"Zwiazek trwa 10 lat- czasu aż nadto, zeby sie przekonac, jak druga strona reaguje. Z tego, co zroumiałam, on tak robi stale. "
TAk, robi tak czesto, a ja za każdym razem "umieram" ze strachu, że tym razem zostawi mnie na dobre, bo każdy następny raz jest inny, powód jaki wynajduje gorszy - i tak myslę, że w końcu na dany czas własnie ten jakis powód jest wystarczajacy dla niego, żeby mnie zostawić.
Najbardziej dziwi mnie to, że on tak gorąco zapewnia mnie o swojej miłości, że mówi mi, że dla mnie tylko żyje (Rodziny nie ma - ojciec pijak, matka się rozwiodła, poznała inego, sprzedała dom, a mój partner został sam - zresztą to była straszna z nią a historia, jak nagle odwróciła sie od swojego kochanego synka. Mój przeszedł wtedy załamanie nerwowe) - i dlatego teraz b. często mi mówi, że zyje tylko dla mnie, że pracuje na nasz przyszły dom, że to wszystko robi też dla naszego przyszłego dziecka).
I to mnie bardzo dziwi, to jego zapewnienianie, te słowa, a później taka CISZA, chęć wyrzucenia mnie ze swojego życia.
Przecież jakieś zapisanie się do fajnego portalu ogólnodosteonego nie może być powodem do zniszczenia związku. Przecież on nawet nie ma żadnych dowodów na to, że cos złego tam zrobiłam!
Ja nie wiem, czy on musi mieć jakąś przerwę, żeby wszystko sobie poukładać, wyciszyć, bo raczej nie wynika to z tego, że będę pokorniejsza - bo ja taka i tak nie jestem, jestem normalna, normalnie sie zachowuję. Oczywiście mówię w odpowiedzniej chwili, że to czy tamto mnie zabolało, on oczywiście mówi wtedy, że rozumie mnie, że głupio postapił. Ale to przyznanie się do "głupiego" postepowania jest dopiero wtedy, gdy ja pierwsza wyciągne rękę, gdy już jest dobrze.
Tak, życie w wiecznej niepewności jest cholernie trudne, a tym bardziej, że ja niczego nie mam, do niczego nie doszłam, ciągle jestem w zawieszeniu. Jakiekolwiek nasze plany nie ziszczają sie, bo zawsze cos wyskoczy co je pokrzyżuje.
Dlaczego np. jeszcze nie mam dziecka? Bo nie moogłam sie zdecydować, bo on brał narkotyki, innym razem - dostał jakis wyrok w zawieszeniu, potem nie miał gdzie mieszkać - wynajęliśmy mieszkanie, no ale żeby to utrzymac musiał wyjechac za granicę - i tak w kółko coś. Teraz np. szukałam działki pod budowęd domu, miałam super upatrzoną, już dograna sprawa, mój miał wysłać pieniądze na jej zakup - no, ale nie wysłał, bo się pogniewał, i działka przepadła. I tak w kółko cos jest nie tak, już mnie wszystko dobija.
Ja nie wiem, dlaczego tak sie boję, że mnie zostawi, że się nie odezwie. Może to, że nikogo tak nie kochałam (a miałam już męża, przed nim jeszcze chłopaka, ale żadnego tak nie kochałam), może, że tyle z nim wspaniałych chwil przeżyłam - bo naprawde jest cudownym mężczyzną, troskliwym, uczynnym, czułym - gdy wszystko jest ok.
"Jestem ciekawa, co dzieje się, kiedy on wreszcie postanawia opuścić swój erem i łaskawie zagaja kontakt? "
Nie przepraszam, nie rozpuszczam - nic z tych rzeczy. Przecież wiem, że nie zawiniłam, więc dlaczeo miałabym przepraszać?
Ale on i tak można powiedzieć mnie wyszkolił - bo wiem co mogę, a czego nie moge powiedziec przy nim
Czasami chciałabym mu tyle rzeczy poopowiadac, ale zaraz się reflektuję, że przecież za jakiś czas on to wykorzysta przeciwko mnie.