Witam!
Długo się wahałam żeby napisać, ale już nie wyrabiam i musze się podzielić z kimś bo jeszcze trochę i wybuchnę. Podejrzewam, że była bym dobrym materiałem dla psychologa albo psychiatry, ale nie mam odwagi.
Wszystko zaczęło się 5 lat temu kiedy go poznałam . Zakochaliśmy się w sobie, przynajmniej tak mi się wydawało. Był tylko jeden problem różnica wieku ja-34 lata, on-19 lat. Chociaż większość mi odradzała, a rodzina moja wręcz mnie szantażowała, ja się nie przejmowałam, byłam ślepo zakochana i myślałam wówczas, że z wzajemnością. Po kilku miesiącach znajomości zamieszkaliśmy razem, na początku było biednie ale byliśmy szczęśliwi.
Pierwszy kryzys, jeżeli można to tak nazwać, nastąpił po 2 latach. Po powrocie jego z sanatorium gdzie był po operacji kolana coś się zmieniło. Ja wiedziałam co, ale cały czas zaprzeczał, dopiero niedawno po wpływem alkoholu przyznał się do zdrady. Tylko, że ja cały czas podświadomie to wiedziałam i też się zmieniłam. Może na gorsze, nie zaprzeczam, w dzień robiłam wszystko tak jak zawsze, tylko wieczory i noce to koszmar. Miałam opory przed seksem, bo w myślach ciągle miałam sanatorium i te czułe słówka, którymi się do niej zwracał przez sen po powrocie. Do mnie tak się nigdy nie zwracał. Jednego nie mogę mu zarzucić, zwrot: kocham cię usłyszałam tyle razy w ciągu naszej znajomości, że cały pluton wojska mógłby obdarzyć swoje panie. Tylko czy to było szczere wyznanie?
Po tym oczywiście przepraszał i że już się nie powtórzy. Do czasu. Po tym kilka razy złapałam go na kłamstwie i zawsze dotyczyły innych kobiet. Tylko dzwonił i smsował, ale kłamał, że to kolega a to znajomy. Jeszcze do mnie miał pretensję, że to przeze mnie, bo jak bym była inna (w łóżku) to by nie szukał innych znajomości. Niedawno znowu była kłótnia, na dodatek o moją imienniczkę, którą poznał w pociągu i już się stała jego przyjaciółką, najpierw była tylko dyspozytorką w pracy. A mnie, jeżeli chodzi o łóżko, nie chce mi się mu dogadzać, w ogóle zbliżenia nasze to ciągle ten sam scenariusz z jego strony. Ja odważyłam się raz i zaczęłam pieścić żeby zainicjować zbliżenie, ale dostałam odmowę, bo głowa bolała.
Czułam się tak jak bym dostała w twarz.
Po świętach, które przypadały w naszą rocznicę bycia razem, a o której zapomniał ( po raz kolejny) znowu zaczęło się coś psuć.
Poszukał sobie taką pracę, bo jak twierdził, weekendy chciał spędzać w domu. Spędza, ale z kolegami na piciu. Wybrał sobie zawód kierowcy, bo jak twierdził jeszcze do niedawna, chce sam utrzymać rodzinę. Nie powiem nawet mi to odpowiadało, bo lubię pracować w domu: sprzątać, gotować itp. Co prawda czytałam ogłoszenia, a nawet dzwoniłam, ale chociaż na rynku pracy się zmieniło to i tak trudno w moim wieku o nią. Chciałam sama ją znaleźć, zrobić niespodziankę i zwiększyć nasz wspólny budżet domowy. On ni stąd ni zowąd zaczął mi wymówki, że nie mam pracy, że na wszystko nie zarobi, ja też mam ruszyć dupę, bo i tak nic nie robię, bo jestem leniwa. Bardzo mi było przykro, bo wszystko w domu zrobione, piesek nasz zadbany, a ja leniwa. Codziennie po pracy padało pytanie i co znalazłaś?, dzwoniłaś? Czułam się okropnie. Raz sam znalazł mi ogłoszenie, które już z treści mi nie odpowiadało, więc tam w ogóle nie dzwoniłam, bo szkoda mi było pieniędzy. Jak powiedziałam prawdę, że tam nie, to się zaczęło – piekło. Na drugi dzień wyszedł niby z psem na spacer i zadzwonił po kilku godzinach czy jest obiad. Myślałam, że wyjdę z siebie. Obiad był zawsze, wtedy też. Ale się obraził i wyszedł się napić. Wrócił następnego dnia. Ja całej nocy nie spałam, a on jak się okazało był na dyskotece. A ze mną na spacer nie chce iść. Dyskoteka wydała się przez smsa, którego dostał, i który mnie obudził. Myślałam, że to z pracy, a nie chciałam go budzić więc przeczytałam. I co? Od dziewczyny, która wspominała imprezę, a która była w kontaktach zapisana jako facet. I co ja o tym miałam sądzić? Od tego czasu komórkę przy mnie ma ciągle wyłączoną. Kilka dni później dzwoni do mnie, że miał telefon ze szpitala, bo ojciec miał zawał i musi jechać. Ja oczywiście zaraz się przejęłam i chciałam jechać z nim, ale nie chciał. I to mi już podpadło. Wrócił o 1-ej w nocy, po śniadanie, które mu zrobiłam jak gdyby nigdy nic i pojechał do pracy. To była środa, w piątek znowu telefon (byłam wtedy u swoich rodziców), że umówił się z kolegą na piwo i czy może iść, czy nie będę zła. Poszedł. A właściwie pojechał, tylko że nie z kolegą a z koleżanką z pracy. Wrócił o 23:00 i jeszcze mi wmawiał, że był u nas w pubie, a samochód cały czas był pod blokiem. Przyznał się do kłamstw – środa i piątek – kiedy nie miał odwrotu, bo miałam za dużo argumentów na jego niekorzyść. Znowu kłótnia i awantura, ja coraz bardziej nerwowa i przyznaję, że agresywna. Czasami jak sobie pomyślę jak gra ze mną i na moich nerwach to mam wrażenie, że mogłabym go zabić. Co prawda przysięgał, że żadnej zdrady teraz nie było, ale ja już w nic nie wierzę co powie. W niedzielę znowu po smsie od „piątkowej” koleżanki dałam mu warunek, że jeśli mnie kocha i chce być ze mną, to ma natychmiast do niej zadzwonić i zerwać tę znajomość. Nie zrobił tego od razu, myślał do poniedziałku rana, stwierdził, że tylko mnie kocha i tylko ze mną chce być, a z nią zerwie. Moim zdaniem, to się wie od razu, jeżeli tak by bardzo zależało na mnie zrobił by to bez wahania. Powiedział, że zerwał, ale nr telefonu nie wykasował, jak tej z dyskoteki (sam mi pokazał). I jeszcze się przyznał, że ona nie wie w ogóle o moim istnieniu. Co ja mam o tym wszystkim sadzić? Ja nie wiem co mam robić, ciągle przerabiam w myślach różne sytuacje i warianty i coraz bardziej jestem zagubiona, psychika wysiada, a z oczu to już nie ma prawie co wypływać. Boję się rozstania, bo po pierwsze go kocham, a po drugie, boję się spojrzeń ludzi z mojego miasteczka. Boję się także słów rodziny; a nie mówiliśmy, że i tak zostawi cię dla młodszej. A ja mimo wszystko go kocham.
Mam nadzieję, że ktoś z zacięciem psychologicznym wypowie się na ten temat, ja nawet nie mam z kim o tym porozmawiać. Po prostu robię dobrą minę do złej gry.