takie tam. :I

Problemy z rodzicami lub z dziećmi.

takie tam. :I

Postprzez wonsz » 10 lut 2015, o 17:57

U mnie w domu odkąd się urodziliśmy (ja i mój brat) miały miejsce kłótnie pomiędzy moimi
rodzicami. Awantury miały odbywały się kilka razy dziennie. Często dochodziło do rękoczynów,
a szerzej mówiąc do bijatyk miedzy moja matką, a ojcem. Z tego co pamiętam to ojciec najczęściej
się bronił, a matka podnosiła na niego ręke. On starał się
ją głównie unieruchomić aby się uspokoiła.
Nieraz musieli interweniować sąsiedzi, czy nawet wzywana przez nich policja.
Jako małe dziecko nie wiedziałem o co chodzi i jaki jest powód tych kłótni.
Moja matka wpajała mi, że wszystkiemu winny jest ojciec. Nazywała go psychopatą, po*ebem itp.
Cały czas kreowała się na ofiarę. Płakała albo udawała, że płacze. Często gdy nie miała
jakiś argumentów udawała, że dostaje jakiś spazmów albo "uciekała z domu". Polegało to na tym,
że wychodziła ze słowami, że już nie wróci. My za nią biegliśmy z płaczem,a ona łaskawie wracała
mówiąc, że jest tu tylko dla nas. Ja i mój bat jako kilkuletnie dzieciaki dawaliśmy
się na takie zagrywki nabrać. Cała wina kierowana była na ojca.
Moja matka wychowała się w ubogim domu. W domu w którym nikt o nikogo nie dbał.
Jej tata zmarł jak była bardzo mała. Została sama ze swoja matką i rozpieszczanym przez nią bratem.
Jej brat był typowym nierobem i złodziejem. Kradł babci całą emeryturę i przepijał.
Mama dawała pieniądze na ten dom aby w jakiś sposób funkcjonował. Płaciła za węgiel i pomagała
babci. Oczywiście i ta pomoc była bardzo często przepijana.
Działy się tam typowe dla takich rodzin rzeczy.
Teraz po śmierci babci ten nierób żyje w jakimś pustostanie. Przychodzi do nas tylko na wigilię.
Z kolei mój tata wychował się w innym domu. Sytuacja materialna nie była zła i nie było alkoholu.
Gdy mieliśmy po kilka lat, nasz mama zapisała się na kurs przewodników. I wtedy prawdopodobnie
zaczęły się najostrzejsze kłótnie. Mama nie interesowała się domem - jak sama stwierdziła: "Mam go w du*ie".
Mój ojciec często się z nią o to kłócił. Mama go ignorowała i co chwila wyjeżdżała na kolejne kursy, wycieczki, szkolenia itp.
Zostawiła go samego z 2 małych dzieci, a dom zaczęła traktować jak hotel - i tak do dziś bez zmian.
Wraca z pracy, robi jakieś frytki (zawsze to samo), zjada je, idzie spać. A w sobotę i niedziele
znika na jakies wycieczki.
Cofając się znów do dawniejszych czasów - Raz gdy wróciła, stwierdziła, że potrzebny jest jej
osobny pokój. Zajeła ten przeznaczony dla mnie. Zrobiła tam składzik/graciarnie czy jak to nazwać.
Trzyma tam książki i śpi na podłodze. W końcu i tam zaczęło braknąc jej miejsca na książki.
Książki są u nas w mieszkaniu dosłownie wszędzie. W pokoju moim i brata, w pokoju taty, tym zajętym przez mame, w kuchni, przedpokoju i piwnicy.
Jedyne miejsce gdzie nie ma książek to toaleta. Ale i tam czasem zdarza sie jej jakąś zanieść.
Razem z bratem gnieździmy się w małym pokoiku, a ona śpi za ścianą... na podłodze. Mogłaby sobie chociaż łóżko kupić.
Ojciec bardzo przeżył całą sytuacje (to co się działo gdy byliśmy mali). Był bliski załamania nerwowego.
Był u specjalisty, miał nawet myśli samobójcze. Okres dzieciństwa kojarzy mi się tylko z awanturami, i płaczem.
Przez ten dom całkowicie straciłem poczucie własnej wartości.
Przedstawię pewną typową sytuacje aby zobrazować: Stoję sobie w przedpokoju i nic nikomu nie szkodzę.
Nagle matka podchodzi do mnie i pluje mi w twarz. Następnie kilkakrotnie obłożyła mnie pięściami, a na koniec (wolałbym już aby mnie zwyzywała)
powiedziała co o mnie myśli jako o synu. Mówiła, że jestem nic nie wartym chuchrem. Że nie mam przyszłości
i, że wstydzi się mnie jako syna. Wiele razy słyszałem teksty typu: "Nie jestes moim synem" itp. Wiele razy zostałem opluty
i uderzony. Nie za bardzo o nas dbała. Jako dzieciaki zawsze mieliśmy rzeczy gorszego gatunku.
Jako dzieci musieliśmy przez 4 lata nosić te same swetry bo nie kupiłaby nam innego. Podobnie ze spodniami itp.
"Jak cię widzą - tak się piszą." Nietrudno się domyślić, że nie byliśmy zbyt szanowani w gimnazjum.
Muszę też dodać, że w wielu gimnazjach pozycje zdobywa się poprzez gnojenie innych, a ja nigdy nie chciałem tego robić.
Gdy bratu całkiem zepsuł się sweter, matka kazała mu nosić jej - babski. Ktoś może powiedzieć, że przeciez mogliśmy zarobić
na coś nowego. Tylko, że wtedy tak o tym nie myśleliśmy. Dla nas takie warunki były normalne.
Przez ten dom całkowicie straciłem wiarę w siebie i poczucie własnej wartości. Nie czułem, że mogę
zasługiwać na coś lepszego. Próby rozmowy z matką na ten temat kończyły się zawsze kpinami i szyderstwami z jej strony.
Nieraz nazywała nas rozpuszczonymi gówniarzami.
Najpierw pluła mi w twarz, następnie zachowywała się jakby nigdy nic się nie stało.
Gdy byliśmy w 1 klasie podstawówki, tata zapisał nas do zuchów (ZHP).
To chyba najlepsza rzecz jaką dla nas zrobił. Dzięki temu poznałem wielu wspaniałych ludzi.
Jednak jako dziecko, wciąż byłem bliski załamania. Lata leciały, a ja ukończyłem zuchy, harcerzy i w końcu zasiliłem
grupę harcerzy straszych. I wtedy poznałem pewną kolejną, wspaniałą osobe - pewną dziewczynę.
Od razu zaczęła mnie irytować ale zaraz potem ją polubiłem. Od gimnazjum, czuję cos więcej. Razem z harcerzami wyjeżdżałem na obozy i zimowiska.
Na tych wyjazdach czułem się dużo lepiej niż w domu i w zasadzie przypominałem zupełnie inna osobę.
Na takich obozach (30 dni w lesie pod namiotem) można bardzo dobrze poznać drugiego człowieka.
W końcu na jednym z takich obozów poprosiłem ją aby została moją obozową żoną - taka zabawa/zwyczaj obozowy.
Niby głupota i zwykła zabawa ale dla mnie było to bardzo ważne.Musiałem podjąć olbrzymi wysiłek psychiczny aby zdobyć na to zdobyć.
Ale nie żałowałem - Zgodziła się. Przybliżę ją tutaj bo nie chce aby była bezosobową postacią w tej historii.
Jest młodą śliczną dziewczyną. Praktycznie zawsze jest pogodna i pełna ciepła.
Jest wrażliwa ale nie w przesadny, irytujący sposób. No i co dla mnie najważniejsze - Jest po prostu dobrym człowiekiem.
Można z nią i pożartować i poważnie porozmawiać. Na ostatnim obozie starałem się do niej jakoś zbliżyć.
Znów wziąłem z nią ślub obozowy - Bardzo się z tego cieszyła. Starałem się spędzać z nią jak najwięcej czasu.
Podczas pewnego wieczoru, po ognisku sama się do mnie przytuliła i szczerze powiedziawszy to była najmilsza rzecz jaka do tej pory
mnie spotkała. Było oczywiście na obozie kilku gości którzy trochę się do niej przystawiali.
Ich aktywność ograniczała się głównie do gadania. Ja mam tak, że niewiele mówię, a staram się zamiast tego więcej robić.
Pomagałem jej w obozowej kuchni, zabezpieczałem jej namiot aby go nie zalało podczas deszczu.
Po obozie byłem świadkiem jak ludzie którzy się do niej przystawiali, obgadywali ją. Całkiem straciłem do nich wtedy szacunek,
zwłaszcza, że byli to ludzi których znam od bardzo dawna i bardzo ich lubiłem. Zachowywali się jak
zwierzęta które chcą coś wychędożyć. Tu się do nie przymilali, a potem dawali to zrozumienia, że mają ją za śmiecia.
Wracając do głównego wątku - Na obozie podjąłem decyzję, że chcę być w tej samej komendzie co ona. Jestem teraz razem z nią przybocznym w
pewnej drużynie starszoharcerskiej. Za kilka dni zaczynają się ferie i mamy zimowisko.
Chciałbym jakoś to rozwinąć. Spędzać z nią czas, gdzieś ją zaprosić. Ale nie umiem.
Nigdy nigdzie nie bywałem, nikt o mnie nie dbał i w zasadzie sam o siebie też nie dbałem. Nigdy nie miałem pozytywnego przykładu
tego jak powinienem postępować. Nie wiem jak wyglądają normalne relacje z druga osoba. Na jakich zasadach to działa.
A nie chciałbym jej w jakikolwiek sposób skrzywdzić. Nie chciałbym też widzieć rozczarowania na jej twarzy.
Mam wrażenie, że jako człowiek, jako chłopak - nie jestem jej wart.
Tylko 2 osoby z moich znajomych wiedzą coś o całej sytuacji.
Staram się zachowywać w miarę normalnie.
Staram się nikogo nie małpować i robić wszystko po swojemu, według swoich zasad. Powodowało to, że w gimnazjum i częściowo w liceum byłem uznawany za frajera. Ale w zasadzie mam w nosie zdanie tych ludzi.
W zasadzie prawie nikt nie mógłby stwierdzić, że mogę mieć jakiś większy problem.
Jeśli chodzi o wygląd to jestem po prostu normalnym gościem . Nie licząc tego, że jestem troszkę zaniedbany.
W tym co do niej czuję nie ma jakiejś chorej fascynacji, wielkiej zazdrości, gorączkowego pożądania. Jest to z mojej strony po prostu czyste uczucie.
Przede wszystkim chcę aby była szczęśliwa. Ze mną albo nawet beze mnie. Jako chłopak - Nie czuję się jej godzien. Cały czas myślę, że ona po prostu zasługuje na kogoś lepszego.
Zawsze była dla mnie takim światełkiem o którym mogłem myśleć gdy coś się znów sypało.
Odkąd ją poznałem starałem się kierować swoim zachowaniem tak aby jakoś ją uszczęśliwić. Dzięki temu czułem się lepszym człowiekiem.
Nie chciałbym aby kiedyś miała tak jak ja. Nigdy nie chciałbym wyrządzić jej jakiejkolwiek krzywdy.
Pisze to bo może jak maksymalnie przybliżę problem to ktoś znajdzie jakieś rozwiązanie.
Jestem już tym po prostu trochę zmęczony. Mam już obecnie 19 lat i Jest ona dla mnie najwspanialszą osobą jaką kiedykolwiek poznałem i po prosu żałuję,
że ona nigdy nie będzie mogła powiedzieć tego samego o mnie.
Wiem, że niektórzy mają gorzej i może nie powinienem narzekać. Ale chcę jakoś zmienić sytuacje.
Chciałbym się zmienić na lepsze. Poczuć się i być jej godnym. Coś zrobić aby za jakiś czas nie żałować. Nie mam najmniejszej ochoty siedzieć bezczynnie,
a niestety ostatnio tylko to robię głowiąc cię nad tym co powinienem zrobić bo w zasadzie nie widzę wyjścia z tej sytuacji.
wonsz
 
Posty: 1
Dołączył(a): 3 lut 2015, o 14:52

Re: takie tam. :I

Postprzez caterpillar » 10 lut 2015, o 23:07

wonsz witaj!

przeczytalam Twoj post i musze przyznac ,ze mimo ,iz czytalam wiele takich historii takie zachowanie matki zawsze mnie zdumiewa.... no bo ...matka ..a nie ojciec
czy to lepiej czy gorzej? mysle ,ze tak samo ale moze mi jako kobiecie i matce ciezej przywyknac,ze do takich czynow "matka' jest zdolna.

moje pierwsze pytanie
czy szukaliscie pomoc u psychologa?
i czy zwracaliscie sie o pomoc do jakis innych instytucji?
Twoj ojciec (i wy) jest ofiara przemocy co dla faceta jest to problem bardzo wstydliwy..bo jak to? kobieta mnie bije?
mysleliscie w ogole o tym aby ojciec wizal rozwod z matka?

Wiesz ja mysle ,ze skoro juz jestes na tyle dorosly warto wziac odpowiezialnosc za swoje zycie, emocje.Matki nie zmusisz do zmiany jedyna mozliwosc to taka,ze Wy zmienicie swoje zachowanie w stosunku do niej.

mocno Cie namawiam do tego abys poszukal pomocy , moze warto porozmawiac o tym z tata?
Jesli tata sie wstydzi moze moglby sprobowac pisac tutaj (nawet uzyskac profesjonalna pomoc).

w moim odczuciu to jest najwiekszy priorytet dlatego pozostawie bez komentarza fragment o dziewczynie.

Pozdrawiam!
Avatar użytkownika
caterpillar
 
Posty: 7067
Dołączył(a): 29 maja 2008, o 16:15
Lokalizacja: część świata

Re: takie tam. :I

Postprzez Romi81 » 11 lut 2015, o 00:17

Tu trzeba specjalisty, aż dziwne, że ta kobieta jeszcze nie jest w zakładzie psychiatrycznym, to nie jest normalne zachowanie
Romi81
 
Posty: 3
Dołączył(a): 8 lut 2015, o 16:34

Re: takie tam. :I

Postprzez amanda99 » 19 mar 2015, o 00:02

Przykro się to czytało... Uważam, że terapia to jedyne rozwiązanie dla Was. Życzę duużo siły!
amanda99
 
Posty: 3
Dołączył(a): 11 mar 2015, o 11:28


Powrót do Rodzice

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 244 gości