Emocje...2

Problemy związane z uzależnieniami.

Postprzez Legion » 27 mar 2008, o 01:00

Samotnosc to taka straszna trwoga... Szczegolnie gdy jest sie mlodym. To niszczy wszelkie filary wartosci zycia. A ja nawet nacpany czuje sie samotny. Tego nawet prochami nie idzie zabic.

Bylem gdzies wczoraj... Znow sie zawiodlem na kims , na sobie. Pierwsza mysl - przyjebac, bo znow cholernie boli. I jeszcze ten cholerny kontrast, kiedy widzi sie cos gdzies obok, na wyciagniecie reki, a jednak jest to poza zasiegiem, czyms co pozostaje w sferze marzen. Ale sie trzymam. Pytanie: I co z tego? To wartosc sama w sobie?
Legion
 

Postprzez pukapuk » 27 mar 2008, o 07:41

Marzenia to piękna rzecz i co ciekawe można je zmieniać. Samotność ? Jeżeli tu mnie nie chcą ? Jeżeli tu mnie nie chcą zrozumieć ? Niech spadają bo nie wiedzą co tracą. To nie są moi przyjaciele !!! trzymaj się zmień coś, inaczej gdzie indziej, może to co robisz to jest nie tak.
pukapuk
 

Postprzez Filemon » 27 mar 2008, o 09:53

Legionnaire, nie pisałem ostatnio bo... sam mam gorszego doła z powodu tego co się dzieje w mojej rodzinie, więc jest mi również ciężko... Choć z drugiej strony, cieszą mnie pewne moje sprawy osobiste, które nie wyglądają jednak tak beznadziejnie, jak mi się wcześniej wydawało, stąd też trochę nowych nadziei we mnie, choć nie wiem wcale jeszcze jak to będzie i co los przyniesie... Mam do Ciebie prośbę - trzymaj za mnie kciuki! ;)

Tak czy siak, jak zwykle rusza mnie wewnętrznie to co piszesz i dlatego mimo własnych kłopotów wracam tu znowu do Ciebie...

Chciałbym się odnieść do paru Twoich wypowiedzi.

Legionnaire napisał(a):Nie wchodze na ten portal, zeby czytac slowa krytyki. Nienawidze krytyki jak rowniez ludzi, ktorzy mi ja serwuja. A wiesz dlaczego? Bo kurwa nasluchalem sie jej od moich "ukochanych" (sic!) rodzicow i ludzi podobnego im pokroju W CHUJ DUZO. I mam jej juz dosc.
Dlatego zastanow sie zanim kolejny raz zjedziesz mnie lub kogos innego, tylko dlatego, ze wypisuje, w twojej opinii, totalne glupoty. Szanuj uczucia oraz zdanie innych ludzi. Ja nikomu na portalu nie staram sie dawac "zlotych rad" a propos tego, jak zerwac z nalogiem, bo po prostu nie wiem jak to zrobic. Ale wiem jedno - nawet jeslibym wiedzial, to na pewno nie probowalbym wplynac na tego czlowieka poprzez krytyke. Bo krytyka niszczy. Krytyka wywoluje podstawowe emocje ktorymi zywi sie nalog: wsytd, poczucie winy, lek.


W tej sprawie rozumiem Cię świetnie i... podpisuję się pod Twoimi słowami obiema rękami! Cholernie jest mi bliskie to co napisałeś, bo wiem z własnego doświadczenia, jak strasznie niszczyła i niszczy mnie na przykład głupia, bezmyślna, małostkowa krytyka mojej najbliższej rodziny i to jeszcze w sytuacji, kiedy ja daję z siebie maksimum tego na co mnie stać i naprawdę nie jest to mało – pomagam w ciągu dnia jak i na noce w opiece nad moją 95-letnią zupełnie już niesprawną babcią i nie tylko nie doświadczam zrozumienia i dobrego słowa od ciotki, która ze mną współpracuje, ale ostatnio znowu jestem napadany, krytykowany i czepiają się mnie o głupoty nie doceniając mojego wkładu pracy, itd. Mnie się wtedy chce kląć „w chuj” dokładnie tak jak Tobie i przyznam, że czasem niestety z wściekłości i poczucia bezradności to robię.

Wiem zatem jak strasznie destruktywna może być taka krytyka i faktycznie może ona popychać człowieka, który ma trudności w radzeniu z nią sobie do najgorszych rzeczy, w tym do nałogów i uzależnień, CHOĆ OCZYWIŚCIE TO MY SAMI JESTEŚMY OSTATECZNIE ODPOWIEDZIALNI ZA TO CZY SOBIE Z TYM PORADZIMY CZY NIE... –NO I W GRĘ WCHODZI NASZE WŁASNE ZDROWIE I ŻYCIE, więc ja już wolę nawet czasem bluznąć jak Ty i w ten sposób się odreagować, jednak za wszelką cenę staram się unikać wpadnięcia w uzależnienie (nawet z przepisanymi przez lekarza lekami uspokajającymi postępuję bardzo ostrożnie i czasem się męczę, żeby nie wpaść w nie i na nich nie jechać, bo wiadomo, że wówczas stałbym się podobnie uzależniony chemicznie jak osoby, które biorą jakąś chemię na własną rękę...). Bo przecież nałóg, to „drugie dno” do tego dna co już mamy – człowiek nim spętany stopniowo nie tylko traci zdrowie fizyczne i wchodzi krok po kroku w zagrożenie dla swojego życia, ale też rozregulowuje się coraz bardziej psychicznie i potem musi się coraz bardziej borykać z różnymi jakby „ubocznymi” skutkami narkotyków czy alkoholu, które dają ulgę jedynie doraźną i czasową na dłuższą metę jednak stwarzając problemy, które mogą być rozwiązane jedynie wydobyciem się z uzależnienia, co przecież jest kolejnym poważnym problemem i rodzajem trudnej walki a potem jeszcze następnych zmagań w celu utrzymania abstynencji i niedopuszczania do nawrotów... No i w tym sensie jest to „drugie dno”, do tego życiowego dna, które już się ma, jednak ja osobiście nie widzę innego wyjścia niż próba odbicia się od tego drugiego dna – czyli wyjścia z nałogu – jeżeli człowiek chce faktycznie dać sobie szansę na dojście do równowagi emocjonalnej i uporanie się z psychiczną huśtawką... – wiadomo, że narkotyki i alkohol na dalszy dystans skutecznie to uniemożliwiają.

Ty sam wiesz, że jest tak jak piszę wyżej, bo sam stwierdziłeś, że:

Legionnaire napisał(a):Mam coraz większe trudności w panowaniu nad myśleniem, emocjami i zachowaniem. Mój stan zdrowienia pogarsza się.


Piszesz też:

Legionnaire napisał(a):Zatem powiedz mi co mam robic na trzezwo aby czuc sie dobrze? Co mam zrobic, zeby moc normalnie zyc, zeby psychicznie sie nie wykonczyc? Potrafie wytrzymać tak z 2 tygodnie bez wszelkiego rodzaju chemii, ale potem przychodzi dzien, kiedy mam juz wszystkiego serdecznie dosyć (...)


A w innym miejscu zauważasz:

Legionnaire napisał(a): Zmiana otoczenia - fakt. Moglaby cos mi pomoc - uwolnilbym sie od starego. Aczkolwiek ja jestem osoba, ktora cpa zazwyczaj w samotnosci. Nie potrzebuje zadnego towarzysta. Ogolnie jestem raczej introwertykiem. W przypadku alkoholu, to jest troche inaczej - zazwyczaj pijemy z kims. Choc i tez sa ludzie, ktorzy pija sami. Ja czuje, ze zmiana pracy, poznanie dziewczyny, to moglby byc jakies czynniki napedowe. Tak zeby wstawac rano i czuc, ze jest w tym wszystkim jakis sens.


Z mojego własnego doświadczenia mogę znowuż zdecydowanie potwierdzić Twoje spostrzeżenie a mianowicie fakt, że zapewnienie sobie innego otoczenia (na przykład ludzi życzliwych a nie czepiających się i krytykujących nas nieustannie) jest JEDNYM Z CZYNNIKÓW wspierających nas i rozwój naszego lepszego samopoczucia. Następnie sprawy prywatne, jakaś bliska uczuciowa relacja z przyjacielem jednym czy drugim (o ile los nas obdarzy aż tak łaskawie... :) ), z dziewczyną, jak wspominasz, itp. to JAK NAJBARDZIEJ KOLEJNE CZYNNIKI NAPĘDOWE, jak to nazwałeś i jeśli chodzi o mnie, to tak samo działają one bardzo korzystnie odciągając mnie od niezdrowych środków radzenia sobie z emocjami i dając mi też coś w życiu miłego, fajnego, sympatycznego, co sprawia, że to co odczuwam, to nie tylko wściekłość, nienawiść i nieustanna frustracja...

Ja bym powiedział tak, że jak dla mnie to wszystkie takie życiowe czynniki są przydatne – im więcej tego tym lepiej, bo tym większa szansa, że będą one przeciwwagą dla destruktywnych i autodestruktywnych uczuć, które nas rozdzierają i niszczą. Suma takich oddziaływań, o które ja w moim życiu walczyłem we wszystkich możliwych obszarach, które przyszły mi do głowy, wykorzystując wszelkie szanse, które dostrzegałem i które przynosiło mi życie, sprawiła, że w pewnym momencie ILOŚĆ PRZESZŁA W JAKOŚĆ – to znaczy na dłuższą metę zaczęło to wszystko procentować polepszającym się stopniowo samopoczuciem, aż wreszcie pamiętam, jak w pewnym momencie zauważyłem, że... jestem w zasadzie niemal całkiem wolny od lęków i depresyjnych stanów, które towarzyszyły mi wiele długich lat. Tak więc w moim życiu nastąpił taki moment, że ten emocjonalny pieprznik został jakby zaleczony takimi właśnie działaniami jak: kontakty z ludźmi, relacja partnerska, kontakt z terapeutą, chodzenie na mitingi, oddzielanie się od destruktywnej rodziny, dbanie o wolność od uzależnień, podchwytywanie szans życiowych i samodzielne ich wyszukiwanie, stopniowa realizacja choćby małych własnych pragnień, sprawianie sobie zdrowych przyjemności, nagradzanie siebie za choćby drobne początkowo sukcesy, nienapadanie samego i niekrytykowania za niepowodzenia czy niedociągnięcia, pozwalanie sobie na marzenia i sprawdzanie czy przypadkiem niektórych z nich nie dałoby się zrealizować na danym etapie życia, itp. Z WŁASNEGO DOŚWIADCZENIA MOGĘ CIĘ UCZCIWIE ZAPEWNIĆ, ŻE JEST TO AUTENTYCZNIE MOŻLIWE a jak się mogłeś już chyba dotychczas zorientować mamy co nieco wspólnego jeśli chodzi o pewne problemy z własnymi emocjami i w spojrzeniu na różne sprawy życiowe...

Niestety, w moim wypadku nie udało mi się zapobiec nawrotowi moich problemów emocjonalnych na skutek mojej nieumiejętności przejścia do całkowicie samodzielnego, niezależnego życia i niemożności PEŁNEGO oddzielenia się od destruktywnej dla mnie rodziny lub też zmienienia DO KOŃCA mojego schematu reagowania i radzenia sobie z takimi niszczącymi oddziaływaniami... Tak więc znowu wylądowałem w gównie... I chuj!! – jak Ty co czasem mówisz Legionnaire – i chuj z tym, bo ja się nie zamierzam poddać – za młody jeszcze jestem, za dużo jeszcze życia przede mną, żebym na nim położył lachę a ponadto wiem już z przeszłego doświadczenia, że jest rzeczą możliwą z takiego gówna się wydobyć a następnie cieszyć się życiem na miarę własnych możliwości i mieć z niego więcej przyjemności, zadowolenia, pożytku dla siebie i dla innych niż destrukcji, nienawiści i bezsilnej furii.

W Twoim ostatnim poście piszesz:

Legionnaire napisał(a):Samotnosc to taka straszna trwoga... Szczegolnie gdy jest sie mlodym. To niszczy wszelkie filary wartosci zycia. A ja nawet nacpany czuje sie samotny. Tego nawet prochami nie idzie zabic.

Bylem gdzies wczoraj... Znow sie zawiodlem na kims , na sobie. Pierwsza mysl - przyjebac, bo znow cholernie boli. I jeszcze ten cholerny kontrast, kiedy widzi sie cos gdzies obok, na wyciagniecie reki, a jednak jest to poza zasiegiem, czyms co pozostaje w sferze marzen. Ale sie trzymam. Pytanie: I co z tego? To wartosc sama w sobie?


Dla mnie samotność... osamotnienie, to jedne z najgorszych rzeczy jakie znam – ja choruję z potrzeby bliskiego, dobrego kontaktu z drugim człowiekiem, z potrzeby bycia przyjętym, zaakceptowanym, zrozumianym, docenionym, a może nawet czasem podziwianym, chcianym, upragnionym, pożądanym... ;) Ciągle jeszcze NIE RADZĘ SOBIE W PEŁNI z tymi potrzebami, nie potrafię ich w wystarczającym stopniu zaspokoić ani sprowadzić ich do rozsądnego wymiaru... – wiem, że czasami przesadzam, jednak staram się nie napadać na siebie z tego powodu. Wiem też, że dopóki jestem trzeźwy i nienaćpany, dopóty mam WIĘKSZĄ SZANSĘ na realizację moich pragnień i zaspokajanie potrzeb... Ponadto nie grozi mi powolna autodestrukcja a przeciwnie – mam większą szansę na rozwój i spełnienie chociaż w części swoich marzeń... No i wiem już, że przez pewien czas udawało mi się to w życiu lepiej niż się tego wcześniej spodziewałem. I wiesz, że kiedy wspominam różne okresy mojego życia, to jednak mam poczucie, że jest to życie ciekawe, choć pełne trudności i różnych cierpień oraz życie, w którym udało mi się jednak w pewnej mierze zrealizować siebie i własne pragnienia... To mnie ciągle jeszcze nie satysfakcjonuje (mało mi oczywiście... :D) poza tym teraz kiedy zmagam się znowu z lękami i depresją, no to rzecz jasna znowu jestem dużo bardziej sfrustrowany, wkurwiony i rozgoryczony, ale... mój Boże, są ludzie bez nóg, bez rąk, z nowotworami, bezdomni, chorzy psychicznie skazani na przewlekłe leczenie w szpitalu, itp. No a ja mam zaburzenia emocjonalne tego rodzaju, które utrudniają mi życie... Cóż., każdy ma własne problemy i jeśli chce się z nich chociaż w jakiejś mierze uwolnić i poczuć także słodki smak życia, to musi (i może!!) podjąć zmagania i zmierzyć się ze sobą i życiem niczym dzielny wojownik, bo alternatywą są nałogi, destrukcja, samobójstwa, itp. Wybór wydaje się w gruncie rzeczy prosty, choć wiadomo – trudne jest życie, w którym czeka nas wieloletnie zmaganie się z własnymi poważnymi trudnościami i walka o lepsze samopoczucie i życiowe funkcjonowanie, bo... ktoś zrobił nam krzywdę (i to na dodatek jeszcze najbliższe osoby) na samym starcie i obciążył nas takim bagażem, który nieść jest cholernie ciężko i słabym pocieszeniem jest myśl, że często na przykład nasi rodzice zrobili to nieświadomie i nawet nie ze złej woli a z własnej głupoty, ograniczenia czy z powodu własnych nałogów i psychicznych problemów... Jednak trzeba też przyznać, że życie, któremu nieodłącznie towarzyszą tego rodzaju zmagania jest także życiem ciekawym, nie idącym utartymi torami i być może dającym potencjalnie szansę na doświadczeniu wielu ważnych dla człowieka rzeczy (w tym także tych dobrych, przyjemnych, rozkosznych i niosących szczęście), które ludzie nie obciążeni tego rodzaju bagażem doświadczają może w inny, prostszy sposób lub też pewnych doświadczeń z tego obszaru w ogóle nie posiadają...

Strasznie się cieszę, że się trzymasz Legionnaire, bo wydaje mi się, że w pewnych obszarach rozumiem Cię prawie tak dobrze jak samego siebie i... solidaryzuję się z Tobą. Martwię się tylko, czy bez większego wsparcia uniesiesz to wszystko na dłuższą metę, czy nie będziesz się przewracał i zniechęcał raz po razie... Może jednak warto by było pomyśleć o czymś więcej niż tylko rozmowa tutaj z nami drogą internetową? Może można by było sobie zapewnić jeszcze inne wspierające relacje z ludźmi, tak by w większym stopniu dostępna była możliwość poczucia kontaktu z drugimi człowiekiem, dzielenia się doświadczeniem, wzajemnego wspierania, itp.

Dziękuję Ci za miłe słowa, które wypowiedziałeś do mnie wcześniej :) Trzymam za Ciebie kciuki i duchem jestem z Tobą, bo mimo wszystkich Twoich problemów, słabości i wewnętrznej uczuciowej burzy, która czasami może sprawiać nieprzyjemne wrażenie lub budzić lęk... jest mi do Ciebie jakoś blisko w pewnych obszarach i podobasz mi się pod wieloma względami jako człowiek – w każdym razie... bardziej niż niejeden wygładzony i pozornie bezproblemowy dupek chodzący po tym świecie, którego życie sprowadza się jedynie do beznamiętnych nudnych schematów i egocentrycznej codziennej krzątaniny... :P

p.s.

AAAAAaaaaa ratunku!! ale to długie mi wyszło... że aż nie wiem kurcze czy to się jeszcze daje przeczytać... :lol:
Avatar użytkownika
Filemon
 
Posty: 3820
Dołączył(a): 2 gru 2007, o 20:47
Lokalizacja: Matka Ziemia :)

Postprzez Legion » 27 mar 2008, o 22:29

Przeczytalem, dalem rade :) Coz...rowniez dziekuje za mile slowa. Na dzien dzisiejszy postanowilem, ze pojde na terapie, aczkolwiek nie bedzie to terapia stricte uzaleznien, ale terapia nerwicy. Ludzie, ktorzy mieli ze mna do czynienia troche twierdza, ze jestem klasycznym przykladem neurotyka (niska samoocena, duze hustawki emocjonalne, zewnatrzsterowalnosc, uzaleznianie swojej samooceny od tego jak widza mnie inni, intensywne przezywanie emocjii i koncentracja na nich , szczegolnie tych negatywnych). Szczerze powiedziawszy, to nie jestem pozytywnie nastawiony do terapii, ale musze cos zrobic. Bo jesli nic nie zrobie, to poplyne bardziej. Najlepiej uczyc sie nowych zachowan, postaw poprzez nasladowanie. Ciezko bedzie cos zmienic sama rozmowa. No ale sprobuje. Najwyzej jak stwierdze, ze nic mi to nie daje, to zrezygnuje. Na wiosne planuje zapisac sie na kurs tanca - ruch poprawia krazenie oraz samopoczucie. Na razie to plany. Mam nadzieje, ze bede mial wystarczajaco duzo motywacji, aby wytrzymac w tych postanowieniach. Wazne, aby trafic na dobrego czlowieka - celowo nie pisze psychologa, terapeute. Nie bede tak na to patrzyl.

Wczoraj kupilem sobie ksiazke - "Rok w Monarze". Chcialem poczytac troche osobistych przezyc kogos, kto walczy z nalogiem, z wlasnymi slabosciami, lekami. Moze to byc jakas forma podpory w osobistej walce.
Legion
 

Postprzez ewka » 28 mar 2008, o 01:04

Z wielkim zainteresowaniem Was czytam, Fil i Leg. I czyta mi się miło;) Miło się czyta Twoje Fil wyważenie... i Twoje Leg "w chuj", bo jakbyś cały Ty w tym był.
Będę czytać dalej, jeśli pozwolicie;)
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez agik » 28 mar 2008, o 01:06

No... :)
Legionnaire- zaimponowałes mi.
Nieczesto pisże na tym forum- jak mnie cos mocno poruszy tylko.
Budzisz moja sympatię, mimo tego, że wystawiasz kolce na pół metra.
Zdarzało mi się odpowiedziec Ci ostro, ale nie dlatego, że mam potrzebę dokopania komuś. Nie, nie.
Mimo Twoich bluzgów, rzucania "chujami"- widzę w Tobie coś bardzo ...hmm..dobrego.
Bardzo się ciesze, ze zadajesz pytania, bardzo się cieszę, ze cos chcesz zrobić.

Trzymam mocno kciuki
agik
 
Posty: 4641
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 16:05

Postprzez Legion » 28 mar 2008, o 01:51

agik napisał(a):Bardzo się ciesze, ze zadajesz pytania, bardzo się cieszę, ze cos chcesz zrobić.

Trzymam mocno kciuki


Ja rowniez sie ciesze, ze ty sie cieszysz moja radoscia :)
Legion
 

Postprzez bunia » 28 mar 2008, o 02:01

Czeka Cie ciezka praca.....mam nadzieje,ze polubisz inne,nowe zycie....kiedy poczujesz ten smak bedzie latwiej.
Avatar użytkownika
bunia
 
Posty: 3959
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 09:19
Lokalizacja: z wyspy

Postprzez Filemon » 28 mar 2008, o 18:52

heh... no to widzę Legionnaire, że jest szansa, że 27 marca w przyszłym roku... spotkamy się by poświętować Twoją pierwszą rocznicę wolności od chemii... :) Twoje plany wydają mi się całkiem sensowne i rokujące nadzieję na sukces...

no w każdym razie... jak się tu pojawisz i zaprosisz na jakieś dobre ciacho + kawkę, to... nie wiem jak pozostali Państwo ;) ale ja na pewno się stawię :D

ale by było super :pocieszacz: bosssh... żeby i mnie do tego czasu też się co najważniejsze sprawy ułożyły i żebym czuł się lepiej - tak jak niegdyś, ech... to by był szczyt szczęścia! :)

a jak znam życie, to... całkiem, całkiem to wszystko niewykluczone...

Legionnaire, tylko nie zwlekaj - wcielaj w życie to co sobie zaplanowałeś... - nawet jeśli będzie Ci szło ciężko i opornie - bo przecież, że pójdzie nam jak po masełku, to chyba żaden z nas się nie łudzi... co nie? ;)
Avatar użytkownika
Filemon
 
Posty: 3820
Dołączył(a): 2 gru 2007, o 20:47
Lokalizacja: Matka Ziemia :)

Postprzez Megie » 28 mar 2008, o 19:21

:kwiatek2: :slonko: :buziaki:

To ja wklejam dla Ciebie Legionnaire Kwiatka, sloneczko i buziaki

Tak mnie ucieszyly Twoje postawione cele...

pozdrawiam
Megie
 
Posty: 1479
Dołączył(a): 11 maja 2007, o 15:24
Lokalizacja: nie wiem skad..

Postprzez pukapuk » 28 mar 2008, o 20:01

:ok: :oklaski:
pukapuk
 

Postprzez oksymoron » 29 mar 2008, o 06:59

Powodzenia :ok: :oklaski: !!! Trzymam kciuki !!!!
oksymoron
 
Posty: 35
Dołączył(a): 15 gru 2007, o 20:38
Lokalizacja: trójmiasto

Postprzez Filemon » 3 kwi 2008, o 22:45

Legionnaire, a co tam u Ciebie...? jak się obecnie czujesz? dajesz radę?

ja mam ostatnio dołowanie, ale jakoś przetrzymuję i czuję, że się z tym uporam ;)

myślę czasem o Tobie i trzymam kciuki - pozdrawiam! :)
Avatar użytkownika
Filemon
 
Posty: 3820
Dołączył(a): 2 gru 2007, o 20:47
Lokalizacja: Matka Ziemia :)

Postprzez Legion » 4 kwi 2008, o 16:02

Ja mam swoja j.... samotnosc. I z nia sie zmagam. Wiecej nie napisze, bo i po co? Nikt tego nie zrozumie.
Legion
 

Poprzednia strona

Powrót do Uzależnienia

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 319 gości

cron