przez Sansevieria » 9 kwi 2014, o 16:38
Człowiek, który bierze odpowiedzialność za swoje życie oraz jest współodpowiedzialny za życie własnego dziecka nie moze funkcjonować oraz podejmować decyzji pod presją lęku i strachu. A Ty jak sam piszesz jesteś na maksa zastraszony. I to jest to, co trzeba przerwać - i w tym Ci pomoże terapia o ile ją zaczniesz.
Warto też określić priorytety. W tej rozmowie już widać, ze ewidentnie w priorytetach na czoło stawki wysuwa się teściowa. A powinny nimi być równolegle relacja z żoną oraz dobro dziecka. To są sprawy, na których mąż i ojciec sie powinien skupić przede wszystkim. Nie zebym Cię oskarżała, piszę co widzę i co jest do zmiany - to też jest temat na terapię. Już mi żal Waszej córeczki.
Wiedza o tym kto pociąga za sznurki moze byc o tyle przydatna, że ileś sznurków winno się znaleźć w Twoich rączkach, ale do tego trzeba sie zwyczajnie nie bać. Między innymi odsunięcia teściowej na daleki plan życiowy z wszelkimi tego konsekwencjami. Jak dla mnie priorytetów jest ileś tam, a wśród nich jest wyprowadzka od teściów oraz usamodzielnienie sie Was jako małżeństwa.
Poddajesz się w momencie, w którym na przykład obraza skutkuje tym, że się podporządkowujesz zamiast olać tą obrazę i robic po swojemu. Że tłumaczysz coś teściowej jak Marcin głuchej oraz niedorozwiniętej krowie na miedzy. Tracąc czas oraz energię. O nerwach nie wspominając.
Podejmujesz decyzje i żyjesz z ich konsekwencjami nie zwalając nic na innych. Ok. A czy aby na pewno podejmujesz te właściwe decyzje dobre dla Ciebie , żony, dziecka? Nie tylko idzie o ponoszenie konsekwencji ale też o to jakich decyzji konsekwencje ponosimy. Ponoszenie nawet trudnych konsekwencji dobrych decyzji jest ok, ale ponoszenie konsekwencji decyzji niedobrych to trochę bez sensu jest.
Piszesz - mamy przyczynę, ale osoba jest zbyt uparta. To pozostaje wyautować osobę. Odsunąć na margines. Też decyzja, z calą pewnoscią niosąca za sobą duże konsenkwencje, ale przynajmniej sensowna. Ja trafiasz na ludzi "co Cię tak traktują" to po próbie porozumienia zwyczajnie podejmujesz następną decyzję - z tymi ludźmi nie idzie się dogadać. Jak ktoś wchodzi na Twój teren to albo jesteś w stanie skutecznie go nie wpuścić albo też wpuszczasz. To akurat jest Twój wybór, bo teren jest Twój. Od strony teoretycznej możesz wrzasnać "wyp...z mojego terenu" (to tak obrazowo a przenośnie) albo uprzejmie prosić o nienaruszanie. Uprzejmie nie idzie - trza nieuprzejmie. I tu się z jakichś powodów coś w Tobie zacina i do takiego radykalizmu wydajesz sie nie być zdolny. Czemu nie umiesz skutecznie bronic swojego terenu - to też jest temat na terapię.
Rani Cię, że "tak mówią"? A wpadłeś na koncept, że zamiast czuc sie zraniony mógłbys ( teoretycznie) czuć się na przykład wściekły oraz wkur...ny?