Skutki psychoterapii...?

Dorosłe Dzieci Alkoholików.

Skutki psychoterapii...?

Postprzez Księżycowa » 17 kwi 2008, o 12:57

Witam wszystkich!

Dopiero zaczęłam terapię i czuję się gorzej! Nie poszłam dziś do szkoły, bo nie dałam rady po prostu. Czy to aby do końca normalne?
Księżycowa
 

Postprzez kaśku » 17 kwi 2008, o 14:18

niewiem czy normalne, ale chyba jednak tak, bo na terapi porusza sie wiele trudnych spraw, czesto w trakcie zaczynaja sie przypominac zdarzenia z przeszlosci, o ktorych zapomnielismy albo po prostu je wyparlismy, tak bylo w poim przypadku, ale niewycofuj sie z terapi tylko dlatego zwe gorzej sie po niej czujesz, bo to zadno rozwiazanie, niektore rzeczy trzeba przezyc na nowo, po zakonczonej terapi powinno byc lepiej, sama na to czekam ... ;)
kaśku
 
Posty: 706
Dołączył(a): 15 lis 2007, o 21:42

Postprzez kej_ti » 17 kwi 2008, o 14:56

Witaj,
To chyba normalne. Mnie juz na pierwszej wizycie terapeutka uprzedziła,że będzie bardzo ciężko i ze niejednokrotnie wychodząc ze spotkania będę bardziej "rozwalona" niż "poskładana" i faktycznie po niektórych spotkaniach tak właśnie jest. Aha i jeszcze jedno powiedziala mi moja terapeutka "aby wyleczyć ranę trzeba ją najpierw zdezynfekować",a to niestety cholernie boli...ale potem już chyba będzie ulga...mam nadzieje :wink:
Pozdrawiam, trzymaj się. :wink:
kej_ti
 
Posty: 11
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 19:27

Postprzez mimbla » 17 kwi 2008, o 21:33

u mnie właśnie mija drugi rok po terapii.Nie zrażaj sie ,ktoś powiedział ,że to jak operacja bez znieczulenia,ale jak sie wyzdrowieje jest świetnie.I tak własnie jest.Ile razy przeryczałam do wieczora dzień po terapii.Czasem z rozpaczy,czasem ze zdziwienia,różnie było.Trafiały sie dni zwyczajne,beznadziejne,bolesne,euforyczne,i wszystko to w końcu jak puzzle poskładało sie,znalazło swoje miejsce.Coś na miejsce widoczne ,coś na głęboką półkę.Poddaj sie terapii ze wszystkimi jej smutkami i radościami,a zobaczysz bedzie lepiej.
mimbla
 
Posty: 35
Dołączył(a): 18 maja 2007, o 09:04

Postprzez Księżycowa » 17 kwi 2008, o 22:45

Jakoś się przeraziłam, bo lęki mam silniejsze. Cały dzień prawie kręci mi się w głowie... Nie chciałabym gdzieś zemdleć... Dziękuję bardzo za odp. Pozdrawiam!
Księżycowa
 

Postprzez Orm Embar » 18 kwi 2008, o 11:25

---------- 09:40 18.04.2008 ----------

Hejka,

GRAA - TUUUU - LAAA - CJEEEE !!!!!!!!!!!!!!!!!!!

Fantastycznie, że się zdecydowałaś.

Co do terapii - najprostsze wyjście, to pogadać o swoich stanach z terapeutą bądź grupą. Zresztą chyba większość terapii pracuje tak, że sprowadza delikwenta do "tu i teraz", więc pewnie usłszysz sto pytań "jak się Pani czuje"?

Kiedyś zastanawiałem się jak to jest z tą psychoterapią. Gdyby porównać człowieka do domu, to człowiek potrzebujący psychoterapii to taki dom, gdzie w kilku pokojach coś koszmarnie straszy. Jak się ma pozamykane drzwi do tych pokoi, to oczywiście ciągle straszy, ale przynajmniej strachów nie widać, i wycie takie jakieś przytłumione. Życie boli, ale da się z wrzodem na dupie żyć. Psychoterapia do WEJŚCIE do tych pokoi i pooglądanie tego co tam jest. Okazuje się wtedy, że nie straszy aż tak bardzo jak się baliśmy, albo wyje coś całkiem innego niż duchy (np. zwichrowane okno, które się zwichrowało, bo tam nie wchodziliśmy). Jak się proces skończy na ogół jest lepiej. W większości przypadków dzieje się to, co obiecuje słynna modlitwa alkoholików: "boże, daj mi zmienić to co mogę, zaakceptować to, czego zmienić nie mogę i odróżnić jedno od drugiego".

Wiem, wiem ... boisz się, że nie da się zmienić zbyt dużo. Otóż doświadczenie baaardzo wielu ludzi pokazuje, że nie da się zmienić wszystkiego, ale da się zmienić wystarczająco dużo, żeby być szczęśliwym.

Chodziłem trzy lata na psychoterapię indywidualną. Pierwszy rok to było takie tam sobie gadanie - zwykłe pierdu-pierdu. Jazda zaczęła się w drugim i trzecim roku - naprawdę było ciężko, kilka miesięcy miałem np. całe serie myśli samobójczych.

A potem wszystko zaczęło się układać ... Kawałek po kawałku, raz za razem czułem takie "aha!" - i już wiedziałem, że rozumiem o co w tym życiu chodzi. Naprawdę fajny czas.

Wszystko idzie mi teraz do przodu.

Wiesz jaką zaletę ma trudne dzieciństwo? Ma ją oczywiście pod warunkiem, że pracujemy nad sobą ... Otóż widzisz ...

NAJPIĘKNIEJSZE CHWILE NASZEGO ŻYCIA CIĄGLE PRZED NAMI !!!! a nie daleko za nami, gdzieś w latach dziecięctwa ...

Nie jesteśmy już dziećmi - jesteśmy dorośli i wolni, możemy układać sobie życie jak chcemy. To piękne, Kasiurku. :D

wracaj tutaj z pytaniami, bo na tym forum sporo ludzi przechodziło terapię, wiele wie i może coś doradzić

3m się ciepluko!

Maks (Orm)

---------- 11:25 ----------

Hejka,

Czyms sie jeszcze z Toba podziele. Jak gdzies pisalem jakalem sie kiedys potwornie. Naprawde baaaardzo mocno. Z mowieniem w jezyku polskim porardzilem sobie - ale moj ukochany niemiecki to byl prawdziwy koszmar. Naprawde... Inny sposob artykulacji, inne ulozenie warg, jezyka, gardla... Wszystkiego trzeba uczyc sie od poczatku... Jarzysz? Trzeba od poczatku uczyc sie MOWIENIA, hehehehehe, a nie tylko JEZYKA.

Od jakiegos czas bardzo systematycznie cwicze swoje logopedyczne wygibasy - co wiecej bede musial cwiczyc do konca zycia - i wczoraj wyobraz sobie musialem oprowadzac po swoim miesce buddyjska nauczycielka z Niemiec i ... POSZLO SWIETNIE ...

Fajny kontakt, mnostwo luzu, zartow, opowiesci ... oczywiscie jakalem sie, nawet z rzadka bardzo, ale ... wobec tego co dawniej bylo i tak o niebo lepiej ... i ... heheheheeee

na koniec dzielna Niemka zapytala mnie, skad znam jezyk i jak to zrobilem, ze mam taki znakomity akcent

Kasiorek, bywa trudno - ale wtedy przynajmnniej nie jest nudno, hehehehe - a walczyc zawsze trzeba i zawsze warto.

Papapapapapa!

Orm
Orm Embar
 
Posty: 1550
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:59

Postprzez felicity » 18 kwi 2008, o 16:56

Wzbudzasz moją ogromną sympatie Orm, gdziekolwiek przeczytam Twój wpis to czuję się tak jakby ktoś mnie pogłaskał po głowie i uspokoił. Bardzo Ci za to dziękuję! :wink:
Avatar użytkownika
felicity
 
Posty: 397
Dołączył(a): 28 lip 2007, o 23:31

Postprzez Orm Embar » 18 kwi 2008, o 22:51

felicity napisał(a):Wzbudzasz moją ogromną sympatie Orm, gdziekolwiek przeczytam Twój wpis to czuję się tak jakby ktoś mnie pogłaskał po głowie i uspokoił. Bardzo Ci za to dziękuję! :wink:


Nie ma sprawy. :D Cieszę się. :D

Bierz ile chcesz, ucz się jak najszybciej GŁASKAĆ SAMĄ SIEBIE, a potem jeszcze pogłaszcza czasami kogoś.

Zawsze dziala. :D

O.
Orm Embar
 
Posty: 1550
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:59

Postprzez Księżycowa » 20 kwi 2008, o 18:59

---------- 00:23 20.04.2008 ----------

Dziękuję bardzo za długą wypowiedź :) . Ze mną to jest tak, że zaczynam się czegoś strasznie bać i nie wiem czego, zaczynam się niby dusić (łapczywie łapię oddech) i bać, że coś mi się stanie. W sumie największym kłopotem jest teraz to, że jak mam wyjść sama z domu to jest porażka jakaś, bo panicznie się boję i nie wiem czego... Oststnio nigdzie nie poszłam ale ja nie mogę tak robić, bo w tym roku mam egzaminy i już mam zaległości, które mnie do tego przerażają. Na terapii od razu powiedziano mi, że to tak od razu nie minie ale ja przecież muszę normalnie funkcjonować...
Kolejną rzeczą jest to, że teraz jakoś nie umiem się rozpisywać, bo tak się stało, że mój chłopak dowiedział się, że tutaj pisze i przeczytał posty. A ja nie chcę, żeby tyle o mnie wiedział. Mam nadzieję, że już tego nie zrobi, bo to nie jest raczej dobre... Chciałabym tylko, żeby ta terapia nam nie zaszkodziła a wiem, że czasem robie mu krzywdę swoim zachowaniem - atakuję go.
Ja nie chcę rozpisywać się na nasz wspólny temat, bo raczej on sobie tego nie życzy i chyba ma racje...
Te problemy jakoś uniemożliwiają mi bycie sobą, wytrącają mne z równowagi. Jakoś się gubię ale mam nadzieję, że przejście przez psychoterapię wszystko poukłada i będzie lepiej. Nie chcę czuć się ciągle bezradna i przerażona, to wręcz podłe uczucie dla mnie, ucucie bycia oiarą...
Wiem, że potrafię być inna, tylko nagle coś się stało. Nie wiem co...

Dziękuję wiem, że tutaj zawsze ktoś wspomoże. Zawsze było mi lepiej po rozmowach tutaj :) .Jakoś powoli zaczynam zdawać sobie sprawę, że mimo tego, że chciałabym być coś zrobić, cokolwiek, to coś mnie blokuje.
To jest to samo, co blokuje mnie samej wyjść do szkoły, tylko nie wiem czego się boję...

---------- 18:59 ----------
Księżycowa
 

Postprzez Sinuhe » 21 kwi 2008, o 18:58

Terapia na początku wydaje się wprowadzać człowieka w jeszcze większe bagno.
Żyje sobie ktoś jakoś tam sie poukładawszy z całym koślawym bagażem doświadczeń i radzeniem sobie z nimi tak, jak sie potrafi. Powoli zaczyna to wszystko coraz bardziej doskwierać i okazuje się, iż coś tu nie gra - części składowe sa poskładane jakoś tak przypadkowo i sznurkami powiązane. Ale póki co ta dychawiczna maszyna potrafiła jechać, choć wszystko w niej klekotało i skrzypiało.
Wielu z nas dociera do tego momentu, gdy zauważa, iż świat rządzi się jakimiś odmiennymi regułami, że my gramy rolę, które sami nie rozumiemy, by sie nie wychylać, by przynajmniej z wierzchu być tacy, jak inni. Ale to nie ma szansy istnieć zawsze - coś musi pęknąć.
Wiesz, terapia jest po to, by owe niedopasowane kawałki rozebrać, przejrzeć je z bliska, wyczyścić, poprostować.
Moment, gdy DDA zaczyna patrzeć jasno i czysto na siebie jest oszałamiająco bolesny.
Nagle okazuje się, że tego wszystkiego jest ogrom, że człowiek zaczyna czuć to, na co sobie nie pozwalał, albo myślał, że to cos złego, czy niewłaściwego.
Pierwsze etapy terapii to grzebanie w otwartej ranie i jej oczyszczanie. Tu musi być boleśnie, ciężko i gorzej, niż dotychczas.
Terapia to lekarstwo, które na początku bardzo gorzko smakuje.
Myślę, że tak musi być.
Musi pęknąć skorupa starej osobowości, chaosu, zniekształconych i przerośniętych mechanizmów obronnych .
Teraz musisz bardzo dbać o siebie i dobrze sie sobą opiekować. Te trudy i ból są konieczne, ale do przejścia.
A na pewno to gorsze samopoczucie na początku świadczy o tym, że terapia zaczyna działać...
Avatar użytkownika
Sinuhe
 
Posty: 468
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:02

Postprzez Księżycowa » 27 kwi 2008, o 20:17

---------- 00:52 22.04.2008 ----------

Wiecie, jakoś w ostatnim czasie zaczęłam zdawać sobie sprawę, że zachowuję się jakbym była ofiarą a naprawdę nie lubię tak się czuć, tylko jakoś już się chyba przyzwyczaiłam. Od dziecka tak się czuję. Chociaż kiedyś powiedziałam DOŚĆ i nawet faktycznie coś z tego wyszło, tylko na chwilę niestety :? . Tylko tak naprawdę zbyt dużo jest do stracenia-przyznacie. Właściwie nie wiem co chcę dziś napisać, wyrazić, nie wiem.... Mam take uczucie jakby coś mnie blokowało przed jakimkolwiek dzałaniem. Jakby coś mnie ograniczało. To strasznie ciąży. Boję się tego, co będzie się ze mną działo w trakcie terapii, czy da się ze mną wytrzymać...
Oczywiście starać się będę ale czy na to ma się wpływ :?: .

Chyba już skończę, bo chcę coś napisać i mi dziś nie idzie.
Wybaczcie Pozdrawiam!

---------- 20:17 27.04.2008 ----------

Witam znów :) . Jestem wszystkim trochę przerażona. Zaczynam widzieć jaka czasem jestem słaba życiowo. Jutro mam iść do lekarza i boję się i nie wiem czego. Boję się, że po drodze zemdleję, że stanie mi się jakaś krzywda, że coś lub ktoś mnie zaatakuje. Wiem, że to irracjonalne zupełnie ale nie wiem jak sobie z tym poradzić... Nie chcę, żeby tak było, ne lubię tego uczucia. Po to zresztą odważyłam się na terapię i zmotywował mnie też związek bardzo. Ale zastanawiam się co zrobić jak zacznę się dusić i zacznie kręcić mi się w głowie, sztywnieć całe ciało... Jakoś nie czuję się bezpiecznie a przecież nie jestem dzieckiem, żeby ciągle ktoś chronił mnie w taki sposób. Na to chyba był czas dawno temu a naprawdę chcę normalnie żyć, przestać się bać.
Księżycowa
 

Postprzez Orm Embar » 27 kwi 2008, o 20:25

Siemka,

Staraj się wychodzić z tych stanów KROK PO KROKU.

Jeśli masz metr lęku do pokonania, jeśli jutro rano pokonasz centymetr, to za sto dni będziesz wolna - jeśli przez sto dni będziesz tylko myslec "mam metr lęku do pokonania", możesz być stale w tym samym miejscu.

To taka bardzo prościutka rada.

Rozmawiaj dużo podczas psychoterapii o tym - od tego jest.

Te lęki to pewnie jakiś taki schowany nakaz, że masz być gorsza od innych, albo zakaz osiągania czegoś. Albo jakaś blokada. Na głębszym poziomie masz od tego psychoterapeutę, na płytszym - radź sobie obserwowaniem, że te stany się zmieniają, więc nie będą czymś wiecznym.

pozdrowienia!

Maks
Orm Embar
 
Posty: 1550
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:59

Postprzez Księżycowa » 1 maja 2008, o 09:33

Sinuhe możesz napisać mi do czego odnosi się ten link? Bo jakieś dziwne odczucia miałam względem tego filmu...
Księżycowa
 

Postprzez Sinuhe » 1 maja 2008, o 17:57

Link - to tylko link do kawałka, którego bardzo lubię słuchać. Element podpisu i tyle :)
Nie ma nic wspólnego z moim wpisem w Twoim topicu.
Avatar użytkownika
Sinuhe
 
Posty: 468
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:02

Postprzez Maui » 3 maja 2008, o 19:50

Ja planuję terapię od dłuższego czasu. Tylko chcę ją zacząć w miejscu studiów. Pojutrze zaczyna mi się matura, potem długie wakacje, w trakcie których chcę sobie trochę zarobić (chcę zmierzyć się z poszukiwaniem pracy, choć wiem, że to będą grosze). Mam tyle planów, marzeń. Jak tylko wyjadę rozpoczynam poszukiwania poradni i natychmiast zaczynam terapię. CZuję, że potrzebuję jej niezwłocznie.
Do niedawna myslałam sobie "Eee... całkiem nieźle się trzymam, chyba jednak psychika mi się sama wyprostowała"... "Sama się wyprosotwała"... heh... pewnie wiele rzeczy przyjdzie mi jeszcze z wiekiem, w końcu mam dopiero 19 lat, ale kiedy ogarniają mnie chwile smutku, coraz bardziej sobie uświadamiam w jakie wpycham się problemy i że to ma podłoże mojego ciągłego poszukiwania akceptacji, ciepła i miłości. Najbardziej wstydzę się chyba tego, że po rychłym zakończeniu toksycznego związku z narkomanem wpadłam w kolejny, też toksyczny, bo z mężczyzną o 15 lat starszym ode mnie. Nie jest jakimś lalusiem, który chce ode mnie wyłącznie seksu, albo imponuje mu bycie z młodą laską - wręcz przeciwnie, jest strasznie inteligentny, ale rozwiedziony :/ Oboje jesteśmy wrażliwi i poszukujemy tego samego... To trwa już pół roku, a ja teraz sobie uświadomiłam, że ja tak naprawdę szukam w nim... ojca :/ Tego ciepła, żeby mnie pogłaskał po główce, pochwalił, był ze mnie dumny... Ta świadomość strasznie boli, bo kiedy zakończę tą znajomość to utwierdzę go chyba w fakcie, jaka to jestem cholernie niedojrzała i niezdecydowana. I wiem - powinnam teraz myśleć o sobie, ale nie chcę po raz kolejny kogoś zranić przez własną głupotę. Tak - mam poczucie winy. Z jednej strony cięzko mi zakończyć tą relację, bo ...no bo mi dobrze... bo dostaję to czego nie dostałam od rodziców, ale...wiem, że nie od tego jest partner i że nie tędy droga... Tylko wiem też, że zerwanie tego bedzie dla mnie cholernie trudne... ale też chcę dać mu szansę na ułożenie sobie życia...
Zaczyna mnie dopadać jakieś lenistwo, prózniactwo. Matura za pasem, a ja mam wrażenie, że przebimbałam cały rok. Przez ostatnie kilka miesięcy bym głównie tylko spała i nie robiła nic twórczego. A z drugiej strony w głowie marzy mi się rozwój na wszystkich płaszczyznach, tylko chyba brakuje takiego "kopniaka"...
Myślałam, że uwierzyłam w siebie... To też było mylące... nie umiem postawić na swoim i nie lubię dyskutować, bo to mnie męczy. Dlatego wiele osób uważa mnie za "krzykacza", który powie swoje, ale i tak ostatecznie się wycofa... A chcę być silną ,stanowczą kobietą, która będzie dzielnie broniła swojego zdania... Chcę wziąć swoje zycie w swoje ręce, chcę tego, ale jakoś idzie tak opornie, kiedy mam już to życie rękach na chwilę, to właściwie nie wiem jak mam się nim obsługiwać... Teraz, gdy mam możliwość wyjechania z miejsca zamieszkania, rozpostarcia skrzydeł... Wreszcie mogę się uwolnić, a z drugiej strony się boję..czy się odnajdę, czy dam sobie radę...przecież rodzice mi pieniędzy nie dadzą, bo nie pracują... będzie ciężko... Ale chyba całe swoje nadzieje pokładam w terapii, że ona mi pomoże poukładać sobie w głowie...
Maui
 
Posty: 200
Dołączył(a): 27 lip 2007, o 17:12

Następna strona

Powrót do DDA

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 40 gości