Ale mnie niewiele potrzeba ,nie mam postawy roszczeniowej ze mi się należy i mam to mieć ,bądź ktoś powinien mi dać bo tak powinno być. (...) .Nic z tego ,nic mi się ni należy ,a tylko mogę być wdzięczna jak mnie cos ekstra spotka czasem.No i to co sobie wypracuje sama to mam ,nic ponadto mniie się nie należy. A wiec mam sielankę bo sielanka to postawa wobec życia, a nie zasoby.
Połączmy zatem "nic mi się nie należy" z "co sobie wypracuję to mam" na przykład. Skoro NIC mi się nie należy, to wszak nie należy mi się także uczciwe wynagrodzenie za pracę, przestrzeganie przez pracodawcę zapisów umowy o pracę, przestrzeganie przepisów bezpieczeństwa i higieny pracy odnosnie mojej osoby, urlop , traktowanie z szacunkem w miejscu pracy - no jak nic to nic. Szanse na wypracowanie sobie czegoś przy takiej postawie raczej niewielkie są. Z to rosną wykładniczo szanse ma bezsensowne "męczeństwo".
Koncepcja "nic mi sie nie należy" bardziej ogólnie. Oraz konsekwentnie. Czyli próbka sposobu postrzegania rzeczywistosci w wykonaniu hipotetycznej osoby faktycznie oraz dogłębnie przekonanej że nic jej sie nie należy.
"Nie należy mi się sprawne załatwienie mojej sprawy przez schludnego, kompetentnego urzędnika. Nic mi się nie nalezy zatem z radościa przyjmuję to, że w okienku siedzi jakaś rozlazła flądra, ktora warcząc na mnie nie umie odpowiedzieć na najprostsze pytania dotyczące sposobu załatwienia sprawy. Nie protestuję, bo wszak "mnie sie nie należy". W obawie przed zajęciem roszczeniowej postawy przechodzę nad tym do porządku dziennego.
Nie należy mi sie spokój we własnym domu, zatem z radoscią przyjmuję do wiadomosci, że na sąsiedniej parceli grupa pijaczków zrobiła sobie melinę z wyszynkiem, wrzeszczą i biją sie co noc oraz demlują okolicę. Nie zawiadamiam policji o permanentnych zakłóceniach spokoju, bo wszak ten spokój mi sie nie należy. Dzięki mojej postawie wobec życia mam sielankę przecież. No i unikam zajęcia roszczeniowej postawy.
Nie należy mi się poszanowanie prywatnosci zatem nie protestuję gdy teściowa celem zaspokojenia swojej ciekawości grzebie w moich rzeczach oraz otwiera i czyta moją korespondencję. Postawa wobec życia zapewnia mi sielankowe współistnienie z teściową...
Nie należy mi sie uczciwosć małżeńska zatem liczne zdrady ze strony męża przyjmuję jako coś normalnego, wszak mnie sie nie należy. Sielanka kwitnie. Wszak oczekiwanie wierności to by było ograniczanie praw pana do przyjemnego życia, roszczenia jakieś bezprawne a ograniczające go i dyskomfort dające.
Nie należy mi się szacunek ze strony potomstwa. Zatem dziecię wyzywa mnie od ostatnich i okrada. Dzieki mojej postawie "nic mi się nie należy" żyję z tym w stanie zachwycenia, sielanka kwitnie.
itd...."
A tak naprawde to moim zdaniem osoba wychowana w zdrowej rodzinie z zasady doskonale wie, że są rzeczy, ktore jak najbardziej jej sie należą. Jest to dla takiej osoby oczywistość podobnie jak oddychanie.
Pełną realizację koncepcji "nic mi się nie należy" można natomiast zauważyć u pewnej części osób wychowanych w realiach rodzin dysfunkcyjnych i patologicznych. Tego zostały nauczone w dzieciństwie. Że NIC im się nie należy.
Przy okazji to cechą charakterystyczna pewnej grupy ludzi z trudnym dzieciństwem jest tak zwany "zosiosamosizm" czyli - nic , nigdy, od nikogo - wszystko mogę zawdzieczać tylko sobie. To są ci "silni" co nie umieją byc słabi, co nie umieja brać od kogoś bez zrewanżowania się, nie umieją dać sie pogłaskać bo bycie słabym w jakiejkolwiek sytuacji dla nich z automatu oznacza bycie gorszym. To jest drugi biegun tego, co nazywamy wyuczoną bezradnoscią - równie wyuczona nadmierna zaradność i chora samodzielność jako cos na kształt bożka.
I tak do dyskusji to pytanie - jakie jest Wasze zdanie na temat postawy "nic mi się nie należy" ?