Witam, nie wiem co w zasadzie mnie tu przyciągnęło. Chyba po prostu tnący brzytwy się chwyta.
Sam nie wiem co w zasadzie jest moim problemem bo mam ich masę ale od jakiegoś czasu nie umiem wygonić z głowy myśli samobójczych, coś mi podpowiada, że tak byłoby łatwiej dla mnie i lepiej dla mojego otoczenia.
Nie miałem bardzo trudnego życia, nie brakowało nam na jedzenie, nikt mnie nie bił więc to po prostu moja głupota ale od początku.
Pochodzę z dziwnej rodziny mama wychowywała nas sama, ojca zabito. Co prawda, miała pomoc swojego partnera ale chyba sama nie umiała sobie z 3ma synami do końca poradzić. Mama dobrze zarabia i zapewniała nam byt na wysokim poziomie jednak gdzieś po drodze zniknęło wsparcie w sensie emocjonalnym. Kontakty wewnątrz rodziny stopniowo się rozpadały zerwanie kontaktu z najstarszym bratem to tylko jeden przykład, kolejny i dla mnie osobiście chyba nawet ważniejszy jest taki, że mama w pewnym momencie po prostu mnie zostawiła, gdy byłem w liceum wyprowadziła się pod miasto zostawiając mi mieszkanie. Jasne na początku to było cudowne, wolność, niezależność itp. Ale stoczyłem się zacząłęm ostro pić, często ze starszym bratem który obecnie jest leczącym się alkoholikiem.
To takie tło mojej małej opowieści całe jej sedno jest takie, że już w siebie nie wierzę. Mam cudowną dziewczynę którą nagminnie ranię włócząc się po nocach i pijąc. To chyba główny powód mojego smutku to, że już się nie rozumiemy a mnie cholernie brak jej ciepła mimo, że na nie nie zasługuję. Inna sprawa to to, że zawaliłem edukację... Podchodziłem 4razy do pierwszego roku studiów by ostatecznie na własne życzenie oblać pierwszy semestr, jestem nie zatrudniony i boje się pracy, żyję w totalnym chaosie bo nie mogę znaleźć w sobie sił żeby chociaż w mieszkaniu posprzątać. Krótko mówiąc czuję się jak ostatnie zero i ciężkie myśli które kiedyś towarzyszyły mi tylko przy zawodach miłosnych teraz są ze mną na codzień. Mimo, że codziennie zasypiam z ukochaną kobietą marzę o tym, żeby się nie obudzić po prostu zapaść się w pustkę. Równie często marzę o ucieczce tylko ja, ona i nasze zwierzęta w jakimś odludziu albo na 2gim końcu świata gdzie nikt nas nie zna i można spróbować żyć od nowa. Próbowałem skontaktować się z psychologiem lecz nie znalazłem odwagi ani odpowiednich słów by choćby zacząć rozmowę. Dzsiaj w końcu się przemogłem i wykonałem telefon ale jak na złość nie mogę się dodzwonić.