Witam Was wszystkich. Jestem tu prawie nowa, bo czasami czytam sobie jako osoba trzecia Wasze problemy, jednak nie miałam odwagi cokolwiek napisać od siebie. W końcu się przełamałam.. Może zacznę od początku...
Mieszkam z chłopakiem, mamy po 20 lat, oboje studiujemy na tym samym roku. Kiedy On zwrócił na mnie uwagę ponad rok temu, ja nie chciałam być z Nim, bo nie był w moim typie, ale On chciał się zmienić, chciał mi pokazać jaki naprawdę jest (lubił innym osobom pokazywać się od innej strony, tak żeby "wczuć się w towarzystwo", czyli takie zachowanie, żeby "koledzy go lubili", ale omińmy to). Kiedy dałam mu szansę żeby pokazał mi się z tej "innej" czyli jego prawdziwej strony, rzeczywiście zobaczyłam w nim wrażliwego chłopaka, który przestał jeździć na dyskoteki, upijać się, chce być ze mną, chce żebym była szczęśliwa, szczęśliwa z Nim, a on byłby ze mną. Tak więc, po jakimś czasie zakochałam się i zaczęliśmy być razem. I tu się zaczyna cała moja historia... Od początku zaczęły się kłótnie, problemy, Jego zazdrość (jesteśmy na roku, gdzie większość studentów to faceci), niezrozumienie z jego strony. Tak więc ja starałam mu się pokazać jak bardzo mi na Nim zależy, odcięłam się od kolegów z którymi zawsze rozmawiałam, nawet od przyjaciół- chłopaków, byle by On miał powody żeby mi zaufać i widział, że dla mnie się liczy tylko On... Tak dzień w dzień starałam się, abym mu się nie znudziła, skoro już zamieszkaliśmy razem- starałam się urozmaicić nasz związek poprzez różne wypady, wspólne kąpiele, rozmowy itd. Dzisiaj siedzę i dochodzę do wniosku, że tylko ja się staram... Taki związek, w którym ja "wszystko organizuję". Ja go wyciągam na spacery, ja go muszę wyciągnąć na imprezy typu koncerty (i to nie jest tak, że on nie lubi np. tego zespołu czy coś, bo sam na koniec chciał żeby dłużej grali, więc widać podobało mu się) czy choćby wspólną kąpiel (nawet tu ciężko mi go na to namówić, żeby spędzić wyjątkowo czas, więc wygląda na to, że te "sprawy" też jakoś go zbytnio nie interesują, dziwne prawda?). Najchętniej przesiedziałby na komputerze cały dzień i noc... (tak było do tej pory jak nie byliśmy jeszcze razem- taki kierunek studiów) Rozumiem, że to jego pasja, w końcu też studiuje ten kierunek, ale ja na jego skinienie ręką od razu odchodzę od komputera, z mojej pasji jaką jest taniec też zrezygnowałam (on był zazdrosny, a sam nie chce ze mną uczęszczać na kurs). Kiedyś obiecał mi, że spędzimy razem wieczór, jednak gdy kumple zaproponowali później imprezę, szybko zapomniał o obietnicy. Było mi bardzo przykro... Ale on tłumaczył, że przecież to wspólni znajomi i tam razem spędzimy ten czas... Ja już nie miałam ochoty na ta imprezę, bo tak bardzo czekałam na ten wieczór ;( Podobna sytuacja powtórzyła się kilka razy. Zawsze tak jest, kiedy ja go o coś proszę, to muszę się specjalnie "zapowiadać" u Niego, a i tak do końca nie wiadomo czy to wypali czy znów przesiedzimy ten czas na kompach... Inaczej sprawa wygląda z jego kumplami, którzy tylko wystarczy że raz coś zaproponują i on już jest chętny... A co ze mną? Myślałam, ze ja też jestem ważna dla Niego.. Powtarza, że kocha, że chce żebym była szczęśliwa z nim, ale ja tego nie widzę żeby Jemu na tym zależało. Widzę tylko, że jemu jest dobrze jak nic nie mówię, siedzę cicho jak "mysz pod miotłą" i robię mu tylko obiadki, kolacyjki itp. Gdy np. on rozmawia z jakąś koleżanką na roku, ja nie mogę nic powiedzieć, kiedy ja porozmawiam z jakimś kolegą, on zaraz ma fochy, w myśl tego "że on może wszystko, a ja nic". Z tego wszystkiego wychodzą nie raz poważne kłótnie, bo On mnie nie rozumie... Tylko czasami obudzi się w nim ta "dobra strona" i przypomina sobie o mnie, że tu w ogóle jestem. Kiedy próbuję rozmawiać z nim, on odbiera to jako moje fochy, jako że coś sobie ubzdurałam, że on nie robi nic złego... I znów kłótnia, bo on nie potrafi ze mną rozmawiać. Już chyba wszystkiego próbowałam, żeby było lepiej, od próśb, spokojne rozmowy aż po stanowcze(a raczej monolog). Już nawet napisałam mu raz list, choć siedział w tym samym pomieszczeniu, ale to i tak nic nie dało Kocham Go, On mnie też, świadczy o tym to, że jak nie jesteśmy koło siebie czy jak już kilka razy próbowaliśmy się rozstać to i tak nas ciągnie do siebie... (wtedy potrafi znaleźć czas, pomysły na spędzenie czasu, ale to TYLKO wtedy gdy między nami jest coś nie tak... Więc widać potrafi..?)
Nie wiem co robić, brakuje mi słów, nie umiem się na niczym skupić... Spadła mi samoocena, czuję się beznadziejna jak widzę zero zainteresowania z Jego strony mną Ten Jego egoizm strasznie mnie przygnębia :( A ja każdą rzecz którą robię to z myślą o Nim... Egoizm to może i mocne słowo, ale On naprawdę wszystko robi jedynie z myślą o sobie.
Jak Go "bardziej" zainteresować swoją osobą, skoro mnie kocha? Jak sprawić, by pomógł mi pielęgnować ten nasz związek? Czemu tak jest, że najczęściej gdy faceci dostaną to czego chcą to przestają sie już starać? (żeby nikogo nie obrażać to dodam, że wiem że jest sporo wyjątków, ale tacy zazwyczaj już są zajęci...)
Wiem, trochę za bardzo się rozpisałam, szukam jakiegoś wsparcia, bo u Niego nie potrafię go znaleźć ;( Ciężko mi odejść od Niego, bo "z nim źle, ale bez Niego jeszcze gorzej" :(
Troszkę mi lżej, że wyrzuciłam to wszystko z siebie. Nie musicie nic pisać, ucieszy mnie jeśli ktoś tu w ogóle zajrzy...
Pozdrawiam.
S.M.