Czasem przychodzi chwila refleksji, zadumy nad swoim życiem. Niektórzy nazywają to marudzeniem. Z racji tego że los nie zesłał mi nigdy tzw. przyjaciół, więc pomarudzić sobie mogę wirtualnie.
Niekiedy w mojej pokręconej główce pojawia się irytujące pytanie - dlaczego nie mam żadnego, szeroko rozumianego życia uczuciowego? To nie jest nowa, niezwykła sytuacja, to stan który dominował w moim dorosłym życiu. Tak po prostu było i jest, choć siwych włosów coraz więcej (35 lat to jednak dość poważny wiek).
Pewnie to zabrzmi dość smutno, albo przygnębiająco. Aby jednak nie dołować potencjalnych czytelników, dodam że jakoś to wszystko przetrawiłem, zaakceptowałem i dotarłem do momentu w którym stało się to częścią mnie. Nie doskwiera mi już smutek z tego powodu, nie wpadam w depresję. Czuję już chyba tylko........rozczarowanie.
I niekiedy zadaję sobie pytanie - dlaczego? Kto popełnij błąd i w jakim momencie?
Nie wiem czy da się coś z tym zrobić. Już nawet nie wiem czy w ogóle warto. Może zbyt wiele miałem negatywnych doświadczeń, może zbyt długo byłem sam żeby myśleć inaczej.