Witajcie po przerwie. Dawno nie pisałam, bo od ostatnich wpisów były lepsze momenty, trochę zmieniało się na lepsze. Albo tak mi się wydawało. Ale na krótko.
Teraz już chyba nic nie chcę, na nic nie liczę. Znów czuje się jak wrak.
Zamieszkaliśmy razem. W tym jednoosobowym pokoju który on wynajmował do tej pory odkąd wyprowadził się z hotelu. Postawił mi warunek niemalże-jak jestem z nim to mam z nim mieszkać. W dodatku co to jest – jesteśmy razem a bzykamy się raz na jakiś czas, czy on ma sobie kogoś na seks znaleźć? :O Poza tym dużo było biegania po urzędach, sądach, ja wszędzie z nim – do urzędu ds. uchodźców bo się bał, że straż graniczna go zgarnie, do sadu składać wnioski o zgodę na małżeństwo, a to jakieś pismo napisać to cos, zawsze musiałam być pod ręką.
Przez jakiś czas zrobiło się lepiej, jakoś w moim odczuciu bardziej „związkowo”, bardziej czułam się jak dziewczyna a nie sekretarka pomimo tego, że cały czas byłam potrzebna. Po drodze jednak wyszły na jaw wszystkie moje grzeszki, błędy i potknięcia, bo i mi tych nie brakowało, święta nie jestem. Wybebeszono mnie na druga stronę. Na jedno to dobrze gdy nie trzeba już kłamać i ukrywać, z jednej strony jest to ulga i wszystko staje się bardziej szczere. Ale z drugiej strony zrobił to on, który sam nie jest święty a dowiedziawszy się wszystkiego zmieszał z błotem, zwyzywał, kazał zerwać kontakty – nie tylko z pewnych względów „podejrzane” ale i wiele innych, przez niego i moja matkę zerwałam kontakt z przyjaciółką a teraz jeszcze poprawił – mam podstawy podejrzewać, że sam zdradził.
Najpierw dowiedział się rzeczy, o której wstydziłam się nawet tu pisać. Zaczęłam.. w tym wątku:
viewtopic.php?f=6&t=7954 ale nie dokończyłam historii..
Któregoś dnia ten obecny zobaczył smsa, który do mnie przyszedł. Jakieś zwykle „co u Ciebie?” już nie pamiętam… Od kolesia, którego poznałam na jakimś portalu. Konto tam założyłam w sumie dlatego, że drażniło mnie, że mój chłopak tam jest, pisze, więc dlaczego ja nie mogę. Głupie myślenie.. Nie zamierzałam tam nikogo poznać ale fakt, pisałam czasami w pracy żeby zabić czas i nudę. Wiem, że niepotrzebnie dałam ten numer ale koleś był dla mnie tak aseksualny i niemęski, że wydało mi się to bezpieczne, wcale mi się nie podobał. Natomiast wywołało to burzę. Dlaczego podaje numer, dlaczego kogoś poznaję, chyba zapominam, że w związku jestem. Mówię przecież Ty tak samo ciągle piszesz – co za różnica czy na badoo, fb czy przez sms?? No jest duża różnica poza tym on pisze zdawkowo cześć co tam i tyle.. A ja dużo więcej i przez takie pisanie poznaję kogoś. Ok. Po sprzeczkach, tłumaczeniach, wyjaśnieniach napisałam temu chłopakowi, żeby nie pisał więcej, innego wywaliłam z facebooka.. Ale zaczęło się przeglądanie. Badoo, fb..Przewertował wszystkie moje wiadomości na fb i jedyną jego konkluzją było, że mam tam po prostu burdel. Nigdy nie kasowałam wiadomości, dawno temu zdarzyło mi się pisać z osobami poznanymi na czacie, fakt. Mam, czy raczej miałam kilku znajomych gejów, traktować ich można tylko jako kolegów, wiadomo a nawet bardzo dobrych kumpli, czasami wygłupialiśmy się, pisaliśmy w dość luźny sposób, z jednym zwracaliśmy się do siebie „kochanie” a czasem „Ty wywłoko” ale w taki sposób w jaki mogą zwracać się do siebie przyjaciele wiedząc, że żadne się nie obrazi..
Niestety, jak zaznaczyłam, też święta nie jestem. Kiedy poprzednio byliśmy razem.. zdradziłam go. Nic wtedy nie powiedziałam, nie chciałam go stracić i dodawać przykrości ale czułam jakoś, że kiedyś i tak może się to wydać.. Na fb były też wiadomości od tego chłopaka. Znaliśmy się wcześniej, często gadaliśmy, nie powiem, podobał mi się wtedy z wyglądu choć był bardzo młody i trochę zapatrzony w siebie. Często próbował mnie wyciągnąć na piwo ale nigdy się nie zgadzałam.
Mój chłopak był wtedy w złej sytuacji, został w Polsce nielegalnie, w każdej chwili groziła mu deportacja. Czułam, że psuje się między nami. Podczas pewnej rozmowy powiedział, że on nie może mieć dziewczyny bo jednego dnia jest tu, drugiego może być w Gruzji. Mówił w taki sposób, że odebrałam to jako manifest „nie chcę z Tobą być”, i bardzo wzięłam do siebie zwłaszcza, że, jak wspomniałam, już wcześniej zdawało mi się, że się oddalamy. I kiedy tego dnia ten młody zaproponował piwo – zgodziłam się, stwierdziłam, że może odgonię trochę złe myśli. Nachlałam się wtedy jak świnia.. A jak mówi przysłowie: „Baba pijana to..” Straciłam nad sobą kontrolę … O niczym nie powiedziałam, ani wtedy, ani potem.. Wstydziłam się przeokropnie. Ten związek do tej pory wydawał mi się czysty a ja to popsułam. I choć w tych wiadomościach na fb nie było o tym wspominku to pisane były w taki sposób, że nasuwały jedno skojarzenie. Musiałam się przyznać.
Nie muszę chyba tłumaczyć co to wywołało.. Że jestem oszustka, kurwą, nie jestem szczera itd. że tyle czasu nic nie powiedziałam… Dodam tylko, że poprzednim razem nasz związek zakończył się tym, że on także zdradził mnie z pewną dziewczyną, potem kompletnie olał sprawę i niespecjalnie próbował mnie odzyskać a kiedy przemówił, poprosił o pożyczkę a ja odmówiłam-miał straszne pretensje i skończyło się awanturą.
Teraz kazał mi pousuwać wszystkich „podejrzanych” znajomych z fb, usunąć badoo. Powiedziałam ok jeśli Ty zrobisz to samo. Zgodził się. Bez mojej namowy usunął tez niektórych znajomych z fb i innego profilu. Zaczęło być jakoś lepiej, normalniej, nikt nie blokował telefonu. Z tym, że wg niego podejrzani znajomi to byli praktycznie wszyscy faceci. Geje, nie geje, koledzy z pracy – jak leci. Nie chciałam usuwać wszystkich, kolejna awantura.. w końcu jak sam dorwał się do mojego profilu pousuwał wszystkich, wyrywkowo. Oczywiście każdego faceta i wyrywkowo znajome.. A sam do tej pory pisze z dziewczynami, z którymi, jak twierdzi, seksu nie było i nie będzie.
Innym razem na warsztat poszła poczta. Chciałam wzbudzić zaufanie więc podałam mu hasła, ale i tam znalazł argument, że prowadzę burdel, nawet w każdej najniewinniejszej wiadomości. Stwierdził, że jestem po prostu rasową kurwą i taka pozostanę.
Podejrzana okazała się też moja przyjaciółka. Jej akurat nie może przetrawić również moja matka ponieważ to z nią najczęściej spędzałam czas przy piwku. Ale łączyło nas oczywiście dużo więcej, mogłyśmy gadać nie tylko przy alkoholu, polegać na sobie.. Jemu było nie w smak to, że ona nie chciała się ze mną spotykać przy nim, nie lubiła go wręcz. Kiedy przeczytał smsy, w których ona zarzucała mi, że tylko z nim biegam a z nią się na chwilę nie mogę spotkać… kazał mi zerwać z nią kontakt. Wmurowało mnie. Wydawało mi się, że to jest coś, czego on nie ma prawa ani podstaw ode mnie wymagać. Ale on stał twardo, że albo zerwę z nią kontakt, albo z nami koniec. Wmurowało mnie po raz drugi. Nie wierzyłam w to co słyszę. Kolejny raz ktoś daje mi wybór: odciąć Ci rękę czy nogę? Po wymianie zdań kiedy byłam w pracy napisałam mu, że przykro mi ale tego nie zrobię.
I zaczęły się wyzwiska. Leciały jedne za drugim. Kurwo, szmato, lesbijo… w najróżniejszych kombinacjach. Za chwilę podobne usłyszałam z drugiej strony bo powiedział matce, że się pokłóciliśmy bo akurat podobno zadzwoniła. Według nich był to najdobitniejszy dowód na to, że łączy mnie z ta dziewczyną więcej niż przyjaźń bo wolałam zostawić jego niż ją. Tłumaczyłam, że nie ja jego tylko on mnie chce zostawić. Najgorsze, że przykotłował do mnie do pracy, strasznie się bałam, że narobi mi wstydu. Kiedy tylko nikogo nie było w pobliżu znów mnie wyklinał, pluł jadem z każdego słowa, biło od niego nienawiścią i pogardą. Powiedział, że wszystkim powie kim jestem, co robiłam jaką jestem kurwą. W domu, bratu, w pracy, wszyscy się dowiedzą. Też że przejadą się do domu do tej mojej wybranki i narobią jej wstydu…
Wystraszyłam się. Tego, że oni naprawdę mogą i jej narobić problemów, moja matka zaczepiała ja już nie raz na ulicy i wyzywała od najgorszych. Powiedziałam, że zerwę z nią kontakt. Jej szybko napisałam, że muszę zanim będzie za późno ale on stał nade mną i czekał aż jej napiszę że nie chcę się z nią kontaktować. Stał przy mnie w pracy jak kat i wypluwał z siebie to wszystko.
To była dla mnie sądna noc. Przyznam, że wtedy się go przestraszyłam.. Przestałam czuć się swobodnie. To już nie byłam ja tylko zakrzyczana, zaszantażowana kukła pociągana za sznureczki. Ale nadal nie potrafiłam powiedzieć dość i odejść zwłaszcza, że teraz nie jestem pewna czy naprawdę wszystkiego nie rozpowie.
Jakiś czas to trwało.. Przez ten czas zdążył mnie namówić na kupno samochodu, żeby mógł zacząć jakąś pracę i wozić narzędzia. Pewnego dnia na pocztę przyszła mu wiadomość przypominająca o GG, którego dawno nie używał. Odnowił tam konto, ja przypomniałam sobie, że tez tam kiedyś miałam, też odnowiłam i początkowo pisaliśmy dla jaj z różnymi ludźmi. Z gejami, udawał, że się z jakimiś umawia, z kobietami hetero, ja z facetami… Tyle, że mnie to szybko przestało bawić a on się wkręcał coraz bardziej.. Czasami pisał, że ma dziewczynę, czasami żonę, jedne dawały się podrywać inne nie.. Jedna natomiast była wyjątkowo zainteresowana, pisała mu, że jest ładny chłopczyk, chciała pogadać, podała numer mimo, że pisał, że ma żonę. Niby dla jaj zadzwonił.. Okazało się, że mieszka bardzo niedaleko od nas… Chciała się spotkać, nawet tego samego dnia, on wpraszał się do niej na noc, oczywiście niby dla jaj przy mnie, nie miała nic przeciwko. Ale powiedział, że jeszcze da jej znać, bo ma coś do załatwienia.
Faktycznie miał coś do załatwienia wtedy, jakąś sprawę z kolegą. Już miałam mieszane uczucia, niby wszystko mówione żartem ale… No ale nic, wrócił tego dnia, ok. Minęło kilka dni, aż przyszła sobota. Zachowywał się trochę inaczej, pisał z kimś i nie zostawiał telefonu nawet na chwilę tak abym miała dostęp. Już to sprawia, że zapala mi się czerwona lampka. Nie wiem co chciałam znaleźć ale kiedy poszedł się kąpać (z telefonem) zajrzałam do jego portfela. I znalazłam karteczkę z zapisanym numerem tej kobiety… Wmurowało mnie nie wiem czemu nie dałam nic po sobie poznać. Chciałam trochę ochłonąć i przemyśleć wszystko. Zamknęłam się w sobie i oczywiście cierpiałam po cichutku zamiast wywalić prawdę prosto w twarz.. Tego dnia pojechaliśmy do mojego brata. Byliśmy tam cały dzień, wróciliśmy późno. Jeszcze jak tam byliśmy mówił, że zadzwonił jego kolega, chce jakąś sprawę załatwić, maja jechać w jedno miejsce, ten kolega ma mu poszukać w internecie jak tam dojechać. Chciałam jechać z nim ale wykręcił się czymś… Nie było go jakiś czas a gdy dzwoniłam miał wyłączony telefon. Gdy wrócił i zapytałam dlaczego - coś ściemnił…
Dopiero na drugi dzień rano zapytałam co ma znaczyć karteczkę z tym numerem schowana w jego portfelu. Bąknął cos wymijająco, że niemożliwe, że ona tam była, że pewnie znalazłam gdzieś w domu… Byłam tak zdenerwowana że aż trzęsły mi się ręce.. Wyszłam do kuchni, a że jest ona wspólna dla wszystkich lokatorów za chwilę przyszedł mieszkający tam Hindus i coś zagadał po angielsku. Wymieniłam z nim parę zdań gdy chłopak zadzwonił. Wróciłam do pokoju, myślałam naiwnie, że chce mi coś wytłumaczyć ale on wyskoczył z pretensjami do mnie czy fajnie mi się gada. Powiedziałam, że tak sobie, bo mój angielski kuleje i muszę podszlifować a on do mnie, żebym wypierdalała. I to już. Mam 20 sekund. Zerwał się z łóżka i powtórzył abym wypierdalała bo on nie potrzebuje, żebym ja tutaj z bambusami znajomości zawierała…
Zaczęłam zbierać rzeczy, w szoku, że sam jest winien a mnie wypieprza. Zamieniłam tylko parę słów. Pozbierałam rzeczy, cos jeszcze do mnie mówił, żebym zostawiła ale nie zrozumiałam. Chciał jeszcze telefon bo mam jakieś jego kontakty w telefonie. Dałam mu naiwnie a on przywrócił mi telefon do ustawień fabrycznych ale to zobaczyłam dopiero potem. Odpaliłam samochód i pojechałam. Wiedziałam, że teraz daleko nie pojadę, jestem kiepskim kierowcą, choć mam prawo jazdy z 10 lat. Nie jeździłam ale musiałam zatrzymać się gdzieś i ochłonąć. A samochód zabrałam bo ja za niego zapłaciłam. Zatrzymałam się na uboczu i w ryk. On zaczął dzwonić, nie odbierałam więc napisał smsa, że zapomniałam mu oddać pieniądze, które dał mi na przetrzymanie na opłacenie pokoju. Nie odpisałam bo nie miałam nic na koncie a drugiego telefonu nie mogłam uruchomić. Siedziałam tak z godzinę.. Znalazł mnie, przylazł, za późno go zobaczyłam by odjechać ale też po cichu liczyłam nadal, że chce coś wyjaśnić. No nieuleczalna idiotka.
On miał tylko pretensje, że mu tych 6 stów nie zostawiłam i jakichś jego dokumentów (gdzie tam pamiętałam o tym w tych nerwach…)i skoro chcę zabrać samochód to mam mu dołożyć 400 zł bo miał kosztować więcej niż zapłaciliśmy tylko jakaś część należała do niego a poza tym mam mu dołożyć za mieszkanie bo on płacił a ja mieszkałam… Co za skurwysyństwo… To, że ja za wszystko inne płaciłam i to dużo więcej to już nie widzi.. I to, że jak mieszkał u mnie to grosza nie wzięłam.
Ale wpakował się do samochodu i nie chciał wyjść ani mi odjechać. Myślałam, żeby dzwonić na policję ale bałam się, że go to bardziej rozzłości jeszcze bardziej a nadal miałam nadzieje na zgodę! W końcu on stwierdził, że jedziemy do domu bo on nie ma fajek. Pojechałam. Tam nadal kłócił się o pieniądze, trwało to z godzinę ale rozmowa ani na chwilę nie zahaczyła o rzeczywisty powód kłótni czyli ten cholerny numer w portfelu.
W końcu stwierdził, że on już nic nie chce, mam sobie wziąć i te 600 zł, zostać w tym pokoju, wziąć i samochód, mogę robić co chcę, rozpierdolić się nim nawet, spakował się i poszedł. Kretynka… Mówiłam jeszcze ze 3 razy żeby został zamiast zamknąć za nim drzwi jak najszybciej a gdy mimo wszystko i tak poszedł, dzwoniłam… Ale powiedział, że on nic nie ma, nic nie chce i nie. Po którymś takim bezskutecznym telefonie połamałam kartę żeby nie korciło mnie więcej dzwonić ani nie wyczekiwać, czy on zadzwoni.
Poszłam z powrotem do pokoju i pomyślałam, że zwariuję w tej pustce. Myślę – co robić? Wiedziałam, że nie chcę tu zostać sama ale do domu, do matki też nie chcę wracać. Muszę coś wynająć ale do niczego się nie nadaje w tych nerwach. A w środku wszystko boli jak diabli. To jest bardzo podstępna choroba bo mimo, że ktoś tobą poniewiera nadal myślisz tylko aby się ułożyło i aby wrócił…
Wiedziałam, że tylko jedna rzecz może zagłuszyć tę pustkę i ból więc postanowiłam się grzecznie i kulturalnie nadoić aby jakoś tę noc przeżyć w tym pokoju.
Zaczęłam w pobliskim parku, potem część wzięłam do domu. Wróciłam a tu on w kuchni siedzi i czeka na mnie bez słowa. Skoro wrócił to nadal myślałam, że jakoś chce się pogodzić… Może i miał ale jak zobaczył mnie w takim stanie to pewnie mu się odleciało, nienawidzi jak piję… Zadzwonił do mojej matki a ta kazała mu pozabierać mi wszystkie rzeczy od samochodu abym nigdzie nie pojechała. Nie miałam takiego zamiaru a wywołało to we mnie niepohamowana agresję, rzuciłam się na niego i wyrwałam mu te kluczyki, umowę… Zadzwoniłam jeszcze na policję aby pomogli mi swobodnie wyjść. A potem i tak usiadłam w samochodzie bo nie miałam dokąd pójść w środku i nocy i kotłowanie zaczęło się od nowa… Pobiliśmy się w tym samochodzie choć dziwie się bardzo że właściwie tylko ja jego, nie oddał mi praktycznie za to jemu po moim ugryzieniu aż ręka spuchła…Dopiłam pozostałe piwa.. Chciałam iść do domu ale nie wpuścił mnie więc zaczęłam kopać w drzwi, co za wstyd, nie patrzyłam… Rano wsiadł do samochodu i powiedział, żebym mu dała kluczyki bo moja matka przyjeżdża. Przed samym końcem drogi gdy zatrzymał się na światłach uciekłam z samochodu. Jeszcze jej mi tu brakowało do kontroli.. Pojeździłam autobusami i wróciłam do domu. Kiedy on wrócił około południa zachowywał się jakby nic się nie stało. Żadnej rozmowy, żadnego wracania do tematu… Zamiecione pod dywan.
Ale nie było tak samo. Mnie cały czas dręczyło to, co niewyjaśnione, dręczyła jego niesprawiedliwość, nie wiedziałam czy utrzymuje kontakty z tą kobietą.. Którejś nocy zarejestrowałam jego nr telefonu na stronie operatora abym mogła sprawdzać jego połączenia. Okazało się, że to daje możliwość sprawdzenia też historii połączeń. Dowiedziałam się, że smsowal z nią, pomimo, że powiedziałam mu aby tego nie robił. Pisał, dzwonił też tego dnia gdy byliśmy u mojego brata a wieczorem, kiedy rzekomo załatwiał sprawę z kolegą, z kolega nie rozmawiał za to dzwonił do tej pani. Jeszcze nie wie, że ja wiem. Zbywa każdą próbę rozmowy ale po co by do niej dzwonił jeśliby nie miał się spotkać?
Po tamtej awanturze nie dzwoni już do niej ale dwa dni temu przepadł na całą noc. Rozmawiałam z nim ok 22, mówił, że jedzie do kolegi a potem już nie odbierał telefonu. Olał kompletnie moje pretensje, powiedział, że spał. Zablokował telefon abym nie sprawdzała jego wiadomości a gdy ostatnio gdy z kimś pisał bez żenady chował telefon. Mam deja vu, już to kiedyś przerabiałam.
Kilka dni temu przeczytałam jego wiadomości na jednym z portali, cos podobnego jak „Nasza klasa”. Dla mnie to jest ewidentnie zwykły podryw. Zagaduje do dziewczyn, kobiet, prosi o nr telefonu żeby porozmawiać, zaprasza na kawę lub piwo… Jednej przyznał się, że ma partnerkę ale ja rzekomo wiem o wszystkim a dla niego spotkanie na kawę czy piwo to nie jest niewierność. Ciekawe czy byłby tego samego zdania gdybym to ja się z kimś umówiła.
Coś we mnie powoli pęka i nie chce już nic. Wszystko mnie boli teraz, nie mogę na niego patrzeć, raz, że boli, dwa, że mam obrzydzenie… Poza tym co za ciul, mi kazał zerwać kontakty ze wszystkimi moimi znajomymi bo rzekomo zrobiłam wokół siebie burdel a sam pisze sobie z jakąś babą, która jawnie zaprasza go do domu. Taka jestem zła na siebie za to, że nie umiem się postawić, powiedzieć „wal się frajerze” tylko duszę w sobie wszystko i męczę się z tym bólem. To pęknie kiedyś, jak każdy wrzód ale po co ja się tak męczę, czemu tak się umartwiam…
Co mam z tego? Czemu ze wszystkiego rezygnuje dla tego niby związku? Czemu poświęcam swój czas, pieniądze, nerwy? Mam w zamian za to miłość, czułość, lojalność? Dobre słowo, uznanie? Nic nie mam. Nie mam pieniędzy, nie mam przyjaciół, znajomych, swojego życia, spokoju… nic. I jego ani jego miłości, na czym tak bardzo mi zależy też nie mam.