przez serendipity » 3 cze 2007, o 14:45
Witam:)
Drogi Ormie...
Chciałabym żeby¶ wiedział, że w żadnym wypadku nie będę miała jakochkolwiek pretensji, żali, urazów z powodu Twego zwrócenia uwagi na co¶ ,co mnie nie zaprz±ta głowy, czego nie dostrzegam, a może nie chcę dostrzec...?.Innymi słowy, jestem otwarta na wszelkie sugestie odno¶nie mojej osoby, je¶li maj± one faktyczne uzasadnienie,zatem nie odbieram jako "atak lub próbę podważania warto¶ci mojego <dobrego serca> - bo wiem, że to kompletnie nie o to chodzi:))))
Poza tym , ja naprawdę szczerze pragne poznać prawdę o osobie samej by móc być sprawiedliw± dla siebie i innych...
Co mnie martwi , że wołam o pomoc na forum...
To czego nie wiem...
To co jest dla mnie w Nim tajemnic±...
To, że odejdzie...
To, że jestem dla Niego jedynie przystankiem na drodze ku czemu¶....
To, że pomimo dowodów miło¶ci (gestów, czynow, słów), ja nie wierzę w jej gwarancję....bo jest w Nim co¶, co nie pozwala mi na to...Jaka¶ chwiejno¶ć wewnętrzna, jakie¶ zagubienie, niewiedza tego, czego naprawdę chcę...
Wczoraj powiedział zupełnie w neutralnym kontek¶cie :
"Zawsze miałem co¶ takiego, że bardzo czego¶ pragn±łem, a kiedy już to zdobyłem , niezrozumiale dla siebie odpychałem to od siebie..."
Tak było z nami...
Dopóki nie zamieszkali¶my razem i miło¶ć na odległo¶ć została cudownym wspomnieniem..
On nie jest typem pluszowego misia...
Jest dusz± towarzystwa i jednocze¶nie kim¶ kto zawsze pozostaje zdystansowany..
Kim¶ którego działań nie sposób przewidzieć..
Ludzie do niego lgn±...
Ma w sobie co¶ poci±gaj±cego...tajemnego...
I jest zarazem bardzo zwariowany, szalony, radosny...
Potrzebuje samotno¶ci na dłuższ± chwilę..
Potrafi w ¶rodku imprezy nagle powiedzieć: "Wszyscy do domu, ja chcę spać"...
I impreza się kończy, wszyscy wychodz± i nigdy nie odbija się to na jego relacjach z
tymi ludzmi...
To ja dłuuugo byłam obwiniana za wszystkie jego ekstrawaganckie zachowania...
To na mnie spadała z ato odpowiedzialno¶ć..
Ale to pewnie inna para kaloszy - ludzi , którzy chcieli mnie wyeliminować bo "zabrałam" im Jego..
Co takiego dzieje się we mnie , że się zatracam....?
Za dużo we mnie Jego , a za mało mnie...
Gdy czytam jaki¶ artykuł , który wydaje mi się być interesuj±cy od razu my¶lę , że na pewno Jemu mógłby pomóc...być przydatnym...
Gdy my¶lę o zorganizowaniu swojego czasu wolnego, zazwyczaj nie potrafię zrezygnować z możliwo¶ci spedzenia tego czasu z Nim..
Gdy zastanawiam się nad zmian± pracy , obawiam się harmonogramu godzin pracy ,w których by¶my się cały tydzień mijali...
Hmm...
Ale te obawy nie wynikaj± z mojej niemożno¶ci zostania samej, ale z niepokojów jak on i z kim będzie spędzał czas gdy mnie nie będzie...Z lęku, że beze mnie jest rownie szczę¶liwy...?
Dłuuugo...wydawało mi się, żę jest mnie "za dużo"...
I że Jemu lepiej gdy mnie nie ma...
Że potzrebuje mnie jedynie na deser...
Zatracam się bo czę¶ciej my¶lę co dla mnie jest dobre , niż to co dobre jest dla mnie...
Bo jestem nadwrażliwa na jego nastroje, ,martwię się o każdy grymas twarzy...
Bo wielokrotnie mnogo dawałam wyraz tego jak go kocham , tym samym podarowuj±c Mu wieczńa chyba pewno¶ć mojej miło¶ci..
Oj Orm...
Przyznaje , że w ci±gu 2 lat byciu ze sob±, realnym , codziennym, trochę się zmieniło..
Moje zatracenie stało się dla mnie ¶wiadomym problemem, i nawet jego stopień już nie jest tak wysoki...Mogę zrozumeić nawet powody tego, że tak się stało..
Tylko ile w tym mnie samej, a ile krętych dróg losu..?
Nigdy wcze¶niej bowiem, w żadnym zwi±zku, w żadnych relacjach z ludĽmi, nie miewałam przejawow takiego uzależnienia...
W poprzednim moim zwi±zku to ja byłam niemal taka jak mój obecny partner : chłodna, niepewna, chwiejna...
Trudnym jest to , że owa niepewno¶ć mojego partnera faktycznie istiej±ca przez pierwszy rok bycia ze sob±, może dawno już odeszł±, ale wci±ż JEST w mojej pod¶wiadomo¶ci...
Pytasz co spowodwało, że zdecydowałam sie na taki zwi±zek...
A kto przewidział, że tak będzie?
Miało być wszak zupełnie inaczej..
On pokochał mnie od pierwszej chwili, nie znaj±c mnie , nic o mnie nie wiedz±c...
Od pierwszej chwili podarował tyle miło¶ci bezinteresownej, ot tak...że
Nie potrafilam się temu oprzeć...
A próbowałam, bo sprwdzalam na ile ta miło¶ć jest silna, prawdziwa, na ile trwała...
Sprawdzałam Go gdy byli¶my oddaleni od siebie...
Jakbym sama przed sob± uwierzyć nie mogłam...
On sprawiał , że czułam się najwspanialsza, wyj±tkowa, najpiękniejsza, nadzwyczajna...najm±drzejsza...
Byłam Jego marzeniem...
Często to powtarzał..dawał wyraz słowom...
To bylo niesamowite...
Miło¶ć o której marzy każdy..
I nawet o tym nie wiedz±c oddalam mu się cała..
Cala dusz±..Orm...
A potem...ta jego alienacja, oddalanie, ta samotnia, te ucieczki, ta obcosć,
Jego więcej nie było niż był...
Miałam wrażenie , że człowiek który rozmawiał ze mn± oddalony doe mnie od 2 tys, km był mi bliższy niż ten , który ¶pi obok mnie w tym samym łożku...
Był mi taki obcy...
I cala sw± energię , wszystko po¶więciłam wł±¶nie temu...
Zrozumieniu Jego...Zrozumieniu tego czemu tak się stało..co jest tego powodem...
Dotarciu do Niego...
Byłam zupełnie sama...
Wszyscy znajomi, byli Jego znajomymi...
Nie znali mnie i obarczali win± za wszystkie nasze niepowodzenia..
Za to , że On już nie byla taki szczęsliwy...
Za to , że nie spęzdał z nimi tyle czasu...
Za wszystko...
Ja się na to "nie zdecydowałam"...
To los zdecydował za mnie...
W momnecie gdy nie było już odwrotu...
Ja pokochalam bardzo...
Od pocz±tku tego "zatracania się" nie moglam się z tym pogodzic...
I nie potrafiłam odej¶ć...
Cierpiałam i trwałam...
Którego¶ dnia, pod wpływem odurzenia alkoholowego, wyrzuciłam z siebie : "ta miło¶c mnie boli, nie chcę jej, chcę przestać czuć.."
Przeszli¶my naprawdę ekstremalnie trudne chwile...
Oboje przypłacili¶my za tos wym wewnętzrnym , poukł±danym i spokojnym swiatem...
Teraz to już przeszło¶ć..ale mnei bardzo trudno wyrwać się z tych szponów uzależnienia...
Trudno mi żyć SOBˇ...
Wci±ż więcej we mnie Jego , niż mnie samej...
W tym zwi±zku u¶wiadomiłam sobie nagle (i do tej pory zcahodzę w glowę czy to efekt uboczny przeżyć , czy ja sama ujawniona?), że mam potzrebę ogromnje akceptacji...
W każdej sytuacji, wobec wszystkich...
Że wiele razy obwiniam siebie za co¶ na co nie mam wpływu...
Nigdy wcze¶niej nie zauważałam w sobie tego typu problemu...
Zatraciłam poczucie własnej wartosći...
To się odbija wci±ż echem...
A przecież bylam kiedy¶ szczę¶liwa...
Ze sam± sob±...
Choć zawsze od dziecka pragnęłam miło¶ci...
PS.Wybacz chaos...
Trudno tak w skrócie błyskawicznym zawrzeć wszystko to ,co ważne..