I rozumiem Cię jak boli faworyzowanie. Gdybyś Ty rodziła szóste dziecko, to pewnie nie byłoby takim wydarzeniem.
U mnie jest podobnie. Tylko to się nie zmieni. Oni tego nei zmienią i im szybciej tą prawdę przyjmiesz tym dla Ciebie lepiej. Nie wiem... może się mylę, może pozakonczonej terapii powiem inaczej, ale myślę, że zawsze będzie przykro, że rodzic nas nie wspierał, ze nie byliśmy dla niego tak wazni jak reszta rodzeństwa. Mnie to mniej boli niż kiedyś. Jest mi tylko czasem przykro raz mocniej raz mniej, ale jest... w jakichś tam sytuacjach.
I ostatnio sobie coś uśwoadomiłam. Wiesz, moja kolezanka urodziła nie dawno dziecko. Jej mąz z tego co wiem był poza grancą, bo zarabiał. W ostatnich tyg. ciąży ona przeprowadziła się do rodziców, żeby nie być samą w tym czasie.
I pomyślałam jakoś automatycznie, gybym to ja była w ciąży, gdyby mój L wyjechał a ja zostałabym sama w domu, to musiałabym tam sama pozostać, bo w ciąży wracając do takich chorych warunków, do przemocy... nie ma szans.
I to była tylko ta jedna sytuacja pod wpływem kórej po raz pierwszy w zyciu zaczęłam się zastanawiać o ile byłoby mi łatwiej, gdybym mogła na nich liczyć, gdybym mogła porozmawiać z kimś, gdybym czuła, ze im na mnie zależy...
I za tym strzeliło za mną, że nie wiem jak to jest kogoś takiego mieć koło siebie i nigdy nie wiedziałam...
I jakoś mi się smutno zrobiło, żal samej siebie, co rzadko mi się zdarza.
Nie jesteś sama
Ja wierzę, że można znaleźć takich ludzi, an których można polegać poza rodziną i przekonałam się na własnej skórze, że całkiem obcy człowiek potrafi zrobić dla nas więcej niż rodzice.
Wierzę, ze jak pokonam swoje bariery w relacjąchz ludźmi, to nie będzie tak pusto wokół mnie.
Niezaleznie od tego czy rodzinka się zmieni czy nie.
Świat się na nich nie kończy. Nie są wyrocznią