W listopadzie rozstałam się z chłopakiem, którego kochałam, on mnie nie szanował i nie miał dla mnie czasu, wolał jeździć do koleżanek. Miesiąc po zerwaniu dowiedziałam się, że przez 2 tygodnie chodził ze mną i z inną dziewczyną jednocześnie. Zabolało i to bardzo, czułam się okropnie wiedziałam, że nie prędko komuś zaufam, dopóki w lutym nie poznałam jego ... był taki miły, kochany, szanował mnie, nie pozwoliłby, żeby stała mi sie krzywda. Czułam się jak w niebie, nigdy nie byłam taka szczęśliwa jak z nim. Coś mi mówiło, że to na niego czekałam tyle czasu, on też mówił, że tak czuje. Mówił, że kocha patrząc prosto w oczy, planował ze mną przyszłość, w każdych swoich planach brał mnie pod uwagę. Kiedy wychodził ode mnie, po 5 min pisał, że już tęskni. Pokochałam go i zaufałam mu, sama byłam zdziwiona. Uwierzyłam, że szczęście do mnie zapukało. Byłam pewna, że to on. Doszło między nami do sexu, nie żałowałam tego, bo zrobiliśmy to z miłości, a przynajmniej tak myślałam Spotykaliśmy się na mieście albo u mnie, nie chciał mnie zaprowadzić do domu, bo wstydził się miejsca, w którym mieszkał. Powiedziałam, że to dla mnie nie ma znaczenia, wcześniej już poznałam jego siostrę i najlepszego przyjaciela. Czasami spotykaliśmy się we czwórkę, było fajnie. W soboty zawsze spędzaliśmy ze sobą ok 15 godzin, prawie codziennie sie spotykaliśmy. Któregoś dnia postanowił zaprowadzić mnie do domu, najpierw poszliśmy do baru, jego siostra powiedziała, że chciałaby mieć mnie za bratową, on zachowywał się tak jak zawsze, tak jakby kochał poszliśmy do niego, przedstawił mnie swoim rodzicom, zauważyłam, że sporo opowiadał o mnie swojej mamie. Fajna kobieta z niej, chwilę pogadałyśmy, jego młodszy brat chyba mnie polubił, bo chciał się ze mną bawić i cały czas mnie wołał. Myślałam, ze to sen ... że takie szczęście nigdy mnie nie spotka ... niestety w niedziele on się zaczął dziwnie zachowywać, kiedy mu napisałam, że go kocham on odpisał "wiem" czułam, że coś jest nie tak. Następnego dnia zadzwonił i powiedział, że to koniec, że on mnie wcale nie kocha i nie kochał, ale bardzo chciał pokochać i dlatego tak mówił. Stwierdził, że jego serce nie potrafi kochać, że on nie chce mieć dziewczyny i zaproponował przyjaźń. Zgodziłam się, bo nie wiedziałam co mam powiedzieć. Czułam jakby ktoś mi wbił nóż w serce te wszystkie plany, wyznania jak on mógł mi to zrobić jak mógł mówić, że kocha patrząc w oczy nie czując tego ?? ja bym tak nie mogła mówił, że zawsze będzie ze mną, że nigdy go nie strace .... dał mi szczęście i je zabrał byłam załamana, myślałam o najgorszym spadałam na dno zaczęłam pić, żeby zapomnieć i gdyby nie przyjaciele nie wiem co teraz by ze mną było opamiętałam się, próbowałam się pozbierać, udało się dość szybko. Zaczęłam się uśmiechać, ale nadal o nim myślałam Postanowiliśmy się spotkać jak przyjaciele, czułam się jakby to było nasze pierwsze spotkanie, on przyznał, że też tak sie czuł. Robił mi nadzieje, ze może jeszcze coś z tego będzie, że może coś poczuje. Któregoś dnia uznał, że czuje, że wszystko jest na dobrej drodze, ja nie miałam nadziei. Cały czas się mylił i mówił do mnie "niuniu", za każdym razem przepraszał i mówił, że sie przyzwyczaił. Początek był trudny, ale spotykaliśmy się od czasu do czasu, ja starałam sie ograniczyć kontakt, pierwsza nie pisałam. Od 3 tygodni spóźniał mi się okres, zaczęłam sie już bać, dzisiaj się spotkaliśmy i powiedziałam mu, ze jutro zrobię test. On ma juz dziewczyne i teraz z nią planuje taką samą przyszłość jak ze mną, a od kolegi dowiedziałam się, ze każdej obiecuje to samo, a pozniej zrywa. Prosił mnie, że jak tylko zrobie test to mam mu napisać, miałam iść dzisiaj do pracy, ale okazało się, że mam dzień wolny więc poszłam do apteki po test, on powiedział, ze jest w barze z przyjacielem i żebym przyszła to odrazu pójde do łazienki i zrobię, bo on musi wiedziec teraz. Poszłam tam, zaczeliśmy sie klocic, bo chcialam isc do domu zrobic. Ostatecznie sie zgodzilam, bo juz mialam dosc jego proszenia. Wynik negatywny, odetchnelam z ulga, wyszlam powiedzialam, nie chcial mi uwierzyc, musial zobaczyc na wlasne oczy. Nawet nie macie pojecia jaki byl szczesliwy, prawie skakal z radosci, powiedział do przyjaciela "żyję"... nie wiem czemu, ale zrobiło mi się dziwnie przykro ... z jednej strony cieszylam sie, a z drugiej mialam ochote plakac. Nie wiem dlaczego Wyglądałam tak jakbym chciała być w ciąży, a wcale nie chciałam, bo wiem jakby moje życie wyglądało. Jego przyjaciel powiedział mi, że on był taki przestraszony, że myślał nawet o tym, żeby sie zabic ... dlaczego to wszystko tak cholernie boli ? teraz wiem, że chce być sama, nie chce chłopaka ... wystarczy mi cierpienia niestety czasu nie cofnę
Ale sie rozpisałam, jeśli ktoś przeczytał to dokońca to dziękuję.