji...ot choćby po to żeby wyjść na piwo w sobotni wieczór, i owszem to jest dla mnie problem, ale nie wynika on z przekonania o własnej wyjątkowości...jeśli już to jest to przekonanie o wyjątkowym braku luzu przy wchodzeniu w jakiekolwiek relacje społeczne.
a co do ograniczeń...tak już właśnie mam, że nie umiem stawiać zdrowych granic i kiedy wchodzę w jakąś relację, na której mi zależy tracę dystans albo z powodu lęku przed utratą dystansu nie wchodzę w ogóle...takie błędne koło.

p.s.
doprawdy Sinuhe nie wiem co miała znaczyć Twoja aluzja...:|
Avatar użytkownika
wielorybica
 
Posty: 458
Dołączył(a): 17 gru 2007, o 01:40

Postprzez Sinuhe » 3 maja 2008, o 23:46

A tak sobie opowiadam na wieczór.
Spadam spać - jutro nie wiadomo, o której wyjdę z pracy.
Kolorowych...
Avatar użytkownika
Sinuhe
 
Posty: 467
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:02

Postprzez ewka » 3 maja 2008, o 23:49

Kurczę, jutro niedziela - nie pracujemy :D
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez wielorybica » 3 maja 2008, o 23:56

gadaj zdrów...
kolorowych dla tych pracujących i niepracujących...
Avatar użytkownika
wielorybica
 
Posty: 458
Dołączył(a): 17 gru 2007, o 01:40

Postprzez Sinuhe » 4 maja 2008, o 08:00

Sytuacja wyjątkowa, to i w niedzielę się pracuje.
1-3.V też nie było ulgi.
Ostatnio edytowano 4 maja 2008, o 08:55 przez Sinuhe, łącznie edytowano 1 raz
Avatar użytkownika
Sinuhe
 
Posty: 467
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:02

Postprzez Filemon » 4 maja 2008, o 08:48

Sinuhe napisał(a):Zapewnienia szczęśliwych singli być może nie sa wiarygodne.
Ale są ludzie, którzy po prostu nie potrafią znaleźć się w takiej sytuacji, że obu stronom pasuje. Jak ktoś jest tak psychicznie skonstruowany, że wszelkie braki drugiej strony więcej dla niego znaczą, niż fakt związku, to nic z tego nie będzie...
To nie jest tak, że to jest jakiś wybór.
Bycie samemu z powodu tego, że się nie znalazło odpowiedniej osoby to żaden wybór.
Jeżeli już, to już wybór pomiędzy byciem samemu a byciem z kimś, z kim nie tworzy się tak naprawdę związku.


A to jest powiedziane tak ogólnie, czy o samym sobie...? ;)

No a w ogóle, to tak sobie myślę, że to co powtarzam na temat tak zwanej psychoterapii - że działanie jej jest znikome i tylko bardzo cząstkowe (jeśli w ogóle...) a główny jej walor polega po prostu na DOBRYM, WPIERAJĄCYM KONTAKCIE Z ODPOWIEDNIĄ OSOBĄ (oczywiście o ile uda nam się taką znaleźć) - jest zdecydowanie prawdziwe...

No bo jeśli "ktoś jest tak psychicznie skonstruowany, że wszelkie braki drugiej strony więcej dla niego znaczą, niż fakt związku" i choć poddawał się "psychoterapii" (bo to jest terapia tylko z nazwy, według mnie... :P) a mimo to ta "psychiczna konstrukcja" pozostaje niezmieniona i przeszkadza człowiekowi zbudować w życiu coś tak ważnego i podstawowego jak partnerski związek... to znaczy, że PODSTAWOWE, FUNDAMENTALNE PROBLEMY OSOBOWOŚCIOWE nie zostały w wypadku takiej osoby rozwiązane - być może jedynie jakieś objawy uległy osłabieniu lub jedne przekształciły się w inne, mniej uciążliwe...

Oczywiście powyższe wywody snuję tu sobie w sensie ogólnym a nie personalnym. Natomiast personalnie, to się wypowiem za siebie. A mianowicie... jestem po kilkunastu latach rozmaitej psychoterapii i w dalszym ciągu nie potrafię zbudować udanego związku z drugim człowiekiem, choć bardzo tego pragnę. W ogóle ostatnio dostrzegam, że jestem właściwie w punkcie wyjścia!!! To znaczy w dalszym ciągu tkwi we mnie bardzo silna potrzeba bliskości a jednocześnie skłonność do "bluszczowatej" zależności, przedwczesnego skracania dystansu i nieadekwatnego otwierania się do potencjalnego "kandydata"... Wszystko to powoduje natychmiastowe niemal komplikacje, odstrasza w punkcie wyjścia i ciągnie za sobą pasmo życiowych niepowodzeń w tej sferze - niczym w kółko powtarzający się właściwie ten sam scenariusz... Żadna pieprzona "psychoterapia" ani żaden "pieprzony psychoterapeuta"... :lol: :P nie potrafił tego nigdy ze mną przepracować a nawet śmiem twierdzić, że po rozlicznych lekturach i doświadczeniach ja sam na ten temat mogę powiedzieć coś więcej niż oni, bo po prostu się na tym nie znają i nie potrafią czegoś takiego z pacjentem rozwikłać... Tyle, że sama wiedza o problemie i samoświadomość to stanowczo zbyt mało, bo jeszcze trzeba wiedzieć w jaki sposób to wszystko rozsupłać i się z tego wydostać oraz potrafić to przeprowadzić...

Na przestrzeni mojego życia nastąpiła tylko taka "zmiana", że po kilku rozczarowaniach czy wręcz klęskach osobistych w tej sferze... nastąpiło we mnie "przeciążenie materiału" czyli zamknięcie się w sobie, wygaszenie potrzeb i pragnień (nawet włącznie z seksualnymi, w pewnym okresie) i stan jakiejś emocjonalnej hibernacji... Jednak po paru latach, właśnie niedawno znowu razem z wiosną... ;) odżyły co nieco we mnie te głębokie i w sumie normalne ludzkie potrzeby ducha i ciała i przebiły się poprzez zapory rezygnacji, ran, blizn i różnych urazów po minionych niepowodzeniach dochodząc ponownie do głosu i szukając realizacji w świecie realnym i co się dzieje...? Ano ten sam znany na pamięć scenariusz, kurwa mać!!! (pardon panie oraz panów :P ) znany do obrzydzenia - nic się nie zmieniło i wszystko jest tak jak było... Istna matnia i beznadzieja... Kto powie, że u niego inaczej, temu konia z rzędem...

Myślę, że roztrząsania typu "gdzie ci mężczyźni" (po trzydziestce...) ;) lub "gdzie te kobiety"... nie mają sensu, bo problem, moim zdaniem leży w nas samych (tak samo jeśli się jest już po czterdziestce i jeśli będąc mężczyzną szuka się drugiego mężczyzny a nie kobiety, tak jak w moim wypadku - wsio rybka! :P ) To nie przypadek, że po trzydziestce zostają już same "niedobitki" i "braki"... :P czyli... ja, Ty, Pan, Pani... proszę państwa.... :lol: bo ci, którzy w tej sferze nie byli nadmiernie powikłani i problematyczni (a raczej przeciwnie), to już oczywiście dawno znaleźli sobie partnerów i pozakładali rodziny a nawet zdążyli się już rozmnożyć... :) (poza nielicznymi i wyjątkowymi przypadkami losowymi do których być może ktoś z nas tutaj należy, ale... z pewnością to nie jestem ja! :P )

No, to co komu dolega, ciekaw jestem... he he... Jakie źródło własnych problemów widzimy w nas samych - tak szczerze i uczciwie - i czy może komuś jednak udało się COKOLWIEK z tego obszaru nie tylko zrozumieć ale jakoś przepracować samemu czy z terapeutą i uwolnić się od tego skutecznie...

miłej resztki majowego weekendu życzę... i tak właściwie, to nie warto może zajmować się moim pytaniem, tylko lepiej iść na spacer albOcO... bo i tak... beznadzieja! :? :roll:
Avatar użytkownika
Filemon
 
Posty: 3820
Dołączył(a): 2 gru 2007, o 20:47
Lokalizacja: Matka Ziemia :)

Postprzez nana » 4 maja 2008, o 10:52

chyba Fil też miał gorszy dzień?:)

Pozdrawiam pracujących - wprost z mojego biura!:)

I kilka kamyczków ode mnie: po pierwsze Fil 30-tka to taka "umowna" granica. Jak wiesz jeszcze jej nie przekroczyłam, ale już ją widze na horyzoncie:) i się martwię na zapas. Coś właśnie takigo w tym widzę jak ty, że jak ktoś był w miarę mało powikłany, to już znalazł swojego amatora (ok, poza małymi wyjątkami, ale ja do nich niestety nie należę). Myślę, że po przekroczeniu jakiejś tam umownej granicy szanse ludzi na ułożenie sobie życia we dwoje znacznie maleją. No tak to widzę i już.

Wspomnieliście o poczuciu "wyjątkowości" w zestawieniu z niezgadzniem się na bylejakośc. Ooo! Tak właśnie mam! W zasadzie często myślę sobie, że mogłam już kilka razy wyjść za mąż, ale właśnie nie zgadzam się na bylejakość i nie ciągnęłam niesatysfakcjonujących związków tylko po to żeby z kimś być (no może ostatni związek był trochę dziwny, ale koniec końców wywaliłam Pana-Dupka z mojego mieszkania i życia).

Serio myślę o biurze matrymonialnym... jak to widzicie?
Avatar użytkownika
nana
 
Posty: 634
Dołączył(a): 21 maja 2007, o 19:59
Lokalizacja: Lublin

Postprzez wielorybica » 4 maja 2008, o 10:56

idź i przekonaj się na własnej skórze...najwyżej się wycofasz, a o doświadczeniach opowiesz nam tutaj ;>
pozdrawiam, ja dziś leniwo-dziewczyńskie popołudnie zamierzam uprawiać i wam, pracohole jedne, tego samego życzę!
Avatar użytkownika
wielorybica
 
Posty: 458
Dołączył(a): 17 gru 2007, o 01:40

Postprzez nana » 4 maja 2008, o 11:02

boje się zwyczajnie, że jak nie zajmę się teraz moim życiem prywatnym (chociaż tak serio, to mi się aktualnie nie chce) to za kilka lat już nawet jak mi się będzie bardzo chciało, to będę miałą ZERO szansy (bo już teraz, to jakiś tylko mały ułamek został). Nawet jak się nie uda... to przynajmniej będę może mogła spojrzeć sobie w twarz i powiedzieć, że zrobiłam wszystko dla samej siebie?? :(
Avatar użytkownika
nana
 
Posty: 634
Dołączył(a): 21 maja 2007, o 19:59
Lokalizacja: Lublin

Postprzez Filemon » 4 maja 2008, o 11:52

heh... a wiesz nana, że nawet chyba nie miałem gorszego dnia... :D po prostu ja tak naprawdę myślę, że to tak jest jak opisałem... i wygląda to niestety nie za wesoło, chociaż się nie poddaję i nie załamuję, tylko mimo 45 lat ciągle jeszcze nie odpuściłem sobie tych spraw ostatecznie...

aktualnie nie jestem w trakcie żadnej historii osobistej, która by mnie dołowała - wszystko się pokończyło i mamy constans... :lol: choć może z tą różnicą, że tej wiosny jestem znowu trochę bardziej otwarty na to co ewentualnie mogłoby przynieść życie i trochę rozglądam się wokół siebie, ale widzę, że ze mną nic nowego - wszystko bez zmian w moim wnętrzu, więc zdziwiłbym się gdyby raptem coś potoczyło się inaczej niż zwykle... he he... :)

pesymiści, to podobno... dobrze poinformowani optymiści... :lol: a tak bardziej serio, no to oczywiście, że zawsze sprawy mogą pójść jakoś inaczej niż zwykle, jednak żeby... potrawa była jakaś naprawdę inna, no to i składniki powinny ulec pewnej zmianie a jeśli ciągle pozostają te same (bo nic nie potrafimy z tym zrobić) no to... hmm... :?

pozdrawiam ;)
Avatar użytkownika
Filemon
 
Posty: 3820
Dołączył(a): 2 gru 2007, o 20:47
Lokalizacja: Matka Ziemia :)

Postprzez nana » 4 maja 2008, o 13:59

a ja wierzę że umiem!:))) uważam, że dużo robię dla siebie i żeby siebie zmienić (np. neurotyczną potrzbę miłości zamienić na zdrową).
też jestem bardziej otwarta tej wiosny... dlatego pomyślałam o biurze... może jednocześnie spełni 2 funkcjie: po pierwsze pozwoli wyjśc ze schematu, bo to jednak nie ja do końca będe "wybierać", a po drugie pozwoli poznać kogoś nowego? oj, taki naiwny pomysł?:)
Avatar użytkownika
nana
 
Posty: 634
Dołączył(a): 21 maja 2007, o 19:59
Lokalizacja: Lublin

Postprzez limonka » 5 maja 2008, o 10:30

hej,

pozwole sie wtracic.. Ja poznalam swojego meza tuz przed 30-stka (2 lata) i jestem bardzo szczesliwa:):)

wczesniej bylam w poplatanych zwiazkach ale ze nie godzilam sie na "bylejakosc" znalazlam sile zeby sie wyplatac..co noe bylo latwe..ale bylo warto czekac:):)

wiec nie traccie nadziei drodzy single nie wiadomo co czai sie za rogiemi co przyniesie jutro:):)..biuro matrymonialne czemu nie:) :D
Avatar użytkownika
limonka
 
Posty: 4007
Dołączył(a): 11 wrz 2007, o 02:43

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 200 gości

cron