Witam.
Mój problem to mój związek z Piotrusiem Panem - Alkoholikiem.. Jesteśmy razem 3,5 roku. Całkiem sporo razem przeszliśmy. Jego choroba alkoholowa, moje odejście do niego, jego przebudzenie i teraz jego abstynencja od prawie 1,5 roku. Muszę przyznać, że radzi sobie bardzo dobrze. Cały czas systematycznie chodzi na terapię indywidualną, ani razu nie zdarzyło mu się przez ten okres upaść i sięgnąć po kieliszek.
Na początku naszego związku, tj. po pół roku zamieszkaliśmy razem, a od mojego odejścia nie podjęłam już takiej decyzji, więc przez 1,5 roku widujemy się od piątku do niedzieli i niekiedy raz albo dwa razu w tygodniu. Chciałam sobie i jemu dać czas na nabranie pewności, że to co było już nie wróci. Oczywiście jesteśmy razem i planujemy, że od czerwca kolejnego roku zamieszkamy znów razem. Cóż planujemy, ale dziś nie wiem co będzie jutro, ale do rzeczy..
Mój Piotruś P. przez rok od odstawienia butelki bardzo się zmienił. Zaczął dbać o mnie, troszczyć się, założył swoją działalność gospodarczą, nasze życie zaczynało wyglądać przyszłościowo. Ja nareszcie czułam się ważna, kochana, jedyna. Tak mi tego kiedyś brakowało. Życie nabrało kolorów, pojawiły się plany, realizowaliśmy swoje marzenia.. I tak upłynął nam rok - bardzo szczęśliwy rok.
Pół roku temu mój Piotruś Pan poznał nowych przyjaciół, obce osoby, które zupełnie nie znały jego przeszłości. Zaczął się z nimi spotykać, wychodzić w miasto, imprezować i co mnie wtedy bardzo niepokoiło, trzymał mnie od nich z dala, co się wcześniej nie zdarzało. Potem jego tygodniowy męski wyjazd, z którym nie miałam problemów, bo mu bardzo ufałam. Po powrocie jednak mój P.P był jakiś inny. Od tamtego czasu coś się u nas zaczęło sypać. Kłótnie o byle co, zwracanie mi uwagi, że źle robię rzeczy, pouczanie, jego rozdrażnienie. Nie wiedziałam co się z nim dzieje. Zaczął jeszcze więcej wychodzić w miasto na całonocne imprezy - beze mnie oczywiście. Cóż ja pracuję i mieszkam w innym mieście, więc mnie przy nim nie było. Po dwóch miesiącach dowiedziałam się, że spotyka się z ludźmi, którzy wychodząc na imprezy zapodają sobie do nosa dopalacze. Jak się łatwo domyśleć mój P.P robił to czasami razem z nimi. Jednak po jakimś czasie to czasami przerodziło się w zawsze. I tak od tamtej pory prawie codziennie wychodzi imprezować. Dla niego jest to normalne życie (a nie wspomniałam, że ma 40 lat). Jego firma stoi - nic nie robi. Kiedy w weekendy wychodziliśmy razem zauważałam, że po tych specyfikach włącza mu się chęć poznawania, na nieszczęście płci przeciwnej. Oczywiście zwracałam mu na to uwagę, ale jego wytłumaczeniem było, że to nie prawda i że ja mam jakieś urojenia. Nawet doszło do tego, że gdy widziałam takie sytuacje, wmawiałam sobie, że to jest tylko w mojej głowie, że ja sobie to wymyśliłam. Kiedy jednak nakryłam go jak pisał z jakąś dziewczyną, mówiąc jej, że chciałby ją bliżej poznać, bo jeśli nie to będzie tego żałował, przestałam być głupia. Od tamtej pory włączyła się u mnie zazdrość. Jak gdzieś idziemy to go obserwuję, sprawdzam mu telefon, wiadomości na fb - oczywiście wszystko tak, żeby nie wiedział. Moje zaufanie, ktorym go darzyłam umarło w jednej chwili. Nie potrafię sobie z tym poradzić. Do tego wszystkiego doszła jego chęć eksperymentowania z używkami. Próbuje wszystkiego co się da. Grzybów, LSD, różnistych tabletek, oraz GBL. I ten ostatni specyfik to gwoźdź do trumny naszego związku. Wsiąkł. Bierze GBL-a bez umiaru. Gdy weźmie za dużo, GBL działa tak, że go usypia. Czyli stoi sobie mój P.P i nagle zaczyna opadać i zasypiać. Jak weźmie idealnie to jest "bogiem", czyli bawi się wybornie i nie ma żadnych ograniczeń. Żadnych czyli erotycznych też. Każda dziewczyna na imprezie to obiekt seksualny i trzeba ją rozbierać wzrokiem. Jestem pewna, że mnie nie zdradził - jeszcze, ale co będzie dalej - nie wiem. Wracając do używek, mój P.P zaczyna brać bez umiaru. Jak bierze, to tak się w tym zatraca, że może nie wracać do domu przez 3 dni, nie spać i nie jeść. Oczywiście robi sobie 1-2 dni przerwy czasami i mówi, że przecież on nie jest uzależniony, bo brać tego nie musi. Ja widzę zupełnie coś innego. Nauczona doświadczeniem jego alkoholizowania się widzę, że przyjmuje podobne schematy: nic nie jest ważne, nie czuję odpowiedzialności, ty możesz być albo nie, muszę zorganizować sobie coś na wieczór.. Jest już uzależniony. Dodam, że nie było mnie przy nim zawsze więc nie wiedziałam, że to przybrało aż taką skalę. Najzabawniejsze, że wiem co mam robić. Wczoraj pojechałam jak zawsze w piątek do niego i zastałam go totalnie naćpanego GBL-em i zadymione mieszkanie, bo przysnął robiąc obiad. Wkurzyłam się, zabrałam swoje rzeczy i wyszłam. Wróciłam do siebie. Czyli znów go zostawiłam. Zastanawiam się, czy są tacy ludzie, którzy są bardzo podatni na uzależnianie się? Kiedyś uzależnił się od hazardu, ale z tego wyszedł. Palił papierosy i z tym skończył. Pił i nie pije. Teraz ćpa.. Ja wiem, że muszę być twarda. Będę, bo wiem jak to się robi, ale jestem rozczarowana i czuję żal, że znów mnie to spotyka. Poczytałam trochę o tym GBL-u i jestem przerażona, że on szybko uzależnia i powoduje takie zmiany w zachowaniu. Jak żyć z facetem, który ma syndrom wiecznego chłopca z tendencją do uzależnień? Czuję się zmęczona tą całą sytuacją i na pewno nie będę przechodziła tego samego po raz drugi. Teraz nie pozostaje mi nic innego jak zaczekać na kolejne jego przebudzenie. Jeśli się nie przebudzi - to on najwięcej straci - straci mnie. Powtarzam sobie, że może czas zawalczyć o siebie - o niego już się owalczyłam.
Pozdrawiam Was serdecznie późną nocą, która spać nie daje...