Chyba coś trzeba zaakceptować

Problemy związane z depresją.

Chyba coś trzeba zaakceptować

Postprzez Sinuhe » 28 lis 2014, o 11:58

Cholera wracam tu po latach.
Jeszcze nie wiem, czy z depresją, ale z SM.

Mam za sobą długie lata biegania po lekarzach.
Co jakiś czas "dziwne" objawy, okresy przerwy i ostatni rok no słaby po prostu. Wręcz bardzo słaby.

Właściwie już jako dzieciak 10, czy 12 letni wylądowałem w szpitalu z czymś, co wyglądało, jak udar.
Drętwienie twarzy, prawej dłoni, języka, bełkotliwa mowa, osłabienie/brak czucia w prawej ręce.
I co? I nic. Zdrów, jak ryba z nieprawidłowym wynikiem badania EEG. Chyba nijak się to nie ma do dnia dzisiejszego, ale mówiło o kondycji układu nerwowego.

Tak na studiach zacząłem mieć kolejne objawy - nie do opisania uczucie w nadgarstkach, jakby się hm... rozlatywały (?). Problemy z uwagą, jakieś poczucie, że świat ma za wiele elementów i mogę tylko patrzeć w dół, żeby wiedzieć, jak najmniej, bo... wielość mnie przytłacza. A potem co jakiś czas paskudne, ogromne problemy z koncentracją.

12 lat temu trzytygodniowy epizod widzenia podwójnego. Okulista (nota bene wujek) wysłał mnie do neurologa, bo wszystko było ok. Neurolog zlecił badania, na końcu tomograf - wszystko ok. Ale dziś wiem, że tomograf to za mało.
Już nie pamiętam, czy to było przed moim pojawieniem się na Psycho, czy w trakcie, albo później. Chyba to było 12 lat temu.

I tak mijał czas.
Po drodze dziwny "związek" rozpoczęty i zakończony podczas epizodu depresyjnego i nerwicowego. Wieloletniego i chyba dość mocnego. Związek krótki, ale do dziś pamiętam jedno zdanie. Kurde - być może bardzo prawdziwe. Nieważne...

Wtedy zacząłem mieć drętwienia skóry na głowie i twarzy. Hm... chyba i na ramionach, a może później się to pojawiło. Do tego szczękościski, ale to chyba nie kwestia SM. Depresja jako wyzwalacz? Jak i brak witaminy D - bo w dzieciństwie lekarz powiedział, że mam ślady krzywicy na mostku. Czytałem gdzieś o podejrzeniach co do powodów. Może mnie ktoś dołożyć do pracy magisterskiej, czy doktorskiej, bo potwierdzam...

Z 8 lat temu okres przeraźliwego zmęczenia. Takiego, że 4, czy 5 przelewów internetowych wykonywałem z 3 dni, bo nie byłem w stanie nic innego zrobić, niż tępo patrzeć w ścianę. Minęło. Chodziłem do pracy, gdzie tkwiłem za biurkiem, jak kula kitu. A potem znowu ok i niezła kondycja.

Okresowo mrowienia. Głowy, szczęki, rąk od ramion po nadgarstki.

Chyba wszystkie objawy zaczęły być po czasie słabsze, ale częstsze. Przeczekiwałem, gdyż nie były zbyt dolegliwe.

Dwa lata temu tak mi to dało w tyłek, że co parę dni byłem u lekarza.
Zniesiona lordoza szyjna, po zabiegach - no nóweczka.

Dwa lata przerwy i w tym roku ciągłe bez przerwy osłabienie. Około 19.00 cholernie zmęczony, sen nie pozwalał odpoczywać, poranki no, jak na kacu. Skoki nastroju, zdenerwowanie. Przeraźliwe osłabienie, które zniknęło po podaniu leków na ciśnienie i podwyższone tętno. Potem wróciło z kolejnymi infekcjami. Wieczne infekcje gardła, jakiś rozstrój żołądka, przećwiczyłem puchnięcie i bóle jąder. Parę dni temu byłem u dentysty - niby z przetoką. Ale nie. Może nerw trójdzielny? Morfologia lekko rozjechana. Bazocyty mocno w górę, ale nie mam alergii...
Czasem lekkie problemy z wyrażeniami - np. przy pożegnaniu mówiłem "dzień dobry" itp.

Ale, ale...
Jakoś w październiku dostałem skierowanie na MRI. Na szczęście zakład opłaca nam Luxmed i badanie oraz wyniki miałem w tydzień:
Obustronnie w istocie białej okolic ciemieniowych widoczne są pojedyncze ogniska wysokiego sygnału w sekw. 2 i Flair odpowiadające zmianom degeneracyjno-demienilizacyjnym. Kilka drobnych ognisk o podobnym charakterze widocznych jest również okołokomorowo obustronnie. Etiologia naczyniowa, albo demielinizacyjna. Brak wzmocnienia.

Początkiem listopada pobranie PMR, wyniki:
Index IgG 0,83 , obecność prążków oligoklonalnych, limfocyty 30,9%. Prążki to zły znak a co do liczb - też niefajne, choć chyba ludzie miewają bardziej rozjechane. Ale, czy sama liczba jest miernikiem? Czy wystarczy jej fakt?
Największy skok na bazocytach - dwukrotność normatywnego maksimum.

08.12.2014 z Tajlandii wraca lekarka, która w Tychach zajmuje się programem ewentualnego leczenia. Za tydzień idę do "mojego" neurologa. Chce większej ilości rad i opinii, niż jednego lekarza.

Rozbity jestem. Po prostu to wszystko jest bez sensu. Dzieciństwo z ojcem alkoholikiem, który powiesił się, gdy miałem 8 lat. Brat 5 a siostra 2. Lata "robienia za" ubogich krewnych ze znerwicowanymi mamą i babcią, bo musiały zapierniczać z trójką dzieciaków. Depresja, nerwica. Zakończone, ale teraz IDEALNY powód do nawrotu. Choć może one to najmniejszy problem. Gdy wreszcie się wyprostowałem, ożeniłem "staro" w wieku 35 lat (dziś mam lat 38) mam prawie na ukończeniu kredyt za kawalerkę, urodziła się cudowna teraz 1,5 roczna córka, to dostaję strzał. Żona z pensją bibliotekarki (oczywiście DDA), wziętą na kredyt kawalerką za franki (czyli niespłacalną i niesprzedawalną, bo zostanie drugie tyle do zwrotu bankowi), gdy mieszkania były najdroższe, małe dziecko, obydwoje dojeżdżamy do pracy (ja 30km), mieszkamy w wynajętym mieszkaniu, którego nienawidzę. A za jakiś czas się może okazać, że mam 600 PLN renty, żona musi mi zmieniać pampersy a dziecko na starcie ma ograniczone (czytaj zerowe) możliwości, bo kształcenie kosztuje. Mieliśmy starać się o rozpoczęcie budowy. Ale nie wezmę kredytu, bo mogę stracić zdolność do pracy. Pracę mam dobrą, jako mgr inż. chemik, 14 lat praktyki, przemysł paliwowy, kierownik - nie ma kokosów, ale nie ma biedy. Póki co... Cholera, jak moja mama miała 38 lat, to ja miałem 17. Dziś moja córcia to maleństwo. Mówi "pa pa", "am am" i "auto" :)

No i "mama" i "tata".
Tata nigdy się nie spodziewał, że można tak kogoś kochać.

Dwa dni temu o 21.00 jechałem jakieś 30 km do teściowej, bo nie dało się do niej dodzwonić i wszyscy się martwili. Ponad 70 lat, wykończona mężem alkoholikiem (zmarł z 10 lat temu na raka krtani), waży 30 kg, bo ma wyciętą część żołądka. Mieszkanie socjalne. Na jedno oko nie widzi, na drugie w 20%. Ok, po prostu rozładowała telefon.
Moja mama przerwała pracę, żeby się opiekować dogorywającą babcią. Sam mówiłem: nie wracaj do pracy, my Twoje dzieci pomożemy... Ma dwa lata do emerytury, która szykuje się nędzna, ale wyższa, niż renta dla esemowca.
Chciałem wybudować, wziąć ją do siebie, bo nie da rady w domu i ogródku. A teraz? Za pięć lat może być w lepszej kondycji, niż ja...

To jakaś ponura ironia losu - świeży esemowiec jedzie sprawdzić, czy jego prawie ślepa, uboga teściowa żyje, czy nie.

Wiem, jak wygląda dla rodziny samobójstwo jej członka, więc jeszcze nie. Szczególnie, że nie wiadomo, jaki będę miał przebieg. Poza tym - i tak nie byłoby ubezpieczenia poza nędzną rentą z ZUS-u. Ale już do podziału na mniejszą liczbę osób...
Nie chcę tego robić żonie i córce, ale jeżeli miałbym być obłożnie chory, to chciałbym wcześniej zdążyć się zabić.

Leczenie to bajka.
Najpierw trzeba mieć określoną formę SM, potem reagować na podstawowe leki, jak nie to 5 lat bardziej zaawansowanych. Potem radź sobie sam. Może leżący, obesrany, z bólami. I np. z cukrzycą, albo nowotworem po efektach ubocznych...

Jestem w ok kondycji. Słabszy, wymęczony, ale da się żyć. Kolana słabe - w sobotę myślałem, że już nie dam rady stać. Leciutkie, ale jednak mrowienia. Co jakiś czas siad koncentracji i sam nie wiem - kontaktu z intelektem...
Chyba po prostu chciałem z kimś pogadać. Z kimś, kto rozumie. Nie wiem, czy te strzały koncentracji i zmęczenia to rzuty, czy nie... Wiem - niczego nie można oczekiwać. Bo mogę za 20 lat chodzić o laseczce a mogę za 5 być prawie warzywem. Czasem czuję się tak słabo, że wręcz chcę siedzieć i się nie ruszać, nie myśleć i nie czuć... Nie myśleć, nie bać się. Byle żona i córka miały sensowną przyszłość.
Ostatnio edytowano 28 lis 2014, o 12:47 przez Sinuhe, łącznie edytowano 2 razy
Avatar użytkownika
Sinuhe
 
Posty: 468
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:02

Re: Chyba coś trzeba zaakceptować

Postprzez impresja77 » 28 lis 2014, o 12:39

matka mojej koleżanki żyje z SM juz 80 lat i wcale nie jest takim warzywkiem .Od niedawna siadła dopiero na wózek ,ale ma się dobrze. Moja znajoma tez siedzi na wózku ale dosc późno i świetnie zarabia ma prace przez internet jest aktywna .Dopóki nie osiadła na wózek miała swietnie prosperujący sklep.
Myślę ,że czarne myśli mogą tę chorobę pogłębiać.
impresja77
 
Posty: 1997
Dołączył(a): 29 sie 2013, o 16:36

Re: Chyba coś trzeba zaakceptować

Postprzez Sinuhe » 28 lis 2014, o 12:43

No cóż - kobiety chorują częściej, ale z reguły lżej.
Wiem, że jest teraz ok, ale ile jeszcze?
Avatar użytkownika
Sinuhe
 
Posty: 468
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:02

Re: Chyba coś trzeba zaakceptować

Postprzez biscuit » 28 lis 2014, o 15:08

Sinuhe
wg mnie poszukaj pomocy psychologicznej w realu
bo taka diagnoza to jest z punktu widzenia ludzkiej psychiki
zdarzenie traumatyczne
konfrontacja z którym może być trudna
i nie ma co tu budować fałszywej fasady optymizmu
ani też czarnowidztwa
tylko zmierzyć się ze swoimi uczuciami i myślami
w bezpiecznym miejscu, gdzie będzie na to przestrzeń, czas i odpowiednia osoba
trzymaj się!
Avatar użytkownika
biscuit
 
Posty: 4156
Dołączył(a): 10 cze 2009, o 00:51

Re: Chyba coś trzeba zaakceptować

Postprzez Sinuhe » 28 lis 2014, o 18:23

Zdarzenie traumatyczne?

Eh, definicja prawidłowa, ale nie opisuje, ile jest za nią strachu, żalu i bezradności...
Avatar użytkownika
Sinuhe
 
Posty: 468
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:02

Re: Chyba coś trzeba zaakceptować

Postprzez biscuit » 28 lis 2014, o 18:32

a nawet przerażenia i trwogi

ale wg teorii można też liczyć na wzrost potraumatyczny...
Avatar użytkownika
biscuit
 
Posty: 4156
Dołączył(a): 10 cze 2009, o 00:51

Re: Chyba coś trzeba zaakceptować

Postprzez Sinuhe » 28 lis 2014, o 18:46

Cholera wydawało mi się, że mam po prostu na przemian okresy rozklejania i obojętności.
Teraz jest taka szarpanina od paniki po pełne goryczy odrętwienie...
Avatar użytkownika
Sinuhe
 
Posty: 468
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:02

Re: Chyba coś trzeba zaakceptować

Postprzez biscuit » 28 lis 2014, o 18:52

taka diagnoza to szok dla organizmu
przyjmowanie fasady optymizmu wobec otoczenia
dodatkowo zabiera zasoby psychoenergetyczne
dlatego wg mnie ważne jest aby mieć gdzie m.in. POROZPACZAĆ
Avatar użytkownika
biscuit
 
Posty: 4156
Dołączył(a): 10 cze 2009, o 00:51

Re: Chyba coś trzeba zaakceptować

Postprzez impresja77 » 28 lis 2014, o 19:27

Tylko w gabinecie?......
impresja77
 
Posty: 1997
Dołączył(a): 29 sie 2013, o 16:36

Re: Chyba coś trzeba zaakceptować

Postprzez Justa » 3 gru 2014, o 18:28

Sinuhe, bardzo mi przykro, że hipoteza się potwierdziła i zdiagnozowano u Ciebie jednak to SM.
Kurcze, nie wiem, co napisać. Wyobrażam sobie, że musi Ci być cholernie trudno. Ja, podobnie jak biscuit, namawiam Cię do poszukania wsparcia psychologicznego w realu. Myślę, że może być ono bardzo pomocne.
Trzymam za Ciebie mocno kciuki. :kwiatek:
Justa
 
Posty: 1884
Dołączył(a): 6 maja 2007, o 18:06

Re: Chyba coś trzeba zaakceptować

Postprzez Sinuhe » 3 gru 2014, o 21:07

Dzięki za wszystkie dobre słowa.

Już się ogarniam. Życie pokaże, co będzie dalej.
Avatar użytkownika
Sinuhe
 
Posty: 468
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:02


Powrót do Depresja

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 205 gości

cron