taaak......niestety ale ostatni raz postanowiłam dać mu szanse , żeby dzieciom zaoszczędzić sądu rodzinnego...więc wpuściłam go do domu....czywiście nie było zainteresowania córką
dlaczego mnie to nie dziwi
ale swoje wystąpienie zaczął od stwierdzenia cyt " no mów śmiało...nie uderzę cie"......CO ZA ŁASKAWCA.........
nie dałam sie sprowokować do nerwów więc ze stoickim spokojem oświadczyłam , że skoro nie ma porozumienia z weekendami to trudno jest od takich spraw sąd i on ureguluje kontakty i wyznaczy dni i po kłopocie.....
boi się sądu jak ognia....hmmm.....nagle sie na wszystko zgodził....ciekawe na jak długo...ale już wie , że jesli złamie umowę to złożę ten wniosek .........ogólnie on wymyślił sobie , że bedzie sobie wpadał tak np codziennie na 15 minut
bo akurat tak mu bedzie pasowało a przecież o co mi chodzi skoro i tak "siedze" w domu i nic nie robię.......co ja tam ma za swoje życie.....ON MI DAŁ MOJE ŻYCIE....wszystko co mam to mam dzięki niemu...itp itd....ale tym razem nie dałam sie sprowokować tylko na każdy taki tekst moja odpowiedź była jedna.....przyjechałeś stęskniony do dziecka...bardzo proszę tutaj siedzi..przytulaj.........ale przyjechałeś tutaj do dziecka nie do mnie...i stale jedna płyta...........nie wiedział jak sie zachować....za spokojna byłam....nie udało się powalczyć ...zdenerwować......na każde ale..i na każde ja....bo ja chcę....moja odpowiedź była spokojna i jedna.....dlatego są od takich spraw odpowiednie instytucje więc nie ma sprawy wniosę do sądu i trudno ja tez bede musiała się dostosować do wyroku......SZOK...ale robił oczy.....śmiać mi się chciało.....taki wielki dręczyciel a jak się wystraszył sądu.....
...mam nadzieję na jakiś czas spokoju...oby.....