Współuzależnienie - co robić?

Problemy związane z uzależnieniami.

Współuzależnienie - co robić?

Postprzez anula10 » 21 maja 2016, o 22:50

Witam wszystkich użytkowników forum. W końcu postanowiłam coś zrobić ze swoim życiem, dołączenie do tego forum jest jednym z pewnie wielu kroków na trudnej drodze, która mnie czeka.

Powoli dociera do mnie, z jak wielkim problemem przyszło mi walczyć. Mam nadzieję, że ów walki nie przegram z kretesem i zdołam wyjść na prostą.

Niestety życie moje nigdy nie było usłane różami. Jako dziecko z rodziny dysfunkcyjnej - matka schizofreniczka, ojciec alkoholik - na swoich barkach od początku dźwigałam więcej niż jakiekolwiek dziecko jest w stanie udźwignąć. Codzienna przemoc psychiczna i fizyczna ze strony matki, która odmawiała leczenia, patrzenie na załamanego sytuacją ojca, szukającego dzień w dzień rozwiązania na dnie taniego wina - wszystko to ukształtowało moją osobę, sprawiło, że zapragnęłam jak najszybciej uciec z rodzinnego domu. Tak więc jak tylko nadarzyła się okazja uchwyciłam się myśli o założeniu własnej rodziny - urodziłam syna i wyszłam za mąż za człowieka, który tak jak ja miał bardzo ciężkie dzieciństwo. Poczułam, że znalazłam bratnią duszę. Zbagatelizowałam fakt, że jeszcze przed rokiem ćpał wszystko co tylko wpadło mu w ręce, w końcu nadarzyła się okazja do ucieczki z domu.

Naiwnie myśląc, że od tej chwili wszystko będzie dobrze, że teraz to już tylko może lepiej, ochoczo rozpoczęłam nowe, lepsze życie, a przynajmniej tak mi się wtedy wydawało.

Rozczarowanie przyszło już w kilka miesięcy po narodzinach syna. Mąż zaczął "pracować" dłużej, niekiedy wracał do domu po drugiej w nocy. Nie wzbudzało to moich podejrzeń jeszcze wtedy, wszak przynosił do domu całkiem spore pieniądze, wracał umęczony, nie było powodu by robić mu awantury. Dopiero w momencie, gdy znalazłam w jego kieszeni zielony susz dotarło do mnie, co jest przyczyną jego późnych powrotów do domu. Z czasem wracał coraz później, a wypłaty ubywało. Tłumaczył się, że to szef nie wypłaca mu całego wynagrodzenia, a ja naiwnie wierzyłam, chciałam wierzyć, wszak nie mogłam pozwolić by obraz idealnej rodzinki runął w gruzach. Nawet gdy stracił prawo jazdy za jazdę pod wpływem narkotyków kryłam jego tyłek, nie dopuszczając możliwości, że ktokolwiek z rodziny mógłby się dowiedzieć. Ze wszystkim byłam sama, bo nie chciałam nikomu zwierzać się ze swoich problemów.

Na początku ukrywał się z paleniem. Potem robił to przy mnie, narzekając jaki to polski system prawny jest nietolerancyjny, wszak w Holandii maryśka jest dozwolona, a i właściwości prozdrowotne posiada. Obecnie to do mnie ma pretensje, że jestem nietolerancyjna, bo przecież robię mu awantury o takie "nic".

Stał się zupełnie innym człowiekiem, znerwicowanym po pół dnia niepalenia, obojętnym na wszystko, mającym do mnie pretensje, że wymagam od niego sprzątania po sobie. Sugerowałam mu pójście na terapię, do psychologa lub psychiatry - nie chce nawet o tym słyszeć, bagatelizuje swój nałóg i obwinia cały świat dookoła, że się na niego uwziął. Grozi, że się zabije jak go zostawię. Czasami potrafi wypić połówkę wódki, by tylko mi udowodnić, co alkohol z nim robi, i że jest nieporównywalnie gorszy od gandzi. Po alkoholu awanturuje się i rzuca przedmiotami, gdy zniszczył mi telefon i rzucił stolikiem o ścianę, coś we mnie pękło, w końcu postanowiłam poszukać pomocy.

Cała ta sytuacja przytłacza mnie, już nie wytrzymuję psychicznie. Czuję jakbym była zawieszona w próżni - bezradna, beznadziejna, bo nie mogę nic w swoim życiu zmienić. Z drugiej zaś strony czuję, że muszę, bo zwariuję. Muszę ze względu na naszego syna, który szybko rośnie i niedługo zacznie rozumieć, co się dzieje.

Zapisałam się na terapię dla osób współuzależnionych, jednak nie wiem jak mam postępować w stosunku do męża. Wiem, że przez te wszystkie lata postępowałam w najbardziej idiotyczny sposób, w jaki tylko mogłam - kryjąc go i próbując znaleźć uzasadnienie jego nałogu. Teraz to widzę. Widzę też, że przyszła pora by zatroszczyć się o życie swoje i naszego wspólnego syna. Jeśli ktoś ma jakiekolwiek doświadczenia w tej kwestii proszę o radę...
anula10
 
Posty: 2
Dołączył(a): 21 maja 2016, o 21:41

Re: Współuzależnienie - co robić?

Postprzez zajac » 22 maja 2016, o 11:47

Anula,
dobrze, że podjęłaś terapię. Ze względu na Twoje doświadczenia z domu rodzinnego i obecne życie myślę, że tego potrzebujesz.
Jednak nie tylko o psychikę chodzi, ale i o realne zagrożenie. Sytuacje, gdy mąż rzuca w domu stolikiem o ścianę itp., mogą wymagać natychmiastowego ewakuowania się z dzieckiem. Dziecko nie tylko coraz więcej rozumie, ale jest bezpośrednio narażone na zagrożenie, jeżeli przebywa z ojcem, który jest pod wpływem. No i słyszy, widzi, co się dzieje -- nie rozumie, ale odbiera to emocjonalnie.
Z Twojego wpisu zrozumiałam, że jesteś uzależniona od męża finansowo, a wsparcia w rodzicach nie masz. Wg mnie skup się na tym, żeby mieć własne środki do życia i żeby mieć gdzie pójść, jeśli mąż nie zdecyduje się na leczenie i nadal będzie Wam zagrażał. Z tego co piszesz, na razie nic nie wskazuje na to, żeby chciał się leczyć. Zadbaj o siebie i dziecko.
zajac
 
Posty: 786
Dołączył(a): 18 kwi 2009, o 23:11

Re: Współuzależnienie - co robić?

Postprzez anula10 » 22 maja 2016, o 21:29

Problem chyba leży we mnie. Nie jestem od męża zależna finansowo. Ba, to ja utrzymuję dom, mąż nigdy się tym zbytnio nie przejmował. Zawsze martwił się tylko o to, by mieć na kolejną działkę, wszystko inne nie liczyło się dla niego. Mimo tego, że pracuje nie pokrywa nawet części kosztów swojego utrzymania, mając inne priorytety w życiu. To ja utrzymuję całą naszą trójkę, sprzątam, gotuję, wychowuję syna i powoli zaczyna mnie to wszystko przerastać.

W zasadzie to chyba prawda jest taka, że to ja jestem największą przeszkodą dla samej siebie. Po prostu boję się samotności, a on czasami bywa czuły i kochany przez krótką chwilę. Przynajmniej do następnego momentu zjarania, tudzież wybuchu agresji, której bez trawki nie potrafi pohamować. Po prostu boję się, że nikt inny mnie nie pokocha. Przestałam o siebie dbać, uważając inne rzeczy za bardziej istotne, a teraz widzę, że zatraciłam siebie dla człowieka, którym chyba nie warto zawracać sobie głowy.

Odkąd zaczęłam szukać pomocy dla samej siebie widzę pewne rzeczy inaczej, jakby z boku. Mimo tego ciężko jest mi zaakceptować myśl, że te wszystkie lata spędzone z nałogowcem są czasem bezpowrotnie straconym. Chyba pora się z tym pogodzić w końcu, mimo tylu lat bezowocnych starań...
anula10
 
Posty: 2
Dołączył(a): 21 maja 2016, o 21:41

Re: Współuzależnienie - co robić?

Postprzez zajac » 23 maja 2016, o 08:08

Dobrze, że jesteś w stanie się utrzymać razem z dzieckiem, to bardzo ważne. Pewnie dzięki terapii i własnym działaniom zobaczysz coraz więcej swoich mocnych stron. To, ile dobrego potrafisz robić dzięki "niesprzyjającej" sytuacji. Jeżeli lata spędzone z nałogowcem uważasz za bezpowrotnie stracone, to przynajmniej nie strać kolejnych. Albo Twoja zmiana zmusi męża do podjęcia leczenia, albo ułożysz sobie życie inaczej. Oczywiście, że może Cię pokochać ktoś inny. To, że na razie w to wątpisz, jest pewnie skutkiem takiego, a nie innego wychowania, niskiego poczucia własnej wartości. Daj sobie czas, kontynuuj terapię -- może też indywidualna by się przydała, żeby przepracować to wszystko, co Cię w życiu spotkało?
I nie lekceważ bieżącego zagrożenia. Twój mąż już zachowuje się w sposób nieprzewidywalny, a Twoja zmiana nastawienia do niego prawdopodobnie będzie powodować konflikty, zwiększać jego agresję.
zajac
 
Posty: 786
Dołączył(a): 18 kwi 2009, o 23:11


Powrót do Uzależnienia

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 206 gości