Mahika, z Twoich postów emanuje wielki podziw i miłośc do mamy... Lubię czytać jak o niej piszesz. I o Waszej relacji
Bis, kiedyś miałam tak jak piszesz. Jednak wraz z dorastaniem doszła refleksja nad tym wszystkim. I to prawda, ja nadal nie pokazuję słabości otoczeniu, ale mam wybrane osoby, przed którymi naprawde się otwieram, mówię o porażkach, błędach, płaczę, narzekam. I czuję się z tym ok. Myślę, że znalazłam równowagę, albo jestem bliska jej znalezienia.
Jesli chodzi o nietolerowanie słabości u innych to nie jest tak. Trudno mi natomiast zaakceptować osoby, które bardzo narzekają, dłuuuuuuuuuuugo narzekają, a nic nie zmieniają. Nie potępiam tych osób, wiem, że są uwikłane w pewne mechanizmy etc., ale męczą mnie takie relacje na dłuższą metę. To normalne, że jednych ludzi lubimy bardziej, a innych mniej albo wcale.
Przyznam, że mnie naprawdę odpowiada to jak tata mnie wychowywał. On kiedyś bardzo wszystkim się przejmował, aż doszedł do wniosku, ze to nic nie daje, a tylko przeszkadza. I stał się zadaniowy. I ja też taka jestem. Dzieje się coś złego, jest załamanie chwilowe, ale jednocześnie układam scenariusze co można zrobić i działam. I gdzieś tam po drodze ocieram łzy, zwierzam się znajomym, ale jednocześnie działam i to mi pomaga. Mój tato nie neguje moich słabości, wysłucha, potrafi współczuć, ale jednocześnie siada i mówi: "dobra, to co możemy zrobić?".