Toksyczne stosunki partnera z matką

Problemy z rodzicami lub z dziećmi.

Re: Toksyczne stosunki partnera z matką

Postprzez MarcinM1992 » 1 kwi 2015, o 00:04

W pewnym sensie jesteś na garnuszku, wiadomo chciałoby się po swojemu wszystko ustawiać, ale jak moi przedmówcy zauważyli, to chyba najzdrowszym rozwiązaniem jest albo wyluzować, albo się wyprowadzić
MarcinM1992
 
Posty: 4
Dołączył(a): 30 mar 2015, o 20:12

Re: Toksyczne stosunki partnera z matką

Postprzez lena91 » 2 kwi 2015, o 10:18

Witajcie! Przepraszam za brak odpowiedzi, ale już wszystko wyjaśniam.

MarcinM1992 napisał(a):W pewnym sensie jesteś na garnuszku, wiadomo chciałoby się po swojemu wszystko ustawiać, ale jak moi przedmówcy zauważyli, to chyba najzdrowszym rozwiązaniem jest albo wyluzować, albo się wyprowadzić


W żadnym sensie nie jestem na jej garnuszku. Ani nawet w odrobinie nie jestem od niej zależna. Mieszkam z nią na prośbę partnera- bo się uparł na to i nie chciał mnie słuchać. Z tym, że my zawsze robimy wszystkie opłaty, ona nie zwraca nam ani grosza. Zatem jeśli ktoś jest na czyimś garnuszku, to ona na naszym. Mamy dom w budowie, więc chcemy go jak najszybciej skończyć i się wyprowadzić, a nie jeszcze płacić wszystko za nią. Z resztą, nawet jak z nią nie mieszkaliśmy, jej opłaty były pokrywane przez nas. Mieszkam po prostu w mieszkaniu, w którym mieszka też ona. Nie to, żeby było to jej ;)

Honest napisał(a): Jesli chodzi o pracę to piszesz, ze musiałaś z niej zrezygnować. A co z chorobowym, zasiłkiem macierzyńskim rocznym?

Zrezygnowałam z pracy którą miałam, ponieważ pracowałam na zlecenie. Jednak w międzyczasie dokończyłam studia i otworzyłam własną działalność gospodarczą, którą prowadzę. Co prawda w domu, ponieważ są to jedynie usługi księgowe z których większość mogę robić zdalnie, ale zawsze jakieś pieniążki wpadną :) Po zakończeniu macierzyńskiego mam zamiar zająć się pełną księgowością :)

pozytywnieinna napisał(a):Cat, ja mam wrażenie, że lena oczekuje, że wszyscy będą zachowywać się tak jak ona chce

Rozgryzłaś mnie... ;] a szczerze, jednym słowem bez komentarza. To, ze nie podoba mi się, że obca osoba gnębi mnie i niszczy moje relacje z partnerem znaczy, że chce by wszyscy zachowywali się jak ja chce? nie sądzę. Jedyne czego oczekuję, to wsparcia ze strony mojego partnera. Bo jeśli będę to miała, będzie widziała że nic nie zdziała i pewnego dnia da nam spokój.
pozytywnieinna napisał(a):Mam wrażenie (po obserwacji otoczenia), że wiele osób jest na tyle dorosła, żeby mieć dziecko, a nie na tyle dorosła, żeby brać odpowiedzialność za swoje życie, czy coś w nim zmieniać.

Po czym wyciągasz takie wnioski? Zauważ, że czasem zmiany w życiu nie są zależne od odpowiedzialności za swoje życie i za zmiany. Ja zmian chcę dokonać, lecz hamuje mnie partner (np w sprawie wynajmu mieszkania i przeprowadzki, dopóki nie skończymy naszego domu). Może to błąd, ale dla mnie ważne jest, by mój syn miał obok siebie tatę, dlatego często swoim kosztem znoszę jej gadanie. A poza tym, tego nie powinno łączyć się z posiadaniem dziecka. Bo odpowiedzialność za dziecko, to jednak coś innego, co z resztą powinnaś wiedzieć, skoro je masz. Wyprowadzić się i rozstać z ojcem dziecka jest łatwo, ale co potem? Ja wybieram lepszą opcję dla mojego maluszka - pełną rodzinę.
A swoją drogą, jestem strasznie ciekawa, jak dwie godziny po cesarce zajmowałaś się dzieckiem. Bo ja np jak rodziłam o 13, to znieczulenie zeszło mi z nóg dopiero ok północy. Nie wspomnę o tym, że przez 12 godzin po cc nie można nawet ruszać głową, więc jak widać - jesteś wybitną jednostką :) Zazdroszczę :) Chyba, że przez zajmowanie się dzieckiem, rozumiesz leżenie z nim w łóżku szpitalnym i karmienie ;) Bo tyle to ja też robiłam, i chyba większość matek to robi od razu ;) Ja niestety nie miałam możliwości wyjść 48godzin po cesarce, bo u nas nie wypuszczają do domu przez min 3 doby, mały też dostał żółtaczki, więc w szpitalu byliśmy prawie tydzień.

Caterpillar u nas sporo zmian ;) Dzisiaj wyjeżdzamy na święta do mojej mamy, zatem na pewno będą spokojniejsze :) A co do sytuacji z teściową... Ostatnio jej miarka się przebrała, i chyba mój Marcin też to zauważył. Nie będę opisywać całej sytuacji, tylko to co zrobiła:
- podsłuchiwanie naszych rozmów pod drzwiami (rozmawiałam z Marcinem przez telefon, po czym coś jej się nie spodobało co mówiłam i zadzwoniła do Marcina z tą sprawą i swoją wersją).
- Wtrącanie się w nasze sprawy (on już nie wytrzymał i jej powiedział, że nasze sprawy są nasze, a jej są jej po tym, ja kazała mu wytłumaczyć po co w ogóle do mnie dzwoni, dlaczego robi tak a nie inaczej i że ma tak nie robić)
- Przeinaczanie faktów i robienie wszystkiego, żeby Marcin się ze mną pokłócił, obraził i odszedł ( postanowiła być "wspaniałomyślna" i powiedzieć Marcinowi jakie to "straszne rzeczy mówię na niego za jego plecami", z tym, że nie przewidziała, że mam odwagę Marcinowi powiedzieć to prosto w oczy ;) Myślała, że on o tym nie wie i poczuje się dotknięty, a tu kiszka, bo wiedział. Wymyśliła więc nową strategię - zaczęła zmyślać. W tej chwili już ja nie wytrzymalam i powiedziałam jej, że jest fałszywą oszustką, która chce zniszczyć nasz związek).
I mam nadzieje (a przynajmniej tak mi się wydaje) ze troszke przejrzał na oczy, bo widze dystans w rozmowach z nią, i na po swietach umówił ekipy by do majówki skonczyc nasz domek na tyle by dalo sie mieszkac ;)
lena91
 
Posty: 6
Dołączył(a): 4 lut 2015, o 15:08

Re: Toksyczne stosunki partnera z matką

Postprzez zajac » 2 kwi 2015, o 12:08

Lena, to, co piszesz, brzmi wg mnie optymistycznie. Jeśli Twój partner rzeczywiście zmieni swoje nastawienie i będzie to trwała zmiana -- to super. A niezależnie od tego masz bardzo mocną pozycję dzięki swojej sytuacji zawodowej: masz jakieś własne pieniądze z szansą na większe w przyszłości, a dzięki temu, że jest to praca zdalna, jesteś mobilna i masz możliwość pogodzenia pracy z opieką nad dzieckiem -- to Ci daje duży komfort w podejmowaniu decyzji. Cokolwiek zrobi partner -- poradzisz sobie. Niemniej życzę Ci, żeby ułożyło się tak, jak byś chciała :)
zajac
 
Posty: 786
Dołączył(a): 18 kwi 2009, o 23:11

Re: Toksyczne stosunki partnera z matką

Postprzez impresja77 » 2 kwi 2015, o 14:51

Tylko stanowczo nie pozwol jej zamieszkać w tym nowym domku...
Myślę ,wiem to na pewno,że jak będziesz stanowcza i nieustepliwa w tych sprawach i nawet huknij na niego czasem ,to jednak opowie się po Twojej stronie. A jednocześnie stwarzaj fajny klimat między Wami trojgiem ,żeby było w domu miło i chciało mu się wracać.
impresja77
 
Posty: 1997
Dołączył(a): 29 sie 2013, o 16:36

Re: Toksyczne stosunki partnera z matką

Postprzez Honest » 2 kwi 2015, o 22:46

Lena, powiało nadzieją :D Osoby postepujące w tak fałszywy sposób mają tak naprawdę wysoki poziom lęku. Moim zdaniem konfrontacja każdorazowa w sytuacji gdy teściowa zaczyna przekraczać granice to jedyne rozwiązanie. Żaden dialog w tym zakresie, a informowanie teściowej. Tacy ludzie nie lubią konfrontacji, boją sie jej, dlatego knują te intrygi "za plecami".

Po znieczuleniu "w kręgosłup" nie można podnosić głowu minimum 12 h. Pozytywna, jesli wstawałas to masz szczęście, ze nie miałaś zespołu popunkcyjnego... Ból niewyobrażalny.

A dla księgowych jest sporo ofert pracy :D Co do umów zlecenie to jest też podobno opcja składki chorobowej i wtedy można iść na L4. Podobno, ale nie wiem czy to prawda.
Avatar użytkownika
Honest
 
Posty: 8326
Dołączył(a): 25 sie 2007, o 22:03

Re: Toksyczne stosunki partnera z matką

Postprzez impresja77 » 2 kwi 2015, o 23:03

Można mieć cesarke w narkozie ,wtedy wstaje się szybciej ,ale bez przesady ,nie po 4 godzinach. To jakieś mocno przesadzone pionierstwo.
Poza tym nie ma się co licytowac.
Jeden organizm jest silniejszy drugi słabszy i potrzebuje wypoczynku i dojścia do siebie.
Najglupsza rzeczą jest udawać siłaczkę i nie słuchać swojego organizmu tylko go gwałcić durnymi wysilkami ponad miarę. Nikomu niepotrzebnymi " ku chwale ojczyzny"
Ale w imię czego ? Nie rozumiem .
impresja77
 
Posty: 1997
Dołączył(a): 29 sie 2013, o 16:36

Re: Toksyczne stosunki partnera z matką

Postprzez Honest » 2 kwi 2015, o 23:11

Ooooo, nie wiedziałam, ze cesarke robią w narkozie! Serio :D
Avatar użytkownika
Honest
 
Posty: 8326
Dołączył(a): 25 sie 2007, o 22:03

Re: Toksyczne stosunki partnera z matką

Postprzez caterpillar » 6 kwi 2015, o 18:01

bo pozytywa nie miala wyjscia..to fakt.

ale wracajac do sprawy to dobrze ,ze partnerowi cos swita i mam nadzieje ,ze bedzie trzymal TWOJA strone
jak najdalej od tesciowej!!!

a co to za pomysl z oplacaniem jej mieszkania gdy u niej nie mieszkacie?
ja rozumiem pomoc ale placic rachunki w dodatku kiedy sie budujecie? :/
baba nie ma za grosz wstydu :/
Avatar użytkownika
caterpillar
 
Posty: 7067
Dołączył(a): 29 maja 2008, o 16:15
Lokalizacja: część świata

Re: Toksyczne stosunki partnera z matką

Postprzez lena91 » 23 lis 2015, o 17:20

Witajcie ! :)
Troszkę się u nas pozmieniało, dawno nie pisałam :)
Zatem może zacznę od miejsca, w którym skończyłam ostatnio w poście.
Pokrótce, również odnośnie finansów. Mamunia zaczęła przeginać, kiedy np. wyjechała na 5 dni do pięciogwiazdkowego hotelu ze SPA w Zakopanem, a potem przyszła do Marcina po pieniążki na czynsz i opłaty. Nie muszę mówić, że wszyściuchno sfinansował?
Kolejny raz przegięła, kiedy pojechała nad morze - sytuacja analogiczna. Wiedziała, że mamy odłożone pieniążki na remont domu więc wyciągnęła od Marcina kilka tysięcy złotych (które do wspólnego budżetu wpłynęły ode mnie, ale to już pomijam).
Takich sytuacji była masa, ale pewnego dnia (jakoś pod koniec czerwca) miarka się przebrała. Franciszek coś nad ranem popłakiwał (wiadomo, ząbki szły więc był nieco marudny), a ta wariatka wpadła do pokoju jak to miała w zwyczaju i wykrzyczała mi, że NATYCHMIAST WZYWA OPIEKĘ SPOŁECZNĄ I POLICJĘ, BO JA MALTRETUJE FRANCISZKA, A MARCIN WIDZĄC ZE GO TŁUKĘ NIC Z TYM NIE ROBI (dla jasności, w chwili obecnej moje dziecko ma prawie 14 miesięcy, a NIGDY nie dostało ode mnie nawet lekkiego klapsa). Gdy to powiedziała, ja powiedziałam do Marcina, czy wreszcie widzi że ta baba mnie szykanuje, że mam tego dość i jak stałam, tak wyszłam z tego domu trzaskając drzwiami i dając mu ultimatum: albo idzie ze mną i liczy się dla niego jego rodzina, albo niech sobie zostaje z nią. Na szczęście wyszedł z nami. I nagle, jakoś w naszym domu (tym co kupiliśmy) nagle dało rade mieszkać, i nagle znalazł się i czas i pieniążki na remont czego wcześniej mój ukochany nie mógł się doszukać ( dziwne żeby mógł, jak notorycznie był z nich ograbiany). I w sumie tu mogłaby się zakończyć historia, ale mamusia nie zostanie bez ostatniego słowa, o nie!
Sporo naszych rzeczy zostało w jej domu. WSZYSTKIE (nieważne czy cenne czy nie ) popakowała do worków na śmieci i wywaliła. Marcin ratował to, czego się dorobiliśmy prakrycznie z wysypiska śmieci. Ale czy czegoś go to nauczyło? NIE. Rozumiem, że nasze, mogły jej przeszkadzać, w końcu tam mieszka, ale to chyba wypadałoby zadzwonić i powiedzieć "zabierzcie swoje rzeczy" a nie, nikomu nic nie powiedzieć tylko wyrzucić. Ale nie myślcie, że mamusia mogłaby na tym stracić, o nie ! Co lepsze, ładniejsze (ubrania), cenniejsze (biżuteria, buty, sprzęty) sobie pozostawiała. Dopiero przypadkiem jak Marcin pojechał do niej okazało się, że pokradła nam masę rzeczy, które jednak chcemy odzyskać wbrew jej wielkiemu niezadowoleniu (np moja nowa kurtka, perfumy od Marcina /400zł za 30ml, została mi po nich butelka, oczywiscie nie odkupione/, sprzęty domowe typu blender itd, nawet moje łyżwy sprzedała upierając się, że nie wiedziała że to moje - no nie, świętego mikołaja chyba, wiedząc że ani ona, ani jej dzieci na łyżwach nie jeżdzą, a ja tak). Problem pojawił się też w innej sprawie. Mój uzależniony od mamusi chłopczyk, podczas gdy mieszkał u niej podał jej adres jako korespondencyjny w sprawie opłat za nowy dom (oczywiscie dopóki tam bylismy, to zrozumiałe, natomiast w chwili przeprowadzki powinien zadzwonić do dostawców mediów, by jednak rachunki były przesyłane na adres właściwy). Po prawie 6 miesiącach od wyprowadzki okazało się, ze KAŻDY rachunek, jaki do nas przyszedł, mamusia chowała głęboko w swojej szafie żeby Marcin przypadkiem nie znalazł jak przyjedzie (oczywiście nas nie informowala, że coś przyszło). Przypadkiem się to wydalo - poprosiłam Marcina, by zabrał mój śpiwór od niej, bo przyda się nam w domu (schowała głęboko, byśmy mieli problem ze znalezieniem) i akurat natknął się na nie głęboko w szafie z jej rzeczami. Okazało się, że mamy zaległości, ponagleń i gróźb odcięcia wody, prądu i listów z windykacji na prawie tysiąc zł razem z odsetkami karnymi za zwłokę. Wszystko zostało natychmiast zapłacone. Czy Marcina coś to nauczyło? NIE.
Życie nam mijało dalej spokojnie, aż do pewnego dnia. Zdecydowaliśmy się odwiedzić tatę Marcina. Tam, od jego mamy i siostry dowiadujemy się, że z tatą jest coś nie tak. Bardzo źle się czuje, nie chce jeść, nie rusza się z łóżka, odmawia przyjęcia lekarza. Poszłam do niego porozmawiać (miałam z nim świetny kontakt, uwielbiałam go jak swojego tatę), co nim kieruje? Co się w ogóle z nim dzieje?
I tu przeszedł mnie dreszcz. Przytoczę rozmowę, pamiętam ją jak dziś:
- A wiesz Lenka, miałem Ewce trawe kosić w niedziele (matce Marcina), ale zadzwoniłem, że źle się czuje, że muszę jechać do lekarza i nie dam rady.
- No i czemu tata nie pojechał?
- A bo wiesz... miała racje. Powiedziała mi, że jestem leniwy, mam się wziąć za jakąś robotę, szkoda kimś takim zajmować głowę lekarzom, niedługo mi przejdzie, po co mam tracić czas, mogą w tym czasie zająć się kimś ważniejszym.
Ja nie posłuchałam. Widząc w jakim jest stanie, wezwałam karetkę. Niestety, nic nie dało się zrobić. Niecałe 2 dni później... Tata zmarł. Gdyby nie nawciskała mu głupot do głowy, poszedłby do lekarza i by żył. Ona go po prostu zabiła. I to nie tylko tym. Zabijała go przez wszystkie lata kiedy miała z nim kontakt. Nie widziałam gorzej zniszczonego psychicznie człowieka z tak niskim poczuciem własnej wartości. Wiecie co było najgorsze? Na pogrzebie stała w pierwszym rzędzie. W kościele najgłośniej płakała. Przy chowaniu podchodziła do ludzi żądając kondolencji. Teatr na kółkach niemalże. Przeszło jej zaraz po wyjściu z cmentarza. Wtedy, do babci (matki, która dopiero straciła swoje dziecko) skierowała słowa: Niech mama czasem nie zglasza do aktu zgonu, że Bogdan był rozwiedziony. Ja muszę przecież mieć z tego jakieś odszkodowanie ! Ja nie wytrzymałam, widząc że babcia pobladła i zaraz zemdleje powiedziałam jej, że odszkodowanie to ona powinna płacić ludziom za wszelkie krzywdy jakie wyrządziła i w akcie będzie dokładnie tak, jak było w rzeczywistości. Nadąsała się i odeszła. Ale do babci wydzwaniała. Dopiero gdy dostała do ręki akt ze stanem rzeczywistym, doszła do wniosku ze już z tego tytułu pieniążków nie uzyska. Więc wpadła na kolejny genialny pomysł. Zaproponowała babci "polubownie" (każdy sąd by to odrzucił) żeby się dogadały w sprawie alimentów na siostre marcina (18 lat). Miało to wyglądać tak, ze ona oprócz swojej wypłaty będzie pobierać rentę po ojcu na Agę, a babcia bedzie płacić jej do ręki alimenty wysokości 1000zł miesięcznie. Babcia, emerytka mająca grosze, zadzwoniła do nas, żebyśmy sie zorientowali czy ona może tak zrobić, bo jak jej zasądzą te alimenty to sobie nie poradzi, bo to prawie cała jej emerytura. nie dość, że stara menda mieszka w mieszkaniu swojej teściowej za free (nie to, by płaciła za wynajem), to jeszcze jest tak "wspaniałomyslna" by ją ograbić z ostatnich pieniędzy. No super. Babcia po tej akcji uznała , że poczeka aż Aga pójdzie na studia i bedzie próbować ją wyeksmitować. Należy jej sie, popieram. Niech wreszcie robi sama na siebie.
Do Marcina coś dotarło? NIC.
Dni mijały. Doszło do 1 urodzin mojego dziecka. Wczesniej ustalilismy z Marcinem, ze aby ni ebyło kłótni, Marcin spotka się z nia w innym terminie. A tu nagle zonk: przyjezdza na impreze. Bez mojej wiedzyy, bez zaproszenia. A nie, przepraszam, Marcin wiedząc ze bym sie nie zgodziła, postanowił wbrew naszej umowie mamusie zaprosic. Uznałam, ok, urodziny dziecka, nie bede wstydu robić, tolerowałam ją, acz traktowałam jak powietrze do chwili, kiedy biegła jak jakis pies za kazdym, kto zbliżył się do Franka, wcinała się w paradę i każdemu wyrywała dziecko z rąk (mi nie, bo by zaraz dostała stosowną wiązankę). Np. obecna moja ciocia dawała Franciszkowi torta (ja byłam zajęta krojeniem), a ta wparowuje jak gdyby nigdy nic, wyciąga dziecko bez pytania z krzesełka i gdzies wynosi, młody w płacz bo raz ze chciał torta a dwa że baby nie zna. Wkurzyłam się. Kazałam jej sie natychmiast ubierać i oznajmiłam że odwożę ją do domu. I to zrobiłam. Od tamtej pory mam spokój z ta gnidą :) Zobaczymy co dalej, bo idą święta, a wigilia zaplanowana bez niej ;)
lena91
 
Posty: 6
Dołączył(a): 4 lut 2015, o 15:08

Poprzednia strona

Powrót do Rodzice

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 99 gości