Witajcie!
Mam wrażenia, że albo ja zwariowałam, albo reszta świata?
Opowiem krótko: poznałam kogoś. Nie bardzo byłam zachwycona, ale było miło. Miałam wrażenie, że facet jest zupełnie zauroczony. Spotkaliśmy się kilka razy. Nie za często. Raz w tygodniu. W sumie 4-5 razy. Na więcej jakoś nie było czasu. Dzwoniliśmy do siebie i pisal mi duzo sms -ow. Serio było miło. Spotkalismy sie w zeszla sobote - bylo kino i kolacja. Kilka calusow. Potem mial wpasc, ale nie zgralismy terminow. Pisal, dzwonil, bylo ok.
I nagle...Od czwartku milczy. W czwartek jego ojciec mial miec (nagle) operacje (jest chory na raka). Napisałam 2 sms, zadzwonilam 3 razy. Bez pretensji napisalam. Zwyczajnie, ze sie martwie i zeby sie odezwal. Nie odbiera i nie odpisuje.
Rzucil mnie? Ale w sumie nawet trudno powiedziec ze byliśmy razem. Jezu! TO JEST DZIWNE! To teraz tak ludzie sie rozstaja? A moze faktycznie cos z jego ojcem? Zwariowałam? Albo ja jestem dziwna albo ten swiat?
nana
P.S. Jakby ktos pytal mam 27 lat, a on jest o rok starszy. Kurde, czy dorosli ludzie tak sie zachowuja?
P.S. No wiem, napiszecie, zebym poczekala. Ale ja czekam od czwartku. Dla mnie przez 4 dni mozna znalezc czas na 1 sms nawet o trsci "odczep sie". Fuck!