przez feniks33 » 16 sie 2015, o 07:07
Czuję, że kiepsko ze mną. Znów to cholerne ssanie w żołądku, jakbym się czymś denerwowała…
Zaczęło się wczorajszej porannej rozmowy, która jak pisałam zaprowadziła do nikąd a dodatkowo tylko obróciła wszystko przeciwko mnie. On wyszedł do pracy a ja nie wiedziałam co robić. Czemu nie zebrałam się na odwagę żeby zabrać rzeczy i po prostu zostawić to wszystko? Bałam się, że nie będę miała dość motywacji aby mieć tyle stanowczości by zrobić to definitywnie, że przyjdzie do mnie do pracy, znów będzie kombinował albo obarczy mnie całą winą, że znów przez mnie mu dokumentu nie dadzą… Że mnie urobi a potem znów będzie robił swoje i będę się czuła jeszcze gorzej.
Ale też tego, że on po prostu powie „ok” i to rzeczywiście będzie koniec…
Wyłączyłam telefon prawie na cały dzień… Włączyłam dopiero po południu, on zadzwonił, dobijał się też wcześniej. Rozmawiał jakoś normalnie, spokojnie o pracy… Kiedy wrócił z pracy praktycznie nie odzywaliśmy się do siebie, on z nosem w telefonie… Położyliśmy się spać i on dalej… Pisał i pisał… Początkowo nie ale później znów odwracał ekran. Długo nie mogłam zasnąć i leżałam tak słysząc tylko to pukanie w telefon, zła, gdzieś na drugim planie… Po jakimś czasie odwróciłam się na drugi bok, zapytałam z kim pisze. „A czy to ważne?” – odpowiedział. Udałam, że chcę mu zajrzeć, nie pozwolił. Żeby mieć spokój odwrócił się do mnie plecami i schował z tym telefonem pod koc.
Powiedziałam, że jest bezczelny. „Dlaczego? Bo nie dam ci kontrolować??”. Odparłam, że dobrze wie o co mi chodzi, rozmawialiśmy rano i dalej robi to samo. Powtórzył, że nikim nie jestem, żeby kontrolować jego telefon, on z tyloma kobietami był i nigdy tego nie robił… Mówię – jak to nie, sam opowiadałeś jak trzepałeś telefon Aśce (to ta, dla której zostawił mnie) a on – ale to nie była kobieta. Mówię – mi tak samo, na co on: „Ty też się nie zachowujesz jak kobieta” On jest wolnym człowiekiem i nikt go nie będzie kontrolował a ja nie musze wszystkiego wiedzieć. Tego, że pisał z kobietami na portalu i zapraszał na kawę czy piwo wyparł się w żywe oczy, przecież on ani kawy, ani piwa nie pije…! A przecież widziałam i wiem. A że numery wyciągał? On od wielu osób może brać numer… olał moje pretensje ciepłym moczem. Za to do mnie miał o próby kontroli.
Wiem, że to nie jest fajne. Dla żadnej ze stron. Ale nie robi się tego bez powodu. On też mógł stracić do mnie zaufanie, też nie przyznałam mu się do wszystkiego ale ja nie budowałam wokół siebie muru żeby niczego się nie dowiedział, nie kryłam się potem z niczym, starałam się żeby mógł to zaufanie na nowo odzyskać. A on? Nie musisz wszystkiego wiedzieć, nie będziesz mnie kontrolować! Jesteś nikim, żeby grzebać mi w telefonie…
Ani się do niczego nie przyznał wręcz wyparł nawet tego co wiem na pewno, ani nie wytłumaczył ani nie zaprzestał tego przez co jest kłótnia. Wręcz poczyna sobie coraz lepiej. Dziś był u mnie w pracy i znowu usłyszałam sygnał tego cholernego GG, musiał od nowa zainstalować w telefonie.
W dupie na półce po lewej stronie ma moje zawiedzione zaufanie.
Pretensje, że przejrzałam mu telefon… Co by powiedział gdyby wiedział, że przeglądam jego historię rozmów, że miałam hasło do jego portalu, że w samochodzie ma podrzucony telefon z usługą lokalizacyjną…?
Sama mam świadomość, że to chore. I samą mnie wykańcza. I sama nie wiem co musi się wydarzyć bym dała sobie spokój.
Oczywiście zaczynam myśleć, że to ja przeginam, przecież to naruszanie prywatności (on moją wywinął na drugą stronę), że zaczynam go śledzić jak kiedyś tamtego, że to zaczyna się stawać obłędne, że to on jest normalniejszy niż ja, że może nic takiego nie robi.
I nadal nie dowierzam własnym uczuciom, nadal nie wiem czy mam prawo czuć to, co czuję. Nadal nie jestem do końca pewna, czy słuszne są moje pretensje, że ze mną prawie nie rozmawia, że nawet w łóżku czas poświęca nie mi tylko innym. Przecież ma prawo do prywatności tak? Ja go nie mam, mi pousuwał większość znajomych z fb, pokasował numery, każdy znajomy facet to dla niego jakiś alfons, klient albo ruchawczyk, ja kurwa a wszystko wokół mnie to burdel
Nie dowierzam sobie ale czuję, że coś jest nie tak, coś nie w porządku bo jednak boli, kłuje dokucza, uwiera… Podświadomie czuje się, że jednak powinno to inaczej wyglądać. A teraz czuje się beznadziejnie. Przypomina mi się fragment książki, który bardzo mi pomogła z poprzednim przypadkiem (muszę ją sobie odświeżyć tak btw) „Koniec współuzależnienia” opisujący ten stan… Coś się dzieje a może nic się nie dzieje, mam podstawy podejrzewać czy moja wyobraźnia odlatuje?
Tym razem nie okłamał… Najpierw gdy dowiedział się, że jestem na noc w pracy powiedział, że jedzie do kolegi. A ja od razu spina bo ostatnio gdy tak powiedział nie odbierał telefonu przez całą noc. Ale myślę – czekaj, zaraz Cię namierzymy. Od razu kontrola. Najpierw zadzwonił pod dwa czy trzy numery, dwa z nich to na pewno tych dziewczyn z portali… Ale w końcu pojechał do domu. A potem znowu w miasto ale na pewno nie do kolegi. Do centrum. Przypuszczałam, że grać. Telefon wyłączony ale u niego to akurat zdarza się często, aparat jest zepsuty i sam się wyłącza. Kiedy wreszcie oddzwonił zapytałam czy był u kolegi, przyznał, że nie, że grał. Czyli to co sama wnioskowałam. Tym razem nie okłamał ale kiedy indziej…? I po co dzwonił do tych dziewczyn zaraz po tym jak dowiedział się, że nie będzie mnie w domu? Może po prostu coś mu nie wypaliło… A może jednak to ja przesadzam?
Co za masakra, ja zwariuje w ten sposób, sama się wykończę… Nie wiem jak mam skupić się na sobie. Ale sama nie wiem czy odejście teraz jest dobrym pomysłem..? Nawet w książce o kochaniu za bardzo jest napisane, że kobiety często odchodzą gdy nie są na to gotowe, jest w tym jakaś racja – w tym poprzednim megatoksycznym związku odchodziłam naście razy i wracałam…Może to rzeczywiście trzeba zacząć od innej strony, od siebie – wtedy takie odejście nie będzie traumą a bycie z facetem nie będzie aż tak konieczne do szczęścia..? Nie wiem.. Sama nie wiem jak mam sobie pomóc. Wiem tylko, że w te nieliczne chwile kiedy udaje mi się zająć sobą czuję się spokojniejsza. Im bardziej dbam o siebie (o ile m się to udaje) tym lepiej się czuję.
A teraz czytam blog „Moje dwie głowy” i śmiać mi się chce z samej siebie co ja Wam opowiadam… Nic nowego! Nic czego większość z Was nie przeżyła na własnej skórze albo nie czytała choćby o tym. Co tam blog… wertowałam dziś swój poprzedni wątek. Deja vu. Tamten tak samo ciągle pisał mając w głębokim poważaniu moje pretensje, tak samo ukrywał korespondencję. Tak samo zaprzeczał oczywistym faktom, tak samo mnie ignorował…A ja się produkuje jakbym przedstawiała jakieś newsy.