Żyję sobie tak omijając sytuacje emocjonalne a tu bum...
Przyjechałem do domu - z bratem wybieraliśmy jakiś garnitur dla mnie.
I dowiaduję się, że parę dni temu babcia miała pierwszy zanik pamięci.
M. in. pytała o naszą siostrę, gdzie jest a mama, że u M.
Babcia: a kto to M.?
Siostra jest z nim ponad 7 lat i za niecały miesiąc biorą ślub.
Cholernie się boję, iż to zacznie narastać.
Bo to tylko jeden przykład z wieczoru...
Bardzo rzadko dociera do mnie to, ile dla mnie bliscy znaczą.
Wydawało mi się, iż brat i siostra są jedynymi ludźmi na świecie, których kocham tak jednoznacznie i bez namysłu.
A tu mi - facetowi, co ma 31 lat, beczeć się zachciało.
C'est la vie chciałoby się powiedzieć, ale rodzi się w człowieku jakiś bunt na rzeczywistość.
Że można przeżyć całe życie dostając wiecznie w dupę a potem się starzeje, umiera i nie wynika z tego nic poza pobożnymi życzeniami.
Niejednokrotnie wstrętnie, z niknąca świadomością - nie chciałbym, żeby to z babcią się stało.
W takiej chwili, człowiek zdaje sobie sprawę, jak brak wiary powoduje tylko rozgoryczenie...
Po raz czwarty od 23 lat miałem łzy w oczach...