przez lotos*kwiat » 4 maja 2008, o 00:12
wiesz, tak naprawdę nie wiem o co mi chodzi. ostatnio borykam się jeszcze z jakąś depresją i to na dokładkę utrudnia mi rozeznanie. Czy się nie oszukuje? kiedyś mi na niej zależało, na znajomości, przyjaźni. kiedyś na swój sposób ją kochałem, choć może było to nazbyt niedojrzałe. co są warte dla mnie jej odpowiedzi? zawsze jakoś chciałem wierzyć że mogę z nią rozmawiać treściwie. próbowałem poruszać w jakiś sposób istotne dla mnie kwestie mając nadzieję na dialog. czy to dla mnie teraz ma jakieś znaczenie? widzisz, gdyby było to takie proste, może nie pisał bym o tym na forum. mam jakąś wewnętrzną walkę, jakieś niezrozumiałe, sprzeczne, scierające się tendencje. pojawiją mi się w związku z tym duże emocje, przeważnie negatywne.
tak pisałem że ona nie pozwala mi siebie puścić, bo jak już po paru miesiącach dochodzę do siebie i cichnie ta moja wewnętrzna walka, ona na powrót się odzywa jak gdyby nigdy nic, i w mojej głowie wszytsko zaczyna się od nowa. ten sam schemat ta sama bajka, tylko coraz mniej w tym satysfakcji, coraz więcej zniechęcenia, tylko ta uporczywa myśl.
walczyłem o przyjaźń, o coś czego tak naprawdę chyba nie chcę, a teraz nie umiem sobie odpuścić, zapomnieć, myśli skierować na inne tory. to już dla mnie przestało być miłe, bo tu już nie chodzi o tą dziewczynę tylko o to co dzieje się w mojej głowie. autentyczna osoba tylko napędza pewien mechanizm. a pamiętam takie chwile kiedy mogłem myśleć o czymkolwiek, teraz albo myślę o bierzących sprawach życia, albo pogrążam się w depresji, albo moja myśl błądzi powracając do niej.tylko że ja już nie chce tych myśli. męczy mnie to na równi z moją depresją i nie wiem czy jej nie pogłębia.
wierzyłem w przyjaźń - przyjaźń konkretnie z tą osobą. co najciekawsze ona mi zawsze mówiła że w przyjaźń nie wierzy. możliwe że to moje zaangażowanie, ta cała walka o przyjaźń, o podtrzymanie kontaktu, że to jakoś tak mnie przywiązało. w konfrontacji prawie zawsze przyszło mi się sparzyć.to jest najtrudniejsza relacja jaką miałem w swym życiu.
wysysa ze mnie energię
czuję się uwięziony
czuję się uzależniony
może nawet emocjonalnie wykorzystany
dla mnie zawsze ważne były głębokie i trwałe związki (przyjaźnie)
dla niej raczej przelotne,
w charakterze zabawy
tak to przynajmniej widzę
zawsze nie rozumiałem dlaczego ona rozkręca moje zaangażowanie, a potem zostawia mnie w niedopowiedzeniu, w braku nawet znaku życia na długie miesiące. i choć wiem że to jest toksyczne, nie rozumiem również po co potem znów wracała czy wraca.za to mam do niej żal, złość na nią i chyba wszystkie negatywne emocje. bo nawet w przyjaźni, wedle mnie tak się nie robi.nie podaje się komuś ręki by zachwilę zniknąć bez słowa pozostawiając kogoś w próżni.nie daje się komuś poczucia że nam na znajomości z nim zależy by zachwilę pozostawić go, choćby bez słowa "odezwę się jeszcze". to takie uwodzenie i porzucanie jeśli miałbym to ująć w dosadniejsze słowa.dlaczego, dlaczego tak? i dlaczego ja tak sie z tym wszystkim czuję?