Moja nieciekawa sytuacja...

Problemy z partnerami.

Moja nieciekawa sytuacja...

Postprzez Melania » 18 kwi 2008, o 20:08

Witam Was! Dawno nie pisałam, bo nie chciałam nikomu zawracać głowy moimi problemami, ale potrzebuję się wygadać i może usłyszę jakąś cenną uwagę, radę.
Jestem z chłopakiem 1,5 roku od ostatniego powrotu, zrywaliśmy kilka razy. Mamy burzliwą historię, opisywałam ją w moim temacie „Związek z przeszłością” w grudniu 07.
Te 1,5 roku nie jest najlepsze, od sierpnia się coś psuje, nie układa się nam, nie umiemy się dogadać.
Rzadko wychodzimy razem, prawie wcale, on pracuje na 3 zmiany, choć gdy ma wolny dzień bądź pierwszą zmianę to przychodzi do mnie i oglądamy tv, jeden program za drugim, niewiele rozmawiając. Trochę powie o pracy, o swojej straży (on należy do OSP), ja też powiem co robiłam. Ja nie pracuję od grudnia, tylko studiuję w weekendy, więc niewiele mam do opowiadania. Nie mamy wspólnych pasji, zainteresowań, tematów do rozmów. On często kładzie się spać i śpi, ja albo: śpię, siedzę przy kompie bądź przed tv. Bardzo mnie męczy takie siedzenie w domu.
Niedawno miałam wolny weekend od zajęć na uczelni, on też miał wolny od pracy, no więc zgadałam się z koleżanką byśmy razem wybrali się w sobotni wieczór na bilard – my dwie z naszymi chłopakami. Ale mój chłopak kręcił nosem, że w sobotę będzie dużo ludzi, że on nie ma kasy, jest zmęczony, że woli spać w domu a ja mogę iść sama... Proponowałam, że możemy iść we dwoje, jeśli nie chce z moją koleżanką, ale i tak mu się nie chciało. Odwołałam bilard, oba wieczory w weekend spędziliśmy przed tv i śpiąc. To był nasz wspólny wolny weekend, który się zdarza raz na 2 miesiące. Chciałam byśmy wyszli razem i zobaczyli czy potrafimy się ze sobą dobrze bawić, bo nawet tego nie wiem. Było mi smutno, bo on nigdy nie proponuje żadnych wyjść (oprócz zakupów). Wiele razy mówiłam, by zorganizował jakieś wyjście ze swoimi kolegami i z ich dziewczynami – kilka par. Ale nic z tego nie wyszło.
Z powodu tego bilarda była później kłótnia, wtedy to usłyszałam, że histeryzuję, że chciałabym tylko po dyskotekach chodzić (bzdura, bo na disco byłam rok temu z koleżanką, a z nim 1,5 roku temu i tylko siedzieliśmy przy stoliku), że przecież jeździmy razem na zakupy, i że ja mam bzika na punkcie mojego kota. Mam domowego kota, z którym się bawię, przytulam i rozmawiam z nim, taka kocia-mama ze mnie. A mój chłopak uważa, że przesadzam z takim zachowaniem i powiedział, że „powinnam iść od psychiatryka” z tego powodu…

Ostatnia kłótnia zaczęła się od głupiego powodu. Podczas oglądania serialu, w którym była mowa o wieczorze kawalerskim, z ciekawości zapytałam chłopaka jaki on chciałby mieć wieczór kawalerski. Usłyszałam „boże, jakie ty głupie pytania zadajesz” i położył się spać. Nie sądziłam, że się obraził. Po chwili zapytałam czy śpi, a on „a co mam innego do roboty”. Poczułam się jak największa nudziara. No więc zaproponowałam wspólną przejażdżkę (on ma auto), żeby jakoś inaczej spędzić dzień (jego wolny dzień od pracy). Ale jemu się nie chciało, a potem dodał, „że paliwa nie wygrał na loterii, żeby ze mną jeździć”. Gdy zapytałam o wypad na pizzę, który mi obiecał to odburknął „no to ubieraj się, na co czekasz” i dalej leżał. Zrobiło mi się smutno, a nawet płakałam ukradkiem. Oczywiście nigdzie nie poszliśmy. Pytałam go potem o co się obraził, ale usłyszałam, że "ogólnie, o wszystko" i że "jest śpiący i nie ma ochoty się rozdrabniać". A gdy wychodził tego dnia ode mnie domu to w złości powiedział mi „pocałuj mnie w d…”. W następnym dniu dopiero mi powiedział, że jest obrażony o to pytanie, które zadałam przed pytaniem o przejażdżkę. Ale ja nie kojarzyłam o jakie pytanie chodzi, no to usłyszałam: „skleroza nie boli, trzeba się iść leczyć”. No i w końcu powiedział, że obraził się o pytanie o wieczór kaw. Ale dlaczego to już nie wyjaśnił, mimo że pytałam.

Nadal jest obrażony. Dziś dowiedziałam się, że we środę zamiast 2 zmiany miał 3, bo miał zebranie ze straży. Nie powiedział mi o tym. Gdy zapytałam dlaczego, to powiedział, że „trzeba dalej gadać takie głupoty to będzie mi wszystko mówił”. Chyba nadal chodziło o to pytanie o wiecz. kaw. Następnie temat zszedł na straż, ni stąd, ni zowąd. Powiedział, że już mi nie będzie mówił nic o straży, że ja nie należę do straży i że jestem wrogiem staży, zawsze tak było, jest i zawsze będzie. Dodam, że prawie 3 lata temu mnie prawie zdradził z dziewczyną ze straży, często tam bywał pod pozorem pracy, a chodziło o nią, a mnie okłamywał; do dziś utrzymują kontakt służbowy, musiałam do tego przywyknąć, choć nie było mi łatwo. Mimo to często rozmawiamy o straży, on opowiada, ja słucham i pytam. Ale dziś stwierdził, że ja „z łaski go słucham” gdy o tym opowiada. Nie umiał powiedzieć, co miałabym zrobić, żeby myślał inaczej; on takie ma zdanie i tyle. Gdy mówiłam mu o tym, że w związku to normalne, że opowiada się drugiej osobie o pracy, szkole czy innych zajęciach, mimo że one nie dotyczą tej drugiej osoby bezpośrednio, to on na to „skończyłaś już? będę coś wiedział z tego filmu? idź w niedzielę kazanie powiedzieć w kościele”. Taki to był monolog z mojej strony.

Ehh. Piszę do Was, żebyście mi napisali, co o tym myślicie. Aha, ostatnio powiedział, że słowa „idź się leczyć” są powszechne, normalne, że tak się mówi do ludzi. Ale przecież tak się nie mówi do ludzi, zwłaszcza do bliskich i to jeszcze w oczy. Mnie to niepokoi, to brak szacunku do mnie, nie słucha mnie, nie pyta o moje uczucia, uważa, że wie lepiej. Dałam Wam przykłady na to. Ja wciąż trwam w tym związku, bo chyba mam jeszcze za dużo nadziei, ale na co? Nie mam wielu znajomych, pewnie dlatego boję się samotności. Ale co to za życie… Od dawna nie wierzę w ten związek, trwam w nim jak kołek, nie potrafię się otworzyć na związek, dlatego mam poczucie winy, że wciąż za mało daję z siebie, że powinnam bardziej się starać. Ale przecież on też jest w tym związku, też ma się starać, nie wszystko zależy ode mnie. Nie miałam innego chłopaka takiego na poważnie, więc nie wiem jacy są inni chłopcy w związkach i jak może wyglądać inny związek.
Zdarza się, że są lepsze dni, widzę że mu zależy, ale wtedy często lądujemy w łóżku, wtedy potrafi być miły i dobry, śmiejemy się, trochę rozmawiamy. Choć zastanawiam się, czy ja robię „to” z nim z uczucia czy po prostu z ochoty. On jest przystojnym facetem, ale to jak mnie traktuje nie podoba mi się, czy potrafiłby być czułym i kochającym mężem? On twierdzi, że ja się ciągle czegoś czepiam, że nie rozumiem człowieka pracującego, w niemal każdej kłótni wyciąga jakieś „asy z rękawa”, jakieś jego dodatkowe pretensje, jak np. tą moją miłość do kota, czy to, że chodzę na zajęcia z tańca dla dziewczyn (np. twierdzi, że taniec jest ważniejszy od niego, gdy raz na tydzień wieczorem jadę na godzinę zajęć, a on niekiedy podejrzewa, że chodzę na randki, bo rzęsy mam pomalowane…), albo to, że jestem uprzedzona do jego straży, albo wytyka mi, że nie pracuję, śpię do południa i nie rozumiem tego, że on jest zmęczony (a prawie cały zeszły rok pracowałam i też nigdzie nie chodziliśmy "bo był zmęczony").

Wiem, że sporo tego napisałam, już dawno chciałam napisać, bo codziennie mam jakieś „newsy” odnośnie jego zachowania.
Przeczytałam kilka rozdziałów z książki „Nie zależy mu na tobie” – skorzystałam z linka, którego wkleiła 123 – dziękuję Ci, to również dobra książka dla mnie.
Nie wiem co mam zrobić, czy jeszcze wkładać wysiłek w ratowanie tego związku, w nawracanie toku myślenia mojego faceta, tłumaczenie mu, że trzeba korzystać z młodości jeśli są takie możliwości, czy może odsunąć się, przestać spotykać, zastanowić się. Jestem za słaba, nie potrafię się mu postawić, on chyba z góry wie, że ze mną będzie i dlatego pozwala sobie na takie odzywki, mieszanie mnie z błotem, przez co moje poczucie własnej wartości maleje...
Są takie dni, tygodnie, że jest między nami właśnie tak pusto, nie ma partnerstwa, nie ma rozmów, nie uśmiechamy się, jest sztywno, on się obraża a ja mam poczucie winy i czuję się jak śmieć. I zamiast rozmowy to jest "przeczekanie". Już nawet nie chodzi o brak zaufania między nami, ale o to traktowanie mnie. Nie mamy planów na przyszłość, ja mam 23 lata, on 25, życie ucieka, a mnie to przygnębia. Rocznicy bycia razem nie uczciliśmy, bo on uznał „że nie ma czego czcić”.
Chodziłam do psychologa od października, może wrócę tam w maju. Nie wiem już czy ze mną jest problem, może źle rozmawiam z chłopakiem? Zrobiłam wczoraj test psychologiczny w necie i wyszło mi, że mam ciężką depresję. Mało pocieszające…
Pozdrawiam Was i dziękuję tym, którzy przeczytali do końca. :)
Melania
 
Posty: 36
Dołączył(a): 4 paź 2007, o 21:13

Postprzez limonka » 18 kwi 2008, o 21:17

Kochanie z tego co napisalas wynika ze twoj facet traktuje cie bardzo zle zdajac sobie sprawe ze nie umiesz mu sie postawic...zyjecie obok siebie a nie wprawdziwym szczesliwym zwiazku oaprtym na milosciu, zrozumieniu, szacunku i parterstwie. Jesli nie jest sklonny do zmian (co jest zwykle baaaaaaaardzo trudne!!!!) czsarno widze [przyszlosc u jego boku:):) Jestes jeszcze mlodziutka..cale zycie przed toba:):):) pomysl czy chcesz je marnowac.....bziaczki :lol:
Avatar użytkownika
limonka
 
Posty: 4007
Dołączył(a): 11 wrz 2007, o 02:43

Postprzez 123 » 18 kwi 2008, o 21:50

Droga Melanio!

Przeczytałam cały Twój post i zrobiło mi się bardzo smutno i szkoda mi Ciebie, że na takiego gbura i nudziarza trafiłaś, bo trzeba nazwać rzeczy po imieniu!
Facet nigdzie Cię nie zaprasza, nie wychodzicie nigdzie towarzysko czy na jakieś romantyczne spotkanie we dwoje, jak się widzicie to wiecznie jest zmęczony albo obrażony albo mu się nudzi i śpi.
A jeszcze te jego prostackie teksty do Ciebie! Daj spokój! Radzę Ci dobrze i życzliwie, szukaj sobie innego lepszego faceta! Bo z nim szczęścia raczej nie zaznasz. Zresztą pisałaś, że już dochodziło do rozstań, a jesteście ze sobą zaledwie 1,5 roku, tak?
Ty w tym poście brzmisz jak fajna normalna ciepła towarzyska dziewczyna, a on wychodzi na buca i nudziarza. Chcesz z takim spędzić życie?
Przecież on Cię olewa, ignoruje, nawet jawnie kpi sobie z Ciebie i dogryza Ci.
Czy tak zachowuje się kochający mężczyzna? Chyba nie...
Dodam do tego, że wiem jak się czujesz, bo mój ma podobne zachowania - też mnie często ignoruje i traktuje jak zbędny element mieszkania, bo ważniejsza jest konsola i komputer. Wychodzić ze mną też nie chce, bo wiecznie "nie ma kasy", ale na kredyt na laptop to kasę miał!
Widzę, że mój i Twój to trochę podobne typy. Wiem, że trudno odejść od kogoś, bo człowiek się przyzwyczaja, sama mam teraz dylemat, ale radzę Ci, daj se z nim spokój. Nie jest Ciebie wart. Ja myślę, że Ty już to podświadomie czujesz i wiesz, ale szukasz potwierdzenia, tak jak ja :(
Bądź silna. Jesteś młodsza dużo ode mnie. Nie trać czasu na tego kolesia! Bo za kilka lat będzie Ci trudniej odejść, tak jak mnie jest trudno teraz...

A co do kotów, to rozumiem Twoje zamiłowanie i czułości wobec kiciusia :lol: Ja kocham koty, uwielbiam, i jestem do nich podobna z charakteru :), ale niestety mam alergię na ich sierść i lipa, nie mogę mieć kiciusia w domu, a tak bym pragnęła, żeby się przytulić do takiego puszystego kłębuszka :roll:
Avatar użytkownika
123
 
Posty: 69
Dołączył(a): 2 kwi 2008, o 20:26
Lokalizacja: Polska

Postprzez ewka » 18 kwi 2008, o 22:34

Ja bym tak nie chciała mieć... Ty się Melanio w jakimś sensie na to wszystko godzisz. Wiesz o tym, prawda?

Co ja bym zrobiła? Jak on taki nierozmowny i zbywa Cię obraźliwymi słówkami, to ja napisałabym mu list. Spokojny, rzeczowy. I w nim wszystko to, co mi się nie podoba i czy on jest w stanie to zmienić. Lub chociaż jakąś część zmienić. Jeśli tak - walczymy dalej, jeśli nie... jeśli nie, to po prostu szkoda mojego życia na nadundranego faceta, wiecznie niezadowolonego i właściwie bez mojej wiedzy, o co mu naprawdę chodzi. Bo odpowiedź "idź do psychiatryka", albo "pocałuj mnie w d.pę"... to jest żadna odpowiedź. On taki jakiś bardzo kolczasty. I to nie musi być Twoja wina Melanio... może w nim jest coś, że nie potrafi inaczej. I może to on powinien się leczyć... może jakaś deprecha? Niedowartościowanie? Frustracja? Jeśli tak - to dlaczego? Skąd? Przecież tak normalnie, to człowiek jest miły, serdeczny... czasami mniej, no ale każdy może mieć gorszy dzień. Ale żeby ten gorszy dzień był ciągle i ciągle? Tak się nie dzieje bez powodu... no tak mi się wydaje.

Powalcz o siebie i nie sprzedawaj się tak tanio
:kwiatek2:
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez Melania » 18 kwi 2008, o 23:00

Dziękuję za odpowiedzi limonka, 123 i ewka :)

123 - jestem z moim chłopakiem 1,5 roku od ostatniego powrotu. Zaczęliśmy być ze sobą w 2001 roku, po 4 latach nastąpiła ta "prawie" zdrada z jego strony, zawiódł mnie okropnie, a ja mu ufałam bezgranicznie. Potem przez ponad rok wracaliśmy do siebie i zrywaliśmy. Jednym z powodów była kolejna dziewczyna i jego kłamstwa z nią związane. Tych rozstań i powrotów było chyba 5. Podsumowując - znamy się 7 lat, a jesteśmy razem łącznie (dodając te wszystkie miesiące) niecałe 6 lat.
Z tego powodu trudno jest tak to zerwać, ale nawet jego siostra mi pisze, że ona nie chciałaby mieć takiego chłopaka i męża jak on...
Nie potrafię się otworzyć na ten związek po tylu kłótniach, kłamstwach, po tylu obelgach, które się powtarzają. On to tak często powtarza, że gdy się człowiek nie broni to po jakimś czasie można w to wszystko uwierzyć.
Zrobiłam sobie listę tego co mi się u niego nie podoba, i jest to spora lista. Muszę coś zacząć robić, od czegoś muszę zacząć. Tylko muszę być silna, nie bać się. A boję się, jak sobie poradzę z uczuciami, które pojawią się po rozstaniu. Do tej pory on był moją jedyną "rozrywką" w moim od jakiegoś czasu nudnym życiu. Ale to nie jest życie, gdy ja nie wiem jakie pytanie mogę zadać by on się nie obraził, nie wkurzył. Ja nawet nie wiem jaka byłabym przy innym chłopaku, bo nie mam doświadczenia w przebywaniu z płcią przeciwną.
On w towarzystwie jest cichy, spokojny, nie udziela się w rozmowach. Oprócz straży i swojego auta to chyba nie ma innych zainteresowań, więc nie bardzo ma o czym rozmawiać w towarzystwie. Czasem gdy widzę jego ponurą, smutną minę to odbiera mi to chęć do życia i cały mój entuzjazm ulatuje. W łóżku jest ok, ale cóż z tego, jaką to ma wartość, gdy potrafi mi powiedzieć, żebym szła do psychiatryka.

Ewka - tak, wiem, godzę się na takie traktowanie, jestem zbyt miękka, choć ostatnio zrobiłam się odważniejsza i mówię mu, że nie życzę sobie takich a takich odzywek. Może on faktycznie ma problem, może sam sobie nie zdaje z tego sprawy. W domu go podejrzewają, że nadal kręci z tamtą dziewczyną ze straży, kłócą się niemiłosiernie w domu, mama go śledzi, on ich nazywa, zamiast porozmawiać, wyjaśnić. On jest uparty jak osioł. Swoją matkę i siostrę również wysyła do psychiatryka... Tylko on jest zdrowy...

A mój kot się dziwnie zachowuje w obecności mojego chłopaka - omija go szerokim łukiem, dosłownie. Czasem da się pogłaskać, ale z reguły ucieka na jego widok. Czyżby czuł co z niego za człowiek? ;)
Pozdrawiam :)
Melania
 
Posty: 36
Dołączył(a): 4 paź 2007, o 21:13

Postprzez 123 » 18 kwi 2008, o 23:19

Melanio :)

Jak czytasz tą książkę "Nie zależy mu na Tobie" to tam jest rozdział o rozstaniach i powrotach, że taki związek nie ma sensu. Przeczytaj sobie może ten rozdział jako pierwszy - coś o zrywaniu. Do Twojej sytuacji będzie pasował też ten rozdział końcowy - coś o dziwolągach i tyranach :)

Powodzenia i życzę podjęcia dobrej decyzji!
Avatar użytkownika
123
 
Posty: 69
Dołączył(a): 2 kwi 2008, o 20:26
Lokalizacja: Polska

Postprzez Bianka » 18 kwi 2008, o 23:52

No wlasnie tak to jest, napisalas ze nie bylas nigdy w innym stalym zwiazku i dlatego nie wiesz ze mogloby byc o niebo inaczej...ja w moim pierwszym zwiazku przezylam koszmar bo myslalam ze tak musi byc, bo nie wiedzialam ze moze byc inaczej, myslalam ze faceci tacy po prostu sa...mi tez sie zrobilo baardzo smutno jak przeczytalam Twoj post, on Cie bardzo zle traktuje i nie wydaje mi sie zeby byl sklonny do zmian, zeby mialo sie cos poprawic, napewno jest Ciebie bardzo pewien, pewien ze nie zostawisz go obojetnie co zrobi, to najgorsze bo facet wtedy nie ma zadnych hamulcow, ani motywacji do bycia milym, nie musi sie o Ciebie starac, a gdybys tak pokazala mu ze nie jest to takie wszystko pewne? uwazam po prostu ze zbyt biernie reagujesz na te jego fochy, powiedz mu np ze jak ma zamiar spac to ma isc do domu...to sie koles zdziwi, zagospodaruj sobie ten czas,niech widzi ze umiesz zajac sie sama soba, ze bez niego dasz sobie rade, pomysl jak mozesz go zaskoczyc...to taka proba czy gosciu w ogole cos z siebie wykrzesa ale ogolnie bylabym za tym zebys dala sobie z nim spokoj :( albo po prostu przy nastepnej okazji jak bedzie Cie obrazal to zerwij z nim, jesli Cie kocha to nie bedzie koniec, moze zawalczy...jesli nic nie zrobi , odejdzie, tzn ze marnowalas swoj cenny czas...napewno poznasz kogos innego, moze wlasnie tego jedynego ;)
Avatar użytkownika
Bianka
 
Posty: 5298
Dołączył(a): 11 maja 2007, o 20:29
Lokalizacja: nieokreślona

Postprzez tytania » 20 kwi 2008, o 17:44

"Rzuć go." To powtarzała mi siostra, przyjaciółki, przyjaciele, nawet moi byli faceci, z którymi się przyjaźnię, to mówili rodzice, bliżsi, dalsi znajomi... I tak to jest, że niby wiesz, że czas odejść, ale brniesz dalej w to G**** z nadzieją, ze on się zmieni, że Ty się zmienisz, że świat się zmieni. Smutne jest to jak Twój facet się do Ciebie odzywa, jak spędza z Tobą czas i jaki dla Ciebie jest ogólnie rzecz biorąc. Myślę, że powinnaś odejść...
Ale jednocześnie to co mnie uderzyło najbardziej w Twoim poście to fakt, że w gruncie rzeczy Ty przez niego nie zajmujesz się sobą. On mówi "nie chce mi się, idź sama" a ty zostajesz z nim no bo jak to sama będziesz się bawić no i on jeszcze pomyśli, ze imprezy są ważniejsze od niego itd itd, prawda? Masz ochotę zrobić coś nowego, ale on nie, więc nie robisz nic! Tak nie można! Uzależniasz wszystko co robisz od jego zachowań. To straszne. Też tak robiłam więc wiem co mówię. Ja chciałam, żeby poznał moich znajomych on "NIE", no to ja też się z nimi nie widywałam itd. itd. Pewnie,że mówił "jak chcesz to idź sama". Ale jak mogła iść bez niego?
Polecam serdecznie ksiązkę "Kobiety, które kochają za bardzo". Wcześniej śmiałam się z tych poradników, ale po przeczytaniu kilku rozdziałów z tej książki zrozumiałam, że świetnie odpisuje moje zachowania i że nie ma czemu zaprzeczac: problem z kochaniem za bardzo istnieje! Naprawdę myślę, że po przeczytaniu jej inaczej sporzyjsz na pewne sprawy. I nie wstydź się tego jak się czujesz, tego,że masz problem, tego, że czujesz się źle w swoim związku, nie daj się zwariować swojemu facetowi, który powtarza, ze to Ty potrzebujesz psychologa. Nawet jeśli tak jest to przynajmniej masz odwage poprosić o pomoc i walczyć o własne życie. On tego nie robi, woli leżec na kanapie...
Chyba trochę chaotycznie piszę, ale w każdym razie pamiętaj: TY NA PIERWSZYM MIEJSCU
tytania
 
Posty: 134
Dołączył(a): 31 mar 2008, o 17:59

Postprzez Melania » 21 kwi 2008, o 16:31

Witam! Dziękuję za kolejne odpowiedzi. :)
Rozmawiałam wczoraj z moim chłopakiem.
Poprosiłam go by wyjaśnił mi, dlaczego obraził się za pytanie o wieczór kawalerski. Odpowiedział po jakimś czasie, że wg niego to pytanie nie na miejscu. Zapytałam dlaczego tak uważa, ale się zdenerwował i powiedział mi, że zachowuję się jak niemowlę... Inne rzeczy, o których rozmawialiśmy:
- wg niego ja miałabym zmienić moje zachowanie oraz mam się go tyle nie czepiać; pytałam by podał jakieś szczegóły: jakie zachowanie, o co mam się nie czepiać i w ogóle gdzie jest granica pytania o coś a czepiania się – ale nie określił tego.
- powiedział, że się zobaczy co będzie dalej z nami, że „czas pokaże”
- powiedziałam, że nie podoba mi się, że nigdzie ze mną nie wychodzi, że woli spać i oglądać tv – podczas gdy nawet po drugiej zmianie potrafi spędzić z kolegami czas do 1 w nocy (tak było w piątek) i wtedy nie jest ani zmęczony ani śpiący; że ja go namawiam, proponuję wspólne wyjścia a on nie dość, że nie jest na to chętny to od niego takie propozycje nie wychodzą, a on na to, że "może kiedyś się to zmieni"…
- gdy zapytałam o to, czy dla niego głównym sposobem na spędzanie czasu we dwoje, jest oglądanie telewizora i spanie – to on mi wyjechał, że dla niego głównym sposobem spędzania czasu jest straż! wszędzie widzi tą straż, z góry uważa, że ja jej nie akceptuje i jestem wrogiem i to ma odbicie w jego patrzeniu na mnie.
- nie podobają mu się moje zajęcia tańca, bo twierdzi, że „nie ważę 100 kg żeby chodzić na coś takiego”, mam sobie robić tak dalej to się „przejadę” – twierdzi, że jestem zbyt szczupła, żeby chodzić na takie zajęcia – jest to jakiś przejaw troski? Możliwe, ale on określa te zajęcia jako „głupie”, nie spytał co mi się w nich podoba, co tam robię, nic.
- poruszyłam kwestię tych jego odzywek do mnie; zapytałam czy nie sądzi, że może mi być przykro słysząc co jakiś czas: „idź się leczyć”, „idź do psychiatryka”, „głupie pytania zadajesz”, „nie wkurzaj mnie to nie będę tak do ciebie mówił”, „pocałuj mnie w d…” – powiedział, że może mogę się tak czuć, ale widocznie „coś w tym jest” skoro on mi tyle razy powtarza takie rzeczy… Ale przecież nie można komuś powtarzać, że np. jest głupi, a potem twierdzić, że coś w tym jest skoro tak często to powtarza, to się kupy nie trzyma.
- powiedziałam mu, że nie podoba mi się jak ten związek wygląda, że to w złym kierunku idzie, że nie mamy wspólnych zainteresowań, że nie znamy się wzajemnie dobrze, że nie mamy swoich ulubionych wspólnych zajęć, i co nas tak naprawdę łączy? To odpowiedział tylko tyle, że moim głównym zainteresowaniem jest siedzenie przed kompem. I że on ma wiele różnych zainteresowań. Ale nie zapytał o moje, nie zaproponował, że np. zaczniemy próbować różnych rzeczy i zobaczymy co się nam spodoba…
Gdy padło z mojej strony, że nie chodzimy na żadne spacery – to powiedział „proszę, idź teraz na spacer, to zmokniesz” (było ciemno i padał deszcz). Ręce mi odpadły, bo ja mówię ogólnie, a on się jakby naśmiewa, chce coś powiedzieć żeby zrównoważyło to moje słowa, ale nie wie co.

Mam teraz dylemat. Naprawdę bliska jestem decyzji o rozstaniu, lecz nachodzą mnie wątpliwości – to chyba strach przed tym czy to dobra decyzja, czy nie będę żałowała i też trochę poczucie winy, że może gdybym się bardziej starała to związek byłby lepszy…
W ogóle ze mną samą nie jest najlepiej. Nie pracuję od 5 miesięcy, siedzę ciągle w domu, raz na miesiąc wyjdę gdzieś z koleżanką. Chociaż takie załamanie miałam już na początku stycznia, a więc dopiero miesiąc byłam bezrobotna, więc to aż tak chyba nie mogło wpłynąć na moje samopoczucie… Musiało być to coś innego.
To siedzenie w domu teraz mnie dobija, chodzę późno spać, wstaję przed południem i nic nie robię, dzień mija szaro, bez wartości – nie mam chęci na nic, muszę pisać pracę magisterską i nie chce mi się, nie czuję motywacji. Nie mam wielu znajomych tu gdzie mieszkam, nie mam do kogo wpaść na kawę czy coś takiego; koleżanki mam w mieście, czyli jakieś 15 km ode mnie, dlatego umawianie się nie jest łatwe, choć na pewno nie aż takie trudne. Brak pracy, brak kontaktów z ludźmi w pracy, brak urozmaicenia w życiu, niewielu znajomych, brak siły i chęci do jakiegokolwiek działania, poczucie beznadziei – i do tego problem ze związkiem. I zastanawiam się czy chłopak coś zmienia w moim życiu, czy sprawia, że czuję się szczęśliwsza? Hmm… Że może mogłabym być z nim gdybym była sama ze sobą szczęśliwa?
Ale jak mam znaleźć chęć do życia, jak szukać urozmaicenia, jak odnaleźć odwagę w sobie do podejmowania nowych działań? I jak uwierzyć w siebie i otworzyć się na świat? Czy to, że tak się czuję może wynikać z tego, jak mnie chłopak traktuje, jak jest między nami? Mam naturę pesymisty. Nie mam rodzeństwa, bym mogła zapytać o radę. Kiepsko to wygląda. Co sądzicie o tym wszystkim?
Pozdrawiam :)
Melania
 
Posty: 36
Dołączył(a): 4 paź 2007, o 21:13

Postprzez KATKA » 21 kwi 2008, o 16:40

wiesz jestem teraz w takiej sytuacji, ze jak czytam cos takiego....jak facet potrafi się zachowywac w stosunku do Ciebie to mnie coś zalewa....:( ale sama to miałam :( zamiast telewizora komp...plus inna laska ;) nie no beż czarnego humoru....tez słyszałam, ze jakoś sie ułoży...ale pamiętaj...samo nigdy sie nie układa, zeby mogło być ok niezbędna jest cięzka praca obydwu stron i co trudniejsze musi to być praca wspólna...sama niewiele zdziałasz...możesz się denerwowac...prosioć.....kazać...nie wiem...nie przebijesz tego muru......moj były po miesiacu moj walki mi powiedziała...ze nie jest wstanie pzrebić tego muru...gówno prawda nawet nie próbował...a ja sie starałam jak cholera....i uważam, zę świetnie mi szło...tylko on jakiś robaczywy był:P no i jakos ten mur mu bardziej urósł jak przyjechała jego cudowna przyjaciółka...ech....
Dziewczyno ja powim tylko ratuj się....tez cholernie długo miałam nadziję...tylko na co...jeśli meżczyzna się stara widac...ze chce to co się zepsuło naprawic...jesli wkłada jakikolwiek wysiłek w związek to warto....wydaje mi się powalczyc chociażby po to żeby potem nie załowac, ze się czegoś nie zrobiło...ale jeśli on ma Cie gdzieś...i wszystko zwala na Twoje barki to coś jest moim zdaniem nie tak :( wierz mi anwet gdybyś teraz stała się chodzącym ideałem...nie czepiającym się i uwielbiającym wsolnie dla relaksu oglądac telewizje...i fascynowac sie tą jego kocahnką straża ;P to nic sie nie zmieni :( niestety....bo on ma to gdzieś :( i tu znów niestety ;(
KATKA
 
Posty: 3593
Dołączył(a): 23 maja 2007, o 20:00
Lokalizacja: Poznań

Postprzez Abssinth » 21 kwi 2008, o 17:04

podejrzewam, ze glownym czynnikiem Twojej depresji jest wlasnie Twoj facet...

nie moge teraz pisac wiecej, przepraszam - ale poszukaj sobie mojego watku z dawien dawna, opisalam tam, przez co ja przechodzilam...tylko najbardziej chaotyczne rzeczy napisalam, ale codziennosc byla wlasnie takja jak Twoja - nie chce mu sie nic ze mna robic, nie ma czasu ani kasy, jest zmeczony..ale jak ja nie moglam wyjsc, to on lecial na impreze, az za nim kurz tylko zostawal....

to, ze nie podoba mu sie, ze chodzisz na kurs tanca - on jest po prostu przerazony tym, ze mozesz znalezc sobie cos, co bedzie dla Ciebie wazniejsze niz on...albo kogos, kto bedzie Cie umial traktowac tak jak na to zaslugujesz...mialam dokladnie to samo w reakcji na moj kurs aromaterapii - ogolne jechanie, ze to glupie i bez sensu i po co mi, a zero zainteresowania czym sie to tak naprawde je i dlaczego wlasnie to wybralam...

pokrotce - bylam w dole, straszliwym, ciezkim....wszystko sie zmienilo od czasu, kiedy zerwalam, zaczelam nowe zycie po prostu...dopiero kiedy wyrzucilam pasozyta z mojego zycia, zobaczylam, ile nergii mi zzeralo martwienie sie o to, co on pomysli, co dzisiaj powie, czym mi dowali, czego nowego sie dowiem o nim...jakby mi ktos z plecow worek ziemniakow zdjal...

pozdrawiam, przytulam i mam nadzieje, ze juz niedlugo bedziesz sie pozwalala tak zle traktowac...

istnieje zycie poza toksycznym zwiazkiem i jest to lepsze zycie, sto razy lepsze - wierz mi :)

miauk
A.
Avatar użytkownika
Abssinth
 
Posty: 4410
Dołączył(a): 6 maja 2007, o 01:39
Lokalizacja: Londyn

Postprzez Filemon » 21 kwi 2008, o 17:36

ojej... Melania, a co ten Twój facet takiego w sobie ma, że Ty w ogóle chcesz z nim być...? taki przystojniak wielki, czy tak z nim super w sprawach intymnych? no bo z tego co go opisujesz, to głównie nudziarz, gbur, obraźliwiec, jakoś w ogóle nieprzyjaźnie do Ciebie nastawiony i jak na mój gust to... co drugi facet na ulicy będzie ciekawszy i fajniejszy od niego...

ja bym tam sobie z nim dał spokój i nawet by mi się nie chciało z nim roztrząsać o co właściwie mu chodzi i co mu tam znowuż takiego dolega - a niechby to już sobie z nim jakiś psycholog roztrząsał, jeśli się do niego zgłosi...

a tak, jak się z nim dalej zadajesz, to tylko czas Ci upływa i w depresję jakąś wpadasz - a po co to komu...? nie lepiej zebrać się trochę na odwagę, otworzyć się na świat i rozejrzeć się wokół - facetów przecież na tym świecie nie brakuje a mam wrażenie, że Ty jesteś osobą na tyle sympatyczną, że całkiem szybko znajdzie się jakiś przyjemniejszy mężczyzna, który się Tobą zainteresuje...

na dodatek masz jakieś koleżanki, czyli swoje towarzystwo - zatem sama być nie musisz i możesz sobie tu czy tam w towarzystwie znajomych się wybrać i pewnie niebawem kogoś miłego poznać...

szkoda czasu i życia na takie coś w czym tkwisz, moim zdaniem... poza tym przypuszczam, że jeśli on Cię tak traktuje już teraz to na dłuższą metę prędzej czy później Cię i tak zostawi - to już lepiej Ty zostaw jego, z Twojego własnego wyboru i rozejrzyj się za jakimś takim mężczyzną, z którym będzie Wam razem naprawdę dobrze i z którym będziecie się wzajemnie szanować, bo przecież bez tego, to się żyć nie da ani zakładać rodziny, prawda...?
pozdrawiam ;-)
Avatar użytkownika
Filemon
 
Posty: 3820
Dołączył(a): 2 gru 2007, o 20:47
Lokalizacja: Matka Ziemia :)

Postprzez ewka » 21 kwi 2008, o 18:04

Melania napisał(a):To siedzenie w domu teraz mnie dobija, chodzę późno spać, wstaję przed południem i nic nie robię, dzień mija szaro, bez wartości – nie mam chęci na nic, muszę pisać pracę magisterską i nie chce mi się, nie czuję motywacji.

Wiesz Melanio... ja myślę, że MUSISZ samą siebie postawić do pionu - jest wiosna, piękny czas na nowe porywy, na zmiany w swoim życiu, gdy tak mocno życie buzuje w naturze. Rozumiem, że jego sposób bycia w jakiś sposób odbiera ochotę i skrzydeł nie dodaje... ale jeśli nie będziesz miała obok siebie nikogo, kto tych skrzydeł doda - to jak będziesz żyć? W piżamie? Tak nie można!

Proponuję więc, byś się ogarnęła, postanowiła coś odnośnie siebie (jesteś ważna dla siebie bez względu na to, kto jest obok)... i ostro wystartowała w życie. I taka już mocniejsza postanowiła coś odnośnie Waszego związku... bo na dzisiaj nie wydajesz się dość silna. Jeśli to jakieś załamanie czy może jakaś depresja... to tym trzeba się zająć na początek. Mam wrażenie, że Ty się jakoś tak strasznie zapętliłaś i może niekoniecznie problemem numer jeden jest Twój facet?
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16


Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 288 gości

cron