Witam Was! Dawno nie pisałam, bo nie chciałam nikomu zawracać głowy moimi problemami, ale potrzebuję się wygadać i może usłyszę jakąś cenną uwagę, radę.
Jestem z chłopakiem 1,5 roku od ostatniego powrotu, zrywaliśmy kilka razy. Mamy burzliwą historię, opisywałam ją w moim temacie „Związek z przeszłością” w grudniu 07.
Te 1,5 roku nie jest najlepsze, od sierpnia się coś psuje, nie układa się nam, nie umiemy się dogadać.
Rzadko wychodzimy razem, prawie wcale, on pracuje na 3 zmiany, choć gdy ma wolny dzień bądź pierwszą zmianę to przychodzi do mnie i oglądamy tv, jeden program za drugim, niewiele rozmawiając. Trochę powie o pracy, o swojej straży (on należy do OSP), ja też powiem co robiłam. Ja nie pracuję od grudnia, tylko studiuję w weekendy, więc niewiele mam do opowiadania. Nie mamy wspólnych pasji, zainteresowań, tematów do rozmów. On często kładzie się spać i śpi, ja albo: śpię, siedzę przy kompie bądź przed tv. Bardzo mnie męczy takie siedzenie w domu.
Niedawno miałam wolny weekend od zajęć na uczelni, on też miał wolny od pracy, no więc zgadałam się z koleżanką byśmy razem wybrali się w sobotni wieczór na bilard – my dwie z naszymi chłopakami. Ale mój chłopak kręcił nosem, że w sobotę będzie dużo ludzi, że on nie ma kasy, jest zmęczony, że woli spać w domu a ja mogę iść sama... Proponowałam, że możemy iść we dwoje, jeśli nie chce z moją koleżanką, ale i tak mu się nie chciało. Odwołałam bilard, oba wieczory w weekend spędziliśmy przed tv i śpiąc. To był nasz wspólny wolny weekend, który się zdarza raz na 2 miesiące. Chciałam byśmy wyszli razem i zobaczyli czy potrafimy się ze sobą dobrze bawić, bo nawet tego nie wiem. Było mi smutno, bo on nigdy nie proponuje żadnych wyjść (oprócz zakupów). Wiele razy mówiłam, by zorganizował jakieś wyjście ze swoimi kolegami i z ich dziewczynami – kilka par. Ale nic z tego nie wyszło.
Z powodu tego bilarda była później kłótnia, wtedy to usłyszałam, że histeryzuję, że chciałabym tylko po dyskotekach chodzić (bzdura, bo na disco byłam rok temu z koleżanką, a z nim 1,5 roku temu i tylko siedzieliśmy przy stoliku), że przecież jeździmy razem na zakupy, i że ja mam bzika na punkcie mojego kota. Mam domowego kota, z którym się bawię, przytulam i rozmawiam z nim, taka kocia-mama ze mnie. A mój chłopak uważa, że przesadzam z takim zachowaniem i powiedział, że „powinnam iść od psychiatryka” z tego powodu…
Ostatnia kłótnia zaczęła się od głupiego powodu. Podczas oglądania serialu, w którym była mowa o wieczorze kawalerskim, z ciekawości zapytałam chłopaka jaki on chciałby mieć wieczór kawalerski. Usłyszałam „boże, jakie ty głupie pytania zadajesz” i położył się spać. Nie sądziłam, że się obraził. Po chwili zapytałam czy śpi, a on „a co mam innego do roboty”. Poczułam się jak największa nudziara. No więc zaproponowałam wspólną przejażdżkę (on ma auto), żeby jakoś inaczej spędzić dzień (jego wolny dzień od pracy). Ale jemu się nie chciało, a potem dodał, „że paliwa nie wygrał na loterii, żeby ze mną jeździć”. Gdy zapytałam o wypad na pizzę, który mi obiecał to odburknął „no to ubieraj się, na co czekasz” i dalej leżał. Zrobiło mi się smutno, a nawet płakałam ukradkiem. Oczywiście nigdzie nie poszliśmy. Pytałam go potem o co się obraził, ale usłyszałam, że "ogólnie, o wszystko" i że "jest śpiący i nie ma ochoty się rozdrabniać". A gdy wychodził tego dnia ode mnie domu to w złości powiedział mi „pocałuj mnie w d…”. W następnym dniu dopiero mi powiedział, że jest obrażony o to pytanie, które zadałam przed pytaniem o przejażdżkę. Ale ja nie kojarzyłam o jakie pytanie chodzi, no to usłyszałam: „skleroza nie boli, trzeba się iść leczyć”. No i w końcu powiedział, że obraził się o pytanie o wieczór kaw. Ale dlaczego to już nie wyjaśnił, mimo że pytałam.
Nadal jest obrażony. Dziś dowiedziałam się, że we środę zamiast 2 zmiany miał 3, bo miał zebranie ze straży. Nie powiedział mi o tym. Gdy zapytałam dlaczego, to powiedział, że „trzeba dalej gadać takie głupoty to będzie mi wszystko mówił”. Chyba nadal chodziło o to pytanie o wiecz. kaw. Następnie temat zszedł na straż, ni stąd, ni zowąd. Powiedział, że już mi nie będzie mówił nic o straży, że ja nie należę do straży i że jestem wrogiem staży, zawsze tak było, jest i zawsze będzie. Dodam, że prawie 3 lata temu mnie prawie zdradził z dziewczyną ze straży, często tam bywał pod pozorem pracy, a chodziło o nią, a mnie okłamywał; do dziś utrzymują kontakt służbowy, musiałam do tego przywyknąć, choć nie było mi łatwo. Mimo to często rozmawiamy o straży, on opowiada, ja słucham i pytam. Ale dziś stwierdził, że ja „z łaski go słucham” gdy o tym opowiada. Nie umiał powiedzieć, co miałabym zrobić, żeby myślał inaczej; on takie ma zdanie i tyle. Gdy mówiłam mu o tym, że w związku to normalne, że opowiada się drugiej osobie o pracy, szkole czy innych zajęciach, mimo że one nie dotyczą tej drugiej osoby bezpośrednio, to on na to „skończyłaś już? będę coś wiedział z tego filmu? idź w niedzielę kazanie powiedzieć w kościele”. Taki to był monolog z mojej strony.
Ehh. Piszę do Was, żebyście mi napisali, co o tym myślicie. Aha, ostatnio powiedział, że słowa „idź się leczyć” są powszechne, normalne, że tak się mówi do ludzi. Ale przecież tak się nie mówi do ludzi, zwłaszcza do bliskich i to jeszcze w oczy. Mnie to niepokoi, to brak szacunku do mnie, nie słucha mnie, nie pyta o moje uczucia, uważa, że wie lepiej. Dałam Wam przykłady na to. Ja wciąż trwam w tym związku, bo chyba mam jeszcze za dużo nadziei, ale na co? Nie mam wielu znajomych, pewnie dlatego boję się samotności. Ale co to za życie… Od dawna nie wierzę w ten związek, trwam w nim jak kołek, nie potrafię się otworzyć na związek, dlatego mam poczucie winy, że wciąż za mało daję z siebie, że powinnam bardziej się starać. Ale przecież on też jest w tym związku, też ma się starać, nie wszystko zależy ode mnie. Nie miałam innego chłopaka takiego na poważnie, więc nie wiem jacy są inni chłopcy w związkach i jak może wyglądać inny związek.
Zdarza się, że są lepsze dni, widzę że mu zależy, ale wtedy często lądujemy w łóżku, wtedy potrafi być miły i dobry, śmiejemy się, trochę rozmawiamy. Choć zastanawiam się, czy ja robię „to” z nim z uczucia czy po prostu z ochoty. On jest przystojnym facetem, ale to jak mnie traktuje nie podoba mi się, czy potrafiłby być czułym i kochającym mężem? On twierdzi, że ja się ciągle czegoś czepiam, że nie rozumiem człowieka pracującego, w niemal każdej kłótni wyciąga jakieś „asy z rękawa”, jakieś jego dodatkowe pretensje, jak np. tą moją miłość do kota, czy to, że chodzę na zajęcia z tańca dla dziewczyn (np. twierdzi, że taniec jest ważniejszy od niego, gdy raz na tydzień wieczorem jadę na godzinę zajęć, a on niekiedy podejrzewa, że chodzę na randki, bo rzęsy mam pomalowane…), albo to, że jestem uprzedzona do jego straży, albo wytyka mi, że nie pracuję, śpię do południa i nie rozumiem tego, że on jest zmęczony (a prawie cały zeszły rok pracowałam i też nigdzie nie chodziliśmy "bo był zmęczony").
Wiem, że sporo tego napisałam, już dawno chciałam napisać, bo codziennie mam jakieś „newsy” odnośnie jego zachowania.
Przeczytałam kilka rozdziałów z książki „Nie zależy mu na tobie” – skorzystałam z linka, którego wkleiła 123 – dziękuję Ci, to również dobra książka dla mnie.
Nie wiem co mam zrobić, czy jeszcze wkładać wysiłek w ratowanie tego związku, w nawracanie toku myślenia mojego faceta, tłumaczenie mu, że trzeba korzystać z młodości jeśli są takie możliwości, czy może odsunąć się, przestać spotykać, zastanowić się. Jestem za słaba, nie potrafię się mu postawić, on chyba z góry wie, że ze mną będzie i dlatego pozwala sobie na takie odzywki, mieszanie mnie z błotem, przez co moje poczucie własnej wartości maleje...
Są takie dni, tygodnie, że jest między nami właśnie tak pusto, nie ma partnerstwa, nie ma rozmów, nie uśmiechamy się, jest sztywno, on się obraża a ja mam poczucie winy i czuję się jak śmieć. I zamiast rozmowy to jest "przeczekanie". Już nawet nie chodzi o brak zaufania między nami, ale o to traktowanie mnie. Nie mamy planów na przyszłość, ja mam 23 lata, on 25, życie ucieka, a mnie to przygnębia. Rocznicy bycia razem nie uczciliśmy, bo on uznał „że nie ma czego czcić”.
Chodziłam do psychologa od października, może wrócę tam w maju. Nie wiem już czy ze mną jest problem, może źle rozmawiam z chłopakiem? Zrobiłam wczoraj test psychologiczny w necie i wyszło mi, że mam ciężką depresję. Mało pocieszające…
Pozdrawiam Was i dziękuję tym, którzy przeczytali do końca.