Jak to jest, ze niby dobrze mi sie uklada z ludzmi, niby jestem ekstrawertykiem, niby mam takie duze poczucie humoru, ludzie do mnie lgna, ale...nie potrafie wchodzic w zwiazki? Ci ktorych sobie upodobam, zwykle daja mi kosza, co cholernie boli, natomiast zdarzaja mi sie niestety tez odwrotne sytuacje...Nie wiem dlaczego tak sie dzieje. Doskwiera mi straszna samotnosc, ale przeciez nie moge zwiazac sie z kims, do kogo nic nie czuje, albo np wrecz czuje wstret. Nie potrafie wiazac sie tylko po to, by kogos "miec". Zastanawiam sie, czy to sie kiedykolwiek zmieni. Jestem juz w wieku, kiedy ludzie zaczynaja sie hajtac, zakladac rodziny...Tym bardziej mnie to przygnebia. Przestaje miec nadzieje na milosc...moze po prostu szczescie nie jest mi przeznaczone. Staram sie nie myslec o tym na co dzien, ale sa takie dni, kiedy to wszystko do mnie wraca jak bumerang. Coraz trudniej skupiac sie na obowiazkach
Moja dusza i cialo placza