impresja77 napisał(a):A co Ci da jak go zrozumiesz?
bede wiedziala, jakie sa przyczyny jego zachowania.
chce sie upewnic, ze to nie jest jakas chora chec manipulacji, tylko po prostu on nie umie inaczej reagowac, bo taki ma schemat. chce wiedziec, ze on tego nie robi specjalnie. chce wierzyc, ze to jak choroba - tak a nie inaczej jestem uksztaltowany, takie mi sie wlaczaja reakcje. ale kocham cie.
wiecie co, abstrahujac od tego demonizowania go.. mi sie wydaje, ze on nie wierzy w to, ze jest w stanie dac mi szczescie, dlatego sie wycofal. i tak naprawde jest mu z tym zle. i chcialabym mu jakos pomoc. i sobie tez przy okazji.
zarabia mniej ode mnie. on nie moze tego przezyc.
skonczyl podstawowke, a ja studia, na jednej z lepszych uczelni w polsce. (od razu przypominam, ze nie czuje sie lepsza ani nic z tych rzeczy - tylko sa studia i sa 'studia'. wiecie sami.)
ja mowie plynnie po angielsku, on ani slowa - ma powazne kompleksy na tym punkcie -> uwaza, ze nie jest dla mnie partnerem w podrozach, bo kiedy jestesmy za granica, on siedzi patrzac po scianach, albo ja probuje jednoczesnie rozmawiac i na biezaco tlumaczyc. on sie z tym zle czuje.
kilka razy powiedzial, ze nie jest w stanie spelnic moich marzen - nie moze mnie nigdzie zabrac. bo kasa. problemem jest odlozenie kilku tysiecy. a dla mnie podroze byly i.. tak, i sa priorytetem.
przeprowadzilam sie tu dla niego. od samego poczatku nie ukrywalam, ze nic mnie w tym miescie nie kreci. ze nie chce tu mieszkac. ze to tylko tymczasowo. ze mi tu zle (na poczatku bylo bardzo ciezko, teraz juz sie ogarnelam). ze wzgledu na jego sytuacje pracowo-finansowa przeprowadzka nie wchodzi w gre. z reszta, ostatnie, czego bym chciala, to odrywac go od znajomych, zmuszac do przeprowadzki bo 'ja tak chce'. mam wrazenie, ze on widzi, ze sie dla niego poswiecilam, i zle mu z ta swiadomoscia. ja rowniez nie polepszam sytuacji, bo mowie wprost, ze to dziura, gdzie nic sie nie dzieje. i ze ratunku ratunku.
lubie robic mu prezenty bez okazji, dziwne, niespodziewane, czesto rzeczy niedostepne w polsce = drogie. on nie moze sie zrewanzowac.
i teraz bedzie najdziwniejsze.
pracuje w branzy kreatywnej. osobiscie, najbardziej kreatywna jestem wtedy, kiedy mi zle. w najglebszym dole powstaja moje najlepsze rzeczy. tak chyba jakos radze sobie ze smutkiem, tak odreagowuje. on chce mi stworzyc optymalne warunki do pracy tworczej. zawsze mnie wspieral w tych dzialaniach, podziwial, ogladal, ocenial, pytal, zachwycal sie, albo konstruktywnie krytykowal (bardzo cenie jego zdanie). ostatnio nawet sam powiedzial: 'moze powinienem sprawic, zebys byla smutna, wreszcie zapelnisz ten szkicownik swietnymi rysunkami'. albo, kiedy stalam z tym plecakiem: 'to bylaby twoja najlepsza decyzja (o odejsciu). moze wreszcie zaczniesz cos robic'. i powiem wam, ze to ja, w pierwszej chwili, zle zrozumialam jego slowa. bo chodzilo mu o moje dzialania tworcze. i tutaj na 1000%.
ale odeszlam od tematu.
wydaje mi sie, ze on, chociaz jest bardzo pewny siebie i ma naprawde wysokie poczucie wlasnej wartosci (zazdroszcze), uwaza, ze nie jestem jego liga. ze nigdy nie dorowna mojemu bylemu, na przyklad. ze w ogole w zyciu by nie powiedzial, ze zwroce na niego uwage. a juz na pewno, ze miedzy nami cos zaistnieje.
i to jest najwiekszy paradoks, bo ja mysle dokladnie tak samo w stosunku do niego. moja pierwsza mysl, ktora, tak naprawde, nie opuszczala mnie do niedawna - 'on jest dla mnie zbyt zajebisty'.
dlatego upieram sie, ze jego schematy nie wziely sie znikad, i chce je zrozumiec.
uwazam, ze jest o co walczyc.
chce mu pomoc.