Witajcie,
muszę się komuś wygadać, kto spojrzy na moje problemy obiektywnie, wesprze radą, podzieli się własnymi doświadczeniami. Mam coraz mniej siły, żeby nosić to na własnych barkach, tym bardziej, że mąż i jego rodzina powoli zaczynają mnie wpędzać w poczucie winy, konieczność ratowania tego małżeństwa bez względu na koszty...
Między mną a mężem źle się układa od wielu miesięcy - potęgują się utarczki słowne, zaczęłam unikać przebywania z nim i zbliżeń seksualnych. Oddalamy się coraz bardziej. Geneza tej sytuacji jest głębsza - kiedy urodziłam dziecko, on wyprowadził się z sypialni (bo dziecko nie daje mu się wyspać), pomagał mi w stopniu znikomym (bo jak twierdził bał się opieki nad taką kruszyną), zaczął częściej jeździć w delegacje i wychodzić wieczorami ze znajomymi. Poczułam się taka osamotniona, tylko moja mama pomagał mi zostając z dzieckiem na czas moich wyjść.
Postępujące u niego stresy w pracy zmieniły go w nerwowego, opryskliwego tyrana, dla którego byle pretekst był powodem do reprymendy. Sforował mnie, że dziecko o siódmej rano hałasuje w kuchni, że pranie nie jest zrobione na czas, że kotlet jest za mały. Nigdy nie wiedziałam, czy w ciągu kilku dni nie wybuchnie i jakiego go zastanę po powrocie do domu... W kilka minut z furiata przeistaczał się też w drugą stronę - przymilnego misia... Zaczął się system nagród i kar, np zabieranie kluczyków za kilka minut spóźnienia do domu. Z jednej strony się go boję, z drugiej załącza mi się bunt.
Stał się chorobliwie zazdrosny o mojego konia, któremu przecież poświęcać czas muszę, gdyż to żywe stworzenie i potrzebuje opieki... Jest zazdrosny o mój powrót do pracy - bo staję się niezależna finansowo i przebywam między ludźmi.
Wiem, to wtedy już powinnam mu zaproponować terapię u psychologa. Zamiast tego ukrywałam to przed całym światem i tylko modliłam się, żeby dziecko nie rozumiało i nie przeżywało tego za mocno...
Dziś jest trochę tak, że ja to mieszkanie przestałam uważać za dom. Szukam pretekstów, żeby wrócić później.
Dodatkowo, przestał dbać o siebie fizycznie. W dni, kiedy pracuje w domu nie myje nawet zębów, nie wspominając o reszcie ciała. Zdarzało się, że przez kilka dni tak nie wychodził, nie zmieniał majtek... Zaczęłam się odsuwać fizycznie i czuć do niego obrzydzenie seksualne.
Brak spełniania przeze mnie, jak on to mawia "obowiązku małżeńskiego" doprowadził do tego, że w nowy rok, po powrocie z imprezy sylwestrowej zostałam przez niego brutalnie pobita i wystawiona za drzwi w samej koszuli nocnej. Pozwolił mi wrócić tylko ze względu na wstyd przed sąsiadami.
Nie raz błagał mnie o przebaczenie tamtych wydarzeń. Tłumaczyłam, że to nie takie proste, bo zawalił mi się świat, że muszę to sobie na nowo poukładać. Gdyby nie dziecko rozważałabym rozwód...
Któregoś dnia zostawił mi list pożegnalny i przestał odbierać telefony. Zaalarmowana tym policja odnalazła go...siedzącego sobie spokojnie w pokoju hotelowym w innym mieście. Im powiedział, że miał sprzeczkę małżeńską i chciał mi zrobić na złość, mnie zapewniał, że naprawdę planował to zrobić...
Od tamtej pory już kilka razy straszył mnie, że się zabije jeśli nie wrócimy do tego co było dawniej...