Podniebna dokładnie
wiecej nie dodam
uwaga wzieło mnie na podusmowania
podsumowania mojego bytowania na psycholekscie
jestem tu jakieś 9 lat...moze wiecej
mogę podzielic ten czas na dwa okresy...
pierwszy kiedy tu trafiłam bo mój facet miał problemy z porno...
bo później mnie zdradzał przez połowę zwiazku...
bo zniszczył moje poczucie własnej wartości...
mieszkałam sama...
musiałam sie sama utrzymywac...tak w mieszkaniu brata ale rachunki musiałam opłacać sama...mieszkanie było ruderą wszystko musiałam robic sama ...
płaciłam za studia...utrzymywałam koty...i siebie..
musiałam radzic sobie z samookalecznaiem trwajacym od liceum...
mam próbę samobójczą za sobą...w sumie dwukrotną chyba
zbierałam sie po niszczacym mnie zwiazku...
zmieniłam pracę
przerobiłam kolejny zwiazek...
kolejny zły wybór...podobny do pierwszego...
zaczełam sobie radzic fianansowo...
wziełam kolejny wydatek w postaci psa, na którego też uzbierałam sama...
zaczełam pomagać rodzicom bo ich sytuacja sie mocno pogorszyła...
skonczyłam studia znów zmieniłam pracę
dostawał na forum regularnie "kopa" i niby głupie rady w postaci : "weź sie w garsć"...."dasz rade"
nie raz ratowały mi tyłek...
dostawałam konkretne rady...z niektorych korzystałam z innych nie...dostawałam motywację i parłam do przodu...
mam 30 lat (za miesiac)
jakies 3 lata temu zaczał sie moj drugi eptap na tym forum...
poznałam fantastycznego faceta i zaczełam układac sobie zycie...
przy pomocy...terapii...psów...znajomych...samej siebie...faceta
od ponad roku jestem regularnie ( zminimalnymi przerwami) szczesliwa...
kupiłam mieszkanie (sama...za samodzielnie zdobyty kredyt bez pomocy rodzicow znajomych czy łaski z nieba...kredyt zdobyłam swoja pracą...regularną nie raz ciezką i wymagajaca duzo czasu i nerwow)
pielegnowałam zwiazek...albo zwiazek pielęgnował mnie
dorobiłam sie trzeciego psa...własnej franczyzy (mojego faceta)
wielu podrózy...
spełniania powolutku kolejnych marzeń..
pozbyłam sie wielu tzw "znajomych"
dorobiłam się narzeczonego i najpiekniejszych na swiecie zareczyn
i pewnosci siebie...ktora kiedyś tam zaczełam tracic...
mam dobra prace...ktora moge pod siebie usatwiac...czesto jestemw domu...nie stresuje sie...nie mam szefa...
szukam kilkuhektarowej działki zeby wybudowac dom i moc dalej realizowac swoje marzenia...miec kolejne psy i konie
poswiecic sie temu co kocham najbardziej...
chce zaczac dobrze uczyc sie jezyka bo sporo podrozuje...poznałam fantastycznych ludzi spoza naszej granicy...łaczy nas wspólna pasja...
i kocham zycie, którego nie raz nienawidziłam
i tak sobie myślę czy przez to, ze to wszystko mam...na co cieżko zapracowała mam mniejszą wartosć tutaj? bo juz nie cierpię...bo nie potrzebuje pomocy...
dobrze pamietam, że dopoki działo sie zle...i bywało cieżko moje zdanie było inaczej traktowane...teraz nagle nic nie rozumiem...nie przezyłam...nie znam...bo nie przypominam co pzreszłam...albo co gorsza dla niektorych to nic...bo oni mają gorzej pzreciez...
moja mam jest po zawodowce...ma schizofrenie ktora bardzo dobrze poznałam jako dziecko i dorastajaca dziewczyna..
mój ojciec to mega inteligentny facet, ktory cale zycie był "robolem" pracował jako górnik na slasku od zawodowki...pozniej cale zycie jako drukarz za psie pieniadze...wiem, ze nie jest do konca szczesliwy ze swojego zycia...widac to po nim...
przezyłam jego wypadek...szpital...krwaiki an mózgu...walke o jego godnośc..
przeżyłam jego zawał...na szczescie on tez...choc ledwo...
moj brat skonczyl zawodowke...dobrze,z ę w ogole bo mu sie chodzic nie chcialo...mial inne zajecia...teraz ma wlasna firme i czesta tendencję do obwiniania rodzicow o to, że cos mu nie idzie..
pojdę dalej...moj tata jest z wielodzietnej rodziny gdzie dwie siostry zmarły...dziadek lał babcie ile sie dało...i zdradzał na prawo i lewo...jeden z jego braci tez bił żonę...i jest mega alkoholikiem...drugi mozę troche lepszy...mój chrzestny...dobzre, ze nie mam z nim kontaktu...ojciec sie wyprowadzil za dzieciaka na slask bo nie chcial zyc w takim domu...
wyrosl na swietnego czlowieka, ktory potrafil sie zaopiekowac moja chora mama...nikt mu nie pwoiedzial ze ma schizofrenie...nikt mu tez nie pomagał kiedy siedziała w psychiatryku a on miał na głowie dwoje dzieci ...chodził do technikum ale prze matura musial zrezygnowac...nie dawał rady pracowac na dwie zmiany i zajmowac sie domem...
mogłabym tak długo...bo wszystko bardzo dobrze pamietam...każda z tych infroamcji czy chwil kształtowała mnie jako człowieka
wiecie co...mysle, ze w bardzo dużym stopniu to my tworzymy swoje życie...i przykro mi ale nie ma raczej mocy zeby mnie przekonac, ze jest inaczej...choc mogę się mylic..ale pozwólcie że pozostane przy swojej wiedzy i doswiadczeniu i bede ja wykorzystywać zgodnie ze swoim sumieniem...
nie wiem co bezie jutro...czy mi sie nie posypie zwiazek...albo nie bede miala wypadku...wszytsko moze szlag trafi...i wtedy bede musiał sie podnosci od nowa...bo jakos to zycie tzreba przezyc...odpowiemy za nie sami przed sobą...nie przed znajomymi...rodzicami...ludzmi z forum...psychologiem...swoim dzieckiem czy kim tam jeszcze...no moze dla szczerze wierzących przed Bogiem...
a teraz ide z psami na spacer
miłego wieczoru