Moje podwójne życie

Problemy z partnerami.

Postprzez ewka » 27 mar 2008, o 13:50

Emyy, wczoraj napisałaś tak:
Mówi, że woli już każdą decyzję niż żadną. Powiedział też, że nie będzie mnie już więcej namawiał jak będę chciała rozwodu. Ale póki nie złożę papierów do sądu on ma nadzieję, że jeszcze uda się to małżeństwo uratować.

Dzisiaj piszesz tak:
Tak – teoretycznie on może też coś zrobić z tą sytuacją tylko, że dla niego nie istnieje opcja „rozwód”.

Te zdania sobie przeczą.
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez Emyy » 27 mar 2008, o 13:59

Niekoniecznie przeczą. Wczoraj pisałam o tym, że on nie będzie mnie zatrzymywał skoro JA ZDECYDUJĘ o rozwodzie. Dzisiaj z citizen piszemy o tym, że mój mąż też teoretycznie może coś zrobić skoro nie chce czekać ale on na pewno NIE ZDECYDUJE o rozwodzie. Dla niego nie istnieje opcja „rozwód” w sensie, że on na pewno nie podejmie decyzji o odejściu. Jak ja to zrobię to ok.
Emyy
 
Posty: 33
Dołączył(a): 7 lut 2008, o 16:19

Postprzez citizen » 27 mar 2008, o 14:02

Ewa, ale właśnie to się sprowadza do tego jego biernego czekania. Podejmie, nie podejmie...
Są pewne rzeczy, na które człowiek ma wpływ i te próbuje zmienić i na tym powinien skupiać swój potencjał, i takie na które nie ma wpływu i nie może ich zmienić, i z nimi powinien nauczyć się radzić poprzez umiejętność godzenia się z nimi. To są przejawy dojrzałości człowieka.

To mniej więcej jak obrażanie się na deszcz, że pada albo słońce, że świeci.


Ja nie uważam że te zachowania manipulacyjne to działanie świadomie, co nie zmienia faktu, że to jest manipulacja. On widocznie tak nauczył się reagować w relacjach z innymi ludźmi.

To po prostu taki typ osobowości. Wszyscy w koło są odpowiedzialni za moje życie, ale ja najmniej.

Emyy, oczywiście, popełniłaś błąd, za który ponosisz odpowiedzialność w postaci rozterek, wyrzutów sumienia itp. i z tymi kwestiami musisz się Ty uporać. Ty musisz sobie zdać sprawę, że stoisz w konflikcie pomiędzy swoim poczuciem odpowiedzialności, a naturalnym ludzkim dążeniem do szczęścia. Niektórym postępowanie zgodne z poczuciem odpowiedzialności daje poczucie szczęścia, tobie widocznie przestało to wystarczać. Masz do tego prawo. Motywami Twojego postępowania nie jest unieszczęśliwienie męża, a jedynie zadbanie o własne szczęście. On też musi zadbać o swoje szczęście w sposób dojrzały czyli racjonalnie oceniający rzeczywistość - ta kobieta nie chce ze mną być bo nie jest ze mną szczęśliwa i nie jestem w stanie przekonać jej, że może być inaczej i dla własnego dobra powinienem się z tym pogodzić.

On musi się uporać z tą i innymi kwestiami, ale musi to zrobić sam, przy pomocy innych bliskich mu osób, terapii itp., ale nie przy Twojej pomocy.
citizen
 
Posty: 102
Dołączył(a): 7 gru 2007, o 12:33

Postprzez Emyy » 27 mar 2008, o 14:21

No właśnie….a on powtarza, że ma tylko mnie, że jego świat kręcił się tylko wokół mnie, wszystko robił dla mnie, dla naszego małżeństwa, dla nas. On był taki dobry a ja go zostawiam. Przez to, że całe życie koło mnie cyt. „skakał” odsunął się od swojej rodziny, kolegów. I teraz nie ma nic. Mówi, że nigdy się z tym nie pogodzi, nigdy nie ułoży sobie życia, bo tak go zawiodłam. Zakłada, że każdy jego ewentualny następny związek tak samo się zakończy więc nawet o tym nie myśli. Chce, żebym mu pomagała, rozmawiała z nim. Chce znać moje plany, bo się o mnie martwi itd.itp.
Emyy
 
Posty: 33
Dołączył(a): 7 lut 2008, o 16:19

Postprzez citizen » 27 mar 2008, o 14:37

No właśnie….a on powtarza, że ma tylko mnie, że jego świat kręcił się tylko wokół mnie, wszystko robił dla mnie, dla naszego małżeństwa, dla nas. On był taki dobry a ja go zostawiam. Przez to, że całe życie koło mnie cyt. „skakał” odsunął się od swojej rodziny, kolegów. I teraz nie ma nic.


Ok, będę brutalny,
Czyli żałuje, że to robił? Czyli po co to robił?
To są konsekwencje jego decyzji życiowych. Czy on się kiedykolwiek Ciebie pytał czy Ty właśnie tego od niego oczekujesz? Może to będzie dla niego nauczka na przyszłość, że w związku nie można zatracać siebie, ale trzeba dbać też o własne potrzeby, że poświęcanie się dla kogoś (na dodatek robiąc rzeczy których ten ktoś nie oczekuje), to nie jest pomysł na udany związek. Zresztą nadal widać, że ta nauka dalej mu idzie opornie, bo nadal jest skupiony na Tobie, a nie na sobie.

Mówi, że nigdy się z tym nie pogodzi, nigdy nie ułoży sobie życia, bo tak go zawiodłam. Zakłada, że każdy jego ewentualny następny związek tak samo się zakończy więc nawet o tym nie myśli. Chce, żebym mu pomagała, rozmawiała z nim. Chce znać moje plany, bo się o mnie martwi itd.itp.


Ale to znowu jego problem, bo jego oczekiwania są nierealistyczne. Jeśli ja bym tutaj teraz pisał, że w życiu nie będę szczęśliwy jeśli nie trafię szóstki w totka, to będzie to realistyczne oczekiwanie i przejaw dojrzałości? Każdy ponosi sam odpowiedzialność za swoje uczucia i emocje.
citizen
 
Posty: 102
Dołączył(a): 7 gru 2007, o 12:33

Postprzez Emyy » 27 mar 2008, o 15:00

Nie – nie żałuje, że to robił, bo robił to dla nas. A teraz kiedy nie ma nas - on nie widzi sensu takiego życia. Nie ma dziecka, nie ma mnie, ma tylko siebie. To wegetacja nie życie.
Nie dość, że się mnie nie pytał czy ja takiego życia oczekuje to nie słuchał kiedy mówiłam, że mi źle. Uważał, że daje mi wszystko czego potrzebuję. Jakby sam wiedział lepiej. Nawet teraz uważa, że przecież miałam dobrze. I właśnie to „dobrze” chce mi dać kiedy wrócę.
Emyy
 
Posty: 33
Dołączył(a): 7 lut 2008, o 16:19

Postprzez citizen » 27 mar 2008, o 15:24

Czyli wypominanie tego z jego strony to małostkowość.

A on ma aż siebie. I to po prostu życie, a nie wegetacja, no chyba, że on chce wegetować, ale to jego autonomiczna decyzja.

A z tego co piszesz dalej, to on nawet na błędach się nie uczy, ale za to też nie ponosisz odpowiedzialności.
citizen
 
Posty: 102
Dołączył(a): 7 gru 2007, o 12:33

Postprzez Emyy » 27 mar 2008, o 15:55

Gołym okiem widać, że on sobie z tym wszystkim nie radzi.
A ja czuję, że to po części moja wina. Już sama nie wiem….może za mało mu tłumaczyłam? Za mało było rozmów?
Ale z nim tak ciężko się rozmawia…..ja swoje, on swoje i tak w kółko.
Emyy
 
Posty: 33
Dołączył(a): 7 lut 2008, o 16:19

Postprzez citizen » 27 mar 2008, o 16:12

Nawet zakładając, że coś jest Twoją winą, to możesz go jedynie za to przeprosić i poprosić o wybaczenie. Jesteś ostanią osobą, która może tutaj coś zmienić poprzez jakiekolwiek inne działanie. No chyba, że w imię tego poczucia winy chcesz do niego wrócić, bo to jedyne co mogłabyś zrobić.

I powiem Ci jeszcze jedno, tak patrząc z boku. Człowiek po porzuceniu przeżywa piekło, ale w większośći przypadków jakoś udaje mu się stanąć na nogi i wrócić do równowagi. Natomiast jeszcze nikomu nie pomogło tkwienie w zawieszeniu. Być może najlepszą rzeczą (oprócz powrotu do niego) jaką mogłabyś zrobić dla męża, to szybko i zdecydowanie rozstać się z nim.
citizen
 
Posty: 102
Dołączył(a): 7 gru 2007, o 12:33

Postprzez ewka » 27 mar 2008, o 16:17

---------- 15:15 27.03.2008 ----------

Citizen, wiele racji w tym co piszesz... ale jakbyś zupełnie zapomniał o tym, że facetowi zawaliło się życie - niestety, zdrada i zdradzanie wali na oślep i rujnuje życie. Daj Boże, że się człowiek otrzepie z tego wszystkiego i potrafi tak myśleć, jak Ty myślisz... jednak jest tak, jak Emyy pisze... nie ma już sensu i nie ma już celu. Ty piszesz o jego małostkowości, manipulacjach... to trochę niesprawiedliwe. Postaw się trochę w jego sytuacji - wiem, że niełatwo, bo jesteś jakby po drugiej stronie...

---------- 15:17 ----------

citizen napisał(a):Być może najlepszą rzeczą (oprócz powrotu do niego) jaką mogłabyś zrobić dla męża, to szybko i zdecydowanie rozstać się z nim.

A z tym się całkowicie zgadzam... takie trwanie-nietrwanie musi być straszne.
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez citizen » 27 mar 2008, o 16:21

Ewo, jakiś czas temu, na tyle długi że pozwolił mi zmienić perspektywę, byłem na miejscu męża Emyy. To co piszę, to jakby wiwisekcja i patrzenie na siebie jakim byłem kiedyś i wiele z tego, to efekt autorefleksji. Czasem niestety smutnej.
citizen
 
Posty: 102
Dołączył(a): 7 gru 2007, o 12:33

Postprzez ewka » 27 mar 2008, o 16:30

citizen napisał(a):Ewo, jakiś czas temu, na tyle długi że pozwolił mi zmienić perspektywę, byłem na miejscu męża Emyy. To co piszę, to jakby wiwisekcja i patrzenie na siebie jakim byłem kiedyś i wiele z tego, to efekt autorefleksji. Czasem niestety smutnej.

Twój wpis na początku tego tematu sugeruje coś innego... albo mam problem z czytaniem ze zrozumieniem;)
Sorry.
Ok?

I oby każdy zdradzony doszedł do wniosków, do jakich doszedłeś... a tutaj tylko czas i dobre zajęcie się sobą - czego mężowi Emyy serdecznie życzę.

I oby Emyy umiała jakoś konkretnie zagrać... mam bardzo dobrego kolegę, też zdradzonego - wiem, co się z nim działo i co się z nim dzieje. Serce pęka.

Bo taki jesteś wobec niego bardzo krytyczny...
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez agik » 27 mar 2008, o 19:41

I mnie się wydaje, ze posądzanie męza Emyy o manipulację w sytuacji, w której ona układa sobie zycie z innym mężczyzną i to od wielu lat- to gruba przesada.

Mówisz Emyy, ze mąż wpędza Cie w poczucie winy?
A sama z siebie nie masz poczucia winy, ze zdradzasz męza z kochankiem i zdradzasz kochanka z męzem?
Uwazasz, ze Tobą manipuluje?

Teraz ja będę brutalnie szczera- nie dziwiłabym Ci się, gdybyś poczucie winy miała. Bo robisz złe rzeczy. Kłamiesz, oszukujesz, zdradzasz.
Ok. Podjęłaś zła decyzję kiedyś tam. Mogłbyś ją cofnąć, gdybys chciała, mogłabyś dać decyzję o rozstaniu męzowi- za jakiś czas podniósłby się i być moze ułozył sobie całkiem znośnie zycie- bez Ciebie.
Każdy może się pomylic i rzeczywiście dazenie do szczęścia jest natulanym pragnieniem człowieka.
Ale zwalanie winy na męza, tylko dlatego, ze rozwód jest kłopotliwy i stresjący, no i być moze znajomi i rodzina źle Cię ocenią- mnie się wydaje bardzo niesprawiedliwe.

I jeszce jedno- To jest forum wsparcia. Wsparcie nalezy się każdemu.
Tobie równiez.
Ale bebechami mi wywraca, jak robisz z siebie biedną męczennicę manipulacji męża, w sytuacji kiedy to Ty zdradzasz.
Czasem się nie udaje mimo najlepszych chęci, zdarza się podjać złą decyzję.
Ale odwracanie kota ogonem- nie powinno miec miejsca.

Pozdrawiam Cię serdecznie
I przepraszam jeśli coś xłe zrozumiałam.
agik
 
Posty: 4641
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 16:05

Postprzez citizen » 28 mar 2008, o 00:02

Twój wpis na początku tego tematu sugeruje coś innego... albo mam problem z czytaniem ze zrozumieniem;)
Sorry.
Ok?


Nie masz problemów z czytaniem ze zrozumieniem. :) Moje wcześniejsze wpisy dotyczyły sytuacji aktualnej, a ostatni - przeżyć sprzed jakiegoś czasu.

Dlatego dość dobrze potrafię wczuć się w sytuację stron tego układu w jakim jest Emyy.

Jej źle rozumiane skrupuły i wyrzuty sumienia (jeszcze wzmacniane przez postawę męża) prowadzą do przedłużania tej chorej i uciążliwej dla wszystkich stron sytuacji.
citizen
 
Posty: 102
Dołączył(a): 7 gru 2007, o 12:33

Postprzez ewka » 28 mar 2008, o 00:54

citizen napisał(a):Nie masz problemów z czytaniem ze zrozumieniem. :)

To mi ulżyło;)
Śmiem więc powiedzieć, że próba obciążania winą za "przedłużanie tej chorej i uciążliwej dla wszystkich stron sytuacji" męża Emyy jest lekkim nadużyciem - a w tą stronę rozmówki idą. Tak jest dla Emyy wygodniej i ja to rozumiem... ale się z tym nie zgadzam.
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: AngelLar, asuqokofabos i 310 gości