Ja to widzę tak:
Małolat ma takie samo prawo do posiadania wątpliwości, jak Ty.
Masz chyba jakąś schizę na punkcie władzy i dyktowania warunków.
Pomyśl- traktowałaś go chłodno, poza chwilą słabości po alkoholu. Rzucałaś mu sprzeczne informacje. Skąd ON ma wiedzieć, że go nie wystawiasz? Że kiedy już przyjedzie ( w ukłonach) do Ciebie- to go nie osmieszysz? A on wyjdzie na debila? Wcale mu się nie dziwię.
Z jeszcze innej strony - jak to robisz, powiedz mi proszę, że z jednej strony twardo stąpasz po ziemi, rozumiesz, że to jeden ( może kilka) ekscytujący numerek, a z drugiej- dorabiasz do tego miłośc, happy end i ślub i szczęście wieczyste?
Żądasz od niego gwarancji, że Twoją gotowość jakoś specjalnie uszanuje, a sama kalkulujesz? Sorry, ale nie rozumiem. Kompletnie nie rozumiem. Traktujesz go jak nieopierzonego małolata, a domagasz się- czego? miłości, wierności, gwarancji?
Co do Twojego stanu... Mogę Ci tylko powiedzieć, że rozumiem
i bardzo współczuję. Choć pewnie Tobie nic po tym.
Poszukaj jakiegoś terapeuty.
Wali Ci sie świat, Twój ułożony, znany. Nic dziwnego, ze nie umiesz się odnaleźć. Ale się odnajdziesz
Musisz uporządkować. Chcieje na jedną pólkę, obowiązki na inną, oczekiwania.
Trochę mi się zdaje, ze zachwialiśmy ( tutaj) Twoimi priorytetami, jakbyśmy dali Ci nadzieję, ze możesz chcieć coś dla SIEBIE, a nie tylko dla dzieci. Spokojnie
Na początku byl chaos
Potem powstaje porządek
I jeszcze chciałam Ci powiedzieć, że taka trudna sytuacja wymusza znajdowanie rozwiązań i że Ty je rownież znajdziesz.
I jeszcze- że Twoje łzy są potrzebne, bo to takie odmrożenie. Dogadujesz się z własnym ja...
Jeszcze troszeczkę
Sama będziesz wiedziała.
Trzymam kciuki