Zdaje mi się, że napisałam, że właśnie nie chcę.
PS: To jest świetny przykład mojego niezdecydowania i braku własnego światopoglądu. W pierwszej reakcji poczułam się źle wyobrażając sobie, że czytam jak ktoś kogoś gwałci i uważa takie pisanie za zabawę. W kolejnej chwili sama sobie założyłam kaganiec, wmawiając sobie że to przecież ja jestem ofiarą przemocy i nie umiem sobie radzić z takimi rzeczami. Że przecież na filmach są gwałty i przemoc i to ja jestem pewnie dziecinna i przewrażliwiona, że mnie to rani psychikę. Następnie przeczytałam reakcję admina tamtej strony i zdanie przyjaciela i natychmiast się z nimi zgodziłam. Zrozumiałam, że krzywda jest krzywdą niezależnie od odbiorcy, a drastyczne treści powinny być odpowiednio oznaczone i oglądane na własną odpowiedzialność. Potem znów na posta biscuit zareagowałam myśleniem, że faktycznie kimże jestem, żeby prowadzić wojnę z czymś z czym sama sobie nie radzę. Szybko mnie zgniotła psychicznie i skłoniła do wycofywania się i popierania własnego milczenia. Zaraz pewnie pojawi się post Zając lub Sansevierii w których poprą sprzeciw wobec publikowania gwałtów bez stosownych ostrzeżeń o rażącej treści i powiedzą, że jak najbardziej mam prawo się czemuś takiemu swoją opinią przeciwstawiać publicznie. I znów poczuję się wsparta i wrócę do poprzedniego stanowiska.
A to wszystko pięknie obrazuje w jakim chaosie żyję wewnętrznie i jak łatwo manipulować moim myśleniem. Choćby w ciągu jednej godziny.