Zdecydowałam się... Nie, to złe słowo.. To był impuls, żeby napisać ponownie, nie decyzja... Impuls bo emocje ściskają mi żołądek w twardy supeł...
Nie wiem czemu ja to sobie po raz kolejny robię i nie wiem jak i kiedy to robię, że wplątuję się w bolesny układ, nie wiem jak i kiedy... I im bardziej się staram tym więcej boli...
Z tym facetem byłam dwa lata temu... Po rozstaniu z nim od razu wpadłam w nowy związek, o którym też tutaj zaczęłam pisać... Zaczęłam a nie skończyłam bo nie potrafiłam sobie poradzić, podjąć sensownej decyzji żeby się uratować i wstydziłam się Wam do tego przyznać.
Ale tu nie o tym.
Tamto się skończyło, przez chwilę byłam sama. Było pusto, dziwnie przez pewien czas zagłuszałam tę pustkę alkoholem ale powoli zaczynało się normować, zaczęłam się przyzwyczajać i normalnie żyć.
Cały czas miałam kontakt z tym byłym facetem sprzed dwóch lat, często mu pomagałam, chyba podświadomie liczyłam, że to jeszcze wróci, że jeszcze cos z tego będzie… Kiedy zostałam sama a on w pewnym momencie wylądował na ulicy biłam się z myślami. Nie chciałam znów zaczynać w ten sam sposób od ratowania nieboraka a jednocześnie zobaczyłam szansę na spełnienie pragnień. Za namową matki zaprosiłam go do siebie skoro nie ma gdzie spać.
Osobne łóżka, po koleżeńsku, w końcu nie byliśmy razem, chciałam najpierw się przekonać czy cos z tego będzie. On od razu miał ochotę na seks a gdy stanowczo odmówiłam stwierdził, że jestem głupia. Pytam dlaczego – no skoro nie wiesz to tym bardziej.
Pomyślałam – nie, nie zaproszę Cię więcej, nie z takim podejściem.. Ale zaprosiłam gdy mi przeszło. I po jakimś czasie uległam… Tak naprawdę chciałam z nim być, cały czas myślałam o nim jak o kimś kto był ambitny, nie wyciągał ode mnie kasy, jeśli pożyczał to i oddawał, umiał coś robić, pracował a przynajmniej chciał, był zaradny… Taki jego obraz miałam cały czas.
Ale teraz, gdy mieszkaliśmy razem… Coś było nie halo… Chciał pracować początkowo ale trafiał na oszustów albo coś się zawsze rypło… Wreszcie mój brat zaproponował mu pracę na parę dni, powiedział, że potem będzie miał też dużą robotę… Pojechał 2 dni a na trzeci już nie. Bo go brzuch boli. Jutro też nie bo musi do urzędu (do spraw cudzoziemców, nie wspomniałam że jest Gruzinem i od 6 lat stara się tu o status uchodźcy) a pojutrze do dentysty.
Ostatecznie nie pojechał nigdzie.
Miał jakieś małe pieniądze z Urzędu ale nigdy nie zająknął się, że może mi choć dołoży do rachunków albo raz zrobi zakupy… Kupił sobie za to ciuchy, oczywiście markowe bo innych nie uważa.
Cos było nie halo… Takie od dupy strony jakby zaczęte. Spaliśmy razem ale ja nawet nie czułam za bardzo, że razem jesteśmy. Mało kiedy był zadowolony, ok, miał spory problem na głowie bo starania o status szły kiepsko, groziła mu deportacja a w Gruzji więzienie. Ale mimo wszystko… Często mi się wydawało, że nawet nie zauważał, że wychodzę, wpatrzony w laptop, facebooka, badoo i inne portale… Śmiał się rozkosznie rozmawiając z kimś na skype’e a ze mną rzadko rozmawiał bez pretensji…
Okazało się, że ma lepszy sposób na zarobienie kasy. On nie będzie pracował za marne grosze, chce założyć firmę, wtedy dostanie i prawo pobytu no i zarobi duże pieniądze. Jako cudzoziemiec nie dostałby kredytu. Zaproponował mi, żebym ja założyła z nim firmę, spółkę, wzięła na nie kredyt a potem wycofała się z tego jeśli chcę (albo i została i też coś robiła z tymi pieniędzmi) i on przejmie całą odpowiedzialność…
Przyznam, że od razu mnie to zblokowało… Nie mam pojęcia o firmie, pita sobie nie umiem ogarnąć… Nie wiedziałam czy to jest bezpieczne… Dodatkowo zapalała mi się czerwona lampka na słowo kredyt – ten wcześniejszy amant namówił mnie na takie pożyczki, że do dziś nie mogę się wygrzebać z długów…
Być może tu by było inaczej skoro mogłam się wycofać z tego biznesu a jemu by to pomogło… Ale nie zdecydowałam się.
Zaczęły się wymówki, że ja nic nie chcę, nic mnie nie interesuje, kredytu nie chcę, ślubu nie chcę…
Że co? Hej, zaraz, jaki ślub? Do tej pory ani słowem mi nie wspomniał o tym, wręcz zawsze mówił, że go nie chce bo nie chce, żeby mu ktoś potem wypominał, że dzięki temu zdobył dokument.
Na ślub też się nie zdecydowałam… W ogóle nie czułam, że z nim jestem, prawie mnie nie zauważał a teraz ślub?
Jakbym sama nie wiedziała, czego chce… Chciałam tego chłopaka a teraz kiedy mogłam z nim być jako zona – nie… Sama nie wiem o co mi chodzi… Gdyby tylko mnie trochę inaczej traktował… Jak swoją kobietę a nie sekretarkę…
W pewnym momencie jak zwykle do akcji wkroczyła moja mama. Tak jak do tej pory go lubiła i miała dobre zdanie, tak je zmieniła. Bo nie pracował tylko siedział cały czas przy laptopie, z innymi się śmiał przez telefon ze mną prawie nie rozmawiał, kładł się wtedy kiedy ja wstawałam i wstawał gdy ja się kładłam….
A że laptop był jej kazała mi powiedzieć mu, że ma go odłożyć. Było to już późnym wieczorem, pisała do mnie smsy, że jestem niemota i nie mogę sobie sama poradzić to ona zaraz tu przyjdzie i zrobi porządek… Wiedziałam, że może wparować, powiedziałam mu o tym…
On wtedy uniósł się strasznie… Zaczął się pakować, krzyczeć, że ma dosyć, że nikt nim nie będzie rządził, że to jest chora sytuacja… Próbowałam go zatrzymać ale…Spakował się i choć rzeczy te zostawił, wypadł z mieszkania… pod drzwiami przy ścianie stała moja matka i słuchała.
Zaczęłam się ubierać, chciałam z tych nerwów iść na piwo. Wtedy matka zamknęła drzwi na klucz, powiedziała, że nie będę nigdzie po nocy latać. On zaczął pisać do mnie smsy, żebym wyszła, nie gadała, wreszcie że zaraz wezwie policję… Ja mówię – po co?? Bo czuje się szykanowany i prześladowany. Oczy zrobiły mi się jak spodki gdy faktycznie przyszedł z policją. Powiedział, że matka nas prześladuje, mnie, że zamyka mnie w domu, grzebie mi w torebce, sprawdza telefon… Policjanci powiedzieli, że to sprawa cywilna i poszli, on też, już z torbą.
Ja w tych nerwach chciałam wyjść, uspokoić się w jedyny znany mi sposób… Mama zamknęła drzwi. I żebym za nim nie latała, i żebym nie piła. Po jakimś czasie on zapukał i powiedział, że chce ze mną porozmawiać… Wtedy ja chodu. Po dwóch piwach znieczuliłam się i otumaniłam… Nie wiedziałam co mam robić, czułam, że on zrobił źle ale do domu gdzie mnie zamykają na klucz też nie chciałam wracać… Nad ranem pojechaliśmy do hotelu.
Po dwóch dniach trzeba było jednak iść do pracy, musiałam jechać do domu się ogarnąć. Sytuacja rozwinęła się tak, że ostatecznie on został i mieszkał w tym hotelu w dość tanim pokoju, za który jednak ja płaciłam, kasy ubywało bardzo szybko… Zachorował więc też byłam tam codziennie, zakupy, lekarstwa…
Matka nie chciała oddać reszty jego rzeczy, powiedziała, że mogę zabierać ale wszystkie naraz, wielki wór…
Dziś jego pobyt w tym hotelu dobiegł końca, robią remont w tej taniej części hotelu, zostanie na ulicy… Ja nie mam już pieniędzy by coś wynająć. On miał w pewnym momencie, szukał pokoju, chciał wynająć ale ja znów byłam zbyt niezdecydowana, pieniądze się rozeszły…
Ma do mnie pretensje czemu mu nie pomogłam wtedy kiedy była możliwość skoro chce z nim być, mogłam wziąć ten kredyt i zrzec się odpowiedzialności, mówi… Albo ślub – jak się chce z kimś być to się go bierze skoro trzeba żeby mógł tu zostać i proste… Tylko, że ja nie widziałam, że on chce ze mną być, czułam się jak sekretarka i dodatek do tego aktu małżeństwa… A jednak mam wyrzuty sumienia