przez BellaMar » 2 gru 2014, o 15:22
Witajcie,
jak już pisałam wcześniej, mam 4-miesięcznego synka. Wokół niego kręci się obecnie mój świat. Nigdy nie potrafiłam podjąć decyzji o dziecku, w pewnym sensie zrobiłam to po śmierci mamy. Przyczyny "niemożności" zdecydowania się były skomplikowane. Po pierwsze bałam się, że moje życie się w pewnym sensie skończy, że liczyć się będzie już tylko życie dziecka, bo tylko przed nim będzie czekała "przyszłość". Miałam złe wzorce macierzyństwa, bo kojarzyłam je tylko ze swoją zmęczoną i zdenerwowaną mamą, nieszczęśliwą chyba jako kobieta. Później alkoholizm rodziców i choroba mamy ciągnąca się latami i to uczucie... odpowiedzialności i bezradności wobec problemów drugiego człowieka. Rodzina kojarzyła mi się chyba z ciężarem, strachem, lękiem, bezradnością, nerwami... więc wizja, że za jeszcze jedną osobę będę odpowiedzialna była przerażająca. Ale mama umarła, przyszła ogromna pustka i poczucie braku miłości. Zdecydowałam się na dziecko.. I walczę ze sobą, ze swoimi słabościami i zapędami. Chciałabym mieć szczęśliwe dziecko, nieobarczone moimi problemami, a nie jest to łatwe. Staram się bardzo, ale stałam się chyba taką mamą, jaką nie podejrzewałam, że mogę się stać.
Pewnie jest to bezpodstawne i niewiele osób to zrozumie, ale boję się utraty tej swojej miłości. Przez to muszę walczyć, aby nie popsuć relacji z teściami, którzy zwariowali na punkcie wnuka i gdyby nie wyznaczać im granic, byłoby ciężko. Oni i tak mają już swoje wizje przejęcia opieki nad małym, jak tylko wrócę do pracy. Babcia mówi na siebie "druga mama", a ja drżę na myśl o zostawianiu synka na 9 h z nimi. Próbuję sobie przetłumaczyć, że to lepiej dla roczniaka niż żłobek czy nieznana opiekunka, że dziadkowie go kochają... ale w sercu boję się, że synek się ode mnie oddali, że bardziej przywiąże się do nich. Nie mam takiego problemu, gdy chodzi o moją siostre, czy brata, wiem, że nie miałabym problemu z moją mamą, a teściów nie mogę jakoś "urodzinnić", w mojje głowie są zagrożeniem trudnym do zdefiniowania. Pewnie wynika to ze straty jakiej doświadczyłam, boję się znów utracić tej "miłości". Walczę jednak. Nie chcę być matką-wariatką, zaborczą, toksyczną. Więc walczę, ale boję się powrotu do pracy.