Skutecznego? Cały czas szukam
W tym momencie akurat mam kryzys, mówię "piękne" słowa, a sama siedzę i zastanawiam się nad tym po co właściwie żyję? Bo przecież nic mi się nie udaje, wszystkie postanowienia biorą w łeb i tyczę jak głupia
A tak to do tej pory starałam się śmiać z siebie, gdy robiłam coś źle, starałam się mimo złego humoru, robić coś... Mój problem polega na tym, ze jak jest źle to wszystko... Skoro nie wyszło to i to, to resztę też mogę zawalić. Skoro dzień był zły to przecież wieczorem nie będę się rozpieszczać i relaksować... A to wszystko są błędy... A sposób na akceptację samego siebie, to moim zdaniem staranie się robić czegoś dla siebie, bez oczekiwania pochwał od innych, a często robienie czegoś tylko do szuflady, aby to nam było dobrze, abyśmy mimo złego dnia wieczorem potrafili siebie rozpieścić i wyluzować. Jak to osiągnę to będę szczęśliwa, ale teraz brak mi mobilizacji do czegokolwiek i przyznam, że sama jestem załamana. Za dużo problemów, na uczelni dużo pracy, licencjat, w domu mama chora, dziadek i babcia, kłótnie w rodzinie, on daleko itd...