Dopadło mnie szczęście. A ja w nogi.

Problemy z partnerami.

Dopadło mnie szczęście. A ja w nogi.

Postprzez Kasjopeja » 23 kwi 2015, o 12:29

Nie wiem nawet od czego zacząć..
Poznałam faceta 2 m-ce temu. Super faceta. Dobry, ciepły, dbający... Nigdy takiego nie miałam..
Jestem DDD - więc każdy poprzedni związek to porażka, ja kochająca za bardzo, oni - w d.. mający (za bardzo).

On jest inny - z dobrej rodziny, porządny. Poszłam z nim na randkę trochę z przekory, żeby umówić się raz w życiu z "miłym chłopcem". Z jakiegoś powodu tacy mili chłopcy mi się nie podobają, wolę (podświadomie) i wybieram niegrzecznych, a potem mam co chciałam..

Potem jakoś poszło - ujął mnie osobowością, tym jak się o mnie troszczy, że mnie wspiera, dba, gotuje dla mnie cuda na kiju, lubię jego przyjaciół, mamy najlepszy seks na swiecie - wszystko w nim lubię. I nie jest to taki dobry gość bez charakteru - jest też konkretny, ma swoje zdanie, ma kręgosłup.

On mnie chce. A ja zaczynam spierd.. Prowokuję konflikty, wkręciłam sobie, że on mi się nie podoba wizualnie (sama już się pogubiłam czy jest "brzydki" czy to taka forma obrony, żeby nie było zbyt idealnie), dystansuje się - im on chce bliżej tym ja dostaję paraliżu.

Mam 35 lat, on 39. Chce sobie poukładać życie - on. Ja ostatnie 3 lata tkwiłam w wyniszczających beznadziejnych związkach z bylekim. I nie znosiłam tego, ale niczego innego nie znam. Bliskość mi zagraża. Tak to czuje. Aż mi nie dobrze na samą myśl, żeby być bliżej, już bliżej nie potrafię..
A on zaczyna mówić o tym, by razem zamieszkać, nie dziś-jutro, ale żeby pomału o tym myśleć.. A ja chce uciekać jak najdalej. Mam swoją jaskinię i dobrze mi w niej..

Z drugiej str. czuję, że to wyjątkowy facet. Poukładany, przemyślany, mądry. Nie naciska ale też potrzebuje nazwać, że to co między nami to związek, mi niedobrze na samą myśl o deklarowaniu się..

Kurde, nie chce tego spieprzyć. Nie wiem jak tego nie spieprzyć.. Uczepiłam się myśli, że mi się nie podoba wizualnie, bo niczego innego czepić się nie mogę - i to mnie przesladuje, dostaję paranoi.. K-wa. Co ze mną?
Opada mi wszystko na samą myśl o tym gównie, kt. we mnie siedzi i nie pozwala mi po prostu czerpać z tej fajności jaka mi się przydarzyła pełnymi garściami...
Kasjopeja
 
Posty: 26
Dołączył(a): 15 gru 2014, o 19:43

Re: Dopadło mnie szczęście. A ja w nogi.

Postprzez zajac » 24 kwi 2015, o 09:10

Witaj, Kasjopeja :)
Piszesz, że jesteś DDD -- byłaś na terapii kiedyś? Jeśli nawet byłaś, to może teraz przydałaby Ci się jakaś "dawka przypominająca", porozmawianie chociaż?
Jak piszesz, wkręciłaś sobie, że on Ci się z wyglądu nie podoba. Ale jesteś z nim, piszesz też o fantastycznym seksie -- wygląda więc na to, że jego wygląd Ci odpowiada. Czy jest w ogóle w Twoim związku coś, co powoduje, że rozważasz zerwanie teraz lub w przyszłości? Jakieś wątpliwości Twoje, jakieś poczucie, że coś jest mimo wszystko nie tak? Czy może związek uważasz za OK sam w sobie, a dopiero kiedy trzeba się zdeklarować, pojawia Ci się jakiś opór?
Piszesz też, że czujesz, że to wyjątkowy facet. Naprawdę to czujesz czy raczej rozum Ci to podpowiada, a Twoje uczucia jednak nie do końca chcą się tej rozumowej kontroli poddać?
Myślę, że jeśli masz jakiekolwiek wątpliwości, to nie warto ich lekceważyć, tylko podrążyć, skąd naprawdę się biorą. Wątpliwości co do związków na całe życie to ma wiele osób, naprawdę nie trzeba być DDD, żeby je mieć, to jest rzecz wg mnie naturalna. Nie ma sensu się usztywniać w układzie: on -- idealny, ja -- DDD. To może być pułapka, łatwo jest wszystko pod ten schemat podciągnąć.
Czy potrzebujesz idealności swojego faceta? Bo np. wtedy łatwiej Ci jest samą siebie przekonać, że to jest właściwy facet? A każda rysa na tym obrazie powoduje Twój dyskomfort, niepokój? Jeśli tak, to warto by nad tym popracować, bo ideałów po prostu nie ma na świecie -- i nawet jeśli teraz takim widzisz swojego partnera, to na bank to się zmieni, wylezą jakieś jego cechy, które Cię drażnią, albo przestanie Cię aż tak wspierać i rozpieszczać, zacznie się proza życia. Może spróbuj sobie takie zmiany wyobrazić i zastanowić się, kim byłby dla Ciebie Twój partner bez obiadów i tych wszystkich fajnych rzeczy, które dla Ciebie robi? Np. chory albo w dłuższej delegacji, kiedy Ty zostajesz sama ze sobą? Czy to wciąż byłby TEN facet? Czy raczej chcesz go pod określonymi warunkami, np. że zawsze będzie taki jak teraz, a Ty zawsze będziesz się przy nim czuć tak jak teraz -- a jeśli nie, to stanie się zupełnie obcy?
Związek nie jest też zupełną symbiozą, wspólne mieszkanie nie oznacza, że będziecie razem w każdej możliwej sytuacji, że będziesz się czuła jak w Big Brotherze. Co dla Ciebie oznacza "jeszcze większa bliskość"?
W skrócie chodzi mi o to, że autentyczne wątpliwości co do związku możesz zrzucić na karb bycia DDD i zacząć wywierać na siebie presję w kierunku "powinnam go kochać, bo on jest idealny". A presja nie jest tu niczym dobrym. A jeśli uważasz, że jesteś DDD i wyłącznie stąd bierze się takie a nie inne podejście -- to może warto pójść/wrócić na terapię?
zajac
 
Posty: 786
Dołączył(a): 18 kwi 2009, o 23:11

Re: Dopadło mnie szczęście. A ja w nogi.

Postprzez zajac » 24 kwi 2015, o 12:32

Już wiem, że na niektóre pytania znalazłabym odpowiedzi w innym Twoim wątku. Ale cóż, co napisałam, to napisałam, sorry.
zajac
 
Posty: 786
Dołączył(a): 18 kwi 2009, o 23:11

Re: Dopadło mnie szczęście. A ja w nogi.

Postprzez impresja77 » 24 kwi 2015, o 21:32

Och zajac !
Co tam u Ciebie ?
Jak córka?

P.S.
zajac nie masz obowiązku studiować i znać wszystkie wątki .Odpowiedzialas na ten i ok.
impresja77
 
Posty: 1997
Dołączył(a): 29 sie 2013, o 16:36

Re: Dopadło mnie szczęście. A ja w nogi.

Postprzez zajac » 25 kwi 2015, o 08:23

Wiem, Impresjo, że nie mam obowiązku. Ale tu ewidentnie mnie przyćmiło, bo sama też w tamtym wątku pisałam.
A córka jak to córka, raz tak, raz inaczej... Krótkie pytanie, a w odpowiedzi można by elaborat napisać ;)
zajac
 
Posty: 786
Dołączył(a): 18 kwi 2009, o 23:11

Re: Dopadło mnie szczęście. A ja w nogi.

Postprzez impresja77 » 25 kwi 2015, o 09:16

To pisz :)
impresja77
 
Posty: 1997
Dołączył(a): 29 sie 2013, o 16:36

Re: Dopadło mnie szczęście. A ja w nogi.

Postprzez zajac » 25 kwi 2015, o 13:14

Ale to może nie tutaj (nie będę Kasjopei offtopów robić) i nie dzisiaj, bo co innego mnie pochłonęło.
zajac
 
Posty: 786
Dołączył(a): 18 kwi 2009, o 23:11

Re: Dopadło mnie szczęście. A ja w nogi.

Postprzez biscuit » 5 maja 2015, o 02:26

Kasjopeja napisał(a):Nie wiem nawet od czego zacząć..
Poznałam faceta 2 m-ce temu.

Chce sobie poukładać życie - on.
A on zaczyna mówić o tym, by razem zamieszkać, nie dziś-jutro, ale żeby pomału o tym myśleć..

z kim tu jest coś nie tak?
dwa miesiące temu zaledwie się poznaliscie
a ten już chce sobie z Tobą układać życie i zamieszkać?
bez jaj

słuchaj swojej intuicji
bo słowo "dopadło" jakie użyłaś w temacie zdaje się adekwatne 8)
jak już "dopadło" to nie chce puścić
no bo przesz chce sobie poukładać życie i zamieszkać z Tobą owo "szczęście"
a ta w nogi...
phi... nu zajac (sic!) pagadi!
Avatar użytkownika
biscuit
 
Posty: 4156
Dołączył(a): 10 cze 2009, o 00:51

Re: Dopadło mnie szczęście. A ja w nogi.

Postprzez JulianWKB89 » 20 maja 2015, o 10:53

Proces poznawczy i poszczególne kroki w związku wolniej przebiegają u nastolatków, a zdecydowanie inaczej u osób po 30, dlatego te 2 miesiące jest faktycznie dziwne, jednak nie aż tak bardzo. Skoro napisała, że gość ma 39 lat to chyba logiczne, że nie będzie się zabierał do stworzenia domu/rodzinny przez 2, czy 3 lata
JulianWKB89
 
Posty: 3
Dołączył(a): 14 kwi 2015, o 20:36

Re: Dopadło mnie szczęście. A ja w nogi.

Postprzez impresja77 » 20 maja 2015, o 12:35

Ale tez nie może lecieć na oślep jak galopujące suchoty.....
impresja77
 
Posty: 1997
Dołączył(a): 29 sie 2013, o 16:36

Re: Dopadło mnie szczęście. A ja w nogi.

Postprzez Kasjopeja » 2 cze 2015, o 17:01

W tym tygodniu minie 3 m-ce od kiedy się poznaliśmy..
Wczoraj dostałam pierwszego ataku paniki..

Mieszkał u mnie 3 tygodnie, było super. Potem się wyprowadził, bo zaczęło mi być za ciasno.. Miałam dość, potrzebowałam powietrza (choć on mi dawał b.dużo przestrzeni, nie mogę mieć żadnego ale).. Czułam agresje, nie mogłam na niego patrzyć, w głowie pojawiały mi się myśli, że jest najbrzydszym facetem ever - fuck, skąd takie fazy się biorą?

Po 4 dniach w swojej jaskini spotkalismy się - cudnie, on najpiekniejszy ever, wspaniały, no ideał - znów się zakochałam od nowa. Jestem chyba chora na głowę.

Od 3 dni nocuje u mnie bo tego chciałam i znów czuję że się duszę. Wczoraj pojawił się atak paniki, rozbeczałam się i powiedziałam mu że ja nie mogę, że nie nadaję się do związków, że mi to nie wychodzi.. On przytulił, powiedział żebym sie uspokoiła, o nic nie pytał, zasnęliśmy..

Co ja mam zrobić? Mam to skończyć? Zwariuje od tchy chorych wykluczających się myśli...
Kasjopeja
 
Posty: 26
Dołączył(a): 15 gru 2014, o 19:43

Re: Dopadło mnie szczęście. A ja w nogi.

Postprzez Kasjopeja » 2 cze 2015, o 20:16

Zakończyłam ten związek przed chwilą.
Nie potrafię z nim być.
I już czuję, że popełniłam błąd.
Czy ja jestem nienormalna?
Kasjopeja
 
Posty: 26
Dołączył(a): 15 gru 2014, o 19:43

Re: Dopadło mnie szczęście. A ja w nogi.

Postprzez Honest » 7 cze 2015, o 15:36

Jeśli chcesz stworzyć solidny, satysfakcjonujący związek to najpierw poukładaj siebie.
Takie wahania nastrojów, zrywanie, powroty ma tez wpływ na tę druga osobę. Męczysz i siebie, i jego.
najpierw porządek w swoim życiu, a potem życie z kimś. To prawidłowa kolejność.
Powodzenia!
Avatar użytkownika
Honest
 
Posty: 8326
Dołączył(a): 25 sie 2007, o 22:03

Re: Dopadło mnie szczęście. A ja w nogi.

Postprzez Mały biały kotek » 26 lis 2015, o 14:48

Czytam Twoją historię i tak sobie myślę, że sama kiedyś po przejściach poznałam takiego faceta, jakbym złapała szczęście za nogi. Wzięliśmy ślub, on mnie kocha, a ja liczyłam że nauczę się kochać jego... Trzymałam się kurczowo złych związków, a chcę uciekać z tego poukładanego, spokojnego, stabilnego. Nie był w moim typie, seks nie był żywiołowy? Myślałam że to nie ma znaczenia, mam oparcie, miłość, rodzinę.
Minęło kilka lat i moje serce oszalało dla kogoś innego. Może to gonitwa za ekscytującymi doznaniami, a może miłość totalna? Cokolwiek by to nie było weź mój przykład pod rozwagę. Nie da się zaplanować ani dodpowiedzieć uczuć których nie ma. Jeśli masz wątpliwości daj sobie czas, poukładaj się sama w sobie.
Mały biały kotek
 
Posty: 415
Dołączył(a): 6 kwi 2008, o 22:56
Lokalizacja: Wwa


Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 253 gości

cron