ufff... wiem, że właśnie wsadzam kij w mrowisko, ale liczę, że zamiast ściągnięcia gradu nagany na własną osobę rozpocznę dyskusję na temat zjawiska zdrady.
Dużo tu pisze osób zdradzonych (ba! mnie też niedawno zdradzono, więc rozumiem to uczucie doskonale), ale ja niestety często mam okazję obserwować sytuację "z drugiej strony". Zwyczajnie lgną do mnie znajomi żonaci mężczyźni. Obserwuję to zjawisko z pewnym niesmakiem od lat. Święta nie jestem, ale mam poczucie przyzwoitości. Zjawisko mi się nie podoba!
Oczywiście mogę powtórzyć wam "wymówki" i slogany, które stosują żonaci mężczyźni "usprawiedliwaiając" swoje propozycje rzucane w moim kierunku, ale ciekawa jestem waszego zdania. Dlaczego żonaty facet, który przyrzekł jakiejś kobiecie "na dobre i na złe i póki śmierć nas nie rozłączy", który ma dzieci z których jest bardzo dumny (w skrajnym przypadku córka była modelką i to niemal w moim wieku!), który ma ładną i zdabaną żonę (część żon widziałam osobiście i są obiektywnie ładne), który ma poukładane życie (i nie chce go zmieniąc), który itd itp poszukuje możliwości zdrady? Podkreślam szuka! i podkreślam, że szuka jej w osobie, która obiektywnie rzecz biorąc nie urzeka urodą (o czym świadczą mało entuzjastyczne reakcje panów stanu wolnego). Zaznaczam, że sytuację większości panów trochę znam i trudno powiedzieć, że im się nie układa w małżeństwie. Kryzys wieku średniego? Tajemnicza magia "kochanki"?
Zastanawia mnie to. Może to jakieś szersze zajwisko, tylko nikt o tym nie mówi? oczywiście ze zjawiskiem potrafię sobie radzić, ale nie wiem właściwie po co IM to wogóle potrzebne?