Toksyczne stosunki partnera z matką

Problemy z rodzicami lub z dziećmi.

Toksyczne stosunki partnera z matką

Postprzez lena91 » 27 mar 2015, o 12:54

Witam serdecznie,
mam bardzo poważny problem. Właściwie nie mam pojęcia już, gdzie szukać pomocy, mam nadzieję, że znajdę ją tu..
Jestem bardzo szczęśliwą mamą niemalże 6 miesięcznego chłopca, Franciszka. Z jego tatą tworzymy, a raczej tworzyliśmy dość udany związek, co prawda jeszcze nie mamy ślubu, ale do niedawna się jeszcze zapowiadało, że niedługo wejdzie on w nasze życie ;) W chwili, w której postanowiliśmy razem zamieszkać (czyli ok 6 miesięcy zanim zaszłam w ciążę) i zaczęliśmy szukać mieszkania, po raz pierwszy wtrąciła się jego mama, żebym zamieszkała z nim u niej, bo "szkoda pieniędzy na wynajem, miejsca dużo, odkładajcie fundusze na coś swojego". I tak nam się żyło jakiś czas w porządku, wszyscy pracowali, każdy miał swoje życie. Aż pewnego dnia, na teście ciążowym pokazały się piękne, wymarzone dwie kreseczki. Oczywiście radości nie było końca. Wizyta u ginekologa, potwierdzenie ciąży... i pierwszy problem: ciąża zagrożona, brać leki i leżeć, leżeć, leżeć. Pogodziłam się z myślą, że muszę odejść z pracy.. i tu zaczęły się problemy. Matka mojego partnera, nie mogła znieść, że rezygnuję z pracy ze względu na zagrożoną ciążę. Przecież ona całą ciążę pracowała i nic jej się nie stało, więc ja też mam pracować i nie gadać. Ciągle miałam nagonkę na siebie, że nie pracuję, ciągle moja "teściowa" razem z partnerem robili mi wyrzuty z tego powodu. Z czasem, przeszło to do porządku dziennego, zatem skoro nie pracowałam zawodowo, ta kobieta znalazła mi mnóstwo zajęć w domu. Na początku, nie buntowałam się, ale z czasem jak to w ciąży czułam się coraz gorzej, ciągłe wymioty, ogólne osłabienie organizmu.. Wszystko to powodowało, że nie miałam sił, aby 7 dni w tygodniu sprzątać po wszystkich (matka marcina i jego siostra to ogromne bałaganiary), prać, prasować, gotować i inne takie. Czułam się bardziej zmęczona niż jakbym poszła na 12 godzin do pracy. Gdy mówiłam, że źle się czuję... mówiono mi, ze mam nie wymyslać i nie wymigiwać się od roboty. Były nawet takie momenty, że (za przeproszeniem) wisząc z głową na toalecie wysłuchiwałam, jak to napewno udaję wymioty by nic nie robić. Zaczęłam podupadać na psychice. Wreszcie miarka się przebrała. Pewnego dnia, od matki Marcina (mojego partnera) usłyszałam, że ma nadzieję, że Marcin zostawi mnie samą z bachorem a sam znajdzie sobie kogoś innego, tylko dlatego, że UWAGA UWAGA, po posprzątaniu całego domu, poprosiłam go, żeby ze swoich ubrań wybrał te, w których będzie chodził a resztę wyniósł (bo trzeba było powoli robić miejsce na rzeczy maluszka). Załamałam się. Wyszłam i trzasnęłam drzwiami. Nie chciałam tam wracać ani na chwilę. Poprosiłam Marcina o to byśmy się wyprowadzili... i tu jakbym dostała kilofem w głowę. Mój partner się nie zgodził, bo go nie stać na utrzymanie dwóch mieszkań, bo przecież jak się wyprowadzimy będzie musiał pomagać finansowo mamie tak samo, jak pomagał wcześniej (czyli płacił wszystkie jej rachunki za mieszkanie, i razem dawalismy jej 1000zł miesięcznie na jedzenie). Może to bym przeżyła, ale to, że mój ukochany bronił w tej sytuacji swojej matki już nie. Ciągle tylko słyszałam, że "on nie wierzy, ze mogła mi tak powiedzieć, to przecież dobra i złota kobieta, nigdy nikogo nie skrzywdziła..". W sumie, jakimś cudem udało mi się go namówić na wyprowadzkę. Wynajęliśmy mieszkanie (oczywiście jak najbliżej mamy) i wydawało się, że nasze problemy się skonczyły. Miałam wspaniałe i spokojne ok 6 miesięcy ciąży. Aż wreszcie urodziło się nasze malutkie słoneczko, pomimo 30 godzin prób porodu naturalnego przez cesarskie cięcie (muszę mówić, że co chwilę wydzwaniała do Marcina na porodówkę, żeby nie zgadzał się na cesarkę, bo mam nie przesadzać i urodzić siłami natury? Ona urodziła i ja też urodzę?) z powodu braku rozwarcia i skurczy partych, a przy tym także skoków tętna maluszka i moich. Prosiłam marcina, by nie przychodziła do mnie do szpitala, bo chce mieć spokoj, chce bez problemów poznać swoje dziecko, zająć się nim, i abyśmy czas po urodzeniu malucha spędzili tylko we 3. Oczywiście, miałam ją u siebie codziennie. Miałam tego pecha, że mój malutki skarb nie chciał jeśc naturalnie, więc karmiłam go mleczkiem modyfikowanym. I tu już miałam całą masę problemów, przyprowadzała do mnie lekarzy z poradni laktacyjnej (nie to, żebym ją prosiła...), nawet nachodziła jedną panią w domu, co chwile mi dogryzała z tego tytułu, gdy przychodził lekarz na badanie piersi zawsze stała w pierwszym rzędzie odpychając ojca dziecka, oczywiście mając najwięcej do powiedzenia. Krępowałam się strasznie, nie chciałam jej tam.. No ale nic. Zapowiadało się, że teraz już będzie tylko sielanka, ponieważ jak byliśmy w szpitalu mój partner kupił dla nas dom. Co prawda do remontu, ale zakładaliśmy że w parę miesięcy się wyrobimy. Wreszcie wyszliśmy z Franusiem do domu. Pierwsza noc nawet spokojna... ale o 6 rano "ktoś" wszedł do naszego mieszkania, ściągnął mnie z łóżka (5 dni po cesarce, dzień po wyjściu ze szpitala!!!) wyrywając mi dziecko z rąk, i zrobił awanturę, że nie pozmywałam naczyń i jeszcze nie posprzątałam. Wiadomo, jak po operacji - czułam się nienajlepiej, dostałam zapalenia piersi i wysokiej gorączki, co w połączeniu z bólami połogowymi, obkurczaniem mięśni i narządów dało efekt okropnego osłabienia. Udało mi się jakoś wyprosić ją z domu, oczywiście od partnera usłyszałam, że chciała dobrze, i oczywiście nic złego nie zrobiła. A to że wyrwała mi płaczące niespełna tygodniowe dziecko z rąk to już nie ważne, przecież on tego nie widział. Potem chyba się przekonała, że ma prawo mnie męczyć i dokuczać, bo zawsze będzie mieć pozwolenie Marcina na to. Zaczęła mi docinać z powodu tego, że nie karmiłam małego naturalnie ( nie pytała o powody, tylko ciągle mówiła mi że jestem złą matką, że pozbawiam go wszystkiego co najcenniejsze, że nie nadaję się na matkę, bo przeze mnie nie będzie miał odporności...), tylko nikt nie zwrócił uwagi, że mały nie chciał chwytać, ja nie miałam pokarmu... i zagłodziłabym go, a tego nie chciałam. Potem, gdy doszłam do siebie, postanowiłam chodzić z synkiem na spacery. Oczywiście mój partner wymyślał, że będziemy chodzić na spacerki do jego mamusi, nie chciał obrać nawet innej trasy. Po jakimś czasie, zabraliśmy się za remont domu, do którego chcieliśmy (i dalej chcemy ) się jak najszybciej przeprowadzić. Marcin wpadł na genialny pomysł, by zostawić Frania u babci, a ja mu pomogę na budowię (ok 2 tygodni po operacji, gdy nie chciałam sie zgodzić, słyszałam że mam nie przesadzać, nie wymyślać bo nic mi nie będzie). nie byłam zadowolona, ale oczywiście zanim zapytał mnie o zdanie, już wszystko z nią uzgodnił, ubrał małego i zawiózł jej. Gdy wróciliśmy po jakiś 2 godzinach, jak weszłam do jej mieszkania, myslałam że ją zabiję. Moje dziecko leżało w jednym pokoju z jej chorą na grypę córką i na jednym łóżku z kotem, którego wzięła z ulicy, nie zaszczepiła, nie umyła ani razu , a w kuwecie sprząta mu ok raz na 2 tygodnie (nie polecam wyobrażać sobie, jaki panuje zapach w domu, gdy za przeproszeniem kupa kisi się w ciepłej temperaturze przez taki okres czasu). Oczywiście za dwa dni moje dziecko (podkreślam, 2 tygodniowe!!!!) już miało gorączke, kaszel, katar... Na szczęście udało mi się to w miarę szybko zwalczyć bez żadnych powikłań. Powiedziałam wprost, że nie chcę, by zajmowała się moim maluchem. Marcin się na mnie obraził, bo jego zdaniem, mamusia nie zrobiła nic złego, no przecież to nie celowo, a chory mógł być z każdego innego powodu... Mhm.... nie wspomnę o tym, że gdy jej powiedziałam, że moje dziecko jest chore przez jej głupotę, to winę zrzuciła na mnie i na to, że nie karmię piersią. Czas mijał, o sytuacji udało się zapomnieć.. Aż wreszcie nadszedl moment, w którym skonczyła nam się umowa najmu mieszkania, a mój partner uznał, że zamiast dalej wynajmować, wprowadzimy się do jego mamy bo będzie taniej i lepiej (taniej... o 50 zł miesięcznie) na parę(naście) miesięcy a w tym czasie będziemy remontować dom. Żadne moje prośby, błagania, groźby... nic nie było w stanie go przekonać, byśmy nie mieszkali z nią. Wiedziałam co będzie, że zrobi wszystko by mi zniszczyć życie, by mnie gnębić, dokuczać, że zrobi każdą rzecz, byśmy się z Marcinem rozstali... niestety, on postanowił. Poprosiłam go tylko o jedno: żeby był przy mnie, żeby mnie wspierał, żeby nie pozwalał mną gardzić... Obiecał, że spełni moją prosbe. Oczywiście spełnił, tylko nie w stosunku do mnie, a do matki. Nie myliłam się. Mieszkam z nią już 3 miesiące, a on nie stanął nigdy w mojej obronie. Jedyne co zrobił ( o co go poprosiłam także przed wyprowadzką ) to fakt, że jak juz muszę z nią mieszkać, niech rachunki będą na pół (a nie całe my płacimy), jedzenie każdy niech ma swoje, a naczynia i każdy bałagan każdy sprząta po sobie, a nie jedna osoba (zapewne ja) po wszystkich. Nie podobało jej się to, ale przystała na to. Nie myliłam się, że będzie ciężko... Od pierwszych chwil robi wszystko, by mi zatruć życie. Gdy mój synek wyda jakikolwiek dźwięk biegnie z innego konca mieszkania, wpada do mojego pokoju bez pukania i od razu się drze: "CZEMU ON PŁACZE??!! CO MU ZROBIŁAŚ??!!" Mój "mężczyzna" udaje że tego nie słyszy, albo że go to nie dotyczy. Innym razem, miała do mnie pretensje, że nie posprzątałam po ich kocie kuwety. W ogóle są ciągłe awantury o kota, ponieważ ja się nie zgadzam by zbliżał się do mojego dziecka (z powodów jak wyżej, nie myty, nie szczepiony, nie zadbany i na dodatek głupi), i wyganiam go sukcesywnie z pokoju który zajmujemy, a ona uważa, że ja go stresuję i "że ten kot ma większe prawa w tym domu niż ja" (i tu należy się też sprostowanie: to mieszkanie nie jest jej, należy do mamy jej byłego męża, którego wyrzuciła z domu i zakazała się zbliżać, a placi za nie jedynie mój facet, ona palcem nie tknie). Kolejny problem powstał, gdy kazała mi znaleść pracę na nocki, że moge pracować przy rozkładaniu towaru, żebym nie zasłaniała się operacją bo jestem zdolna do roboty i mam sobie nie wymyślać. Muszę mówić, że mój partner ją poparł? Olał to, że po cc przez 6 miesięcy nie wolno nic dźwigać? A co to ma za znaczenie... mama powiedziała i koniec. Miarka się przebrała, gdy jej kot zaatakował mojego synka, a mały 2 dni potem trafił do szpitala z bardzo wysoką gorączką, gdzie okazało się że złapał od tego wszarza jakąś bakterie. Oczywiście nikt poza mną nie widzi w tym absolutnie nic złego. Nawet gdy lekarka powiedziała, że jest to prawdopodobnie od kota i mamy trzymać kota z daleka od dziecka, uznał że tego nie słyszy. Gdy powiedziałam jego matce, że ma coś zrobić z tym kotem, albo niech się ona też nie zbliża albo chociaż dba o swoją higienę (np niech myje ręce przed wzięciem małego) to wyskoczyła na mnie z awanturą, że mam nie wymyślać, że kot na pewno nie jest winien i takie tam. Marcin poparł ją, że przecież nie wiadomo.. a że lekarka tak powiedziałą, no przecież mogła sie pomylić. Potem zaczęły się awantury, że nie sprzątam po niej, ona przecież chodzi do pracy, wiec do czego to podobne, żeby musiała po sobie sprzątać. A mój facet? Udawał, że nie słyszy, i że sytuacja go nie dotyczy. Jego matka mnie wyzywa, każe sprzątać po sobie, drze się na mnie i na dodatek mowi mi, że "szkoda, że marcin nie jest ze swoją byłą dziewczyna i ma nadzieję, ze mnie niedługo zostawi samą". Uważam, że w tej chwili powinien powiedzieć jej, że przesadza, i że nie ma prawa mnie obrażać, ale to jedynie moje marzenia.. Innym razem zrobiła mi wojnę o to, że krzywo stoi wanienka Franciszka.... I za kazdym razem powtarza do marcina tak bym słyszała: "Synku, widzialam ostatnio Twoją byłą dziewczynę. Wiesz jak slicznie wygląda? Szkoda, że już nie jesteście razem, ale myślę, że nic złego się nie stanie jak się umówicie a to na kawę, a to do kina, będziesz miał dobre życie, wiesz, że jej ojciec ma dobrą firmę i przekazał jej duzy dom", Boli mnie to strasznie. Za każdym razem, gdy proszę Marcina o interwencję, słyszę, że ona przecież nic nie zrobiła złego, że ona tylko wyraża opinie, że ma do tego prawo, żebym nie przesadzała bo nic złego mi nie robi... Ostatnio nawet rzucił we mnie walizką, że mam się wynosić jak mi się nie podoba zachowanie jego mamy. On jej broni jakby była świętością. Nigdy nie zrobił nic dla mnie, nigdy mnie nie obronił, mało tego, daje jej przyzwolenie na niszczenie mnie. Mam wrażenie, że zaczynam popadać w depresję. Nie chcę wychodzić z naszego pokoju gdy ona jest w domu. Nie chcę jechać do mojej mamy (mieszka ok 800 km od nas więc daleko) bo zależy mi na tym, by nasz synek miał kontakt z tatą, by wychowywał się w pełnej rodzinie.. Na odizolowanie od niej nie mam szans, bo w naszym domu jeszcze nie da się mieszkać, a marcin o wyprowadzce nawet nie chce słyszeć... co mam zrobić, by przekonać go, by stał po mojej stronie? by zrozumiał, że jego matka mnie krzywdzi? Rozmawiałam z nim nie raz, zawsze mnie wysłuchał, zawsze obiecywał że jak zrobi coś złego to stanie po mojej stronie.. z tym, że ona wg niego nigdy nic złego nie robi. On jej pozwala na wszystko. Nawet w chwili, kiedy ta kobieta robi mi awanturę, że nie podoba jej się że robie pranie (juz zaczyna ograniczać mi nawet prawo do wyprania rzeczy maluszka), zamiast jej powiedzieć,że chyba sobie żartuje, że zabroni mi prać i że nikt się nie będzie do tego stosował, on żeby jej nie zrobić przykrości chce zanosić rzeczy do pralni.. przecież jak ona powie, ze mam jej oddać dziecko, to on jej da, a jak powie że ma mi strzelić w głowę to on to zrobi... Co mam robić, pomóżcie, bo jestem załamana..
lena91
 
Posty: 6
Dołączył(a): 4 lut 2015, o 15:08

Re: Toksyczne stosunki partnera z matką

Postprzez impresja77 » 27 mar 2015, o 13:53

Nie doczytalam do końca ,bo się nie da....
Nie wiem kto w tym towarzystwie gorszy. Ty czy teściowa.
Po pierwszych incydentach powinnaś odseparować się z dzieckiem , ale jak dotarł am do miejsca,gdzie Ci ta brudaska zabrała dziecko do kota i zagrypionj kuzynki to mi ręce opadły.
Jesteś niewydolną matką. To nie jej wina tylko Twoja bo jako matka nie działasz instynktem chroniącym maleństwo tylko pozwalasz sobą rozporządzać jak szmaciana bezwolna kukła. Nie zapewniasz jako matka bezpieczeństwa swojemu dziecku tylko pozwalasz by ktoś je brał ,decydował, zabierał ,rozporządzał. A gdzie jesteś Ty MATKA?
Czy z Tobą każdy może zrobić co chce????
I nie pisz ,że On jej pozwala ,tylko TY IM POZWALASZ!!! OBOJGU..
impresja77
 
Posty: 1997
Dołączył(a): 29 sie 2013, o 16:36

Re: Toksyczne stosunki partnera z matką

Postprzez pozytywnieinna » 27 mar 2015, o 21:12

:bezradny: też nie doczytałam :(

Ale o kocie tak, moja córka wychowała się z kotami, spała z nimi mając kilka miesięcy, teraz też ma koty i żyje, a czasem jest cała podrapana

odnośnie cesarki, to ja byłam w domu po 48 godzinach, sama z dzieckiem, sprzątałam, prałam i sama zajmowałam się dzieckiem już po 2 godzinach od wybudzenia się z narkozy, w domu też byłam sama i jakbym się zastanawiała, że przez 6 msc nie mogę dźwigać to bym zginęła

mam wrażenie, że chcesz sobie podporządkować świat :bezradny:
pozytywnieinna
 
Posty: 3447
Dołączył(a): 5 lut 2008, o 22:15
Lokalizacja: z piekla rodem ...

Re: Toksyczne stosunki partnera z matką

Postprzez lena91 » 28 mar 2015, o 06:56

Widzę, że nikt z Was nie doczytał co miałam do powiedzenia, a oceniacie mnie.

Impresja 77 Uważasz, że nie działam instynktem? Owszem, działam. Izoluję od niej moje dziecko jak mogę. Nie pozwalam jej na wiele rzeczy, ale co ja mogę, kiedy ja czegoś zabraniam, a mój partner wyraża na to zgodę wiedząc, że mam coś przeciwko i wychodzi zawsze na jej? Staram się jak mogę nie pozwalać decydować o sobie, ale patrz zdanie wyżej. Nie mogę zrobić kompletnie nic, bo moje zdanie się w niczym nie liczy. Nie raz je manifestowałam, prosiłam, błagałam, rozmawiałam... i nic! Nigdy nawet nie zostałam do końca wysłuchana. Dlatego właśnie, moje dziecko ma ograniczone kontakty z nią, i ona nie ma prawa się do niego zbliżyć bez mojej obecności w promieniu metra i realizuję to jak mogę. '

pozytywnieinna nie mam nic przeciwko kotom, tylko zakładam, że koty z którymi wychowywały się Twoje dzieci były ZADBANE: tzn ZASZCZEPIONE, ODROBACZONE, ODPCHLONE, KUWETA KOCIA SPRZĄTANA CHOCIAŻ RAZ NA 2-3 DNI, a to jest kot z ulicy niewiadomego pochodzenia, który nie ma zapewnionych żadnych szczepień, badań ani niczego. Dlatego nie zgadzam się na kontakt z tym kotem! Już nie wspomnę o to, że zaatakował moje dziecko. Dlatego mam coś przeciwko, ale oczywiście zamiast doczytać, lepiej się przyczepić :) A, i zapomniałabym. Nie mam alergii na pracę, po cesarce też robiłam wszystko w domu, natomiast ja dzień po wyjściu ze szpitala z małym trafiłam znów na oddział z powodu wysokiej gorączki powiązanej z infekcją, zatem chyba logiczne, że troszkę nie miałam siły na ogarnianie syfu. To jedno, a dwa. Gdybyś doczytała, wiedziałabyś, że piszę również o pracach budowlanych, które (jak chyba wiesz) do lekkich nie należą, i raczej dobrym pomysłem nie są. Ale patrz punkt wyżej: lepiej negować niż przeczytać.
lena91
 
Posty: 6
Dołączył(a): 4 lut 2015, o 15:08

Re: Toksyczne stosunki partnera z matką

Postprzez pozytywnieinna » 28 mar 2015, o 10:37

moje koty są niewiadomego pochodzenia, z ulicy ...

Po cesarce też miałam gorączkę i infekcję, leczyłam się sama, bo tam gdzie byłam nie przyjmowano z tego powodu na oddział, a poza tym i tak bym nie miała co zrobić z dzieckiem, CRP miałam na poziomie ponad 300

Ja nie rozumiem, dlaczego się nie wyprowadzisz jeśli jest Ci tak źle?
pozytywnieinna
 
Posty: 3447
Dołączył(a): 5 lut 2008, o 22:15
Lokalizacja: z piekla rodem ...

Re: Toksyczne stosunki partnera z matką

Postprzez lena91 » 28 mar 2015, o 10:51

No cóż, mi "leczenie" samemu nie pomogło, na oddział zostałam przyjęta. Zazdroszczę, że Cię to ominęło, bo nikomu nie życzę wylądować w szpitalu zaraz po urodzeniu dziecka, kiedy woli się spędzać czas z nim niż z powrotem na oddziale.
Rozumiem, że Twoje koty są z ulicy, ale tu chodzi o ZADBANIE o nie. Nie mam nic przeciwko przyjęciu kota, ale wiedząc, że niebawem wprowadzi się niemowlę, dla jego bezpieczeństwa powinno się zrobić badania kotu (zwłaszcza gdy dostało się na to pieniądze od wprowadzających się) i zapewnić mu komplet szczepień, a nie perfidnie kłamać, że się coś zrobiło, a w rzeczywistości jedynie zarekwirowało fajną sumkę.

Nie wyprowadzę się, bo mój partner nie chce słyszeć o wyprowadzce od mamusi. Znów to powiem, gdybyś doczytała, wiedziałabyś, że mamy dom w budowie, lecz chwilowo nie da się tam mieszkać, i mój partner się uparł, żeby nie wynajmować mieszkania od kogoś, a pieniądze ładować w nasz dom (z podejściem się zgadzam, jednakże za pokój w jej mieszkaniu płacimy tyle samo co byśmy wynajęli kawalerkę, ale on woli dać pieniążki mamusi niż komuś innemu, a moje zdanie nie liczy się ani w 1%).
lena91
 
Posty: 6
Dołączył(a): 4 lut 2015, o 15:08

Re: Toksyczne stosunki partnera z matką

Postprzez impresja77 » 28 mar 2015, o 11:15

Oczywiście,że szczytem nieodpowiedzialnosci jest po cesarce udawać " bohaterstwo" i brać się za tyranie.
To szczyt głupoty. Bardzo dobrze ,że jesteś świadoma i dbasz o siebie w tym temacie.
Cesarka to poważna operacja i każdemu po operacji należy się rekonwalescencja. A bliscy są po to ,aby pomoc młodej matce , która powinna wypoczywać, dochodzić do siebie. Okres połogu dla kobiety jest czasem świętym i światli ludzie to wiedzą.
A więc sprzątanie , chodzenie na ścianki celebrytek po 3 dniach od operacji lub porodu jest wynikiem prostactwa z którego wynika nieświadomość podstawowych praw natury.
Bardzo dobrze robilas ,ze walczyłaś o czas rekonwalescencji. Bardzo prostą kobietą i złą ( nie waham się tego powiedzieć ) jest Twoja teściowa ,a mąż jest bez serca......ale po takiej matce......

Nie wyobrazam sobie tez żadnego kota !!! ani innego inwentarza przy niemowlęciu.
impresja77
 
Posty: 1997
Dołączył(a): 29 sie 2013, o 16:36

Re: Toksyczne stosunki partnera z matką

Postprzez lena91 » 28 mar 2015, o 11:40

Widać nie wszyscy tak uważają :) No ale cóż, każdy ma prawo do własnej opinii ;)
Ja po cesarce też nie leżałam wyłożona brzuchem do góry, jak tylko byłam w stanie się podnieść po paru godzinach to korzystałam z tego przywileju. A w sumie nawet wcześniej, opiekowałam się małym od pierwszych chwil, nawet gdy nie wolno się było podnosić, spędzał ze mną dnie i noce. Wiadomo, za dnia pomagał mi partner, w nocy pielęgniarki (np w zmianie pampersa), ale to była tylko jedna noc- ta zaraz po cesarce. Później dawałam sobie radę z małym zupełnie sama i daję do teraz. Przez prawie tydzień mojego pobytu w szpitalu, mój facet w domu nie zrobił NIC (bo poszedł do mamusi, a jakże, robiąc wcześniej barłóg jak to w jego zwyczaju), i z dzieckiem wróciłam do takiego syfu, że pierwsze co musiałam robić to generalne sprzątanie w domu. I jakoś nie wywyższam się z tego powodu, ale uważam że powinien mi pomóc wiedząc, że parę dni wcześniej przeszłam zabieg, a nie jeszcze pozwalać matce na czepianie się mnie.
Jeśli chodzi o zwierzęta, lubię je, na prawdę ! Ale są takie okoliczności (posiadanie maluszka), kiedy po prostu nie będę patrzyła bezczynnie i z radością, jak mojemu dziecku coś zagraża! Kot nie badany i nie szczepiony, nie wiadomo z jakimi zwierzętami miał wcześniej do czynienia, co jadł, i czy czymś się nie zaraził, co bardzo łatwo jest przenieść na niemowlę! Zwłaszcza,że moje dziecko wylądowało przez tego kota w szpitalu (zaraz po tym, jak zaatakował mojego synka, okazało się, że mały ma jakąś infekcję bakteryjną i lekarze uznali, że to prawdopodobnie od kota). I wydaje mi się, że mam jakiś instynkt macierzyński. Przecież robię co mogę, by moje maleństwo było bezpieczne i zdrowe! Dlatego jestem nastawiona do niej niezbyt przyjacielsko, i dlatego nie chcę by miała indywidualne kontakty z moim synem, ponieważ nie wiem co zastanę po odebraniu go od niej. Mam nadzieję, że to zrozumiałe...
lena91
 
Posty: 6
Dołączył(a): 4 lut 2015, o 15:08

Re: Toksyczne stosunki partnera z matką

Postprzez caterpillar » 28 mar 2015, o 13:23

pozytywna zachowujesz sie DOKLADNIE jak tesciowa w lenki

odnośnie cesarki, to ja byłam w domu po 48 godzinach, sama z dzieckiem, sprzątałam, prałam i sama zajmowałam się dzieckiem już po 2 godzinach od wybudzenia się z narkozy, w domu też byłam sama i jakbym się zastanawiała, że przez 6 msc nie mogę dźwigać to bym zginęła


bo ty bo ty bo ty
TY to TY

poczytaj historie kobiet po cesarce
jedna wstala po 48 godzinach inna miala sparalizowane nogi przez kilka dni

ja cala ciaze przepracowalam ciezko fizycznie i zyje ale ja to JA ,mialam szczescie

zastanawia mnie jedynie fakt ,ze z ciaza zagrozona nie lezalas w szpitalu...

co do kotow KAZDA matka ma prawo wychowywac dziecko jak chce ,chce ze zwierzetami to chce nie chce to nie chce ,koty akurat sa tu najmniej wazne.

Wazna jest natomiast relacja lenki i jej partnera oraz wplyw matki.
Mysle Leno ,ze powinas poracowac nad ustaleniem zasad jakie powinny panowac w Waszym domu i powaznie porozmawiac o tym z partnerem.
znam niejeden zwiazke ,ktory uratowal sie tylko dzieki temu ,ze malzenstwa wyjechaly do..inego kraju.


jesli Twoj partner nie zrozumie ,ze teraz to TY jestes dla niego najwazniejsza kobieta to problem sam nie zniknie, byc moze bedziecie potrzebowali do pomocy kogos z zewnatrz.

ja na Twoim miejscu rozwazylabym mediatora rodzinnego i powaznie zastanowila sie nad dlaszym zyciem z tym czlowiekiem.
Avatar użytkownika
caterpillar
 
Posty: 7067
Dołączył(a): 29 maja 2008, o 16:15
Lokalizacja: część świata

Re: Toksyczne stosunki partnera z matką

Postprzez caterpillar » 28 mar 2015, o 13:30

aha i jeszcze jedna rada ...staraj sie byc niezalezna finansowo (moze to zbyt mocno powiedziane) ,wiem ,ze dziecko jest male ale w takiej sytuacji jesli masz tylko mozliwosc wroc nawet na pol etatu do pracy albo pomysl nad rozszerzeniem swoich kwalifikacji.
chodzi mi o to,ze bedac zupelnie zalezna od meza i jego mamusi bedzi Ci trudno zmienic swoja sytuacje.
jednym slowem nie dajs sie im udupic.
Avatar użytkownika
caterpillar
 
Posty: 7067
Dołączył(a): 29 maja 2008, o 16:15
Lokalizacja: część świata

Re: Toksyczne stosunki partnera z matką

Postprzez pozytywnieinna » 28 mar 2015, o 16:26

Cat, ja mam wrażenie, że lena oczekuje, że wszyscy będą zachowywać się tak jak ona chce,

jednak mieszka u teściowej, nie da się mieć ciastka i zjeść ciastka.

Możesz Lena się wyprowadzić i żyć po swojemu, albo znosić to co masz, bo teściowej nie zmienisz,

Mam wrażenie (po obserwacji otoczenia), że wiele osób jest na tyle dorosła, żeby mieć dziecko, a nie na tyle dorosła, żeby brać odpowiedzialność za swoje życie, czy coś w nim zmieniać.
pozytywnieinna
 
Posty: 3447
Dołączył(a): 5 lut 2008, o 22:15
Lokalizacja: z piekla rodem ...

Re: Toksyczne stosunki partnera z matką

Postprzez impresja77 » 28 mar 2015, o 20:20

Ja tu nie widzę dalszego dobrego życia dla Ciebie w tej rodzinie bez przepracowywania relacji pod okiem specjalisty.
Sadze, że Ty możesz skorzystać z terapii , ale po to żeby zobaczyć złe mechanizmy w tej rodzinie i nauczyć się ,kiedy jest prawidłowa relacja ,a kiedy jesteś wykorzystywana,manipulowana i źle traktowana. Ty juz wiele wiesz i widzisz,ale potrzebujesz wsparcia i metod dbania o siebie i dziecko w tej rodzinie. Nauczysz się stawiać granice teściowej, wymagać od męża pomocy i przede wszystkim szacunku. Jak na razie poddajesz się temu co zarządzi teściowa i bez wzgledu na zdrowie i opiekę nad dzieckiem idziesz i ciężko pracujesz ,bo ona Ci każe. Jakbys nie miała własnego zdania lub jakbys chciała się jej przypodobać i udowodnić,ze jesteś prcowita,nie rozczulasz się nad sobą i dajesz wszystkuemu rade.
A wcale nie o to chodzi w życiu ,żeby tyrać ponad miarę ,pokazwyać wszystkim dookoła ,ze się jest niezniszczalną , twardą ,ze sie potrafi wszystko i daje wszystkiemu rade. To błędna droga i zupełnie nikomu niepotrzebna. Orderu za to nie dostaniesz ,nikt Cie nie będzie podziwiał tylko jeszcze bardziej wykorzysta ,bo skoro dajesz rade to i więcej możesz .Ba....nawet dobrego słowa nie otrzymasz.
Takie siłaczki są nikomu niepotrzebne .Tylko same się zapracowują i narasta w nich z czasem gniew i frustracja.
Twoim priorytetem jest zdrowie,które pomoże Ci wychować dziecko i ogarniać swoja rodzinę wspólnie i po partnersku z mężem. A do żadnych prac wymyślonych przez teściową nawet się nie bierz.
Zajmuj się tym czym młoda matka powinna.I to jest wystarczająco dużo dla jednej osoby .Włączaj męża ,a nie sprzataj po nim. Ale przyda Ci się wsparcie specjalisty jak układać te trudne relacje ,bo Ty po prostu nie wiesz jak masz w małżeństwie żyć. Mam wrażenie,ze masz przekonanie,że piwinnas wszystkim usłużyć,dogodzić , podać ,sprzątnąć i jeszcze wiele innych powinności.
Intuicja Ci podpowiada,ze jest cos nie tak. ,wiec idz pogadać o tym z jakimś fachowcem od rodziny
impresja77
 
Posty: 1997
Dołączył(a): 29 sie 2013, o 16:36

Re: Toksyczne stosunki partnera z matką

Postprzez zajac » 29 mar 2015, o 09:34

Leno,
przypomniała mi się "złota myśl" mojej dawnej koleżanki: nie chodzi o to, żeby udowodnić swoją rację, tylko żeby ją wyegzekwować.
W Twoim przypadku oznaczałoby to, że masz po prostu robić swoje, tak jak Ty uważasz. Nie próbować zmieniać potencjalnej teściowej, nie przekonywać jej, nie prosić, skoro to nic nie daje. Żyć po swojemu. Założyć zamek w drzwiach do swojego pokoju, jeśli trzeba (skoro teściowa nie rozumie, że to nie jest miejsce publiczne).
Pomysł, żebyś poszła pracować na budowę, jest po prostu chamski. To jest dla mnie coś więcej niż chora więź Twojego partnera z matką. Tu nie chodzi o to, że jemu zawsze bardziej smakuje jej zupa niż Twoja. Chodzi o narażenie Twojego zdrowia, wymaganie od Ciebie pracy ponad obecne siły. To jest wg mnie powód, żeby wiać od takiego faceta gdzie pieprz rośnie.
O wyprowadzce możesz decydować sama -- nie musisz czekać, aż Twój facet Was wyprowadzi albo pobłogosławi Twój pomysł. Możesz zdecydować, że wyjeżdżasz z dzieckiem do matki. Nie chodzi mi o to, żebyś od razu to zrobiła, tylko żebyś dopuściła do siebie taką myśl -- że możesz. Że Ty sama możesz.
Wyprowadzka do własnego domu może Wam nie pomóc, jeśli relacje się nie zmienią -- przecież może się okazać, że lepiej, prościej i taniej będzie, jeśli mamusia zamieszka z Wami. Przy dziecku pomoże, nie będzie trzeba płacić za jej mieszkanie...
Impresja wg mnie ma rację w powyższym poście.
zajac
 
Posty: 786
Dołączył(a): 18 kwi 2009, o 23:11

Re: Toksyczne stosunki partnera z matką

Postprzez Honest » 29 mar 2015, o 11:20

Witaj Lena,

ja przeczytałam cały post. Nie rozumiem dlaczego uważasz, ze przeprowadzka do nowego domu ma zmienić Wasze zycie na lepsze, skoro nawet jak mieszkaliście oddzielnie to teściowa ingerowała w Wasze życie, związek, opieke nad dzieckiem. Wyprowadzka nic nie zmieni. Teściowa nadal "nie oddała" swojego syna, a on wcale nie garnie się do przecięcia tej toksycznej pępowiny. To prawda, że on powinien stac po twojej stronie, ale też nie wyreczaj się nim - dlaczego przy badaniu w szpitalu nie powiedziałaś teściowej "Wyjdź, nie chcę być była przy badaniu". Mam wrażenie, ze oczekujesz aby mąz był pośrednikiem pomiędzy Wami. A jesli coś Ci się nie podoba to powinnas mowić to sama. I jeszcze jedno - utrzymywanie pracującej matki - bez komentarza.

Znam wiele takich historii jak Twoja i jesli mąż nie odetnie tej chorej pępowiny to albo zaakceptujesz ten stan (a ma on także wpływ na dziecko i jego przyszłe zycie), albo się rozstaniecie.

Jesli chodzi o pracę to piszesz, ze musiałaś z niej zrezygnować. A co z chorobowym, zasiłkiem macierzyńskim rocznym?
Avatar użytkownika
Honest
 
Posty: 8326
Dołączył(a): 25 sie 2007, o 22:03

Re: Toksyczne stosunki partnera z matką

Postprzez caterpillar » 30 mar 2015, o 23:37

Cat, ja mam wrażenie, że lena oczekuje, że wszyscy będą zachowywać się tak jak ona chce,

tak a po czym?

znaczy ,ze jak mieszka u tesciowej w dodatku na jej wlasna prosbe i oplacajac swoj pobyt musi tanczyc jakjej tesciowa zagra?

nie chodzi mi o to ,ze nad kobieta w ciazy trzeba sie rozczulac ale trzeba pamietac ,ze kazda przechodzi to inaczej
a Ty wyjechalacs do niej z grubej rury ,ze przeciez TY jako samotna matka to ogarnialas wszystko sama juz w 48 godzi po..no super ...
ale tu tez nie chodzi o sama prace tu chodzi o wsparcie ,zrozumienie i zwyczajne rodzinne cieplo ,ktorego jak widac tam nie ma,bo mamuska jest zafiksowana na syncia a takie baby zawsze beda traktowaly partnerki jak intruza,cokolwiek by nie zrobily.
:bezradny:

podsumowujac wypowiedz zajaca Leno zmiana musi wyjsc od CIEBIE, to ty musisz zmienic swoje postepowanie.

co w ogole u Ciebie?
Avatar użytkownika
caterpillar
 
Posty: 7067
Dołączył(a): 29 maja 2008, o 16:15
Lokalizacja: część świata

Następna strona

Powrót do Rodzice

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 82 gości