Sam temat mnie dobija, jest tak absurdalny, że chce sie automatycznie dopisać odpowiedz: nie żyć z nim wcale.
Poznalam swojego chlopaka niedlugo po skonczeniu przez niego terapi. Po roku abstynencji wrocil do palenia trawy. Od poltora roku pali codziennie, dzien w dzien, bez przerwy 1-5 jointów dziennie. W tej chwili jest juz w takiej depresji, że postanowil sie ze mna nie widywac zeby dalej mnie nie krzywdzic. Nie może mnie zniesc jak mnie widzi, robi awantury twierdzac ze ja mam wiecznie problem, jest opryskliwy i chamski. Wydziera sie na mnie twierdzac ze nic nie rozumiem i najlepsze co moge zrobic to sp.. najdalej jak sie da. Jak mnie nie widzi - to placze ze nie moze beze mnie wytrzymac, ze nic juz nie wie i wola o pomoc, po 10 min wydzierajac sie ze nie moge mu pomoc i tylko robie mu krzywde probujac.
Namawiam go na terapie ale raz na niej byl i juz nie chce na nia isc, nie mowiac juz o tym ze wydaje mi sie ze poprostu nie chce przestac cpac, twierdzi ze to zupelnie nie mozliwe i nie wie co ma robic.
Bez przerwy powtarza ze to wszystko jego wina, ze jest chory, a ja uzalezniona od niego i nie chce dluzej robic mi krzywdy ale nie chce tez mnie tracic. Mnie wysyla do psychologa. Dziś powiedzial mi, że ja żyje od zawsze w poczuciu permamentnej beznadziejnosci, a on wie w przeciwienstwie do mnie jak to jest byc szczesliwym i nie moze zniesc tego stanu.
Za to na terapi nauczyli go paru bardzo madrych rzeczy dzieki ktorym udało mu sie przez ostatnie pol roku zniszczyc mnie ostatecznie:
nie on jest odpowiedzialny za moje szczescie, wszystko co robi robi dla siebie, uzaleznienie od drugiego czlowieka nalezy likwidowac w zarodku, bo nie ma nic gorszego.. itd itp
No wiec pytam...... co ja mam robic????? Może ktokolwiek wie co ja mam robic. Nie moge patrzec na to bezczynnie i cierpliwie nie odzywajac sie czekajac az mu sie poprawi. Nie moge odwrocic sie na piecie, miec go w d... i zyc sobie szczesliwie dalej.... nie umiem tego zrobic i nie chce. Mam juz tak namieszane w glowie ze poprostu nie mam sily.