Nie wiem kim jestem. Brak tożsamości.

Problemy związane z depresją.

Re: Nie wiem kim jestem. Brak tożsamości.

Postprzez impresja77 » 2 lis 2014, o 20:33

Jaką role w domu rodzinym pełni /pełnił Twój ojciec. Ile lat miałaś jak wyszłaś za mąż?
Masz rodzeństwo? Jacy Oni są?
impresja77
 
Posty: 1997
Dołączył(a): 29 sie 2013, o 16:36

Re: Nie wiem kim jestem. Brak tożsamości.

Postprzez Sansevieria » 2 lis 2014, o 21:53

Camomille - żeby była jasność - ja wcale nie usprawiedliwiam Twojego męża, po prostu punktowo nie jestem w stanie potępić go akurat za sprzeciw wobec rozwodu. Cala reszta to jest już inna sprawa.
Oczywiscie nie jestem w stanie dokonać oceny tego, czy wasze małżeństwo zostało zawarte w sposób ważny. Moim zdaniem są liczne przesłanki by to poddać pod osąd sądu biskupiego.
Postępowanie w sprawie ustalenia ważnosci sakramentu znacząco sie różni od postępowania rozwodowego. Tu nic nie mozna "uzyskać", tu się dokonuje oceny ważnosci udzielonego sakramentu i bada, czy szafarze sakramentu byli zdolni do udzielenia go sobie w sposób ważny. Sam przebieg postępowania przed sądem biskupim też sie zasadniczo różni od tego przed sądem cywilnym. Oraz - trwa, bo to postepowanie obowiązkowo musi przejść dwie instancje.
Biorąc pod uwagę wiarę i religijnosć Twojego męża możliwe jest, że w sytuacji stwierdzenia nieważności sakramentalnego małzeństwa jego postawa by się zmieniła tak ogólnie.
Z praktyki mojego życia wiem, ze ocena sądu biskupiego często odbiega od tego, co sie komu wydaje. Tu mam na mysli Twojego męża. Oraz, w przeciwieństwie do sądu cywilnego, możesz złożyc wniosek wskazujac na przyczyny leżące po Twojej stronie. O rozwód cywilny z własnej winy wnieść nie mozna, przy takiej jego postawie (nie ma mojej zgody na rozwód) musiałabys mu zapewne udowodnic winę przed sądem cywilnym.
Sansevieria
 
Posty: 4044
Dołączył(a): 10 lis 2009, o 21:57

Re: Nie wiem kim jestem. Brak tożsamości.

Postprzez Camomille » 2 lis 2014, o 22:05

Mój ojciec zarabia znacznie mniej niż mama i pełni raczej rolę mocno podporządkowaną. Ona robi karierę, on pracuje fizycznie i zajmuje się gotowaniem, rachunkami... Mama zwykle rzadko bywała w domu. Ona pełni rolę zarządcy i managera. Ustawia całą rodzinę i zarządza zadaniami.

Miałam z tego co pamiętam 22 lata, byłam na 3 roku studiów.

Mam rodzeństwo. Siostra zawsze była dobra w spełnianiu woli mamy. Była pod każdym względem wzorowa. Nie słyszałam by rodzice ją za coś krytykowali (albo tylko tego nie pamiętam). Była mi stawiana za wzór. Nie spotykała się z niezadowoleniem, bo jakimś cudem doskonale zgadywała czego od niej oczekują i zasługiwała na pochwały. Dzisiaj jest lepsza od mamy w mówieniu innym jak powinni żyć i czasem nawet mamę poucza.
Brat... nie znam go praktycznie. Nasz kontakt jest znikomy. Kiedy wyprowadziłam się z domu, studiował. Był najmłodszy i jemu zawsze najwięcej było wolno. Ulubieniec mamusi. Ale... też pamiętam u niego symptomy zastraszenia. Całe dnie spędzał w pokoju, nie wychodząc z niego prawie, albo wychodząc tylko żeby przemknąć do kuchni po coś do jedzenia. Zawsze bardzo dużo spał, nawet w dzień. Był wychudły, osowiały i mocno zamknięty w sobie. A co najważniejsze, kilka lat spotykał się z pewną dziewczyną, a ja nawet nigdy nie zobaczyłam jej na oczy. Rodzice też. Bał się zaprosić ją do domu. Kiedyś, wcześniej jedną koleżankę zaprosił. Rodzice wtedy bardzo ją i jego psychicznie zgnębili. Nie dziwi mnie w sumie, że więcej dziewczyny do rodziców nie przyprowadził. Nadal jest kawalerem i chociaż wiem, że chciałby mieć własną rodzinę, to mam wrażenie, że jest naciskany na to by pomagać mamie i tacie i być w domu. A żadna jego dziewczyna do tego domu przyjść mieszkać nie chce.

Sansevierio, sporo z tego co piszesz już wiem, ale też dałaś nowe dla mnie informacje. Będę się dalej interesować tym sądem biskupim. Przydałby mi się kontakt z kimś, kto przeszedł przez taką procedurę i wie jak to w praktyce wygląda.
Boję się osądu rodziny, jeśli mój wniosek zostanie wycofany. W zasadzie, to każdego wystąpienia przeciwko rodzinie się boję. Póki jestem od nich materialnie zależna, mój strach jest chyba dość uzasadniony. :(
Avatar użytkownika
Camomille
 
Posty: 93
Dołączył(a): 25 paź 2014, o 12:53

Re: Nie wiem kim jestem. Brak tożsamości.

Postprzez zajac » 3 lis 2014, o 08:24

Myślę, że w necie udałoby Ci się znaleźć kogoś, kto ma za sobą stwierdzenie nieważności małżeństwa. Pamiętam, że kiedyś trafiłam na jakieś forum, na którym całkiem sporo osób się wypowiadało -- takie już po i takie, które czekały na "wyrok".
Camomille napisał(a):Boję się osądu rodziny, jeśli mój wniosek zostanie wycofany. W zasadzie, to każdego wystąpienia przeciwko rodzinie się boję. Póki jestem od nich materialnie zależna, mój strach jest chyba dość uzasadniony. :(

Ja tu widzę dwie kwestie. Pierwsza: to, że rodzice wspierają Cię materialnie, nie znaczy, że sobie Ciebie kupili i mogą Tobą dowolnie rozporządzać. Pomimo korzystania z ich wsparcia (którego przecież dobrowolnie Ci udzielają) zachowujesz swoją wolność osobistą i prawo do decydowanie o swoim życiu. Jasne, że najlepiej by było, gdybyś sama stanęła na nogi finansowo, i myślę, że dojdziesz do tego, ale jeszcze nie jutro. Ale nawet w chwili obecnej nie ma logicznego związku między tym wsparciem a wymaganiem od Ciebie posłuszeństwa. W zdrowej relacji miałabyś wsparcie bez takiego wymogu. Natomiast w relacji chorej rodzice wywierają presję nawet wtedy, gdy nie wspierają dziecka finansowo i nijak mu nie pomagają. Czym innym jest okazanie wdzięczności, a czym innym całkowite oddanie siebie samej. Myślę, że na terapii będziesz to sobie przepracowywać.
A druga rzecz -- praktyczna: rodzice faktycznie mogą Ci wsparcie cofnąć, żeby wywrzeć na Ciebie nacisk. I na to rzeczywiście powinnaś być gotowa.
Wg mnie masz bardzo trudną sytuację. Ale wierzę, że da się ją zmienić. Na też trudną, ale inaczej -- konstruktywnie, z nadzieją, że wysiłek do czegoś prowadzi, a nie tylko niszczy psychicznie. :buziaki:
zajac
 
Posty: 786
Dołączył(a): 18 kwi 2009, o 23:11

Re: Nie wiem kim jestem. Brak tożsamości.

Postprzez Sansevieria » 3 lis 2014, o 10:32

Camomille, jakie wystąpienie przeciwko rodzinie?
Patrząc z pozycji bardzo ortodoksyjnych to przy takich problemach małżeńskich jak wasze sprawdzenie ważnosci sakramentu dalo by się spokojnie uzasadnić. Nie na zasadzie "mam dość meża" tylko "mam poważną wątpliwosć co do fundamentu tego zwiazku . W postępowaniu przed sądem biskupim poddaje sie ocenie własne uzasadnione wątpliwosci, a nie "żąda unieważnienia". Dlatego można wnieść wskazując na przyczyny leżące po swojej stronie, co w tym momencie jest "oskarżaniem" samego siebie. Nie ma "szukania winnego", jest sprawdzanie, czy w momencie udzielania sakramentu były spełnione warunki ważnego udzielenia.
Logiczny związek między wsparciem ekonomicznym od rodziców a wymaganiem posłuszeństwa od dorosłego dziecka to istnieje - on jest popaprany, ale logiczny. "Ja płacę, ja wymagam". Proste jak konstrukcja cepa. Często podpierane w religijnych rodzinach tekstem 4 przykazania. Choc ono nakazuje czcic, ale nie nakazuje posłuszeństwa, a istnieją nawet święci, którzy rodzicom z pełnym szacunkiem dla tychże byli zdecydowanie nieposłuszni.
Sansevieria
 
Posty: 4044
Dołączył(a): 10 lis 2009, o 21:57

Re: Nie wiem kim jestem. Brak tożsamości.

Postprzez Camomille » 3 lis 2014, o 13:21

No cóż, znów obie macie rację. Zresztą ja o tym co piszecie wiem.
Chociaż...
Z dnia na dzień wracają wątpliwości.
Mąż ze mnie ostatnio drwi, że taka niby zastraszona, a robi co chce. Bo on by wolał, żebym upiekła ciasto, a nie siedziała na forum i pisała przy kompie, a ja siedzę i piszę. Bo by wolał, żebym umyła dziś okno w kuchni, a ja mówię, że okien nie myje się codziennie i że jak to zrobię w przyszłą sobotę to nic się nie stanie. Bo on by chciał seksu i macania moich piersi, a ja mu ich nie daję. Itp.
Z punktu widzenia męża i moich rodziców wcale nie jestem uległa i posłuszna. Przeciwnie. Chyba każdy w mojej rodzinie potwierdzi, że jestem najbardziej zbuntowana jednostką, której się nie podoba ich światopogląd i pomysł na moje życie.
Każda ciocia, wujek czy inny krewny może zostać powołany przez nich na świadka i potwierdzić, że zawsze mieli ze mną największe problemy. Siostra się wzorowo słuchała, brat się słucha, a ja... czarna owca.
To kto mi uwierzy, że jestem ofiara przemocy?
To właśnie oni zaczynają mówić, że ja swoimi łzami i histeriami wywieram na nich nacisk i się znęcam.
Mąż to już od kilku dni odwraca kota ogonem i mówi, że to ja na nim przemoc stosuję.

Głupieję od tych zarzutów :?
I znów śnią mi się koszmary w których ktoś mnie oskarża, wytyka mi błędy i zaniedbania. W tych koszmarach czuję się głupia i nieogarnięta, a otoczenie się ze mnie wyśmiewa lub jest oburzone moim rażącym brakiem kompetencji czy zapobiegliwości. Dzieje się jakaś tragedia (tracę pracę, gubię dzieci) a ja czuję się bezradna, nie wiem dlaczego coś się stało. Wszyscy wiedzą, wszyscy oczekują, a ja nie wiem nic. I zawsze się mnie piętnuje jako winną. Potem śni mi się koniec świata, kataklizm, lęk przed unicestwieniem i poczucie, że nic nie ma sensu.
Budzę się sztywna, spięta lub zapłakana.

Ja takie sny mam kilka razy w tygodniu...
Skoro ja jestem ta zła i nękam innych, to czemu oni nie mają takich koszmarów. Czemu ja je mam?
Avatar użytkownika
Camomille
 
Posty: 93
Dołączył(a): 25 paź 2014, o 12:53

Re: Nie wiem kim jestem. Brak tożsamości.

Postprzez Sansevieria » 3 lis 2014, o 14:20

Camomille, bunt jak sobie wcześniej powiedziałyśmy jest agresją. Uzasadnioną, mającą solidne przyczyny ale - agresją. Często niewłaściwie skierowaną, często o sile nieadewatnej do sytuacji.
Znęcasz sie i wywierasz nacisk? Możliwe. Bo to jest wedle Twojego doswiadczenia życiowego jedyne co na nich działa. Sami z siebie nie rozumieją, wytłumaczyć nie idzie no to co pozostaje - rozpaczliwy atak. Który - czasem pozwala uzyskać przynajmniej pozory zmiany w konkretnej sytuacji.

Wiesz, pewna częśc ofiar przemocy w dorosłosci staje sie sprawcami przemocy. Absolutnie nie twierdzę, że jesteś sprawczynią przemocy, ale zachowania agresywne masz. Bo - walczysz z nim przecież. Stosujac wprawdzie nieskuteczne sposoby walki, ale ona przez tą nieskutecznosć nie przestaje byc walką. Toz tego swojego meża nie lubisz. Pokazujesz mu to co i rusz. Nie zebys go miala polubić, ale Twoje do niego nastawienie znajduje wyraz w codziennosci przecież. Nie upiekę ciasta , nie umyję okna...chociaż w tych sprawach postawię na swoim. Robi się z tego codzienna szarpanina, ktora tak naprawdę nic specjalnie nie zmienia. Widzisz w nim tyrana niejako automatycznie i z odruchu, w banalnych sytuacjach i w poważnych. O ile w sprawach seksu ewidentnie stoję murem po Twojej stronie czyli "ZERO" i blokada, o tyle takie pokazówki z ciastem są moim zdaniem do rozważenia - czy warto.

Jedną jest rzeczą że Ci sie nie podoba światopoglad rodziny i ich pomysl na Twoje życie. Ma Ci się prawo nie podobać. Inna rzeczą zaś jest to, ze wielkim wysiłkiem usiłujesz zmusic ich do zmiany tego ich światopoglądu. Zamiast odpuścić stwierdzajac iz "bądźcie sobie jacy chcecie, ja idę swoja drogą".
Oczywiście to pójście swoją drogą u Ciebie wydaje sie byc bardzo trudne w praktyce życia, ale to o czym piszę rozgrywa sie w na poziomie mentalnym, w Tobie. Usiłujesz ich zmienić, tego zaś nie dasz rady zrobić. Walczysz z nimi wewnętrznie i okresowo także metodami sobie dostępnymi zamiast tą akurat walke odpuścić i skupić sie na walce o uporządkowanie sytuacji na innych frontach.
Sansevieria
 
Posty: 4044
Dołączył(a): 10 lis 2009, o 21:57

Re: Nie wiem kim jestem. Brak tożsamości.

Postprzez Camomille » 3 lis 2014, o 15:25

Sansevieria napisał(a):Jedną jest rzeczą że Ci sie nie podoba światopoglad rodziny i ich pomysl na Twoje życie. Ma Ci się prawo nie podobać. Inna rzeczą zaś jest to, ze wielkim wysiłkiem usiłujesz zmusic ich do zmiany tego ich światopoglądu. Zamiast odpuścić stwierdzajac iz "bądźcie sobie jacy chcecie, ja idę swoja drogą".
Oczywiście to pójście swoją drogą u Ciebie wydaje sie byc bardzo trudne w praktyce życia, ale to o czym piszę rozgrywa sie w na poziomie mentalnym, w Tobie. Usiłujesz ich zmienić, tego zaś nie dasz rady zrobić. Walczysz z nimi wewnętrznie i okresowo także metodami sobie dostępnymi zamiast tą akurat walke odpuścić i skupić sie na walce o uporządkowanie sytuacji na innych frontach.


No, to dla mnie cios.

W pierwszym odruchu chciałam zaprzeczyć i napisać, że przecież nie chce ich zmieniać, tylko niech mi dadzą spokój, ale to nieprawda. Ja chcę ich akceptacji, mimo że ich nienawidzę i to jest właśnie chore. Nie umiem się zdystansować do ich poglądów o mnie...
Krytyka powoduje, że ja:
1. wątpię w siebie
2. wycofuję się ze swoich inicjatyw
3. zaczynam sama źle o sobie myśleć
4. odechciewa mi się robić cokolwiek
Gdyby dało się to jakoś zmienić, żebym się nie przejmowała, lubiła i czuła silna i zdecydowana to było by bosko. Tylko nie mam pojęcia jakim sposobem tak może się stać.

Nie bardzo rozumiem co masz na myśli mówiąc bym sobie odpuściła walkę o drobne rzeczy, których mąż ode mnie oczekuje jako od żony. To znaczy sugerujesz, że mam być na posyłki i robić za jego niewolnicę, bo... no właśnie, bo co? Bo mu coś przysięgłam? Bo ma do mnie prawo? Czy żeby nie było niemiło w domu?

Właśnie dlatego zwykle jednak mu ustępuję i wypełniam "obowiązki". Dlatego, że ja zawsze CHCIAŁAM być dobrą, troskliwą, czułą żoną i dobrą gospodynią. We mnie się toczy straszna walka. Walka pomiędzy tym marzeniem, które zostało wypaczone przez życie, a rzeczywistością w której mąż mnie za to nie doceni, nie pochwali, nie przytuli i nie kocha. Tylko traktuje jak służącą i bo mu się jako mężowi należy.
Towarzyszy mi na co dzień uczucie upokorzenia. Wyobrażasz sobie jak to jest wywlekać na drugą stronę zaskorupiałe cuchnące skarpetki faceta, który z Ciebie kpi, drwi i mówi i uważa za histeryczkę?
Mam odpuścić walkę i po prostu dalej to wszystko robić? Wycierać po nim zarost z umywalki, zakręcać tubki z pastą do zębów, podnosić jego rozwalone ubrania, ustawiać buty, zbierać po domu zostawione szklanki z fusami po kawie i tak dalej...?
W 90% to właśnie robię. W 10% wpadam w histerię, płacz i zaczynam krzyczeć. W 50% na 90% racjonalizuję sytuację i wmawiam sobie, że nie jest tak źle, jestem dla niego miła, uśmiecham się i wyobrażam sobie, że jest mi dobrze i że dbam o ten dom z własnej woli.
Avatar użytkownika
Camomille
 
Posty: 93
Dołączył(a): 25 paź 2014, o 12:53

Re: Nie wiem kim jestem. Brak tożsamości.

Postprzez zajac » 3 lis 2014, o 15:26

Camomille napisał(a):Mąż ze mnie ostatnio drwi, że taka niby zastraszona, a robi co chce.

A jak Ty to odbierasz? Nie chodzi mi oczywiście o to, że drwi, ale o jego "wersję wydarzeń".
Z tego co piszesz, nie jesteś żoną, która chodzi "jak w zegarku" -- nie pieczesz tego ciasta, odmawiasz seksu, potrafisz rozpocząć rozmowę o nieważności małżeństwa. Czyli są sytuacje, w których potrafisz mu wyznaczyć granice, a on ich... przestrzega. Są też sytuacje, w których nie potrafisz lub nie chcesz tego zrobić. Lub nie potrafiłaś kiedyś, a potrafisz teraz. Czy np. jest możliwe, że im bardziej psuje się Wasza relacja, tym łatwiej Ci przychodzi wyznaczanie granic? Bo nie masz już złudzeń, nie oczekujesz już, że jako bliska Ci osoba będzie sam Twoje granice dostrzegał i szanował?

Camomille napisał(a):Z punktu widzenia męża i moich rodziców wcale nie jestem uległa i posłuszna. Przeciwnie. Chyba każdy w mojej rodzinie potwierdzi, że jestem najbardziej zbuntowana jednostką, której się nie podoba ich światopogląd i pomysł na moje życie.
Każda ciocia, wujek czy inny krewny może zostać powołany przez nich na świadka i potwierdzić, że zawsze mieli ze mną największe problemy. Siostra się wzorowo słuchała, brat się słucha, a ja... czarna owca.

Wiele osób w wieku nastoletnim się buntuje i różnie można się do tego buntu odnieść, między innymi tłamsząc go drastycznymi metodami. A jeśli rzeczywiście porozumiewałaś się z rodziną łzami czy histerią, to może dlatego że nie nauczono Cię innych sposobów komunikacji?
Wiesz, mnie się kilka miesięcy temu śniło, że jako nastolatka muszę bardzo ciężko pracować, ponad siły. Nie umiałam powiedzieć, że jestem już bardzo zmęczona i źle się czuję. A nawet gdybym jakimś cudem wydusiła to z siebie, nie zostałabym zrozumiana, byłam tego pewna. Przyszło mi do głowy, że mogłabym zasłabnąć. Zemdlałam w tym śnie na zawołanie, odniesiono mnie do łóżka. W rzeczywistości nigdy mi się nie zdarzyła taka sytuacja, pojęcia nie mam, dlaczego przyśniło mi się coś takiego i akurat teraz. W tym śnie posłużyłam się klasyczną manipulacją -- wzbudziłam współczucie, osiągnęłam swoje, nie musząc nic mówić i nic nie ryzykując.
Sny związane z błądzeniem, spadaniem, próbami dogonienia, nieprzygotowaniem do sytuacji, w której jestem, zdarzały mi się kiedyś często. Nie aż tak często jak Tobie, ale też. Teraz tylko czasem. Na tym tle pamiętam sen sprzed kilkunastu lat, który mi się przyśnił po tym, jak "zrobiłam porządek". W tym śnie jechałam pociągiem i dojechałam prawie na miejsce -- prawie, bo pociąg się zepsuł i stanął w szczerym polu, musiałam wyskoczyć z wagonu na ziemię z dużej wysokości, potem przejść przez jakieś skały. I zrobiłam to wszystko -- w sandałkach na obcasie przeszłam przez te skały na czworakach, znikąd nie spadłam, nigdzie się nie zgubiłam. Dotarłam na miejsce i wiedziałam, że jestem tam, gdzie powinnam. Życzę Ci też takiego snu :buziaki:
zajac
 
Posty: 786
Dołączył(a): 18 kwi 2009, o 23:11

Re: Nie wiem kim jestem. Brak tożsamości.

Postprzez Sansevieria » 3 lis 2014, o 16:38

O ile zauważyłam ileś postów temu zdołałaś określić swój dalekosieżny i ogólny cel, jakim jest odzyskanie poczucia własnej sprawczosci w życiu, poczucia bezpieczeństwa wynkjącego z poczucia, ze o tym swoim życiu decydujesz.
To znacza ze zaczynasz walkę o realizację celu dalekosieżnego. Jest coś, czego ewidentnie chcesz tak na mur - beton.
Walka jaką zrozpoczynasz będzie zaś długa i skomplikowana. Nie jesteś w sytuacji generała, co ma ogromną silną armie, wypowiada bitwę i w jednej bitwie rozwala przeciwników na miazgę odnosząc spektakularny triumf. Jesteś jak ksiaze niewielkiego państewka, co ma zamiar podbic caly szereg osciennych państw i stworzyc swoje własne. Ale ma na początek niewiele, zatem musi sie przygotować. Czyli - strategia. Zdobyc sojuszników. Zdobyc broń. Zapewnic aprowizację. Zawierać sojusze. Pertraktować. Stosować zabiegi dyplomatyczne. Czasem się ugiąć niczym trzcina, czasem coś poudawać. Moze także w jakimś zakresie wprowadzić walkę partyzancką. Albo dziel i rządź. No cały pakiet strategiczny.
Twoim celem krotkodystansowym jest ewidentnie psychoterapia. Bez tego nie ruszysz sensownie dalej, psychoterapeuta bedzie Twoim pierwszym sojusznikiem w realu.

Camomille napisał(a):Nie bardzo rozumiem co masz na myśli mówiąc bym sobie odpuściła walkę o drobne rzeczy, których mąż ode mnie oczekuje jako od żony. To znaczy sugerujesz, że mam być na posyłki i robić za jego niewolnicę, bo... no właśnie, bo co? Bo mu coś przysięgłam? Bo ma do mnie prawo? Czy żeby nie było niemiło w domu?

Właśnie dlatego zwykle jednak mu ustępuję i wypełniam "obowiązki". Dlatego, że ja zawsze CHCIAŁAM być dobrą, troskliwą, czułą żoną i dobrą gospodynią. We mnie się toczy straszna walka. Walka pomiędzy tym marzeniem, które zostało wypaczone przez życie, a rzeczywistością w której mąż mnie za to nie doceni, nie pochwali, nie przytuli i nie kocha. Tylko traktuje jak służącą i bo mu się jako mężowi należy.
Towarzyszy mi na co dzień uczucie upokorzenia. Wyobrażasz sobie jak to jest wywlekać na drugą stronę zaskorupiałe cuchnące skarpetki faceta, który z Ciebie kpi, drwi i mówi i uważa za histeryczkę?
Mam odpuścić walkę i po prostu dalej to wszystko robić? Wycierać po nim zarost z umywalki, zakręcać tubki z pastą do zębów, podnosić jego rozwalone ubrania, ustawiać buty, zbierać po domu zostawione szklanki z fusami po kawie i tak dalej...?
W 90% to właśnie robię. W 10% wpadam w histerię, płacz i zaczynam krzyczeć. W 50% na 90% racjonalizuję sytuację i wmawiam sobie, że nie jest tak źle, jestem dla niego miła, uśmiecham się i wyobrażam sobie, że jest mi dobrze i że dbam o ten dom z własnej woli.


Co zrobisz to Ty sama decydujesz. Ja Ci mogę napisać, ze tego co opisujesz nie muszę sobie wyobrażac, bo sklerozy nie mam i amnezji nie doznałam. Przerabialam to we własnym życiu. Dawno - fakt. Ale nie aż tak dawno zebym nie pamiętala jak się fajnie szoruje zarzygany dywan mając za alternatywę że bedzie smierdział. Mój eksio nie rzygal na podwórku... pozostale z opisanego pakietu tez mam "zaliczone". Naprawdę nie jestem starą ciotką na kanapie co nie wie, o czym mówi. Wiem aż za dobrze.

Poczucie własnej sprawczosci odzyskuje sie wewnątrz siebie. Nic z zewnatrz go nie da. Można je mieć w fatalnych okolicznosciach zewnętrznych oraz nie mieć w pozornie znakomitych. A zaczyna sie je uzyskiwać jak się wyjdzie z pozycji "niewolnica" na pozycję "osoba dokonująca wolnego wyboru". Wolny wybór oczywiscie jest ograniczony okolicznosciami, ale człek wolny wewnętrznie inaczej postrzega te okoliczności.
Mozesz ocenic "tyran ohydny, nie będę mu usługiwać". Mozesz ocenic - "zapcha sie tym ciastem, legnie przed TV i będę miała spokój. " Jedno jest buntem, drugie - strategicznym działaniem wolnego człowieka. Wolny człowiek świadomie zapewnia sobie jak najlepsze warunki do realizacji zamierzonego celu - tym celem zaś jest - terapia. W obecnym realu wydaje się, że nie masz szans na realizację celu "Terapia" jesli on będzie stawał w poprzek i utrudniał. Zacznie mu się wydawać, że Cię "wychowal" - a niech mu się wydaje do wypęku. W swoim czasie się przekona, ze mu się tylko wydawało, ale o tym kiedy to - Ty zdecydujesz. Oczywiście z zachowaniem granic Twoich czyli - zero seksu.
Bez wzgledu na to, jaką on jest fleją o dom dbasz z własnej woli. Nie chcesz bowiem mieszkać w chlewie. On Ci to dbanie maksymalnie utrudnia, ale wybór jest - Twój. Możesz nie dbać i mieszkać w chlewie. Oczywiscie to on Cię stawia wobec koniecznosci wyboru "między dżumą a cholerą", ale pamietaj - to jest ograniczone w czasie. Jak zrealizujesz pierwszy cel czyli terapię to sie następne cele krótkoterminowe sprecyzują.
Sansevieria
 
Posty: 4044
Dołączył(a): 10 lis 2009, o 21:57

Re: Nie wiem kim jestem. Brak tożsamości.

Postprzez biscuit » 3 lis 2014, o 16:56

zajac napisał(a):Wiesz, mnie się kilka miesięcy temu śniło, że jako nastolatka muszę bardzo ciężko pracować, ponad siły. Nie umiałam powiedzieć, że jestem już bardzo zmęczona i źle się czuję. A nawet gdybym jakimś cudem wydusiła to z siebie, nie zostałabym zrozumiana, byłam tego pewna. Przyszło mi do głowy, że mogłabym zasłabnąć. Zemdlałam w tym śnie na zawołanie, odniesiono mnie do łóżka. W rzeczywistości nigdy mi się nie zdarzyła taka sytuacja, pojęcia nie mam, dlaczego przyśniło mi się coś takiego i akurat teraz. W tym śnie posłużyłam się klasyczną manipulacją -- wzbudziłam współczucie, osiągnęłam swoje, nie musząc nic mówić i nic nie ryzykując.

super sen
o wtórnych korzyściach z choroby
o dawaniu sobie prawa do odpoczynku
wg mnie - ale to nic nie znaczy, bo to Twój sen
i tyle oznacza, co oznacza dla Ciebie
nie przegap tego dialogu z samą sobą - nastolatką (czy w wieku Twojej córki?) :)
Avatar użytkownika
biscuit
 
Posty: 4156
Dołączył(a): 10 cze 2009, o 00:51

Re: Nie wiem kim jestem. Brak tożsamości.

Postprzez zajac » 3 lis 2014, o 17:25

Bis, nie wiem, czy byłam w wieku mojej córki. Faktycznie mogłam być w jej wieku albo młodsza. W sumie nie myślałam, że mogłoby to mieć z nią związek. A jeśli tak, to co by to mogło oznaczać?
zajac
 
Posty: 786
Dołączył(a): 18 kwi 2009, o 23:11

Re: Nie wiem kim jestem. Brak tożsamości.

Postprzez biscuit » 3 lis 2014, o 17:34

zajac
to Twój sen
to Ty sama obsadziłaś siebie nastoletnią w roli głównej jego bohaterki
to Ty masz córkę
mówi się potocznie "śniło mi się"
jakby sen był zapodawany przez kogoś trzeciego z sennika
ale To sam człowiek jest autorem swojego snu
i mówi w nim sam do siebie o rzeczach, na które jest już na tyle gotowy
aby w symbolicznej formie je sobie jakoś przekazać
bo są ważne
forma senna jest dość bezpieczna aby się zmierzyć z treścią snu
symboliczna i jakby uchyla rąbka tajemnicy
bo czasem nieświadomość kryje rzeczy zbyt trudne albo przerażające
także każdy sam ma klucz do symboliki swojego snu
Avatar użytkownika
biscuit
 
Posty: 4156
Dołączył(a): 10 cze 2009, o 00:51

Re: Nie wiem kim jestem. Brak tożsamości.

Postprzez Camomille » 3 lis 2014, o 17:34

Senseverio, chyba Cię pokocham :buziaki:

Dopiero jak to przeczytałam, to sobie przypomniałam, że mój przyjaciel to samo mi mówi. Żebym miała cel i do niego dążyła wykorzystując tych, którzy sądzą, że wykorzystują mnie. Budować sobie plan strategiczny, szykować się, zbierać dowody (jak to mówisz broń) znajdować sprzymierzeńców. Zdobywać środki (praca). Niech mi jeszcze pomagają, myśląc że robię to co chcą.

Jest tylko jeden tyci problemik...
To jest podstęp, manipulacja i wykorzystywanie. Czyli, gdybym tak postępowała, nie byłabym od nich lepsza. Sama we własnych oczach zasługiwałabym na potępienie. Z pozycji ofiary przyjęłabym pozycję drapieżnika i krzywdziciela.
Mam trudność w zaakceptowaniu, że świat jest okrutny i albo się bije, albo jest się bitym.
Będąc bita cierpię, ale czy umiem sama bić i czerpać radość z tak zdobytego sukcesu... nie sądzę. :(
Avatar użytkownika
Camomille
 
Posty: 93
Dołączył(a): 25 paź 2014, o 12:53

Re: Nie wiem kim jestem. Brak tożsamości.

Postprzez zajac » 3 lis 2014, o 19:07

biscuit napisał(a):zajac
to Twój sen
to Ty sama obsadziłaś siebie nastoletnią w roli głównej jego bohaterki
to Ty masz córkę

Jestem zaskoczona, bo coś tam próbowałam sobie wyinterpretować, ale nie pomyślałam w ogóle o zbieżności z wiekiem córki i pojęcia nie mam, czy to ma znaczenie. Tak że dzięki za inspirację :)

Camomille, udało Ci się zrobić jakieś rozeznanie w kwestii terapii?
zajac
 
Posty: 786
Dołączył(a): 18 kwi 2009, o 23:11

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Depresja

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 279 gości