klemens napisał(a):wyszła za mnie za mąż więc najgorszy chyba nie byłem. ona po prostu po ślubie zgłupiała. z fajnej dziewczyny zmieniła się w potwora. czasem tak bywa, a szkoda, bo chciałem z nią iść przez życie.
nana napisał(a):ufff... wiem, że właśnie wsadzam kij w mrowisko, ale liczę, że zamiast ściągnięcia gradu nagany na własną osobę rozpocznę dyskusję na temat zjawiska zdrady.
Dużo tu pisze osób zdradzonych (ba! mnie też niedawno zdradzono, więc rozumiem to uczucie doskonale), ale ja niestety często mam okazję obserwować sytuację "z drugiej strony". Zwyczajnie lgną do mnie znajomi żonaci mężczyźni. Obserwuję to zjawisko z pewnym niesmakiem od lat. Święta nie jestem, ale mam poczucie przyzwoitości. Zjawisko mi się nie podoba!
Oczywiście mogę powtórzyć wam "wymówki" i slogany, które stosują żonaci mężczyźni "usprawiedliwaiając" swoje propozycje rzucane w moim kierunku, ale ciekawa jestem waszego zdania. Dlaczego żonaty facet, który przyrzekł jakiejś kobiecie "na dobre i na złe i póki śmierć nas nie rozłączy", który ma dzieci z których jest bardzo dumny (w skrajnym przypadku córka była modelką i to niemal w moim wieku!), który ma ładną i zdabaną żonę (część żon widziałam osobiście i są obiektywnie ładne), który ma poukładane życie (i nie chce go zmieniąc), który itd itp poszukuje możliwości zdrady? Podkreślam szuka! i podkreślam, że szuka jej w osobie, która obiektywnie rzecz biorąc nie urzeka urodą (o czym świadczą mało entuzjastyczne reakcje panów stanu wolnego). Zaznaczam, że sytuację większości panów trochę znam i trudno powiedzieć, że im się nie układa w małżeństwie. Kryzys wieku średniego? Tajemnicza magia "kochanki"?
Zastanawia mnie to. Może to jakieś szersze zajwisko, tylko nikt o tym nie mówi? oczywiście ze zjawiskiem potrafię sobie radzić, ale nie wiem właściwie po co IM to wogóle potrzebne?
klemens napisał(a):Ewka pisze, że "powody" znajdą się zawsze. często są POWODY. Moją byłą żonę zdradziłem bez wyrzutów sumienia po nie całym roku małżeństwa. Poniżała mnie publicznie, wyzwiska i obelgi były na co dzień. Kiedy chciałem z nią rozmawiać na ten temat była awantura na całego - ja byłem wszystkiemu winien. Przy kochance poczułem się potrzebny i doceniany, czułem się mężczyzną. Na szczęście zakończyłem małżeństwo po 2 latach i chyba trwało ono tak długo tylko dlatego, że kochanka dodawała mi siły na kolejny dzień.
Nie żałuje romansu. Może zamiast zdrady powinienem był odejść od razu...
nana napisał(a):Mam taką teorię, że w przypadku zdrady odpowiedzialność nie leży po stronie "uwodzącego" tylko po stronie tego co zdradza (żonatego/mężatki). W końcu to on przysięgał na dobre i na złe... ?!
Powrót do Problemy w związkach
Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 64 gości