depresja? nałóg? problem w związku?

Problemy z partnerami.

depresja? nałóg? problem w związku?

Postprzez roger » 8 lis 2010, o 00:05

Głupio się czuję pisząc na tym forum. Zawsze uważałem, że psychologia jest dla "słabych", dla tych, którzy muszą usłyszeć to co sami wiedzą, od kogoś innego, żeby to zrobić.

No to mam - sam się okazałem słaby. Życie jest jednak ironiczne cholernie.

Od początku - jestem żonaty od 2 lat. Dzieci nie mamy. Jestem uzależniony od internetu. W tej chwili spędzam każdą wolną chwilę w internecie, zaniedbuję prace i żonę. To znaczy nie wywalają mnie z pracy (jeszcze?) chyba nikt się nie spostrzegł, ale idzie mi coraz gorzej. Dostęp do internetu przynajmniej w pracy muszę mieć - jestem programistą. W domu niby włączam komputer, żeby programować, ale po kilku minutach i tak siedzę w necie i czytam pierdoły zamiast robić to, co miałem.

Być może się usprawiedliwiam trochę, ale problemy nie tylko wynikają z mojego nałogu - z moją żoną trudno czasem wytrzymać, jak człowiek nie jest 100% pewny siebie - nawet jak mieszkaliśmy u moich rodziców i nie było internetu, więc nie spędzałem tyle czasu przy kompie - ona miała wolne, bo wakacje, ja pracowałem i wracałem na 18tą do domu (dojazd powrót 2h w sumie), krzyczała, że jestem do dupy mężczyzną, że jej były był 100 razy lepszy, że jestem ciepłe kluchy i że zmarnowałem jej życie.

Mieliśmy kupować mieszkanie, ja się w to nie angażowałem zbytnio - byłem zajęty pracą, poza tym do końca nie chciałem kupować mieszkania w tym mieście. Jeździłem z nią oglądałem mieszkania itp ale nie śpieszyło mi się. Ona zagroziła, że się nie wyprowadzimy, to weźmie rozwód. Trochę szukałem stancji, ale były drogie, a żona jest bardzo oszczędna, wkurzała się, że za drogie, więc wybrałem stancję u kolegi. Też nie szukałem zbyt długo - miałem problemy w pracy, no i może rzeczywiście za mało czasu na to poświęcałem. Na stancji była katastrofa - ona się znienawidziła z moim kolegą, uważała, że on oszukuje nas na rachunkach (wg mnie było wszystko w porządku), oskarżała mnie, że nie stoję po jej stronie. Nie mówiłem jej o wszystkich rachunkach, bo i tak mi non stop robiła awantury. Wtedy była na bezrobociu i szukała pracy, też miała mnóstwo problemów. Chciała, żebyśmy się przeprowadzili znowu. Ja już miałem dość tych ciągłych przeprowadzek, nie chciałem kolegi załatwić w środku semestru na lodzie. Zacząłem mocniej wpadać w nałóg (u kolegi był internet w domu). Skończyło się na tym, że ona sobie w złości poważnie uszkodziła nogę (do tej pory ma problemy z nią), ja straciłem kolegę, wyprowadziliśmy się do samodzielnej stancji, którą żona znalazła.

Teraz czekamy aż się mieszkanie wybuduje, wzięliśmy kredyt, w pracy idzie mi do dupy, żona pracę znalazła, ale też złą, nie ma żadnej stabilizacji. Ona mi non stop wypomina, że przeze mnie ma uszkodzoną nogę, że nigdy mi tego nie wybaczy itd. Byliśmy u jej rodziców, chodziliśmy po znajomych, robiła mi przy wszystkich awantury i wszystko wypominała. Pokłóciliśmy się o pierdołę, wyszedłem i wyjechałem z powrotem, zostawiając ją tam i się nie odzywamy od 4 dni. Mieliśmy z jej rodzicami kupować płytki do mieszkania. Teraz będzie żałosny fragment: miałem zamiar nie wyjeżdżać, ale jak wyszedłem padało, nie wziąłem parasolki, przemokłem cały, nie miałem ubrań na zmianę, a nie chciałem jeszcze gorzej wypaść przy nich, prosić o ubrania, zalać im cały przedpokój itp. No i zrobiłem jeszcze gorzej - uciekłem. Czasem mam takie napady wstydu, robię wtedy głupie rzeczy.

Właściwie nie wiem, po co to piszę. Wiem, co powinienem zrobić - przeprosić wszystkich, przestać siedzieć w necie, ale najgorszego problemu - zdrowia żony i tego, że wciąż mi wypomina to nie rozwiąże. Mam tego wszystkiego serdecznie dość, mam myśli samobójcze, ale raczej w sensie wołania o pomoc, nie że naprawdę chcę się zabić.

Co o tym wszystkim myślicie?
roger
 
Posty: 4
Dołączył(a): 7 lis 2010, o 22:31

Postprzez darmila » 8 lis 2010, o 12:30

witam Cie.O samobujstwie to lepiej zapomnij.W zyciu zawsze co sie musi zepsuc.Uwazam ze, bardzo dobrze ze sie wyprowadziliscie od kolegi.Wogole tam nie powinienes zaciagac zony.Zawsze sie tak konczy a na dodatek to stawiasz wasza milosc pomiedzy przyjaznia kolegi. Zone masz jedna i z nia sypiasz ,zyjesz i jej mozesz ufac a koledze? Dzisiaj mozesz miec setke kumpli a jakbyscie wyjechali do innego miasta lub kraju to wszyscy twoi koledzy zapomnieliby o tobie. Jesci chodzi o wasza klutnie.Mysle ze dobrze zrobiles wychodzac i nie wracajac.Na pewno twoja zona sie wystraszyla i tez przemyslala co zrobila.Nie win sie za to ze to przez ciebie sie nie uklada. Ze to twoja wina ze zona ma chora noge.Ty jej to zrobiles czy ona sama w swej histerycznej zlosci wyrzadzila sobie krzywde???
Wzieliscie kredyt -ciezka sprawa. Kredyt trzeba splacac.A brak pieniedzy i dobrej pracy zawsze wszystko komplikuje. Powoduje podswiadomy stres i lek o przyszlosc ,czy dacie rade??
Na pewno bedzie wam lepiej w nowym mieszkaniu i odrazu poczujecie sie szczesliwi, bez rodzicow ,kolegow ,tesciow ,wkoncu na swoim, swoboda. Nigdy nie załuj ze wziales kredyt ,to twoja skarbonka,zarabiasz na swoje mieszkanie i zawsze jakbedziesz chcial je sprzedac to zwroca ci sie pieniadze.A na wynajmie wyrzucasz pieniadze w bloto. Ciez sie kazda chwila ze masz mieszkanie.Masz cos wlasnego nikt ci tego nie zabierze,masz zone , powoli sie dorobicie.
Porozmawiaj z zona ze jesli ona bedzie cie wyzywac i tak traktowac przy rodzinie to Ty do niej stracisz szacunek, powiedz jej jak ja bedziesz wtedy traktowal i co o niej bedziesz sadzic, myslec.Czy mlodzi ludzie tak ze soba rozmawiaja? Jesli chodzi o noge tez z nia porozmawiaj,nie moze byc tak ze za kazdym razem jak sobie cos zrobi bedzie cie obwiniac bo "" nie dostala lizaka"" czyli nie bylo po jej mysli ,nie ustapiles jej ....
Internet -faktycznie to prawiej jak smierc.
Moj maz tak samo robil ,wraca z pracy o 18.30 zje obiad i siada do kompa.Ja sie wnerwiam i sie dre na niego.
Czy naprawde potrzebujecie internet w domu???Mozesz go sie pozbyc?? Zaoszczedzisz pieniadze ,nerwy i stres.Jesli to jest twoje zrodlo problemow to zlikwiduj je jak najszybciej.
A w pracy pracuj a w domu odpoczywaj.Jedzcie do kina ,na spacer ,zrob zonie kolacje,przynies kwiaty. Oczaruj ja! A zobaczysz czy sie cos zmieni ,na pewno. Powodzenia
darmila
 
Posty: 2
Dołączył(a): 8 lis 2010, o 10:03

Postprzez Abssinth » 8 lis 2010, o 14:11

---------- 13:09 08.11.2010 ----------

hmm

a ja mysle, ze musisz sobie zrobic porzadny bilans zyskow i strat.

Nie kazdy zwiazek jest dobry, nie o kazdy trzeba walczyc.

Byc moze uciekasz od sytuacji, chowajac sie wInternecie....byc moze to wlasnie ten Internet i Twoje uzaleznienie jest przyczyna Waszych problemow...na to pytanie musisz odpowiedziec sam.

z tego, co piszesz - ja bym osobiscie postarala odejsc, odciac sie od stresu z kobieta, ktora Cie wyzywa i obwinia za wlasne histeryczne zachowania, lacznie z samookaleczaniem. To jest toksyczne, nienormalne i nie powinno sie zdarzac.

pozdrawiam cieplo,
A.

---------- 13:11 ----------

ahh i jeszcze - pracuj nad pewnoscia siebie, terapia to nie wstyd a koniecznosc czasem.

Jesli boli Cie nerka idziesz do lekarza - jesli masz problem z psychika tez powinienes sie do specjalisty wybrac.
Avatar użytkownika
Abssinth
 
Posty: 4410
Dołączył(a): 6 maja 2007, o 01:39
Lokalizacja: Londyn

Postprzez roger » 8 lis 2010, o 22:14

Dzięki za odpowiedzi.

Z tą nogą to nie było samookaleczenie - kopnęła w ścianę w złości i to tak pechowo, że może do końca życia się nie wyleczyć. Co nie znaczy, że się czuję za to odpowiedzialny.

Z plusami i minusami - robiłem wiele razy. Zazwyczaj dochodzę do wniosku, że nie powinniśmy być razem, ale rozstawać się nie chcę. Strach przed samotnością, podejrzewam.

Teraz oczywiście tęsknię za żoną, ale chyba to po prostu za rozmową z kimkolwiek. Od czasu jak mieszkamy razem się odizolowałem od przyjaciół, w ogóle kiedyś byłem chorobliwie nieśmiały, w liceum się zmieniłem, na studiach wręcz byłem duszą towarzystwa, tylko sporadycznie miałem napady wstydu. A teraz odsunąłem od siebie wszystkich przyjaciół i rodzinę, więc jak z żoną nie rozmawiam, to nie ma do kogo się odezwać. Ale wystarczy świadomość, że jest ok między nami, i mógłbym się do niej nie odzywać cały dzień. Dziwne, nie.

Dzięki za pomoc.
roger
 
Posty: 4
Dołączył(a): 7 lis 2010, o 22:31

Postprzez julkaa » 9 lis 2010, o 09:39

No to masz wybór- albo do konca zycia męczyc sie w tym niedopasowanym związku, bo sie boisz samotnosci.
albo zaryzykowac i dac sobie szanse na udane, pelne milosci, ciepla, zrozumienia życie.
poza tym jak jest sie samemu, to jest tez motywacja poznawac nowych ludzi, zdobywac przyjaciol, wiec dlugo samotny bys nie był.
julkaa
 
Posty: 477
Dołączył(a): 3 maja 2008, o 20:49

Re: depresja? nałóg? problem w związku?

Postprzez roger » 28 lip 2016, o 03:24

Przepraszam za odgrzewanie posta sprzed tylu lat. Chciałem tylko napisać poradę dla innych na swoim przykładzie. No i wygadać się. Rozwodzimy się. Zmarnowaliśmy sobie niepotrzebnie 6 lat życia, bo wtedy stchórzyłem. Nie popełniajcie tego błędu. Na szczęście przynajmniej nie mamy dzieci.

Jestem przekonany, że żona ma borderline, albo coś bardzo podobnego. Przez te 6 lat dochodziło do różnych rzeczy, jej noga okazała się zdrowa (jak wszystkie jej choroby - był też reumatyzm, serce, dma moczanowa, haszimoto, coś z tarczycą, a aktualnie ma chory kręgosłup i to może jedyne, co jest prawdziwe). Ale zaraz potem miała wypadek, któremu oczywiście winien jestem ja, (choć mnie przy tym nie było) bo nie chciałem się przeprowadzić do innego miasta, kiedy ona chciała, no i nie pomogłem jej jak tylko się dowiedziałem o wypadku (mówiła, że tylko zadrapania a ja byłem wtedy w pracy, no i facet ją podwiózł do lekarza, ale pewnie powinnem się zwolnić i tak - ale wypominanie tego co tydzień przez 6 lat to jednak przesada).

Powiedziała mi raz, jak po kolejnej kłótni zerwałem kontakt - że mnie zdradziła, "żeby mną wstrząsnąć", wybaczyłem jej, a o tym, że to jednak nie była prawda powiedziała mi 4 lata później. I dalej w sumie nie wiem, czy to prawda, czy nie. Dookoła była cała opowieść, łącznie z tym, że prosiłem jej, żeby nie opowiadała o tym nikomu, a ona powiedziała, że powiedziała rodzicom, potem się okazało, że jednak nie.

Byłem wyzywany od najgorszych i sam zacząłem ją wyzywać. Byłem policzkowany i bity (niegroźnie, w końcu jestem facetem, ale chodzi o upokorzenie), sam też ją raz spoliczkowałem w odpowiedzi i to ja musiałem przepraszać. Byłem poniżany słownie i sytuacyjnie na dziesiątki sposobów. Przykład - kiedyś prosiła, żebym kupił jej lody. Poszedłem i kupiłem, ale nie taki smak, jak miał być, więc rzuciła lodami po całym pokoju. Nie wytrzymałem i oplułem ją (tak, wiem, bardzo dojrzałe). Oczywiście to ja musiałem przepraszać.

Niedawno przestała pracować na pół roku i pojechała w tym czasie na 3 wycieczki zagraniczne, ignorując to, że nie stać mnie było na zapłatę rachunków i prezenty na wesele naszego świadka (na które nie poszła, więc "bawiłem się" sam). Musiałem wziąć niewielki kredyt - oczywiście była z tego awantura że nas zadłużam.

Wiem, że nie jestem normalny, że to wytrzymywałem, i powinnem iść do psychologa. Ale jak patrzę po opisach, to wszędzie leczą borderline, a nie ich partnerów.

Z pracą nie było tak źle - pracowałem w tamtej firmie jeszcze kilka lat a potem bez problemu znalazłem pracę w innej. Chodzi chyba jednak o niskie poczucie wartości, albo jestem tak świetny w manipulowaniu pracodawcą (wątpię). Z internetem dalej mam problem, co widać po godzinie w której to wysyłam, ale nie mogę spać od kiedy podjąłem tą decyzję. W sumie to od kilku dni czyli ostatniej kłótni.

Ona teraz pojechała znowu za granicę, żeby "szukać pracy bo nazwałem ją pasożytem", no nazwałem, ale nie dlatego, że nie pracuje, tylko dlatego, że wydaje na wycieczki i przyjemności więcej, niż zarabiam, i nawet nie robi nic w domu (jestem potworem, że tego chcę, bo przecież jej kręgosłup - nawet zawołała swojego brata, żeby zrobić o to aferę przy nim). I nie chce mi powiedzieć, gdzie wyjechała, więc będzie problem z rozwodem. Ale powiedziała, że nie będzie robić problemów, więc może nie będzie. Zobaczymy.

W każdym razie składam pozew o rozwód, stracę na mieszkaniu, będę się zbierał miesiącami, i pewnie będę długo samotny, ale nic nie jest warte kolejnych takich lat.

No i moja rada - jeśli macie niskie poczucie własnej wartości, i poznacie kobietę, która was od pierwszej godziny komplementuje bez powodu, i opowiada o sobie godzinami bardzo prywatne rzeczy na pierwszej randce, a w jej opowieściach wychodzi na to, że cały świat się przeciwko niej sprzysiągł i jest TAKA BIEDNA - uciekajcie. Komplementy się skończą jak się już uzależnicie, i potem będzie tylko poświęcanie wszystkiego, co się kiedyś w sobie ceniło, żeby dostać choć cień tej akceptacji.
roger
 
Posty: 4
Dołączył(a): 7 lis 2010, o 22:31

Re: depresja? nałóg? problem w związku?

Postprzez LauraK » 28 lip 2016, o 10:32

Przeczytalam twoja historie i mysle, ze jeszcze nie do konca doszedles do wlasciwych wnioskow. Przy rozstaniu czy rozwodzie obie osoby sa przegrane. Kazda z nich miala jakies oczekiwania wobec drugiej osoby, ktore ani nie zostaly spelnione, wrecz nie dochodzilo do jakiegokolwiek styku na tym polu. Nie mozna obwiniac tylko drugiej strony. Wiem, co to uzaleznienie od internetu, bo wlasnie moj byly maz byl computer/internet addicted. Pytanie, co Ty jestes w stanie zrobic, zeby to zmienic, bo jak widac, dalej w tym tkwisz. Wasza relacja byla cholernie toksyczna i dobrze, ze sie skonczyla. Czasami trzeba stracic cos, zeby cos zyskac. Jednak z zyskiem mamy do czynienia wylacznie, jesli ze starych bledow wyciagane sa wnioski a bledy popelnione nie sa powielane........
LauraK
 
Posty: 171
Dołączył(a): 5 lip 2016, o 06:53


Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: uciyotu i 180 gości