Mały biały kotek napisał(a):Masz rację, jestem rozgoryczona małżeństwem i idealizuję tego drugiego, na dodatek chyba podświadomie szukam usprawiedliwienia. Zawsze byłam przeciwniczką zdrady i mój umysł ma z tym problem...
Nie widzę niczego dziwnego w tym, że jak piszesz, szukasz usprawiedliwienia, czy też szukasz przyczyn tego, co się stało. Chodzi mi o pewne mechanizmy manipulacji, jakie być może stosujesz wobec męża. Można sobie w takiej sytuacji powiedzieć "Facet ma jakieś wady, ale generalnie jest w porządku, to JA nie chcę z nim być" albo próbować na niego przenieść odpowiedzialność: wyolbrzymiać jego wady, minimalizować zalety, stawiać warunki, których nie jest w stanie spełnić, po czym udowadniać czarno na białym, że się nie udało, albo prowokować, żeby zrobił coś nieodwracalnego, co ułatwi decyzję.
Ja też jestem przeciwniczką zdrady, ale o ile zdrada "w afekcie" jeszcze mieści mi się w głowie, o tyle już podwójne życie i kalkulowanie -- raczej nie. Pozostawanie przez kolejne miesiące z mężem, żeby Cię utrzymywał, i kontynuowanie w tym czasie romansu, to już jest wg mnie wyjście fatalne. Dla wszystkich, choć przede wszystkim dla Twojego męża.
Przyszło mi jeszcze do głowy, że może warto, żebyś pogadała z psychologiem? Z jakichś jednak powodów wpakowałaś się w to małżeństwo, z jakichś powodów jesteś teraz w takiej sytuacji, w jakiej jesteś... To jest trudna sytuacja, bardzo obciążająca, i cokolwiek zdecydujesz, nie będzie Ci łatwo.
impresja77 napisał(a):Każda rzeczywistość małżeńska jest taka sama.
Wyłączając patologię.
Ale w momencie, gdy jesteś z kochankiem nie dajesz żadnych szans swojemu małżeństwu. Nie ma miejsca w Tobie na czas przeżycia kryzysu i poszukania rozwiązania.
Impresjo, wg mnie nie każda. Jeśli od początku nie było więzi, o jaką chodzi (a z tego, co Kotek pisała wcześniej, nie było), to sytuacja jest diametralnie inna niż "Tak się kiedyś kochaliśmy, a potem coś się popsuło". Popsute można naprawić, a z pustki stworzyć więź -- ciężko... Jasne, są ludzie, którzy mimo braku motyli w brzuchu na początku potrafili stworzyć wieloletnie związki, stopniowo budować coraz większą bliskość przez codzienne wspieranie się, zaufanie itd. Ale czy u Kotka i jej męża jest w ogóle taka gotowość?
Zgadzam się z Tobą, że obecność kochanka absolutnie wyklucza naprawianie małżeństwa czy choćby rzetelną odpowiedź na pytanie, czy są na to szanse. Dlatego uważam, że jeśli nie ma gotowości do zerwania z kochankiem, to lepiej sobie małżeństwo odpuścić i nie przedłużać tego stanu.