Jak sobie radzić...?

Problemy z partnerami.

Jak sobie radzić...?

Postprzez Lilli » 18 kwi 2008, o 15:08

Zaledwie tydzień, a ja czuję, iż mam nawroty depresji, na którą chorowałam kilka lat temu.
Tak bardzo nie chcę znów "zamknąć się w ciemności". Nie potrafię radzić sobie z niepowodzeniami życiowymi, nie potrafię...
Brakuje mi Go bardzo, ale podjętej decyzji nie odwołam. Tęsknię i zapewniam się gdzieś w duchu, iż postąpiłam słusznie. I tak na zmianę:(
Pewnie recept na rozstanie jest wiele, ale skąd czerpać siły, aby po raz kolejny się podnieść?
A On? Widocznie wygodnie mu beze mnie:(
Tak ciężko życ ze świadomością, iż ktoś nas po prostu nie kocha.
Może żyłam w świecie iluzji, samookłamywania się? Może bałam się "nie mieć" faceta?
Bez znaczenia, moja duma, że potrafiłam Mu powiedzieć, że nie godzę się na pozorny związek uleciała, teraz zaczynam analizować, rozważać, a nawet wątpić w słuszność decyzji...
Banalnie - brak mi Jego dotyku, wsparcia, czułości, słów...
A z drugiej strony - nie chcę tej niby miłości.
Boję się bezcelowosci każdego dnia, trwania, aby pracować i zasypiać, braku wiary, braku nadziei...
Ileż trzeba doznać porażek, aby krzyknąć "Eureka"?
Nawet nie potrafię jasno wyrazić myśli, kocham Go, mimo, że nie chcę Go kochać, bo nie zrobił nic, abym czuła się szczęśliwa.
Boję sie upływającego czasu, boję się przyznać, że ciągle przegrywam.
To tak, jakbym ciągle ponosiła karę za dawno popełnione błędy.
Moje poczucie wartości odchodzi z każdą nieszczęśliwą miłością. I cóż z tego, że tekst: "Nie uzależniaj swego szczęścia od posiadania faceta" mam opanowany niczym mantrę:( ( Swoją drogą, zwykle głoszą go osoby będące w szczęśliwych związkach) Może to zazdrość? Może...
A może i bunt, złość na los i kolejne zdanie: "Od nas zależy, to co się dzieje w naszym życiu" Ale czy aby na pewno?
Zaplątałam się w tym wątku - może to też jakaś ucieczka przed rozpaczą i zwątpieniem.
Pogodzić się nie umiem! Nie jestem stworzona do samotności!
Lilli
 
Posty: 20
Dołączył(a): 10 sty 2008, o 00:12

Re: Jak sobie radzić...?

Postprzez nana » 19 kwi 2008, o 12:45

Lilli napisał(a):...Tak ciężko życ ze świadomością, iż ktoś nas po prostu nie kocha.... Może bałam się "nie mieć" faceta?
..."Nie uzależniaj swego szczęścia od posiadania faceta" mam opanowany niczym mantrę:( ( Swoją drogą, zwykle głoszą go osoby będące w szczęśliwych związkach) Może to zazdrość? Może...
....Pogodzić się nie umiem! Nie jestem stworzona do samotności!


Droga Lilli!
Mi też znajome (szęśliwe w związkach) osoby mówiły, żebym nieuzależniała szczęscia od posiadania faceta. Powoli się tego oduczam. Byłam kiedyś na podobnym "zakęcie" życia jak opisałaś. Podobno to "neurotyczna potrzba miłości"... niestety dowiedziałam się też, że dopóki się jej nie wyleczy (przynajmniej częsciowo), to nie ma szansy na szczęśliwy związek. Oczywiście nie znaczy, że masz tak samo, może u ciebie to tylko chwilowe, albo może wogóle co innego. Nie wiem, tak tylko chciałam się z Tobą tą myślą podzielić...
Przytulam cię mocno i serdecznie, żeby chociaż tego ci nie brakowało w tej ciężkiej chwili. Mam nadzieję, że znajdziesz swoje światełko w tunelu, tak jak ja znalazłam. Czeka mnie bardzo długa droga, może nieraz się zgubię, może jutro, ale dziś widzę moje światełko i tego życzę Tobie.
Avatar użytkownika
nana
 
Posty: 634
Dołączył(a): 21 maja 2007, o 19:59
Lokalizacja: Lublin

Postprzez Lilli » 21 kwi 2008, o 00:08

Nana - gdzie można leczyć ową "neurotyczną potrzebę miłości"?
Mam myśli samobójcze...nie potrafię tego przerwać:(

Jedna próbę samobójczą za sobą kilka lat temu, po odejściu mego niedoszłego męża:(
Teraz znów kompletnie nie potrafię się pogodzić, iż ktoś mnie nie kochał:(
Może, a raczej zapewne to kompletna niedojrzałość, tylko cóż mi z tej świadmości, kiedy znów myślę o tym, iż przegrałam i nie potrafię o nim zapomnieć, nie potrafię walczyć;(
Lilli
 
Posty: 20
Dołączył(a): 10 sty 2008, o 00:12

Postprzez nana » 21 kwi 2008, o 08:46

Lilli moja droga i kochana!

Widzę, że potraktowałaś bardzo poważnie moje słowa. Chciałabym dla ciebie jak najlepiej dlatego podzieliłam się z tobą tym, co wiem na SWÓJ TEMAT. Nie jestem jednak ekspertem. Nie wiem, czy ciebie "neurotyczna potrzeba miłości dotyczy". Żeby zdiagnozować swoje problemy udałam się do psychologa, który skierował mnie do psychoterapeuty. Jeśli chcesz zdiagnozować swoje problemy polecam cią tą drogę, ale nie traktuj broń boże moich wypowiedzi jako diagnozy!

Jeśli masz za sobą próbę samobójczą, to chyba już byłaś u psychologa? A nawet jeśli nie, to może teraz zechcesz pójść? Uprzedzam, że droga do zdrowia przez terapię jest długa, kręta, czasami się krąży, a czasami trudno znaleźć jej koniec... ale ja jestem jej zwolenniczką, chociaż spotkasz tu też przeciwników. Przede wszystkim trzeba chcieć i wierzyć w skuteczność.

trzymam kciuki za twoją decyzję
Avatar użytkownika
nana
 
Posty: 634
Dołączył(a): 21 maja 2007, o 19:59
Lokalizacja: Lublin


Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: esuwahihu i 256 gości