Co zrobić, żeby się nie odezwać...

Problemy z partnerami.

Postprzez citizen » 10 kwi 2008, o 07:44

Skoro miłość to "daję Ci siebie"... nie ma mowy o wykorzystywaniu. Mówimy o związku dwojga ludzi, z których każde jest w jakimś sensie jakoś pomieszane (jak każde z nas, nie czarujmy się)... nie mówimy o ogólnych relacjach międzyludzkich, sąsiedzkich, w pracy.


No ja miłość trochę inaczej pojmuję.
Dawanie siebie, jak najbardziej, ale nie bezwarunkowe, bo to nie jest zdrowa miłość, bo ona świadczy o tym, że sami nie cenimy tego co dajemy.
Jestem wartościowym człowiekiem i jeśli daję siebie to wiem, że to jest wartościowe i jeśli nie czuję, że ktoś to docenia, to znaczy, że z uczuciami tej drugiej osoby do mnie jest coś nie tak.
citizen
 
Posty: 102
Dołączył(a): 7 gru 2007, o 12:33

Postprzez ewka » 10 kwi 2008, o 09:54

citizen napisał(a):Dawanie siebie, jak najbardziej, ale nie bezwarunkowe, bo to nie jest zdrowa miłość, bo ona świadczy o tym, że sami nie cenimy tego co dajemy.

A dlaczego to tak łatwo łączysz? Dlaczego mamy nie cenić tego, co dajemy?
citizen napisał(a):Jestem wartościowym człowiekiem i jeśli daję siebie to wiem, że to jest wartościowe i jeśli nie czuję, że ktoś to docenia, to znaczy, że z uczuciami tej drugiej osoby do mnie jest coś nie tak.

Pewnie, że do jakiś granic, a te są różne u każdego. Dajesz rzeczy wartościowe, ale z drugiej strony też coś dostajesz, choć może wydawać się, że mniejszego wymiaru. Tamten nie daje więcej i lepiej, bo po prostu nie chce (chytry taki!, haha)), czy to szczyt jego możliwości? Nie potrafię tego jednoznacznie rozdzielić. Poza tym... uczucia zawsze łączą się z nadzieją... że będzie lepiej, że zrozumie, że jakoś pociągniemy dalej - to nie daje żadnej gwarancji oczywiście. Bywa jednak, że się udaje. Bywa, że pogodzimy się z myślą, że tamten kocha inaczej niż my. Bywa, że tamten nauczy się dawać, a my nauczymy go siebie.

Dlatego myślę sobie, że nadzieja to baaaardzo ważna rzecz!

Mnie jakoś tak dziwi, a to tendencja zrobiła się ogólnonarodowa i nie czepiam się akurat Ciebie, żeby to jasne było;)... takie dopatrywanie się we wszystkim złych intencji, planowego, wrednego działania - no przecież wcale tak nie musi być. Skąd ta pewność? Przecież żeby ją mieć, trzeba czasu, prób, porozumienia i wyczerpania możliwości.
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez citizen » 10 kwi 2008, o 10:15

Pewnie piszemy o tym samym tylko patrzymy pod trochę innym kątem.

Ja tylko dodam, że ja wcale nie zakładałem jakiejś perfidnej premedytacji ze strony męża Monisi. Osobowości neurotyczne ze skłonnościami manipulacyjnymi, tak po prostu nauczyły się funkcjonować w relacjach z innymi ludźmi, szczególnie bliskimi którym na nich zależy i te zachowania stosują na poziomie nieświadomym.

Co nie zmienia faktu, że nawet jeśli nieświadome to i tak niewłaściwe.
Być może uświadomienie takiej osobie tego, że stosuje właśnie takie zachowania, to pierwszy krok żeby zaczęła pracować nad ich zmianą.

A najskuteczniejszym uświadomieniem jest przełamanie schematu i jasne komunikowanie tego dlaczego i po co się coś robi.

Czyli: "uważam, że milknąc chcesz mnie zranić, bo wiesz jak trudno znoszę takie milczenie..." jasne i proste komunikaty przełamujące dotychczasowe schematy postępowania - kłótnia, zamilknięcie, przeprosiny tej drugiej strony i powrót spraw do "normy".
citizen
 
Posty: 102
Dołączył(a): 7 gru 2007, o 12:33

Postprzez ewka » 10 kwi 2008, o 12:56

citizen napisał(a):Co nie zmienia faktu, że nawet jeśli nieświadome to i tak niewłaściwe.
Być może uświadomienie takiej osobie tego, że stosuje właśnie takie zachowania, to pierwszy krok żeby zaczęła pracować nad ich zmianą.

Oczywiście;)
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez Evunia » 9 cze 2008, o 08:32

Jestem znowu.
I znowu milczenie...
Od dłuższego czasu , jak wiecie, mój facet pracuje dalekooo za granica. Ostatnio widzieliśmy sie m-c temu (po półrocznej rozłące). Było cudownie, przez 3 tyg wspaniałe wycieczki, czas pełen prawdziwej miłości. Jak odjeżdżałam od niego płakaliśmy. Potem wiadomo smsy o miłości, o tym, że żyje tylko dla mnie... Piękne...
Aby mieć kontakt ze mną kupił komputer. Wprawdzie i tak rzadko rozmawiamy, bo on wraca z pracy po 22-iej, gdy ja już praktycznie kłade się spać.
Pewnego razu mój zadzwonił do mnie i chciał, abym podała mu hasło do ojej poczty (powód - bo ja jego znam - zakładałam mu konto). Ponieważ miałam b. wazna rozmowę więc odpowiedziałam mojemu, że teraz nie mogę i podam mu za chwilę. To na nic się zdało - zaczął do mnie wydzwaniać, zaczął wymyślać, że pewnie jadę szybko do domu, aby powyrzucać maila od frajerów (a ja ciągle miałam spotkanie). Tak mnie tym wkurzył, że powiedziałam mu, że mu tego hasła nie dam, jak jest taki. On na to, że w takim razie przez tydzien się nie odezwie do mnie.
A na mojej poczcie jest ponad 2 tyś wiadomości i to przeważnie jakiś reklam, ofert banków, informacji z allegro...
No nic.
Noc. Sms od mojego, że ładne porno zdjęcia mam na Naszej-klasie, że już wszystko rozumie jak chroniłam swoje konto, że jacyś frajerzy piszą mi komentarze (a rozchodziło się o męza mojej znajomej, a którego mój w ogóle nie zna - artystę malarza, który tylko ocenił piekny krajobraz), że to była moja od kilku lat (!) tajemnica.
Sprostowanie - nie mam żadnych zdjęć porno, po prostu najzwykłejsze zdjęcia, też zdjęcia mojej córci, moich zwierzaków no i oczywiście mojego faceta. To nie była moja tajemnica - bo jak tylko się zapisałam tam od razu swojemu powiedziałam, ba! nawet sama mówiłam, żeby się zapisał, że to świetna zabawa.No i oczywiście nie kilka lat temu się zapisałam, tylko kilka m-cy.
Potem sms, że to koniec, że jego samochód mam sobie zabrać za wszystkie krzywdy jakie mi wyrządził, że on już nie dba o swoje życie, bo nie ma już rodziny i awarie ma ciągle w tej pracy z narażeniem swojego życia i... wyłaczył telefon. Niedługo minie tydzień. Pisałam maila - chyba ie czyta, smsy nie doszły - bo telef wyłaczony.
Przez pierwsze kilka dni miałam strasznego doła, teraz mi przechodzi, a wzrasta we mnie straszna złość. Rozszarpałabym go za to wszystko, za moje cierpienia. Zarzuca mi jakąś niewierność (?!). Paranoja. Żyć się nie chce.
Avatar użytkownika
Evunia
 
Posty: 174
Dołączył(a): 8 kwi 2008, o 13:26

Postprzez agik » 9 cze 2008, o 19:09

Evunia
Nie jest przyjemne starac się udowadniać, że nie jest się wielbładem.
I w ogóle być w takiej sytuacji, jak jesteś.

Pisałaś, ze Twój partner jest bordeline. tak sobie pomyśłałam, ze może pomogłoby Ci, gdybyś pomyśłała, jak jemu musi być strasznie z tymi podejrzeniami.
Mnie to pomaga, mój luby co prawda jest "tylko" zazdrosny, ale czasem ma takie jazdy, że np lezy i poci się tak, ze przescieradło mozna wyzymać. Nie wymyśla tego, naprawdę jest mu źle. Jakoś mi wtedy łatwiej nie wkurzac się na niego. Pozostaje uczucie bezradności, ale to juz ma chyba mniejszy kaliber.

I jeszcze mi przyszło do głowy, ze określił czas w którym nie b ędzie się odzywał- to może zaciśnij zęby i nie kontaktuj się z nim.
I tak nic nie wskórasz, wyłaczył telefon- obojętnie czy wykonasz 100 połaczeń, czy 500 i tak kontaktu nie uzyskasz, Tylko się bardziej dołujesz.

:pocieszacz:
agik
 
Posty: 4641
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 16:05

Postprzez Evunia » 9 cze 2008, o 20:47

"może pomogłoby Ci, gdybyś pomyśłała, jak jemu musi być strasznie z tymi podejrzeniami."

No właśnie - jak tylko tak zaczynam myśleć od razu ja sama fatalnie się czuje i próbuje mu wszystko tłumaczyć, próbuje mu jakos wynagrodzić ten jego smutek, zapewnić o sojej miłości - i jak zaczynam sama tak mysleć to dopiero dostaje doła, że musze byc faktycznie jakas paskuda jak on tak cierpi. No i to, że nie mam z nim kontaktu dobija mnie całkowicie.
Avatar użytkownika
Evunia
 
Posty: 174
Dołączył(a): 8 kwi 2008, o 13:26

Postprzez agik » 9 cze 2008, o 21:55

Ej no, Evunia :paluszek:
To nie tak...
Poczucie winy mogłabys mieć, gdybys coś zawiniła.

A to chyba nie chodzi o to, ze ktoś musi być winny, prawda?

A to, ze jemu jest źle, nie oznacza, ze zawiniłaś.
Jest mu xle, bo ma zaburzenia- nie Twoja wina
Tak sobie myślę, ze Twoją rolą mogłoby być rozumienie go. Jakaś taka rewolucja w myśleniu musiałby się zdarzyć. Rzeczywiście reagujesz, jak ukarana jego milczeniem. ale nie było winy, więc nie moze być kary.
Przeczekać jego zły humor...

Troszkę jestem w kropce jeśli chodzi o Ciebie- bo z jednej strony piszesz, jakbyś go rozumiała. A z drugiej strony reagujesz prawie, zę histerią na fakt, zę on się nie odzywa.
Tak myśle dlaczego??? Dlaczego jesteś w tak wielkiej niepewności, ze wydzwaniasz, wysyłasz meile, eski, wiedząc, ze przez ten czas żadnego kaontaktu nie będzie?

Tak próbuje wymyśleć, co mogłoby Ci pomóc.
Świadomość jego zaburzeń na pewno
Może jakaś praca nad poczuciem własnej wartości?

Nie wiem, ale rozumiałam, ze takie jego akcje powtarzają się co jakiś czas pod byle jakim pretekstem.
Stanowczo chyba trzeba powiedziec mu, ze boli Cię to.
Z drugiej strony on określił tez czas, ile się nie będzie odzywał- może mu to jest do czegoś potrzebne? Na ochłonięcie? Na wyciszenie emocji?
Jeśli tak precyzyjnie określa czas- to chyba trzeba to uszanować, zamiast bombardować go kontaktem.

No i jełsi ten czas jest określony- to chyba nie powinnien budzić aż takiej paniki?

Wytrzymaj Kochana, nie pisz, nie dzwoń...

Pozdrawiam serdecznie
agik
 
Posty: 4641
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 16:05

Postprzez Evunia » 10 cze 2008, o 10:15

Nie było winy, a kara jest - i to jaka dotkliwa.

Reaguję prawie histerią na fakt, zę on się nie odzywa - bo jeśli spełni swoją groźbe i mnie zostawi po 10 latach przez jakieś najnormalniejsze zdjęcia??

Tak, chciałabym powiedziec mu, że boli mnie to - wiele razy mu to mówiłam i co? Nic! Stosuje nadal swoje praktyki. A jak mu powiem, że mnie to boli - to stwierdzi jeszcze, że jak sie zawiniło to i boli i znowu się wyłaczy.

Nie bombarduje go wiadomościami - raz wysłałam maila i na pocz. pare smsów - ale jak nie ma odzewu - to już nic nie robię tylko cierpię.
Avatar użytkownika
Evunia
 
Posty: 174
Dołączył(a): 8 kwi 2008, o 13:26

Postprzez agik » 10 cze 2008, o 10:59

Dlatego napisałam, ze jakaś rewolucja musiałby się zdarzyć w myśleniu...
Cierpisz, bo czujesz się ukarana.
A jeśli to nie kara tylko efekt jego zaburzeń?
Łatwiej przyjąc takie wyjaśnienie?
Mnie by było łatwiej...

Martwi mnie to, że tak boisz się jego odejścia, choć doświadczenie pokazuje, ze nie odchodzi. ( tak zrozumiałam)

Hmm, jakoś to trzeba chyba w końcu rozwiązać, w takiej niepewności trudno żyć...

Dokończę później

Na razie pozdrawiam serdecznie.

P. S. KIedy mija ten tydzień?
agik
 
Posty: 4641
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 16:05

Postprzez Evunia » 10 cze 2008, o 11:05

w piątek :(
Avatar użytkownika
Evunia
 
Posty: 174
Dołączył(a): 8 kwi 2008, o 13:26

Postprzez agik » 10 cze 2008, o 21:18

Dokońcżę

To co piszesz o swojej panice, odbieram jako wyraz Twojego niepokoju...
A powiedz, masz do niego inne powody, niż to, ze Twój partner określił, ze przez tydzień nie będzie się odzywał?
Zwiazek trwa 10 lat- czasu aż nadto, zeby sie przekonac, jak druga strona reaguje. Z tego, co zroumiałam, on tak robi stale.
Nie mam do końca pewności, czy wynika to z tego, ze on tak musi ( np. zeby sobie poukładać, przemyśleć wyciszyć się), czy wynika to bardziej z tego, ze reaguje tak, bo nauczył się, ze po tym będziesz pokorniejsza, właśnie - ukarana...
Jeśłi to pierwsze- to zwyczajnie uzbroić się w cierpliwość. PO tygodniu odezwie się.
jesli to drugie- to troszkę inaczej- właśnie niepokornie, coś w stylu- nie zasłużyłam na żadną karę, nie dam się traktować jak uczennica, która paliła w kiblu fajki. Odczekałam i uszanowałam twoją ciszę, teraz ty uszanuj mnie. Należą mi sie przeprosiny.

Evunia- gdyby sytuacja nie była dla Ciebie bolesna, pewnie nie pisałbys.
Nie daj się.
Myślę sobie, ze zycie w takiej wiecznej niepewności- jest cholernie trudne, może warto postawić sobie pytanie, dlaczego tak histerycznie reagujesz na tygodniowe milczenie. Czemu boisz się mu postawić, czemu pozwalasz mu wyobrażać sobie, ze mu wszystko wolno?
Dlaczego myślisz, ze oprócz zycia przy tak niepewnym partnerze- nie ma dla Ciebie nic.
Gdybam sobie tylko teraz, więc jeśłi nie trafiłam- bardzo przepraszam.
Jestem ciekawa, co dzieje się, kiedy on wreszcie postanawia opuścić swój erem i łaskawie zagaja kontakt?
Przepraszasz go? Rozpuszczasz? Troszczysz się? Schlebiasz?

Nie daj się. Zaburzenia - zaburzeniami, można to rozumieć, można brać na to poprawkę, ale tworzycie wieloletni związek. I właściwie to powiniem być związek jego z Tobą, a nie jego choroby z Tobą.

Co Ty na to?

P.S- jak ząłożysz swój wątek to pewnie więcej osób się odezwie...
agik
 
Posty: 4641
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 16:05

Postprzez Evunia » 11 cze 2008, o 09:46

"Zwiazek trwa 10 lat- czasu aż nadto, zeby sie przekonac, jak druga strona reaguje. Z tego, co zroumiałam, on tak robi stale. "

TAk, robi tak czesto, a ja za każdym razem "umieram" ze strachu, że tym razem zostawi mnie na dobre, bo każdy następny raz jest inny, powód jaki wynajduje gorszy - i tak myslę, że w końcu na dany czas własnie ten jakis powód jest wystarczajacy dla niego, żeby mnie zostawić.

Najbardziej dziwi mnie to, że on tak gorąco zapewnia mnie o swojej miłości, że mówi mi, że dla mnie tylko żyje (Rodziny nie ma - ojciec pijak, matka się rozwiodła, poznała inego, sprzedała dom, a mój partner został sam - zresztą to była straszna z nią a historia, jak nagle odwróciła sie od swojego kochanego synka. Mój przeszedł wtedy załamanie nerwowe) - i dlatego teraz b. często mi mówi, że zyje tylko dla mnie, że pracuje na nasz przyszły dom, że to wszystko robi też dla naszego przyszłego dziecka).
I to mnie bardzo dziwi, to jego zapewnienianie, te słowa, a później taka CISZA, chęć wyrzucenia mnie ze swojego życia.

Przecież jakieś zapisanie się do fajnego portalu ogólnodosteonego nie może być powodem do zniszczenia związku. Przecież on nawet nie ma żadnych dowodów na to, że cos złego tam zrobiłam!

Ja nie wiem, czy on musi mieć jakąś przerwę, żeby wszystko sobie poukładać, wyciszyć, bo raczej nie wynika to z tego, że będę pokorniejsza - bo ja taka i tak nie jestem, jestem normalna, normalnie sie zachowuję. Oczywiście mówię w odpowiedzniej chwili, że to czy tamto mnie zabolało, on oczywiście mówi wtedy, że rozumie mnie, że głupio postapił. Ale to przyznanie się do "głupiego" postepowania jest dopiero wtedy, gdy ja pierwsza wyciągne rękę, gdy już jest dobrze.

Tak, życie w wiecznej niepewności jest cholernie trudne, a tym bardziej, że ja niczego nie mam, do niczego nie doszłam, ciągle jestem w zawieszeniu. Jakiekolwiek nasze plany nie ziszczają sie, bo zawsze cos wyskoczy co je pokrzyżuje.
Dlaczego np. jeszcze nie mam dziecka? Bo nie moogłam sie zdecydować, bo on brał narkotyki, innym razem - dostał jakis wyrok w zawieszeniu, potem nie miał gdzie mieszkać - wynajęliśmy mieszkanie, no ale żeby to utrzymac musiał wyjechac za granicę - i tak w kółko coś. Teraz np. szukałam działki pod budowęd domu, miałam super upatrzoną, już dograna sprawa, mój miał wysłać pieniądze na jej zakup - no, ale nie wysłał, bo się pogniewał, i działka przepadła. I tak w kółko cos jest nie tak, już mnie wszystko dobija.

Ja nie wiem, dlaczego tak sie boję, że mnie zostawi, że się nie odezwie. Może to, że nikogo tak nie kochałam (a miałam już męża, przed nim jeszcze chłopaka, ale żadnego tak nie kochałam), może, że tyle z nim wspaniałych chwil przeżyłam - bo naprawde jest cudownym mężczyzną, troskliwym, uczynnym, czułym - gdy wszystko jest ok.

"Jestem ciekawa, co dzieje się, kiedy on wreszcie postanawia opuścić swój erem i łaskawie zagaja kontakt? "

Nie przepraszam, nie rozpuszczam - nic z tych rzeczy. Przecież wiem, że nie zawiniłam, więc dlaczeo miałabym przepraszać?
Ale on i tak można powiedzieć mnie wyszkolił - bo wiem co mogę, a czego nie moge powiedziec przy nim :(
Czasami chciałabym mu tyle rzeczy poopowiadac, ale zaraz się reflektuję, że przecież za jakiś czas on to wykorzysta przeciwko mnie.
Avatar użytkownika
Evunia
 
Posty: 174
Dołączył(a): 8 kwi 2008, o 13:26

Postprzez agik » 11 cze 2008, o 09:59

Jakie to wszystko pogmatwane...

Sama juz nie wiem, ale może tym razem nie wyciągaj do niego ręki?
Bo to takie całkiem zakręcone w odwrotnym kierunku...
Ty nie zawiniłaś,a le zostajesz ukarana, on zawinił, ale nie dość, ze nie jest ukarany, to jeszcze Ty wyciągasz rękę.

Niech się sam odezwie?

Nie wiem, ale trzymam kciuki, zeby do piątku szybko zleciało, a potem się zobaczy...

Nie martw się
agik
 
Posty: 4641
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 16:05

Postprzez ewka » 11 cze 2008, o 11:15

Evunia, a czy w tym wszystkim nie jest najważniejsze to, że on jest Borderline? Przecież w takim przypadku wszystko jest "inaczej" i nie można tego mierzyć normalną miarą... no przecież to wiesz, prawda?

Bać się, że Cię zostawi... no sorki, ale to Twój strach i to Ty musisz sobie z nim poradzić, niestety. Zdaje się, że pewności nigdy nie ma na nic... mając za partnera człowieka z Borderline nie możesz tak do tego podchodzić, bo nie dość, że on należy raczej do ludzi trudnych - Ty sama się jeszcze nakręcasz.

I jeszcze jedno zdanie tak we mnie uderzyło... o jakiej karze mówisz? Że on Cię tym milczeniem chce ukarać? Moim zdaniem - jemu może się tylko wydawać, że Ciebie karze - jeśli jednak wiesz, że potrzebuje tygodnia, aby odpłynąć i ten tydzień mu dajesz wiedząc, że inaczej się nie da - to o jakiej karze możemy wtedy mówić? O żadnej.

:kwiatek2:
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 200 gości

cron