rozwód rodziców czy rodziny?

Problemy z rodzicami lub z dziećmi.

Postprzez Wehikuł » 17 kwi 2008, o 16:48

Doskonale Cię rozumiem. Moi rodzice sa już kilka lat po rozwodzie i też wciągali mnie w swoje sprawy. Starsza siostra wyjechała za granice i bywała gościem w domu. Cały ciężar ich sporów spadał na mnie... . Efektem tego była moja depresja, zawalony rok studiów, leki, terapia i wszystko co jest z tym związane. Kochałam obojga rodziców, ale wciąż byłam pomiędzy młotem a kowadłem. Gdy tylko mama narzekała na tatę, tato zaraz odbijał piłeczkę.
Dopiero moja wyprowadzka z domu ... otworzyła im oczy. Wtedy zrozumieli, że wraz z nieudanym małżeństwem stracą też i dziecko.

Rodzice się rozwiedli. Duże mieszkanie zamienili na dwa mniejsze i chyba oboje odżyli.

Nie daj się wciągać w te ich rozwodowe rozgrywki. Jak zawierali związek małżeński to Ciebie wcale o zdanie nie pytali :wink: Masz własne życie i własne problemy.
Nie jestes ani lekarzem kardiologiem, ani psychiatrą ( no chyba że...) i żadnemu z nich nie jesteś władna pomóc.
Może poskutkuje argument, że nie chciałabyś mieć przeciwko sobie, żadnego z rodziców? Nie możesz przecież bronić mamy nie "nalatując" na tatę i odwrotnie, a nie chcesz byc wrogiem żadnego z nich.
Życzę powodzenia.
Wehikuł
 
Posty: 3
Dołączył(a): 17 kwi 2008, o 15:20
Lokalizacja: Olsztyn/ Warszawa

Postprzez nana » 29 wrz 2008, o 19:14

---------- 08:28 18.04.2008 ----------

nic nie skutkuje. ani argumenty, ani wyprowadzka. musze ich i samą siebie wziąść na przetrzymanie. mam nadzieję, że wytrzymam.

---------- 19:14 29.09.2008 ----------

po raz kolejny wyprowadzam sie z wlasnego domu (mieszkamy niestety po sasiedzku). powod: moj ojciec wyjechal, a matka nachodzi mnie dniami i nocami, ostatnio mnie uderzyla kilka razy drewnianym walkiem po glowie... za tydzien kolega da mi klucze do swojego mieszkania, ktore stoi puste... na dwa miesiace... a co dalej?
Avatar użytkownika
nana
 
Posty: 634
Dołączył(a): 21 maja 2007, o 19:59
Lokalizacja: Lublin

Postprzez Sanna » 30 wrz 2008, o 10:51

A czy wymiana zamków byłaby jakimś rozwiązaniem? Wiesz, ja miałam prawie 3 lata życia jako kłębek nerwów przez moją babcię i w końcu przestałam jej otwierać po prostu drzwi do mojego mieszkania. Dzięki temu miałam spokojne poranki, spokojne popołudnia i spokojne noce.
Sanna
 
Posty: 1916
Dołączył(a): 27 lut 2008, o 15:05

Postprzez nana » 30 wrz 2008, o 11:13

zamki juz dawno zmienione. zwyczajnie nie spodziewalam sie, ze jest do tego zdolna. poza tym dom jest parterowy - zaglada mi w okna i tłucze sie w nie. to nie jest do zniesienia.
Avatar użytkownika
nana
 
Posty: 634
Dołączył(a): 21 maja 2007, o 19:59
Lokalizacja: Lublin

Postprzez wielorybica » 30 wrz 2008, o 11:16

przeczytałam wczoraj twojego posta i w sumie nic mądrego nie przyszło mi głowy oprócz jesiennej sonaty bergmana...mnie ten film zmielił emocjonalnie, jesli nie widziałaś gorąco polecam, a z rad praktycznych...znajdziesz sobie inne mieszkanie po tych dwóch miesiącach...dasz radę, a mamę próbowałaś wysłać po psychiatry po jakieś uspokajacze na ten trudny okres?!
Avatar użytkownika
wielorybica
 
Posty: 458
Dołączył(a): 17 gru 2007, o 01:40

Postprzez Sanna » 30 wrz 2008, o 11:33

Przeczytałam co wcześniej napisałaś o swojej mamie- faktycznie powinna chyba odwiedzić psychiatrę. Pytanie jak ją do tego skłonić? Znam problem z autopsji bo z moją babcią przeszłam trochę podobne akcje- ataki agresji, oskarżanie itp. W wypadku babci można było to złożyć na karb miażdżycy, ale w wypadku Twojej mamy pewnie nie to jest przyczyną jej zachowań. Nie masz jakiejś ciotki, wujka, kogoś kto może ją przekonać do wizyty u lekarza?
Sanna
 
Posty: 1916
Dołączył(a): 27 lut 2008, o 15:05

Postprzez nana » 30 wrz 2008, o 13:55

---------- 13:02 30.09.2008 ----------

próbowałam już wszystkiego: był nawet psychiatra mediator w domu (ona nie wiedziala, ze to psychiatra). Probowaliśmy też z ojcem przez prokuraturę rodzinna ustalić przymusowe leczenie. Nikt nie chce podpisać jednoznacznego oświadczenia, że mama jest chora. Ona na samą myśl, że może mieć chociażby depresję, na którą pomogłby psycholog (terapeuta, psychiatra, ktokolwiek) dostaje szału. Za wszelką cenę chce udowodnić, że jest normalna.
Myśle, że po innych postach wiecie, że jestem osobą zdroworosądkową (nie panikuję i oceniam problemy z punktu widzenia rozwiązań) i dlatego nie dam się zniszczyć mojej matce. Dlatego uciekam. Nie potrafię inaczej się bronić. mogę tylko uciekać - nie stać mnie na atak ani zemstę. O asertywności nie ma mowy. Ona jest zbyt agresywna.

---------- 13:55 ----------

najbliższy mojej mamie jest jej brat - mieszka 400 km od nas. Od początku roku rozmawialam z nim kilka razy i opisywałam sytuację. Od stycznia odwiedził ją raz - mimo, że jest na emeryturze i w sumie ma czas i środki. Powiedzial mi wyjezdzajac, ze on ma swoje problemy. NIKT nie potrafi/ nie chce do niej przemówić. Jej najlepsza przyjaciółka pomaga jej tylko pisać pozwy sądowe na ojca i na mnie...
Avatar użytkownika
nana
 
Posty: 634
Dołączył(a): 21 maja 2007, o 19:59
Lokalizacja: Lublin

Poprzednia strona

Powrót do Rodzice

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 277 gości

cron