Moje podwójne życie

Problemy z partnerami.

Postprzez citizen » 28 mar 2008, o 08:51

Ależ ja absolutnie nie staram się obwiniać męża Emyy za przedłużanie sytuacji. I obciążanie go tym byłoby nawet nie małym, ale dużym nadużyciem. Ja staram się wskazać jej, że jej mąż ma pewne problemy, które musi rozwiązać, a w czym ona absolutnie nie jest w stanie mu pomóc.

I że przeżywane przez nią rozterki są w dużym stopniu wynikiem źle pojmowanego współczucia i kojeniem poczucia winy wobec męża. Natomiast w żaden sposób nie poprawiają sytuacji, a wręcz przeciwnie.

Chciałem jej uzmysłowić, że jeśli właśnie te przesłanki powstrzymują ją przed podjęciem bardziej zdecydowanych kroków, to po prostu się samooszukuje. Być może za jej postawą kryją się jeszcze inne motywy, których ona sobie do końca nie uświadamia. Jeśli tak jest, to może ta dyskusja pozwoli jej skonfrontować się z nimi.
citizen
 
Posty: 102
Dołączył(a): 7 gru 2007, o 12:33

Postprzez Emyy » 28 mar 2008, o 10:08

Citizen…Naprawdę uważasz, że najlepszą rzeczą jaką mogłabym w tej sytuacji zrobić dla męża jest powrót do niego?
Jakbyś mógł to napisz coś więcej o źle rozumianych przeze mnie skrupułach i wyrzutach sumienia.

agik Mam poczucie winy sama z siebie ale faktem jest też, że mąż sprytnie mi tego dokłada. Wiem, że źle robię. Jednak kiedy był czas, że chciałam zakończyć małżeństwo normalnie (kiedy nie było jeszcze kochanka) to mąż wyprawiał takie rzeczy, że nie chce mi się nawet o tym pisać. Dla mnie właśnie wtedy skończyło się małżeństwo i o tym mój mąż wie doskonale. Właśnie wtedy zdjęłam obrączkę i wyprowadziłam się z domu. Nie złożyłam wtedy pozwu rozwodowego bo chciałam, żeby mąż doszedł do siebie, żeby sobie wszystko poukładał. I dopiero wtedy kogoś poznałam. Przede wszystkim nie zdradzam kochanka z mężem i nie mam zamiaru tego robić. Citizen kiedyś napisał, że miał żal do byłej żony, że tak długo zwlekała z decyzją o rozwodzie. Mój mąż ostatnio powiedział, że właśnie dziękuje mi za ten czas bo wtedy mogło być naprawdę źle (oczywiście miał na myśli samobójstwo). Nie odwracam koto ogonem, próbuję tylko siebie zrozumieć.
Emyy
 
Posty: 33
Dołączył(a): 7 lut 2008, o 16:19

Postprzez citizen » 28 mar 2008, o 11:40

---------- 10:32 28.03.2008 ----------

Nie tyle chodziło mi o żal do żony z powodu odwlekania rozwodu, tylko o oszukiwanie mnie. Dopóki myślałem, że powodem naszego rozstania są tylko nieporozumienia pomiędzy nami, łudziłem się, że uda nam się porozumieć i przez ponad pół roku męczyłem się i szarpałem z tym poczuciem. W momencie gdy okazało się, że jednak chodzi o innego mężczyznę, z którym ona chce być (a wiedziała o tym już dużo wcześniej, bo to był jeden z powodów naszego rozstania, tylko oficjalnie przemilczany), bardzo szybko wyzbyłem się złudzeń co do możliwości odbudowy naszego małżeństwa i wtedy dopiero zaczął się mój proces stawania na nogi.

Uważam, że te ponad pół roku, to był czas dla mnie stracony na bezsensowne szarpanie się z nadziejami i rozczarowaniami, a ponadto jej postawa (czyli zwyczajne oszukiwanie mnie) spowodowała, że straciłem do niej resztki szacunku.

Co do Twoich źle rozumianych skrupułów, to po prostu dla mnie Twoje zachowanie przypomina mi taką sytuację, że gdy np. dziecko boli ząb, to Ty starasz się mu pomóc głaszcząc je po główce, bo ono nie chce stracić zęba, który nadaje się tylko do usunięcia i boi się dentysty. Ono cierpi, Ty niby mu pomagasz, a na dobrą sprawę to z tego pomagania nic nie wynika. Ty się frustrujesz swoją bezradnością (no bo starasz się, a Twoja pomoc nic nie daje), a jemu ból wcale nie ustępuje, a wręcz przeciwnie narasta.

Twój mąż przejawia pewne oznaki niedojrzałości, z tym wiąże się nieumiejętność wzięcia na siebie odpowiedzialności za swoje życie, dlatego niestety to na Tobie spoczywa w tym momencie ciężar wzięcia odpowiedzialności za dalsze losy waszego małżeństwa (niezależnie od tego czy to będzie decyzja o rozwodzie, czy powrocie do męża). Czyli tak jak dziecko trzeba zabrać nawet trochę wbrew jemu na wizytę do dentysty, tak Ty musisz zdecydować się na jakieś działanie, bo na razie to jest ciągle "głaskanie bolącego zęba", które być może koi Twoje poczucie winy (no bo przecież coś dla niego robię), ale w rzeczywistości jest tylko przedłużaniem gehenny.

---------- 10:40 ----------

Może nie do końca jasno napisałem, ale chodzi mi o to, że mam wrażenie, że Ty swoją postwą nie dajesz mu jednoznacznie do zrozumienia, że z waszego małżeństwa nic już nie będzie, on Twoje delikatne sygnały ignoruje. Np. to, że ukrywasz to, że z kimś jesteś, on odbiera jako pozytywny sygnał, no bo skoro się z nikim nie wiążesz, to może jest szansa, że do niego wrócisz.
citizen
 
Posty: 102
Dołączył(a): 7 gru 2007, o 12:33

Postprzez ewka » 28 mar 2008, o 11:40

citizen napisał(a):Ja staram się wskazać jej, że jej mąż ma pewne problemy, które musi rozwiązać, a w czym ona absolutnie nie jest w stanie mu pomóc.

Dlaczego absolutnie? Może mu pomóc (i sobie) kończąc (jakkolwiek) to całe poplątanie.
No i "jej mąż ma pewne problemy"... no nie wiem - oni oboje mają problem. To nie są dwie odrębne jednostki z OSOBNYMI problemami, ale dwoje ludzi, którzy tworzyli jakąś całość. I w jakieś części jesteśmy odpowiedzialni za to, jakie jakościowo życie dajemy drugiej stronie. No czy nie? Emyy czuje się odpowiedzialna (tak sądzę), pełna współczucia i to jej wiąże ręce... no ale trudno! Takie są po prostu koszty, a za darmo nie ma nic.

Emyy, jeśli on Cię swoją postawą w jakimś sensie szantażuje i się o niego boisz... to takie trwanie w obecnym układzie i tak luzu psychicznego mu nie daje żadnego. Jemu nie daje i nikomu nie daje.

Emyy napisał(a):Citizen kiedyś napisał, że miał żal do byłej żony, że tak długo zwlekała z decyzją o rozwodzie. Mój mąż ostatnio powiedział, że właśnie dziękuje mi za ten czas bo wtedy mogło być naprawdę źle (oczywiście miał na myśli samobójstwo).

Można przypuszczać, że teraz byłoby już lepiej? Może pisałaś... czy on jest na jakieś terapii lub miałby coś przeciwko niej?
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez Emyy » 28 mar 2008, o 11:54

---------- 10:50 28.03.2008 ----------

Już nie raz myślałam o tym, żeby przyznać się mężowi, że mam kogoś ale to znaczyłoby, że właśnie ten ktoś jest powodem rozpadu mojego małżeństwa.
A tak przecież nie jest i przedstawienie sytuacji w ten sposób bardzo uprościłoby powody rozpadu małżeństwa. A może to jest dobry sposób, żeby mężowi łatwiej się z tym pogodzić? Sama już nie wiem :(

---------- 10:54 ----------

Nie jest na żadnej terapii i uważa, że nie ma takiej patrzeby. Mówi, że mógłby iść na terapię ale tylko ze mną ratować nasze małżeństwo. Innej możliwości nie ma.
Emyy
 
Posty: 33
Dołączył(a): 7 lut 2008, o 16:19

Postprzez citizen » 28 mar 2008, o 11:57

---------- 10:54 28.03.2008 ----------

Dlaczego absolutnie? Może mu pomóc (i sobie) kończąc (jakkolwiek) to całe poplątanie.


To nie ma bezpośredniego związku z jego problemami, takimi jak niedojrzałość, niska samoocena itp. W poradzeniu sobie z tymi problemami ona mu w tej chwili nie pomoże.

To są jego indywidualne problemy, z którymi musi się zmierzyć on sam (może przy wsparciu bliskich osób, ale Emyy w tej chwili nie może być taką osobą). Oni mogliby razem zmierzyć się z problemami dotyczącymi ich związku, bo to byłyby ich wspólne problemy, tylko że tego związku już w zasadzie nie ma.

Odczuwanie współczucia, odzczuwaniem współczucia, ale racjonalne działanie, racjonalnymi działaniami. Można współczuć i działać racjonalnie, robiąc to co uważamy za słuszne.

---------- 10:57 ----------

Emyy, nawet jeśli dopiero po rozwodzie oficjalnie związesz się z tym drugim facetem, to i tak będzie to oceniane jako ostateczna przyczyna rozpadu małżeństwa "bo pewnie spotykałaś się z nim już wcześniej".
citizen
 
Posty: 102
Dołączył(a): 7 gru 2007, o 12:33

Postprzez Emyy » 28 mar 2008, o 11:58

Niby można przypuszczać, że już jest z nim trochę lepiej, bo inaczej się zachowuje ale nigdy nie będę miała pewności, że czegoś sobie nie zrobi jak straci nadzieję na naprawę związku. Póki co on cały czas ma nadzieję, ze uda się to wszystko odkręcić.
Emyy
 
Posty: 33
Dołączył(a): 7 lut 2008, o 16:19

Postprzez citizen » 28 mar 2008, o 12:00

Grozenie samobójstwem, to typowy szantaż emocjonalny i najgorsze co można zrobić w takiej sytuacji to ulec takiemu szantażowi.

Najlepsze wyjście to jasne zakomunikowanie:
"To Twoje życie i zrobisz z nim co uznasz za stosowne i najlepsze dla Ciebie. Gdybyś popełnił samobójstwo byłoby to dla mnie przykre, ale szanuję Twoją autonomiczna decyzję."
citizen
 
Posty: 102
Dołączył(a): 7 gru 2007, o 12:33

Postprzez ewka » 28 mar 2008, o 12:31

citizen napisał(a):To nie ma bezpośredniego związku z jego problemami, takimi jak niedojrzałość, niska samoocena itp. W poradzeniu sobie z tymi problemami ona mu w tej chwili nie pomoże.

Ciekawe, czy "niedojrzały" był od zawsze, czy mu teraz dopiero "wyszła"... a jaką zwykle samoocenę mają zdradzeni (i zdradzani) faceci? Wysoką? Ja nie zauważyłam.
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez citizen » 28 mar 2008, o 13:15

Z tego co do tej pory wyczytałem, to żona odeszła od niego tak po prostu, dopiero potem go zdradziła, a na dodatek ukrywa to przed nim, więc w zasadzie sam fakt zdrady nie powinien mieć wpływu na jego samoocenę.

A co do niedojrzałości, to nie można być dojrzałym i przestać być.
Po prostu wcześniej nie wydarzyło się w jego życiu nic co by ujawniło tą jego niedojrzałość.
citizen
 
Posty: 102
Dołączył(a): 7 gru 2007, o 12:33

Postprzez Emyy » 28 mar 2008, o 13:59

Niską samoocenę miał od zawsze. Zawsze mówił, że zasługuję na kogoś lepszego, fajniejszego, na innym poziomie.
Sam fakt zdrady pewnie także miał wpływ na jego samoocenę, bo to nie jest do końca tak, że on nie podejrzewa zdrady. On po prostu nie chce tego wiedzieć. On mnie o nic nie pyta bo dobrze wie, że gdyby zapytał usłyszałby niewygodną prawdę. A tego woli nie wiedzieć i żyć w swojej iluzji. Tak jakby nie istniało to co niewypowiedziane.
Citizen…Wiem, że masz rację. Ja to wiem i Ty to wiesz. Jednak wydaje mi się, że gdy po jego groźbach samobójstwem powiedziałabym to co proponujesz to już dawno by go z nami nie było. Zresztą to nie były groźby tylko próby (na moich oczach).
Emyy
 
Posty: 33
Dołączył(a): 7 lut 2008, o 16:19

Postprzez Abssinth » 28 mar 2008, o 14:05

hmmm

jak dla mnie to zalosc, i tyle.

oczywiscie, ze na twoich oczach bedzie probowal, bo wie, ze go uratujesz i powstrzymasz przed tej proby uskutecznieniem. Jesli naprawde chcialby sie zabic, zrobilby to spokojnie i po cichu tak, zeby nikt mu w tym nie przeszkodzil.

gra, zabawa druga osoba w najbardziej uragajacy wszelkim zasadom sposob.

niska samoocena i 'zaaslugujesz na kogos lepszego' - kolejna manipulacja, branie Cie na litosc i zostanie z nim z litosci, liczenie na to, ze jednak bedziesz sie starla mu pokazac, ze jest taki fajny i w ogole....

no zesz cholera.
idz od niego, nie wiem czy do tego nowego faceta, ale idz od tego....bo przeciez ta cala sytuacja jest chora gra, psychotyczna zabawa...

...i tylko od Ciebie zalezy teraz, czy bedziesz dalej w ta glupia gierke grac, czy nie.
Avatar użytkownika
Abssinth
 
Posty: 4410
Dołączył(a): 6 maja 2007, o 01:39
Lokalizacja: Londyn

Postprzez citizen » 28 mar 2008, o 14:56

Zgadzam się z Abssinthem.
Coś czuję, że Ty szykasz sobie wymówek przed dalszym "nicnierobieniem".

W psychiatrii istnieje pojęcie "manipulacyjnej próby samobójczej" (już samo określenie - "próba" wiele mówi), która jest podejmowana właśnie na oczach osoby, którą chce się zmanipulować, albo jest ona o tym w jakiś inny sposób informowana.

Oczywiście zawsze istnieje ryzyko, że taka osoba przez przypadek (bo nie taki jest jej zamiar) rzeczywiście się zabije, ale na to już nie mamy wpływu. Nie ucinając tego w sposób zdecydowany i stanowczy skłaniasz go do takich zachowań w przyszłości.

To tak jak z dzieckiem rzucającym się na ziemię i tupiącym nogami przed stoiskiem ze słodyczami, wcześniej czy później trzeba to ukrócić stanowczym działaniem, ale im później się to zrobi ustępując wcześniej dla świętego spokoju, tym bardziej drastyczne i histeryczne będą reakcje dziecka.

Jeśli podejmie taką kolejną próbę na Twoich oczach, to po prostu dzwoń po policję i pogotowie, informując go, że nie czujesz się kompetentna w ratowaniu jego życia i że tyle możesz dla niego zrobić. Wstyd jest bardzo skutecznym "lekarstwem".
citizen
 
Posty: 102
Dołączył(a): 7 gru 2007, o 12:33

Postprzez Emyy » 28 mar 2008, o 15:27

Dla mnie te "wymówki" są bardzo ważnymi rozterkami od których zależy dalsze życie innych i moje.
Emyy
 
Posty: 33
Dołączył(a): 7 lut 2008, o 16:19

Postprzez ewka » 28 mar 2008, o 22:48

Emyy napisał(a):Dla mnie te "wymówki" są bardzo ważnymi rozterkami od których zależy dalsze życie innych i moje.

Doskonale rozumiem... raczej to rozterki, nie wymówki. I Citizen ma dużo racji, Abss ma rację - pozostaje jednak samo życie z tymi właśnie rozterkami, uczuciami, odpowiedzialnością i masą innych "drobiazgów".

Trzymam kciuki za... za co? Abyś umiała podjąć konkretne decyzje.
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 153 gości

cron